08: Nocne wspomnienia
Noc, która szczególnie utkwiła w pamięci Ginny Weasley, była wyjątkowo ciepła. Rzadko się zdarza, aby w Anglii po zmroku było aż tak duszno, a tym bardziej w sierpniu. Dziewczyna miała wówczas czternaście lat i wraz z rodziną opuściła Norę, aby w pełni zaangażować się w ruch walki z Voldemortem. To znaczy, jej rodzice i bracia mieli się angażować, bo ona jak zwykle była ślicznym dodatkiem, którego nie można narażać na niebezpieczeństwo.Grimmauld Place 12 było nową kwaterą główna Zakonu Feniksa. Syriusz wiedział, że nie może lepiej się przydać, jak tylko 'wypożyczając' miejsce spotkań. Mężczyzna był uziemiony. Nie mógł opuścić domu jako człowiek, gdyż mogłoby to się skończyć złapaniem przez aurorów. Ta bezczynność go denerwowała, jednak starał się zachowywać choć resztki godność i robić dobrą minę do złej gry.Ginny najbardziej nienawidziła wieczorów, w których odbywały się spotkania członków Zakonu. Kilkanaście odważnych, pewnych siebie osób siadało przy długim stole i obradowało. Matka nie musiała już prosić dziewczyny o opuszczenie sali, panna Weasley sama wiedziała, że ma wyjść. Nie robiła żadnych scen, nie sprzeczała się, widziała, że skoro do tej pory jej nie wyszło, to i teraz nic nie wskóra.Była zła. Miała poczucie odtrącenia, jakby nikt nie zamierzał liczyć się z jej uczuciami. Czy to tak ciężko zrozumieć, że ona też chciała jakoś pomóc? Może i była jeszcze młoda, ale choćby najmniejsza doza zaufania wiele by dla niej znaczyła. Harry, Ron i Hermiona nie byli wiele starsi, a jednak ich dołączenie do Zakonu Feniksa nie podlegało żadnym wątpliwościom.Ta noc była kolejną, w której nie mogła zasnąć. Pokój był pusty. Normalnie dzieliła go razem z Hermioną, jednak dziewczyny nie było, co prawdopodobnie oznaczało, że znów potraktowała ją w typowy dla siebie sposób i bez słowa wyjaśnienia zamknęła się ze swoimi przyjaciółmi, aby omawiać plan ratowania świata. To było takie proste, takie błahe, że Ginny już wcale to nie dziwiło.Stała przy otwartym oknie. Marzyła, aby choćby lekki wiatr ochłodził jej poczerwieniałe ze złości policzki. Było jej ciepło, cienka koszulka przykleiła się do jej spoconego ciała. Miała dość tego miejsca, dość brudnych pomieszczeń i wszechobecnego kurzu. Chciała wracać do domu i stamtąd oglądać usłane gwiazdami niebo. Na podwórzu Nory było ich znacznie więcej niż tutaj.Z rozmyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła się mechanicznie akurat w momencie, kiedy w wejściu pojawiły się czujne, czarne oczy Syriusza Blacka. Westchnęła głośno, widząc jego wychudzoną sylwetkę i długie, ciemne włosy.Wszedł do pokoju i cicho zamknął za sobą drzwi. Bez słowa usiadł na łóżku z odgarniętą na bok pościelą. W ciemnościach widziała, jak patrzy puste łóżko Hermiony, a potem na jej ciało, oparte o parapet. W tamtym momencie Ginny po raz pierwszy w życiu poczuła, że zmienia się z małej dziewczynki w kobietę.- Coś się stało? - zapytała.- Nic... - odpowiedział przeciągle. - Przechodziłem obok pokoju Harry'ego i Rona i usłyszałem stamtąd głos Hermiony. Zastanawiałem się, czy jesteś tutaj sama.Ginny zaśmiała się nerwowo, jednak szybko umilkła, bojąc się, że niepotrzebnie przywoła do pokoju rodziców albo kogoś z rodzeństwa.- A z kim mam być? - odparła, zamykając okno, które i tak nie dawało jej nawet najmniejszego uczucia chłodu.- No tak, to było głupie pytanie. Chciałem jakoś zacząć rozmowę...Przez chwilę przez jego twarz przeszedł szczery uśmiech. Dziewczyna widziała, że nie spuszcza z niej wzroku, a w jego oczach było coś, czego nie potrafiła opisać. Przełknęła głośno ślinę.- Nie mogłeś poczekać z rozmową do rana? - spytała półszeptem, siadając na kamienny parapet. Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego nie chce do niego podejść.- Mogłem – rzekł, uśmiechając się chytrze. - Ale nie mogłem spać i widzę, że ty też nie mogłaś. Więc może chcesz pogadać?- Pogadać? Na Merlina, gdybyś był kimś innym, to pomyślałabym, że przysłała cię moja matka... - Dziewczyna dostrzegła zdziwienie na twarzy mężczyzny, ugryzła się w język i zaczęła nerwowo się tłumaczyć. - To znaczy, nie w tym sensie kimś innym. Chodzi mi o to, że mama uważa cię za trochę mało...- Dorosłego? - dokończył za nią rozbawiony jej zakłopotaniem.- Można tak powiedzieć...- Nie martw się, nie przysłali mnie twoi rodzice. Dumbledore coś napomknął, Remus dodał, wiesz, tak od słowa do słowa.- Obgadujecie mnie? - spytała, czując, jak jej policzki robią się coraz bardziej czerwone. Serce zabiło jej szybciej.- Bez przesady. Rozwialiśmy o tobie, to chyba nie jest zakazane? Po prostu słyszałem o twojej historii.Dziewczyna spochmurniała. Opuściła głowę, pozwalając kurtynie rudych włosów opaść na twarz. Przełknęła łzy, które za wszelka cenę chciały popłynąć po zaczerwienionych, obsypanych piegami policzkach. Pod żadnym pozorem nie mogła im na to pozwolić.Nawet nie usłyszała, jak Syriusz wstał z łóżka i podszedł do niej. Bez słowa przysiadł na parapecie. Nie objął jej ramieniem i za to była mu wdzięczna.- Wiem, że to bez sensu – szepnęła, czując narastającą gule w gardle. - Przeżyłeś coś o wiele gorszego ode mnie.- To zależy od punktu widzenia.Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Zdziwiona uniosła głowę i spojrzała prosto w jego czarne oczy. Widziała w nich współczucie, smutek, ból, tęsknotę... żadnej radości, którą tak bardzo chciał sprzedać światu.- Syriuszu – szepnęła tak cicho, że zrozumiał ją tylko dlatego, że patrzył na jej pełne, brzoskwiniowe wargi. - Ja wtedy umarłam, aby odrodzić się na nowo. Rozumiesz?Dopiero po tych słowach z jej oczu popłynęły strumienie gorących łez. Mężczyzna otarł je wierzchem dłoni, a ona zasłoniła usta. Miała dopiero czternaście lat. Była czternastolatką, która czuła się o wiele starzej. W tamtym momencie miała wrażenie, że nikt nie rozumie jej tak dobrze jak Syriusz, dlatego też nie protestowała, kiedy objął ją swoim wychudzonym ramieniem.- Podziwiam cię – rzekł. - Ja też kiedyś umarłem, potem się odrodziłem, a teraz mam wrażenie, że znów się spalam.- Nie mów tak – oburzyła się. - Dopiero teraz możesz zacząć nowe życie.- Ginny... jesteś jeszcze młoda... za młoda.- Nie jestem dzieckiem.- Nie to miałem na myśli. Bardzo chciałbym cofnąć czas i znów mieć dwadzieścia lat. Pomimo wojny, to były naprawdę piękne czasy.- Miałeś dziewczynę?Syriusz nie odpowiedział na to pytanie. Uśmiechnął się tylko tajemniczo, jakby wracał myślami do lat swojej młodości. Ginny bała się przerwać tę intymną chwilę jakimkolwiek głupim tekstem czy gestem. Siedziała cicho z zaciśniętymi wargami, zastanawiając się, czy będzie jej dane poznać więcej szczegółów tej historii.- Nie wiem, czy była moją dziewczyną, czy Remusa – powiedział w końcu. - To trudne pytanie. Przez pewien czas mieszkaliśmy razem, w trójkę i...- Przestań – jęknęła, czerwieniąc się. - Nie chcę znać szczegółów.- Nie przedstawiłbym ci ich, nie martw się.Ginny chciała zapytać o tę dziewczynę, jednak podświadomość podpowiadała jej, że nie jest to najlepszy w tym momencie temat. Wyślizgnęła się z uścisku Syriusza i usiadła na szerokim parapecie w siadzie skrzyżnym, przodem do niego.- Pytałeś, czy coś mnie trapi – zmieniła temat.- W sumie to nie pytałem, ale możemy uznać, że miałem taki zamiar – odpowiedział.- Nieważne... Chodzi mi o Zakon Feniksa. Czuję się odtrącona, jakby to wszystko mnie nie dotyczyło.- Wiesz, de facto, to cię nie dotyczy – sprostował, ale widząc jej napiętą minę, szybko pożałował tych słów.- Widzisz, jesteś taki sam jak cała reszta. Bez względu na wszystko ty i tak traktujesz mnie jak dziecko – oznajmiła, powstrzymując krzyk. Jeszcze tego brakowało, aby teraz wybuchła wściekłością.- Ginny... nie o to chodzi. Gdyby to ode mnie zależało, to byłabyś w Zakonie. Uważam, że masz święte prawo walczyć z tym, kto wyrządził ci w życiu największą krzywdę. Tylko że jesteś nieletnia i o wszystkim decydują twoi rodzice.- Tak? A gdzie to jest napisane? Zakon ma spisany jakiś kodeks? Z przyjemnością go przeczytam, bo z tego co mi wiadomo rodzice Hermiony nie mieli tutaj nic do powiedzenia.Syriusz westchnął głośno. Uwadze Ginny nie uszło niezdecydowanie w jego oczach. Uznała to za dobrą wróżbę i uśmiechnęła się w duchu. Postanowiła kontynuować, uderzając w podobne struny.- Uważasz, że jestem za słaba, że brakuje mi umiejętności? A może nie jestem dostatecznie odważna?- Nie powiedziałem tego i nie myślę tak.- Nie? Tylko szkoda, że ja tak myślę - zapytała półszeptem.- Przecież sama powiedziałaś, że czujesz się tak, jakbyś się odrodziła – przypomniał jej spokojnie, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.- Nie. Powiedziałam, że umarłam, aby się odrodzić. Na razie jestem popiołem.Syriusz zamyślił się przez dłuższą chwilę.- Nie mogę po prostu wprowadzić cię do Zakonu – oświadczył. - Chyba sama sobie tego nie wyobrażasz. To nie jest tylko moja decyzja i ja praktycznie nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tym temacie, ale myślę, że jest coś, co mogę dla ciebie zrobić. W trakcie pierwszej wojny, kiedy ktoś dołączał do Zakonu, towarzyszył temu pewien rytuał.- Co? - zapytała, marszcząc brwi. - Każesz mi się upić do nieprzytomności?- Nie bądź śmieszna. Pierwsi członkowie Zakonu mieli wytatuowanego na wysokości łopatek niewielkiego feniksa.- Poważnie? A nie mogliście wymyślić czegoś bardziej oryginalnego? No wiesz, tatuaże są bardziej w stylu śmierciożerców.- To nie był mój pomysł, więc jeśli chcesz marudzić, to idź do Dumbledore'a. Kiedyś wytłumaczono mi to tak, że feniks jest symbolem odrodzenia. Członkowie Zakonu kończą swoje stare życie i odradzają się na nowo z innym celem.- Myślisz, że ten feniks mi w czymś pomoże?- Nie wiem... może kiedyś – odpowiedział tajemniczo. - To symbol, może zrobisz z niego jakiś użytek.- Wiesz, że moja mama cię zabije, jak się dowie?Syriusza najwyraźniej rozbawiła ta uwaga. Parsknął zbyt głośno, przez co Ginny musiała go skarcić wzrokiem. Jakoś nie miała w tym momencie nastroju na żarty. To wszystko brzmiało poważnie, ale wierzyła, że Syriusz nie kpi sobie z niej. On, jako jeden z nielicznych, wiedział, czego tak naprawdę jej teraz trzeba.- Pomyśl lepiej, co zrobi z tobą – odpowiedział krótko.- Obedrze mi skórę z pleców.Tym razem oboje się zaśmiali. Cicho i bardzo intymnie, tak jakby ten dźwięk należał tylko do nich. Syriusz nie potrafił powstrzymać dłoni i odgarnął jej z czoła spocone pukle rudych włosów. Po jej plecach przebiegł dreszcz.- Czy to bardzo boli? - spytała, zamykając oczy.- Bez przesady... Krzykiem nikogo nie obudzisz – odpowiedział.- Dobrze, zgadzam się...Ginny wspominała tamte chwile, obserwując pogrążony w ciemności las za oknem. Miała wrażenie, że w tej jednej rozmowie z Syriuszem dowiedziała się więcej, niż by chciała. Czy to możliwe, że mężczyzna ją pamiętał i właśnie dlatego wytatuował na jej plecach znak feniksa? Przecież sam mówił, że Zakon już dawno tego nie praktykuje...Zaśmiała się pod nosem. Chciałaby go o to zapytać. Cichutko, w ciemnościach tamtego pokoju na Grimmauld Place, ale to było niemożliwe. Syriusz nie żył. Wypalił się dokładnie tak, jak powiedział. Nie zostało nic. Nie miała nawet ciała, które mogłaby opłakiwać.* * *Draco Malfoy obudził się z potwornym bólem głowy. Czuł pieczenie w skroniach. Przez chwilę wydawało mu się, że cały umysł stoi w płomieniach. Było mu niedobrze, paskudnie niedobrze. Nie miał siły przypomnieć sobie, co właściwie się z nim stało.Gdzie był? I dlaczego w tym pomieszczeniu było tak strasznie ciemno? A może po prostu on miał zamknięte oczy? Spróbował się skupić na powiekach. Podniósł je, jednak nie odnotował większej zmiany. W gęstym mroku nie dostrzegł nic prócz kamiennej podłogi, na której leżał.Przeklął w myślach. W pewnym momencie przeszło mu przez myśl, że nadal jest uczniem Hogwartu, że posprzeczał się z Potterem, a teraz leży pokonany twarzą do ziemi. Tylko że te lata minęły albo miały dopiero nadejść? Tego Draco nie wiedział i w tym momencie wiedzieć nie chciał.Spróbował się podnieść. Oparł cały ciężar swojego ciała na łokciach. Czuł się jak na jakiejś przerażającej karuzeli, która nie chciała się zatrzymać, nie chciała nawet zwolnić. Pomacał w kieszeni swojej szaty, mając nadzieję odnaleźć tam różdżkę. Niestety.- No proszę. - Usłyszał męski, zmęczony głos. - Kto by się spodziewał, że Voldemort zamyka w lochu nawet swoich ziomków?Malfoyowi nie spodobał się ton głosu tego mężczyzny. Widać było, że nie robi sobie zbyt wiele z powagi zaistniałej sytuacji. W dodatku powiedział lochy. Tak powiedział.Draco wytężył swój wzrok i zdał sobie sprawę, że otaczają go trzy kamienne ściany i jedna, frontowa, zastąpiona metalowymi, ciasno ułożonymi kratami. Skąd więc pochodził ów głos?- Tutaj jestem. Po prawej stronie – odpowiedział, jakby słyszał jego myśli. - Na dole, jakieś dziesięć cali od podłogi jest niewielki otwór. Nie zobaczysz mnie przez niego, ale możesz słyszeć.Malfoy zebrał się w sobie i na kolanach przemieścił się we wskazanym miejscu. Nieznany mu mężczyzna miał rację. Szpara mogła mieć pięć cali długości i dwa wysokości, ale choć bardzo się starał, nie był w stanie zobaczyć nic po drugiej stronie.- Ktoś ty? - rzucił. Jego głos brzmiał dziwnie obco. Był zachrypnięty jak u staruszka. Draco spróbował odchrząknąć, jednak na niewiele się to zdało.- Nie wiesz? - zdziwił się tamten. - Śmierciożercy strasznie się chwalili, kiedy mnie złapali. Choć pewnie byliby bardziej zadowoleni, gdybym przekazał im jakieś użytecznie informacje.- Słuchaj, ja nie mam pojęcia, o czym ty mówisz. Jestem tutaj od niedawna.- No tak... słyszałem, jak rozmawiali. Narobiłeś niezłego zamieszania. Voldemort podobno prowadzi bardzo wymagającą selekcję, kiedy naznacza swoich poddanych a tu proszę. Zupełnie obcy facet z Mrocznym Znakiem na rękach. To naprawdę ciekawe. Powiesz mi, jak się nazywasz?- Owszem, jeśli ty też zdradzisz mi swoje imię – oświadczył Malfoy, starając się brzmieć pewnie. Ból głowy nie chciał dać mu spokoju. - Ty pierwszy.- Dobra... jestem aurorem. Nazywam się Frank Longbottom.Malfoy poczuł, jak ktoś uderza go z całej siły w serce. Czy to możliwe, że właśnie miał do czynienia z ojcem Neville'a? Zbieżność nazwisk raczej nie wchodziła w tym wypadku w grę.- Jestem Draco Marshall – rzekł po krótkiej chwili, słysząc głośne chrząkniecie lokatora znajdującej się obok celi.- Akurat... pierwsze słyszę takie nazwisko.Mężczyzna chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie w lochach zrobiło się jakby jaśniej. Łuna światła padła na podłogę, potem zobaczył wydłużony cień jakiejś kobiety w długiej sukni i mężczyzny w karykaturalnych spodniach.- Idą do ciebie – oświadczył Frank, co w ogóle nie uspokoiło Draco.Para zbliżyła się do jego celi, a wtedy Malfoy kompletnie zamarł. Poczuł, jak wszystkie jego wnętrzności fiknęły koziołka. Owym mężczyzną był widziany przez niego wcześniej Severus Snape, jednak kobieta spędziła mu sen z powiek.Bellatriks Lastrange nie przypominała kobiety, którą stała się w Azkabanie. Teraz można było z czystym sumieniem rzec, że jest piękna. Miała gładko zaczesane, czarne jak węgiel włosy, gładką, jasną cerę i pełne, czerwone usta. Gdyby Draco kiedykolwiek wyobrażał sobie Anioła Śmierci, to właśnie w takim wydaniu.Kobieta podeszła do metalowych prętów i oparła się o nie rękoma. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była martwa zupełnie tak samo jak jej właścicielka, w czasach, z których przybył Malfoy.- No proszę – rzekła po chwili, a jej głos sprawił, że ból głowy się nasilił. - Nigdy nie myślałam, Severusie, że coś z ciebie będzie.Na te słowa Snape jakby się wyprostował. To był dla niego w pewnym sensie komplement. Malfoy poczuł, że robi mu się jeszcze bardziej niedobrze.- A co do ciebie – kontynuowała, patrząc już na Draco. - Czarny Pan podjął pewne decyzje. Ale najpierw odpowiedz na jedno pytanie. Jesteś z nim, czy przeciwko niemu?- Z nim – odpowiedział, czując ból w okolicach serca. Jednak cichy głosik w jego głowie mówił, że to jedyna prawidłowa odpowiedź, jeśli chciał przeżyć.- Wspaniale. I jesteś w stanie zrobić wszystko, aby była zadowolony?- Oczywiście.- W takim razie masz misję. Radzę ci się postarać. Drugiej szansy nie będzie.- Wiem.Bellatriks nie powiedziała nic więcej. Spojrzała jeszcze w prawą stronę, prawdopodobnie na Franka, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Lochy znów rozjaśniło delikatnie światło, wpadające przez otwarte drzwi. Żółta łuna padła na napiętą twarz Severusa.- Dzięki – mruknął Draco.Snape jednak nic nie odpowiedział. Po kilku chwilach poszedł w ślady starszej od siebie kobiety. Z pomieszczenia wymknął się w prawie kompletnej ciemności.Malfoy został sam ze swoimi myślami. Jedyne, co przyszło mu do głowy, to fakt, że powinien się cieszyć, że jeszcze żyje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro