~ 20 ~
•••
– Myślałam, że postępuję dobrze! – Tłumaczyła się Yvette. – Nie chciałam byście się kłócili. Ominis by nie ustąpił i nie pozwoliłby ci opuścić katakumb z reliktem. Wybrałam mniejsze zło. On nawet by tego nie pamiętał.
– Nigdy więcej tego nie rób. – Sebastian wyglądał na zmęczonego. Ta rozmowa trwała już dobre, kilkadziesiąt minut.
Yvette usprawiedliwiała swoje działanie i przepraszała Ominisa wielokrotnie. Ominis milczał, Sebastian wydawał się być rozdarty, a Cecilly rzucała wrogie spojrzenia ku Yvette.
W tym całym zamieszaniu, wszyscy zupełnie zapomnieli o relikcie.
– Nie wiem co powinienem teraz uczynić. – Rzekł posępnie Sebastian.
– A ja nie wiem, co ona jeszcze tutaj robi. – Wtrąciła Cecilly.
Yvette usiadła na podłodze i zakryła sobie twarz dłońmi. Kręciła głową, kiedy nagle wypaliła:
– Przepraszam! Wiem, że popełniłam błąd. Czułam, że nie miałam wyjścia. Sebastian okazał mi tyle dobroci, kiedy przybyłam do Hogwartu. Był moim jedynym przyjacielem. Chciałam mu się odwdzięczyć.
– Wybrałaś dosyć subtelny na to sposób. – Odezwał się chłodno Ominis.
– Przepraszam. – Powtórzyła Yvette. – Od samego początku za mną nie przepadaliście. Ty i Cecilly. Byliście ze sobą bardzo zgodni, w kwestii nieufności wobec mnie. To niesprawiedliwe. Niczym wam nie zawiniłam, jedynie próbowałam wesprzeć Sebastiana, kiedy on nie mógł liczyć na wsparcie z waszej strony.
– Wybacz, że nie popieramy czarnomagicznych praktyk. – Wypaliła Cecilly.
– A co jeśli to jedyny ratunek dla Anne? – Zapytała Yvette.
– Tak bardzo zależy ci na Anne? – Cecilly zmarszczyła brwi. – Właściwie to wcale jej nie znasz.
– Zależy mi na Sebastianie. – Wyznała nieśmiało. — A skoro on pragnie szczęścia Anne, to ja również.
Cecilly wytrzeszczyła oczy i prychnęła pod nosem. Sebastian zastygł w bezruchu, a Ominis zacisnął usta.
Yvette, po swoim wyznaniu, unikała spoglądania w stronę Sebastiana. Opuściła głowę i szepnęła:
– Naprawdę przepraszam za to co zrobiłam. W emocjach, człowiek jest skłonny do popełniania błędów.
Sebastian odchrząknął głośno i oznajmił:
– Powinniśmy wszyscy ochłonąć i udać się do...
– Jeszcze chwila. – Przerwał mu Ominis i zwrócił twarz ku przyjacielowi. – Nauczyłeś ją klątwy Imperius. Mimo moich próśb, byś trzymał się od tego z daleka.
– Ominisie...
– Nie chcę słuchać twoich, nic nieznaczących, wymówek i usprawiedliwień. Zawiodłeś mnie, Sebastianie. Nie zamierzam już odwodzić cię od twoich planów. W przeciwnym razie nasza przyjaźń może mocno ucierpieć. Powodzenia.
Po tych słowach Ominis skierował się ku wyjściu z pomieszczenia. Sebastian spoglądał smutno za przyjacielem. Cecilly zbliżyła się do niego i kładąc dłoń na jego ramieniu, rzekła cicho:
– Musisz go zrozumieć. Przejdzie mu, ponieważ ceni sobie twoją przyjaźń.
Sebastian uśmiechnął się blado, mając nadzieję, że Cecilly ma rację.
•••
Więcej już nie wspominali incydentu w katakumbach. Yvette tak bardzo rozkojarzyła wszystkich, rzucając na Ominisa Zaklęcie Niewybaczalne, że zapomnieli o zabranym, przez Sebastiana, relikcie.
Chłopak nie przypominał o nim. Miał czas na zrozumienie jego działania. Nadal współpracował z Yvette, jednak ich relacje nieco się ochłodziły. Dziewczyna nieustannie zdawała sprawozdanie profesorowi Figowi i dążyła do zrozumienia działań Victora Rockwooda oraz Ranroka. Coraz częściej opuszczała zamek, co nie umknęło uwadze Sebastiana.
Pewnego dnia wysłał do niej sowę z prośbą o spotkanie, jednakże ta odmówiła, tłumacząc, że musi pilnie spotkać się z profesorem Figiem.
Tego samego dnia, w południe, Cecilly i Ominis przesiadywali na korytarzu i przepisywali od siebie prace domowe.
– Podyktuj mi, raz jeszcze, zadanie z Transmutacji. – Poprosił Ominis. – Zapomniałem napisać podsumowania.
Cecilly odwróciła się, by wziąć z torby pergamin, kiedy nagle jęknęła cicho i w pośpiechu zaczęła chować pergaminy i pióra.
– Dyrektor idzie. – Oznajmiła półszeptem. – Schowaj kałamarz.
Dwójka Ślizgonów wyprostowała się szybko. Ominis wsunął torbę, z zadaniami domowymi, pod ławkę, na której siedzieli.
– Dzień dobry, profesorze Black. – Powitała dyrektora Cecilly.
– Witaj, Cece... – Fineas Nigellus Black nieco się zmieszał i dodaj szybko: – To znaczy, panienko Berminghton. Pana również miło widzieć, panie Gaunt.
Ominis pochylił lekko głowę ku dyrektorowi.
– Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? – Zapytał profesor Black.
Cecilly powiodła wzrokiem w stronę okna, za którym padał mocny deszcz. Uniosła lekko brwi, lecz odparła:
– Wyśmienitą, dyrektorze.
Cecilly i Ominis byli nieco zaskoczeni zachowaniem dyrektora. Zazwyczaj bywał on szorstki i nieuprzejmy.
Fineas Black był chytrą i sarkastyczną osobą. Miał mało cierpliwości do uczuć i problemów innych, szczególnie młodych ludzi. Uważał ich za nużących i nie miał żadnych skrupułów by użyć w ich kierunku poniżających fraz.
Tego dnia zupełnie nie przypomniał siebie. Uśmiechał się wymuszenie, a nawet przystanął by porozmawiać z dwójka uczniów, nie udzielając im żadnej reprymendy. Dyrektor dostrzegł zdezorientowane miny Ślizgonów. Jego twarz nagle przybrała surowy wyraz, kiedy oznajmił:
– Wyglądacie na winnych. Coś przede mną ukrywacie.
– Skądże, profesorze. – Zaprzeczył natychmiast Ominis. – Po prostu rozmawiamy.
– Doprawdy? – Dyrektor czujnie ich zlustrował. – Podejrzane jest wasze zachowanie. No chyba, że...
Cecilly miała wrażenie, jakby się przewidziała, ale na twarzy dyrektora pojawił się lekki rumieniec, kiedy dodał:
– Randkujecie.
– Co? – Zapytali Cecilly i Ominis w tym samym czasie, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
– To znaczy... – Poprawił się szybko Ominis. – Słucham, profesorze Black?
Dyrektor uśmiechnął się szelmowsko, mówiąc:
– Odwagi, panie Gaunt.
Po tych słowach odwrócił się i ruszył przed siebie. Przebył kilka kroków, kiedy ponownie zwrócił się do Ślizgonów:
– Nie widzieliście przypadkiem Zgrzytka? Mojego Skrzata.
Cecilly i Ominis pokręcili przecząco głowami. Ze zdumieniem spoglądali, jak dyrektor znika za zakrętem.
– Przedziwne spotkanie. – Mruknął Ominis.
– W rzeczy samej.
•••
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro