Fuduś obudź się!
(Z perspektywy Hannah)
Cały czas czuwałam przy Fudou.
Nie budził się i to mnie martwiło.
Spoglądałam na zegarek, który pokazywał, że dawno już powinien się obudzić. Co się stało? Czemu on się nie budzi? Już mija 4 godzina, a on dalej śpi.. Jak zadzwonię po karetkę to zrobią dochodzenie i nas zamkną w więzieniu za posiadanie tych zastrzyków. Gorzej jak się nie obudzi... Zostało mi jedno... Poprosić o pomoc Gounjego, przecież jego ojciec jest lekarzem... A on sam się musi na tym znać... Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Gouenjego. Kazał mi sprawdzić najpierw ręką jaki ciepły jest Fudou. Był zimny jak lód i mokry. Przekazałam mu informacje. Kazał mi sprawdzić puls i oddech. Słabo wyczuwalne, więc i to mu przekazałam. Powiedział, że weźmie od ojca zastrzyk i przyjdzie do nas za 10 min. Przez ten czas miałam rozebrać Fudou do bokserek, a resztę ubrań i koc dać na bok. Powiedział, że nie może teraz nagle się ocieplić, bo źle skończy. Leżał blady i mokry, jego ciało było jak lód... Nie wiedziałam co mam robić... Powycierałam jego pot z niego, ręcznikiem. Jednak na marne, po chwili znów był mokry. Z minuty na minutę jego ciało było coraz to chłodniejsze.. Co teraz? Usłyszałam dzwonek do drzwi, to był Gouenji.
-Biegłem ile sił w nogach- powiedział zdyszany.
-Wejdź..
Otworzyłam szeroko drzwi, a on wszedł.
(Z perspektywy Gouenjego)
Hannah zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie leżał Fudou na łóżku. Sprawdziłem wszystko jeszcze raz dokładnie. To o co ją prosiłem i spojrzałem na nią.
-I co? - spytała
-Teraz podam zastrzyk, który powinien pomóc...
-Powinien? Czyli nie jesteś pewny czy pomoże? - miała łzy w oczach.
-Raczej pomoże...
-Raczej?! - jej łzy płynęły po policzkach.
-Nie łap mnie za słowa... Pomoże...
-Mam taką nadzieję-dodała.
Wyciągnąłem zastrzyk, odbezpieczyłem igłę i wbiłem go w naciągniętą skórę na brzuchu Fudou. Powoli opróżniłem zawartość zastrzyku i pustą strzykawke z zabezpieczoną igłą wyrzuciłem do kosza na śmieci.
-Więcej nie mogę zrobić...
-A kiedy się obudzi? -spytała.
-W każdej chwili, tylko straci czucie w kończynach do końca dnia, więc musisz mu pomóc...
-To zrozumiałe.. -odparła.
-Jakby co, to dzwoń...
Wyszedłem z pokoju, następnie z domu i poszedłem do siebie.
(Z perspektywy Fudou)
Obudziłem się rozebrany. Spojrzałem na szczęśliwą Hannah w naszyjniku ode mnie.
-Czy Ty mnie zgwałciłaś?!
-Nie głuptasie... Zasnąłeś i nic nie pamiętasz... - odparła.
-To czemu nie czuje rąk i nóg?!
-Nie wiem, pewnie masz skurcze. Minie Ci... -powiedziała, podając mi kubek wody z Słomką.
Napiłem się i spojrzałem na nią.
Nie wiedziałem co się dzieje....
(Z perspektywy Hannah)
Dobrze, że już z nim lepiej... Mam nadzieję, że sobie nic nie przypomni. Wtedy to będzie przypał. Usiadłam obok Fudou i patrzyłam w jego zielone oczy, teraz błyszczały w świetle słońca. Kocham Cię Fudou...
Ciąg dalszy nastąpi...
Zapraszam na kolejne części.
Adik. Karolak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro