*56*
Brunet wrócił do mieszkania jakoś koło godziny dwudziestej. Otworzył drzwi kluczem i od razu usłyszał cichą muzykę i śmiech mamy. Spojrzał na tatę, a ten wzruszył ramionami. Gdy zdjęli buty starali się dowiedzieć o co chodzi. Olivier z Liamem siedzieli na kanapie, okularnik trzymał nogi na kolanach męża, a ten je gładził delikatnym ruchem przy czym popijali alkohol. Oczywiście dominujący piwko, a drugi kolorowego drinka. Cam siedział na fotelu i także raczył się złotym trunkiem, a o dziwno rodziciel zielonookiego chłopaka siedział w kącie po turecku. Dopiero gdy chłopak wszedł głębiej do salonu dostrzegł, że troszeczkę za mamą leży pies z pyszczkiem na jego udzie.
- Hej... Mamy spotkanie rodzinne? - zapytał, a Eric zaprzeczył.
- Parapetówkę z dobrym alkoholem. - wytłumaczył.
- Jak to możliwe, że obok ciebie leży? - zapytał cicho lekko zazdrosny z tego faktu. - Mi nie dał podejść...
- Chyba mnie poznał. To my z ojcem na jednej z randek znaleźliśmy go. Nie potrafiłem się nim zająć więc zapłaciłem za opiekę weterynaryjna i odesłali go do schroniska. To niesamowity zbieg okoliczności...
- Zazdroszczę... - szepnął.
- Nie ma czego kochanie. Jak mi się uda, pomogę mu się poczuć w domu bezpieczniej, ale to ty jesteś właścicielem. Będzie twoim przyjacielem. - oznajmił. - W kuchni masz drineczki. - zakończył wywód a ten pokiwał głową. Ruszył do kuchni ale złapał go jego ukochany. Pociągnął do siebie i skradł całusa.
- Nie przywitałeś się. - wytłumaczył a ten się zarumienił. Zapomniał trochę z tego wszystkiego. Musnął jeszcze raz usta młodszego i ruszył po napój. Wrócił z drinkiem i przysiadł na oparciu fotela, ale ten posadził go bokiem na swoich kolanach. Zaczęli rozmawiać o dzisiejszym dniu. Poznał mężczyznę który chciał sponsorować kolejna część książki, ale Arte potrzebował jeszcze trochę napisać, by móc mu ją przedstawiać. Zamierzał do tego przysiąść już jutro, póki ma urlop. Oczywiście pochwalił się gdzie tata go zabrał, więc Eric w uznaniu pokiwał głową uśmiechając się do męża. Czarnowłosy merdałby teraz ogonem gdyby go miał, bo to spojrzenie, które dostrzegł gdy ten popijał że swojego kieliszka z palemką mówiło jedno. Mógł liczyć na seks tej nocy. Cam który ich obserwował oddałby bardzo dużo, by zobaczyć taki wzrok od Arte. Działałby wtedy pewniej bez martwienia się, że dostrzerze w jego oczach brak ochoty. Niestety ten albo nie miał dużych ciągotek, albo się wstydził je pokazać. Jedno z dwóch.
Liam w tym czasie gładził męża po kolanie. Ten pił już chyba z trzeciego drinka tego wieczoru, więc jego oczy delikatnie zaczęły się rozjeżdżać pokazując, że alkohol działa. Przytulał go, bo ten siedział oparty. Mało się udzielał, ale dalej był w rozmowie. Czerwonowłosy mało pił, bo wiedział, że po alkoholu będzie jeszcze bardziej napalony, a Cyber dalej nie dał mu znaku, że chciałby uprawiać miłość. Cóż. To nie było pocieszające. Był tak napalony i chętny, że wystarczyłoby że zobaczy go nago i by mu sterczał, był tego pewien. Patrzył codziennie jak ten się rozciąga i wypina ale nie mógł go złapać, rzucić na łóżko i zerżnąć. Ubolewał.
- Nie udawaj, że pijesz, tylko pij - Tobias podał mu piwo, a ten pokręcił głową.
- Pilnuje męża, by mógł się odprężyć - oznajmił, ale Cyber zmarszczył brwi patrząc na niego.
- Jestem wśród swoich... - wymamrotał. - Nie potrzebuje pilnowania... Nikt mnie Tu nie wyśmieje ani nie wystawi pijanego na ulice... Eric osobiście wsadzi mnie w taksówkę z tobą razem do domu jak będzie trzeba...
- Albo przekimacie się u nas. Mamy dwie sypialnie i salon - zaśmiał się Arte i poprawił się na kolanach swojego chłopaka. Nie był pewien czy dobrze czuł, ale wydawało mu się, że ten ma zwód. Kręcąc się próbując to wyczuć nie poprawiał sytuacji, ale zdał sobie z tego sprawę dopiero jak ten złapał go za talię i twardo posadził i nie pozwolił mu się kręcić. Arte serduszko zaczęło galop. Niby wiedział, że ten go pożąda i pragnie, ale to było oczywiste okazanie tego w niewerbalny sposób. Brunet poczuł się szczęśliwy i przytulił się tyłem do niego.
Gdy omówili wszystkie tematy z dnia, postanowili zagrać w karty. Jedynie okularnik spasował bo chyba był już zbyt pijany, ale i go muliło troszeczkę, dlatego dalej się do męża przytulał, a reszta się rozsiadła by nie patrzeć sobie na ręce. Piesek wrócił do swojego pokoju gdy tylko Eric go opuścił, ale podczas rozgrywki trochę się wychylał by obejrzeć sytuację. Gdy zrobili sobie przerwę od kart na skorzystanie z łazienki, postanowili zamówić pizzę, więc też w między czasie Eric i Arte wzięli pieska na spacer. Powoli sobie szli w milczeniu po trawie. Było późno ale im to nie przeszkadzało.
- Podoba mi się ten wieczór. Pies się przyzwyczai do was... spędzimy trochę czasu razem...
- Tak ubolewam że się wyprowadziłeś synku... ale wiem że taka kolej rzeczy. Jesteś już dorosły i chcecie mieć więcej prywatności..
- Będę was odwiedzać mamo. Obiecuje - zaśmiał się. Rozmawiali chwilę o pierdołach, gdy zauważył, że jego futrzak zaczął się wycofywać by uciec. Smycz go ograniczała więc za daleko by tego nie zrobił. Dostrzegł dlaczego chciał. Biegł na nich dość duży pies. Nie myśląc wiele stanął pomiędzy nimi. - Sio! - próbował go odstraszyć, ale ten cały czas próbował go wyminąć by dostać się do przestraszonego psiaka. - Spadaj, no już! - uderzył nogą o ziemie i nawet to że tamten szczeknął go nie przestraszyło. Zobaczył właścicielkę która przybiegła do swojego pupila i zaczęła przepraszać. Arte jedynie odwrócił się przodem do swojego i przyklęknął. - Już okej mały. Kontynuujemy spacer? - zapytał wyciągając rękę by go obwąchał i by dał mu się pogłaskać, a ten w podzięce polizał go po dłoni. Arte miał ochotę piszczeć że szczęścia. Powstrzymał się by go nie wystraszyć. Uśmiechnięty kontynuował spacer i gdy wrócili do domu, dał mu jeść, pić i sprawdził stan opatrunków. Współczuł mu że ten był tak potraktowany przez życie, ale chcial mu teraz dać jak najlepsze mógł. Usiedli i ponownie rozpoczęli grę. Olivier przysnął więc byli ciszej ale oczywiście dalej się świetnie bawili. Byli wśród swoich, więc mogli wyluzować i cieszyć się wieczorem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro