Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14: List z Hogwartu

Dwa dni później obudziło go ciche brzęczenie. Sen Remusa był tej nocy bardzo niespokojny, więc bez problemu wybudził się i zdał sobie sprawę, co się dzieje. Dzień wcześniej rzucił na pokój Ginny zaklęcie, które miało go informować, kiedy dziewczyna opuszczała pomieszczenie. Zrobił to co prawda bez jej zgody, ale uznał, że w ten sposób obydwoje będą bezpieczniejsi. Wolał nie myśleć, co się stanie, kiedy panna Weasley opuści bez słowa dom.

Mężczyzna wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Uchylił je cicho i wyjrzał na pogrążony w mroku korytarz. Dopiero po dłuższej chwili w ciemnościach dostrzegł zarys sylwetki Ginny.

– Ginny?

Nie odpowiedziała.

Szła pomału i bezszelestnie. Nie oświetlała sobie drogi różdżką. Remus zauważył, że nadal lekko utyka na prawą nogę. Miała na sobie krótkie spodenki, które odsłaniały opatrunek na udzie, a dodatkowo prezentowały silne i ładnie zarysowane mięśnie nóg.

Mężczyzna chciał ją zawołać, zapytać, czy wszystko w porządku, ale zrezygnował, kiedy zaczęła powoli schodzić po schodach. Nie trzymała się poręczy, po prostu szła pewnym krokiem. Remus ruszył za nią.

Kiedy kroczył po jej śladach, zdał sobie sprawę, że Ginny lunatykuje. W innym wypadku usłyszałaby jego ciężkie kroki i obróciła się. Wstrzymał oddech, kiedy przeszli przez salon i doszli aż do drzwi wyjściowych.

Dziewczyna najpierw nacisnęła na klamkę, a potem zaczęła majstrować przy zamku. Remus obserwował ją w skupianiu. Wrota były dobrze zabezpieczone zaklęciami, których ona raczej nie znała. A nawet jakby, to i tak nie wyciągała różdżki.

Po dłuższej chwili Ginny cofnęła się o krok i odwróciła. Dopiero w tym momencie Remus zdał sobie sprawę, że ma otwarte szeroko oczy i wpatruje się w otaczającą ją ciemność. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, kiedy skierowała swoje kroki do salonu, a potem powoli weszła po schodach i bez problemu doszła do swojego pokoju. Zamknęła nawet za sobą drzwi.

Lupin przez chwilę stał na korytarzu i nasłuchiwał. Wolał się upewnić, czy aby na pewno nie dzieje się nic niepokojącego i uchylił lekko drzwi. Zajrzał do środka i z ulgą stwierdził, że Ginny wróciła do łóżka.

Bezszelestnie podszedł do niej i przyjrzał się jej pogrążanej we śnie twarzy. Oddychała spokojnie, a jej piersi unosiły się delikatnie. Wydawało mu się, że byłoby łatwiej, gdyby tylko wiedział, co siedzi w jej głowie.

* * *

Remus Lupin sączył herbatę małymi łykami. Napój był gorzki i gorący, zupełnie niepodobny do tego, który zawsze parzył. Torebka stanowczo zbyt długo moczyła się w gorącej wodzie. Przez chwilę pomyślał, że będzie musiał dać Ginny porządną lekcję parzenia herbaty.

Jego wzrok mechanicznie powędrował w jej kierunku. Stała przy jednym z blatów i roztrzepywała kurze jajko. Mieszkała u niego od tygodnia i dziś uparła się, że sama przygotuje śniadanie. Według mężczyzny to było dosyć dziwne. Ciągle nie mógł się do końca przyzwyczaić, że ma pod swoim dachem młodą dziewczynę zamiast ukochanej żony.

Ginny różniła się od Tonks. Była zaradna i samodzielna, nie robiła tyle hałasu i miała lepszą koordynację ruchową. Ale miały też jedną wspólną cechę – uwielbiały gadać. Ich buzie mogły się w ogóle nie zamakać. Lupin nieświadomie poznał wszystkie jej koleżanki, wiedział, która w kim się kochała i jaki przedmiot lubiła najbardziej. Oczywiście niektóre z owych panien pamiętał z czasów, kiedy uczył w Hogwarcie, ale nadal nie mógł się nadziwić, że tamte małe dziewczynki tak szybko wyrosły.

Lupina jednak coraz bardziej martwiło jej lunatykowanie. W ciągu siedmiu dni wstawała przez trzy noce. Za każdym razem wszystko wyglądało tak samo. Po omacku szła w stronę drzwi i próbowała je otworzyć. Nigdy jednak nie wyciągała różdżki. Remus zastanawiał się, co by było, gdyby pewnego dnia nie zamknął drzwi. Szybko jednak uświadomił sobie, że pomysł nie należał do najlepszych. Prawdopodobnie szłaby przed siebie tak długo, aż starczyłoby jej sił, tak jak wtedy – w Norze.

– Chciałam zrobić omlet owsiany. – Wyrwał go z zamyślenia jej spokojny głos. – Ale nie znalazłam mąki i trochę się rozwalił.

– Sprawdzałaś w spiżarni? – spytał, odstawiając herbatę.

– Tak, tam też nie ma... – stwierdziła, wzruszając ramionami.

Jej długie, rude włosy opadały na plecy. Sięgały prawie do ud, a Remus zaczął się zastanawiać, czy to możliwe, że w ciągu tygodnia urosły aż tak bardzo. Przecież jeszcze niedawno mógł bez problemu patrzeć na jej pośladki. Jego myśli niespodziewanie powędrowały w kierunku zmarłej żony. Tonks miała ciało dokładnie takie, jakie chciała. Bez wyrzeczeń i ćwiczeń mogła prezentować wysportowane mięśnie. Natomiast Ginny wypracowała wszystko w długich i mozolnych godzinach treningu, a nie poprzez jedno pstryknięcie palcami.

– Czy pan mnie w ogóle słucha? – spytała, odwracając się gwałtownie.

Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem brązowych oczu. Była tak bardzo podobna do Molly... a kiedy położyła dłonie na biodrach, Remus mógł przysiąc, że jej matka dokładnie tak wyglądała w młodości.

– Zamyśliłem się... – przyznał, zmuszając się do uśmiechu.

Z jej piersi wyrwało się ciche westchnienie, a potem ponownie odwróciła się do niego plecami. Był mężczyzną, a ona piękną dziewczyną. Nie grzeszył, kiedy jego wzrok uciekał. Jej nietypowa uroda na pewno pociągała wielu mężczyzn.

– Mówię, że przydałoby się zrobić zakupy – powtórzyła.

– Mhm...

Ginny znów się odwróciła i przewróciła oczami. A potem postawiła przed nim talerz z czymś, co według niej miało być omletem owsianym. W efekcie wyglądało bardziej na jajecznicę. Sama też usiadła przed nim ze swoją porcją.

– Smacznego – powiedziała krótko.

Remus skinął głową i spróbował. I w jednej chwili cały jego idealnie utkany obraz podobieństw do Molly prysnął jak bańka mydlana. Spodziewał się, że pomimo słabego wyglądu, danie będzie pyszne. Niestety... omlet był stanowczo zbyt słodki, a płatki za krotko moczyły się w wodzie i Lupin omal nie połamał sobie na nich zębów.

– To jest bardzo dobre – skłamał z grzeczności.

Ginny prychnęła głośno i pokręciła z niedowierzaniem głową.

– Żartuje pan? – zapytała. – Wszyscy moi bracia gotują lepiej ode mnie. Proszę mi wierzyć, nie nadaję się do prac domowych.

Kiedy to powiedziała, Lupin znów miał przed oczami Dorę. Jej nieporadność i nieumiejętne rzucanie zaklęć sprzątających. Przypomniał sobie, jak kiedyś tak zaczarowała mopa, że ten zaczął wycierać sufit. Zawsze wspominali tę chwilę, aby się pośmiać i rozładować napięcie.

Remus mimowolnie uśmiechnął się cierpko. Potem zauważył, że Ginny przygląda mu się dokładnie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, to ona pierwsza opuściła wzrok, a na jej twarzy pojawił się delikatny, szkarłatny rumieniec, którego nie potrafił zrozumieć.

– Czy przejrzał pan już tę książkę? – spytała po chwili, przeżuwając dokładnie swoje śniadanie. Twarde płatki zgrzytały między zębami.

– Tak, dość wnikliwie – przyznał.

– Ach... i?

Znów uniosła wzrok. Jej oczy zalśniły.

– I nie sądzę, aby okazała się pomocna. Jest dość stara i podejrzewam, trzeba się liczyć z błędami, które mogą w niej wystąpić. A poza tym jest to wiedza dość obiektywna, gdyż sam autor zaznacza, że nie zna nikogo, kto żyłby bez serca dłużej niż rok.

– Tak, ale...

– Co więcej, ta książka w żaden sposób nie pomoże nam znaleźć ani serca, ani osoby, która je wycięła – dokończył z powagą.

– Tak, ale... – wtrąciła po raz drugi Ginny. – Skoro Lucjusz Malfoy wiedział, co się stało, i próbował mnie nią skusić, to znak, że śmierciożercy maczali w tym palce.

Remus pokręcił głową, nie spuszczając wzroku z jej twarz.

– A po co mieliby to robić? – spytał. – Posłuchaj, zgadzam się, że zwolennicy Voldemorta mogli znać prawdę, ale nie wierzę, że to oni wycięli serce Harry'ego. A jeśli bazowaliby tylko na tej książce, to myśleliby, że w ten sposób dają swojemu największemu wrogowi nieśmiertelność. To chyba byłoby dość sprzeczne z ich ideą.

Ginny westchnęła i postukała palcem w blat stołu. Mężczyzna obserwował, jak marszczy lekko zadarty, piegowaty nos i bije się z myślami. Teraz miał okazję, aby poruszyć temat, z którym udał się do niej jakiś czas temu.

– Sugeruje pan, że...

Nie dokończyła. Przez uchylone, kuchenne okno wleciała niewielka sowa. Zrobiła kilka kółek nad stołem, a potem wylądowała tuż przy talerzu Ginny. Dziewczyna popatrzyła na Remusa, ale ten tylko wzruszył ramionami. Ostrożnie odwiązała list z nóżki sowy, mając nadzieję, że zwierze jej nie dziabnie.

Kiedy trzymała już wiadomość w ręce, ptak odleciał, nie czekając na ewentualną odpowiedź.

Panna Weasley przyjrzała się białej kopercie. Uniosła ze zdziwieniem brwi, kiedy dostrzegła znaną jej pieczęć Hogwartu. Przełamała ją bez słowa i wyjęła ze środka zapisany pergamin.

– To ze szkoły – poinformowała Remusa, czytając w pośpiechu.

Szanowna panno Weasley,

Mam zaszczyt poinformować Panią, że kończą się prace nad odbudowaniem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, co oznacza, że od września będzie Pani mogła kontynuować naukę. Jednak z racji tego, że poprzedni rok szkolny nie został oficjalnie zakończony, a wielu uczniów porzuciło naukę już w jego trakcie, jako nowy dyrektor Hogwartu jestem zmuszona ustalić termin egzaminów, które zadecydują o tym, którą klasę Pani rozpocznie.

Na dzień dzisiejszy egzaminy rozpoczną się 20 sierpnia i prawdopodobnie potrwają przez tydzień. O dokładnym harmonogramie i miejscu ich przeprowadzenia zostanie Pani poinformowana wkrótce.

Z wyrazami szacunku

Minerwa McGonagall

Ginny odczytała list trzy razy, a jego treść nadal brzmiała, jakby została zapisana w obcym języku. Kiedy w końcu odczytała jego przekaz, jęknęła głośno, czując, jak żołądek wiąże się w ciasny supeł. Spojrzała na swój niemal pusty talerz i pożałowała, że zjadła wszystko tak łapczywie.

– Złe wieści? – spytał Remus, sącząc powoli niesamowicie gorzką herbatę. Zastanawiał się nawet, czy nie posłodzić jej miodem. O ile w ogóle miał jeszcze miód...

– Prawie odbudowali Hogwart – rzekła posępnie.

– To chyba dobrze.

Dziewczyna uniosła wzrok i popatrzyła na jego twarz. Była szara i zmęczona, zupełnie nie pasowała do mężczyzny w jego wieku. To tak jak Syriusz – pomyślała. – On też wyglądał na starszego. To tak jak ja na zdjęciu Colina...

– Tak – przyznała krótko. – Od września będę mogła wrócić do szkoły.

Lupin nie rozumiał jej posępnej miny. Ginny jednak nie miała ochoty na tłumaczenia i bez słowa podała mu otrzymany list. Mężczyzna przeczytał go uważnie, a potem uśmiechnął się delikatnie.

– Nie uczyłaś się? – zapytał.

– Od przerwy wielkanocnej byłam w domu. Ukrywaliśmy się u ciotki Muriel, a tam jakoś nie miałam głowy do nauki. Zresztą, nawet w Hogwarcie było z tym ciężko. To miło ze strony McGonagall, że daje nam szansę, ale coś czuję, że swoją zaprzepaszczę. Cholera, gdybym była na siódmym roku, to odklepałabym owutemy i miałabym wszystko z głowy, a tak będę powtarzać jeszcze dwie klasy...

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach, a Remus w pierwszej chwili miał wrażenie, że zaczęła płakać. Po minucie jednak znów się wyprostowała, a jej oczy były suche.

– Już wiem – rzekła, nie dając mu dojść do słowa. – Rzucę szkołę. Po co mi szkoła...

– No coś ty, nawet tak nie mów – oznajmił krótko.

– Dlaczego? Skoro chcę wiązać swoją przyszłość z quidditchem, to po co mi na przykład eliksiry? O rany... po co ja w ogóle wybrałam eliksiry?! To wszystko przez Slughorna, gdyby nie te jego chore podwieczorki, to nawet bym o tym nie pomyślała.

Remus z trudem powstrzymywał uśmiech. Prawdopodobnie Ginny nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo komicznie wygląda w tym momencie. Energicznie wstała z krzesła i zaczęła nerwowo chodzić wokół stołu.

– Moim zdaniem warto zakończyć szkołę – oznajmił, kiedy nalała sobie szklankę wody. – Może faktycznie wysoki wynik z egzaminów nie przyda ci się w grze, ale warto mieć jakiś plan zapasowy. W razie czego...

Dziewczyna prychnęła, choć najwyraźniej zaczęła rozważać jego słowa.

– Nie wrócę do Hogwartu, dopóki nie odnajdę serca Harry'ego – powiedziała po chwili.

Lupin westchnął i pokręcił głową.

– Musisz myśleć o sobie. Poza tym mamy jeszcze trochę czasu. A co do egzaminów, to nie przejmuj się tak bardzo, pomogę ci się przygotować. Tylko z tymi eliksirami może być kłopot, bo nigdy nie byłem w nich najlepszy.

Remus przez chwilę zastanawiał się, dlaczego jej to zaproponował. Ona najwyraźniej też się zdziwiła, bo uniosła brwi, spoglądając na niego badawczo. A potem jęknęła głośno.

– Super – burknęła. – Dzięki temu będę miała większe wyrzuty sumienia, jak ich nie zdam.

– Ginny, zapamiętałem cię jako zdolną uczennicę – oświadczył, mając nadzieję, że poprawi jej trochę humor.

Podziałało. Kąciki jej warg wygięły się w delikatnym uśmiechu, a potem znów usiadła przy stole i upiła łyk herbaty. Skrzywiła się.

– Poproszę Rona, aby dostarczył mi podręczniki – oznajmiła. – A co do eliksirów... może McGonagall przymknie oko na jeden przedmiot?

– Zobaczymy... ale wiesz, co mnie zastanawia? Czy Snape dostanie ponownie posadę nauczyciela. A jeśli tak, to...

– O nie! – przerwała mu, podnosząc głos. – Umrę w klasie owutemowej z eliksirów, którą poprowadzi Snape.

– A w klasie owutemowej z obrony przed czarną magią, którą poprowadzi Snape?

Zamyśliła się, napinając mięśnie twarzy, a potem rozluźniła je w delikatnym uśmiechu.

– A z obrony chętnie nauczę się czegoś ponad program, aby utrzeć mu nosa – rzekła krótko, wylewając herbatę do zlewu.

Remus uśmiechnął się nieznacznie, czując dziwne mrowienie, kiedy znów odwróciła się do niego tyłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro