Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Eric ziewnął i wstawił wodę na herbatę. Zrobił kanapki do szkoły dla swojego synka, który jeszcze spał. Ten był już prawie dorosły, ale uwielbiał robić mu jedzenie, zawsze dał mu pomidorka, sałaty, oraz pysznych dodatków, aby posiłek był pyszny, zdrowy i pożywny. Wiedział, że jakby sam sobie miał je zrobić to kupił by sobie batonika. Wolał zadbać o niego skoro jeszcze może. Zalał herbatę dla syna, siebie i kawę dla męża, oczywiście, dla ukochanego także zrobił śniadanie. Gdyby zrobił je, tylko dla Arte, kochanek by był zazdrosny. Nie to, że nigdy nie był o ich małego szkraba, bo był wielokrotnie. Naprawdę, jak można być zazdrosnym o własnego syna? Doprawdy. Wszedł do pokoju nastolatka po delikatnym zapukaniu. Usiadł na łóżku i szturchnął chłopaka, ten po chwili odwrócił się do mamy przecierając oczy. 

- Jeszcze pięć minut - szepnął cicho wtulając się w rodziciela, w jego bioderko. 

- Spóźnisz się - mruknął zaczynając przeczesywać jego włosy - Pieszczochu. 

- Mamo... - nastolatek wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Faktycznie tak było. - Mogę dziś nie iść? - zapytał patrząc na niego z dołu. 

- Coś się stało? - zapytał czule - Boli Cię coś? - zapytał, gdy ten podnosił się do siadu.

 - Nie, tylko ... trochę głowa, po prostu chcę odpocząć dłużej... - mruknął i napił się wody, którą trzymał przy łóżku. Brązowowłosy patrzył na niego zmartwiony, a potem zaczął się zastanawiać, czy ktoś nie gnębi jego szkraba. Bądź co bądź nadal jego syn był oczkiem w głowie i jego i męża.

 - Czy ktoś... - chciał zapytać, bo obiecali sobie, że będą sobie mówić jak coś się będzie działo, ale nastolatek mu przerwał.

 - Nie mamo, nic z tych rzeczy, naprawdę, po prostu... - zaczął bawić się palcami. - Nie chce mi się. - mruknął zawstydzony. Brunet złapał chwilową zawiechę.

 - No... Po mnie Ty tego nie odziedziczyłeś. - powiedział i pogroził mu palcem. 

- Jasne mamo, po tobie same najlepsze rzeczy. - zaśmiał się cicho. - To jak? Mogę nie iść do końca tygodnia? - zapytał, a rodziciel zmrużył oczy. - Nie, nie pisze nic, to nie tak, że chce się urwać, bo nie umiem. 

- Zdajesz sobie sprawę, że jest poniedziałek? - zapytał mężczyzna unosząc brew, wysoko. - Tak... Możesz sprawdzić w dzienniku... - powiedział. - Proszę - oznajmił patrząc na niego tak słodko i niewinnie. Czy on mu się kiedyś oprze? 

- Zobaczę - zagroził. - Przeczytałeś lekturę? - zapytał, a gdy ten zawstydzony pokręcił głową westchnął. - To przeczytasz ją. Nie ma wymówek. Skoro nie idziesz to czytasz. I posprzątasz pokój. W końcu zrobiliśmy Ci półkę na twoje rzeczy. 

- Jasne! Dzięki! - powiedział ucieszony, ale zapał zgasł bardzo szybko. - Porozmawiam z ojcem. Zobaczę co on na to - westchnął. - Wiesz, że nie lubi jak siedzisz w domu. 

- Wiem... Dzięki mamuś. - powiedział. - Poczytam coś albo obejrzę. - Pamiętaj, że niedługo wywiadówka - pogłaskał go i pochylił się całując w czoło swoją pociechę. - Idę obudzić ojca. Znajdziesz na śniadanie, czy Ci je przynieść? 

- Przyjdę, muszę zabrać z salonu swoją lekturkę - westchnął, a brązowowłosy pogłaskał go po jego ślicznych włosach odziedziczonych po nim. Wstał chwilę potem i wyszedł z pokoju udając się do własnej sypialni. Położył się obok jeszcze śpiącego męża. 

- Wstawaj - zamruczał cicho mu do ucha przygryzając je. Czarnowłosy spojrzał na niego, gdy tylko otworzył oczka. Zielonooki szeroko się uśmiechnął i pocałował go w nos. 

- Kochaj się ze mną - mężczyzna pociągnął na siebie ukochanego, gdy tylko się już trochę rozbudził. - Tak z rana przed śniadaniem. 

- Nie ma mowy. Spóźnisz się do pracy. - oznajmił i usiadł na jego biodrach. - Arte nie idzie do szkoły. 

- Dlaczego? - zapytał podnosząc się do siadu i powalając męża na łóżko. - Jest chory? Jak dobrze się czuje, to ma iść. 

- Może ma jakieś problemy w szkole, nie wiesz tego. Ja mu pozwalam nie iść. Nie ma żadnych sprawdzianów, a oceny są przyzwoite - mruknął, gdy ten zawisał nad nim. 

- Nie może wagarować. A Ty mu to wszystko usprawiedliwiasz. - powiedział zaczynając całować jego szyję. 

- Zostaw mnie. Napaleńcu. Spóźnisz się do pracy. Kawa ci wystygnie. - oznajmił odpychając go od siebie. - Pokochamy się wieczorem. 

- Uh! Jasne. A jak wrócę to będziesz udawał, że śpisz. - mruknął i dostał po potylicy.

 - Po pierwsze, przestań tryskać testosteronem. To że masz kryzys wieku średniego nie oznacza, że będziesz mnie brał kilka razy dziennie. - oznajmił i go zwalił z siebie i z łóżka. - Bo dam Ci celibat. Więc się zastanów. - prychnął i wyszedł - Kawa ci stygnie ! - oznajmił i poszedł do kuchni. Akurat syn był w pomieszczeniu. - Możesz nie iść - oznajmił z uśmiechem. - Dobrze się czujesz? 

- Nie pokłóciliście się przeze mnie? - zapytał - tata i tak chodził poddenerwowany. Nie chce byście się kłócili... 

- Spokojnie, skarbie, to naprawdę nic. Jak byłeś młodszy o wiele więcej się kłóciliśmy oraz o wiele ostrzej. Cieszę się, że tego nie pamiętasz. - zachichotał słodko. - proszę, śniadanie. Herbatę też Ci zrobiłem. 

- Dziękuję - mruknął i zjadł kanapki przygotowane przez rodziciela popijając ciepłym napojem. W tym czasie Tobias zszedł do pomieszczenia w garniturze. Chłopak zauważył wzrok bruneta, który zjadał go wzrokiem. Nigdy się tak nie stroił, więc to było ciut podejrzane. 

- A Ty co? - zapytał zielonooki. 

- Idę do pracy, a potem do baru. Opijamy sukces. - oznajmił spokojnie biorąc gryza śniadanka i popijając kawa 

- W garniturze? - mężczyzna założył ręce na piersi i uniósł brew. Doprawdy, zaskakujące. - tak. Mam jeszcze kilku klientów do obrobienia. - mruknął cicho patrząc na niego, a w jego oczach czaiło się coś dziwnego. Coś jak satysfakcja, że sprowokował męża do zazdrości. Jednak nie udało mu się uniknąć wpadki we własne sidła. 

- Dobrze, w takim razie ja pójdę z Olivierem do naszego ulubionego klubu - powiedział i zarzucił włosami. Tobias zazgrzytał zębami z wściekłości, ponieważ klub ten był dla gejów. Mnóstwo napalonych samców będzie się chciało dobrać do tyłka jego ukochanego, bo ten nadal świetnie wygląda, a jego umiejętności w łóżku podskoczyły wraz z wiekiem. 

- Do zobaczenia - warknął czarnowłosy i wyszedł zabierając ze sobą kluczyki do swojego BMW. 

- Ah, ale ten twój ojciec... Nie potrafi powiedzieć stop zazdrości - rodziciel zaśmiał się. Pogłaskał syna po głowie i zabierając herbatę poszedł do salonu. Arte siedział przez dłuższy czas w bezruchu. Naprawdę nie miał pojęcia co to się działo w tej chwili... Wyjął telefon i wybrał numer. Chciał napisać wiadomość do Camerona, ale ostatecznie zrezygnował. Wysłał sms-a z prośbą o podanie lekcji po południu do innego chłopaka. To nie tak, że Cameron i on się nie lubili. Po prostu dla nastolatka jego przyjaciel wydawał się dziwny. Wcześniej uważał to za zabawne, ale teraz było irytujące. Ten dziwny wzrok, ta chłodna, bardzo poważna postawa, ten nikły brak humoru... Myślał, że jako dziecko wujka Liama i Oliviera, jeszcze się coś zmieni, ale się przeliczył. Kumplował się z nim, ale zaczął od niego odsuwać, bo przez niego inni uciekali i nie chcieli się z nim zadawać. Rozumiał, że to nie fair, ale w jakiej sytuacji to jego stawiało? Wszyscy w szkole wiedzieli, że pociecha przyjaciół ich rodziny była gejem. Chodziły też plotki, że Arte także nim jest, ale szybko się od tego odegnał. Zaczął podbijać do pewnej łaski, bo go pociągała i była niezła. Był hetero. Tak czuł i wątpił, że będzie inaczej, że mu się to odwidzi, mimo że jego rodzice byli gejuszkami to on kiedyś przyprowadzi dziewczynę i zapozna ją z nimi jako jego narzeczona. To był świetny plan. Po zjedzeniu i wypiciu herbaty poszedł do pokoju ze swoją lekturą. Z uśmiechem na ustach włączył laptopa i włączył ostatni odcinek serialu, który aktualnie oglądał. Będzie się lenił!


 ****



 Koło godziny osiemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiony Eric wstał z wygodnej kanapy i odłożył herbatę, by powędrować do drzwi. Uchylił je, a potem szeroko się uśmiechając otworzył je na oścież. 

- Olivier, Liam! - ucieszył się i przytulił mocno swojego przyjaciela, skinęli głową jego mężowi w geście powitania. Okularnik i brunet ucałowali się w oba policzki, a czerwonowłosy zgrabnie ich wyminął, by położyć ich najmłodsze maleństwo na kanapie. Jak zwykle zaparkowali trochę dalej, bo tutaj stał już samochód na podjeździe, przeszli się a na spacerze ich malutki synek skarżył się, że jest zmęczony. Liam wziął go na ręce, a ten usnął. - Cieszę się, że jesteście, coś do picia? Rozgośćcie się - ukeś uśmiechnął się i ruszył do kuchni po zebraniu zamówień, a za nim jego przyjaciel. 

- Słyszałem, że Arte nie było w szkole... - oznajmił pomagając mu, wyjmując kubki. 

- No, nie było. Potrzebuje po prostu odpoczynku. - uśmiecha się. - Ah, napisze to Cameronowi. Chodził niespokojny, bo przez cały weekend nie odbierał ani mu nie odpisywał. 

- Pokłócili się, czy coś? Może odbiło Ci się o uszy? - zapytał Eric zmartwiony zalewając herbatę i kawę. 

- No właśnie nie. Wiesz, że Cam jest skryty. Nie chce mi nic powiedzieć. Trochę się martwię. Arte go unika, od kiedy dowiedział się, że mój synek poszedł w jedną dziurkę. - westchnął. - Unikał go,ale nigdy do tego stopnia. - oznajmił. 

- Porozmawiam z nim. Zobaczę o co chodzi. Musi mi powiedzieć. Skoro Cię to męczy to i mnie będzie. 

- Tak... - przytaknął Olivier. - W tym akurat jesteśmy bardzo podobni. - westchnął z uśmiechem. - Pokrójmy ciasto. - stwierdził i po chwili to zrobili 


*** 


Arte z uśmieszkiem na ustach wszedł do kuchni. Udało mu się umówić z koleżanką z klasy na randkę. Kto wie, może skończy się tak, że już nie będzie prawiczkiem.

 - Dlaczego nie odpisujesz? - zapytał zimny, młody głos, a Arte zdębiał. 

- Może nikomu nie odpisywałem - rzucił opryskliwie i ukroił sobie ciasta. 

- Kłamiesz, pisałeś do Toma, odpisywałeś każdemu tylko nie mi - oznajmił, gdy ten machnął ręką, wziął talerz i ruszył do pokoju. Cameron ruszył za nim. Brunet zatrzymał się i spojrzał na niego. 

- Nie idź za mną. - oznajmił poważnie. - Nie chce Twojego towarzystwa. - wspiął się po schodach i zamknął się u siebie w sypialni na klucz. Cam wściekły zawrócił na pięcie i ruszył do wyjścia. Nie miał pojęcia, że całej rozmowie przysłuchiwał się jego rodziciel. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro