*50*
Cameron położył dłonie na talii chłopaka, odwracając go w swoją stronę, by ten na niego patrzył. Musnął jego usta, potem policzek, potem szyję a na koniec wrócił do warg i spojrzał mu w oczy.
- Proszę. Powiedz mi, że nie proponujesz mi właśnie wspólnego mieszkania. - szepnął chłopak wyraźnie z tego powodu smutny.
- Dlaczego nie, Arte? - zapytał go cicho.- Kocham Cię. A ty mnie. Więc dlaczego nie możemy razem mieszkać? - zapytał, a ten odsunął się zakładając ręce na piersi.
- Nie chce. Po prostu...
- W takim razie... Nie jako para. A jako współlokatorzy. Co ty na to? Będziesz miał swój pokój, swoje łóżko, rzeczy u siebie. Piesek też będzie miał u ciebie posłanie.
- A-Ale ja chce byśmy dalej byli parą. - przygryzł wargę.
- Jesteśmy nią i to się nie zmieni. Zwyczajnie mieszkać że sobą będziemy jako współlokatorzy.
- To głupie! - oznajmił Arte, bo nie chciał by tak było. - Nie jestem gotowy ani nie chce ani to nie poprawne! Ani fajne! - zaczął krzyczeć machając rękoma. Ruszył do wyjścia wybiegając. Cameron nie zdążył złapać windy, bo ta już zaczęła zjeżdżać na dół, a z nią jego ukochany. Nie rozumiał jego zachowania. Chciał dla nich dobrze, a ten reagował złością. Nie wiedział o co mu chodzi, mógł się jedynie domyślać na podstawie poprzednich rozmów z nim, ale I tak nie miał pewności.
Eric odebrał telefon od syna, leżąc już w łóżku. Miał na twarzy maseczkę a w ręce dobre wino. Słyszał po głosie pociechy, że ta jest smutna albo przygnębiona. Przyciszył komedie romantyczną by wysłuchać go.
- Słyszę, że coś jest nie tak. Co cie trapi kochanie? - zapytał. Ten próbował go zbyć zwykłym, że nic mu nie jest, potem że ta sytuacja w firmie go zdenerwowała, ale dopiero jak powiedział co Cameron wymyślił to domyślił się że to to. Cierpliwie słuchał jego narzekania i popijał napój. - Myślę, że nie może się tobą nacieszyć kochanie - oznajmił. - Tak jak i ja, bardzo mocno tęsknił.
- Mamo... on jest na prawdę kochany... ale co będzie jak mu się to odmieni? - zapytał.
- Skarbie, oni tak mają. Ja twojego ojca też musiałem upominać, że najpierw jakaś randka a dopiero później barabara - westchnął. - On chce cię mieć przy sobie. Irytuje się, że jesteście dorośli a on musi cię odstawiać do domu jak nastolatka.
- Ale.. mi się to podoba. Zabiega o mnie, stara się. Organizuje nam randki. A gdybym z nim zamieszkał to zrobiłby kolację I liczył na najlepszy seks w życiu...
- Kochanie, nie wiesz jak będzie. Rozumiem, że chcesz mieć starającego się mężczyznę, ale i tak by kiedyś przyszedł moment zamieszkania z nim.
- Na pewno nie teraz... To nie ten czas - szepnął cicho. - nie jestem na to gotowy.
- Oczywiście, on to zrozumie. I ja się cieszę, że będę miał cię dłużej przy sobie - zachichotał. - Gdzie teraz jesteś?
- Siedzę w parku. Ale wracam do domu za chwilę. - westchnął. - Musiałem to sobie przemyśleć.
- Doskonale cię rozumiem. Napiszę ojcu by szykował wam kanapę I może coś obejrzycie.
- dziękuję mamo, ale pójdę od razu do siebie i położę się spać.
- Dobrze. To miłych snów kochanie - szepnął I po pożegnaniu się rozłączył. Napisał od razu do męża smsa i spojrzał na Oliviera. Ściągał właśnie słuchawki z uszu, bo oglądał wcześniej wspomniane porno. Miną nie wskazywała aby go obrzydziło ale i by podnieciło.
- Arte dzwonił? - zapytał spokojnie a ten pokiwał głową.
- Tak. Ten twój syn zaproponował mu wspólne mieszkanie, mimo że moja pociecha niedawno powiedziała mu ze nie jest gotowy na wspólne zamieszkanie.
- Cam jest narwany, to prawda. - przyznał. - Ale też nie rozumiem dlaczego nie chce. Będzie im razem dobrze...
- Boi się, że przestanie się starać. Że będzie musiał się przymuszać do seksu by ten nie stracił tej czułej strony.
- To zrozumiałe - westchnął Olivier I popatrzył w telewizor. - Każdy się czegoś boi. Cam tego, że ten znowu odejdzie.
****
Arte wszedł do domu zauważając, że w salonie siedział jego ojciec, Liam i Cameron. Tego ostatniego nie koniecznie chciał widzieć, bo musiał sobie przemyśleć to wszystko. Gdy młodszy go zauważył to poderwał się do góry odkładając piwo na stół i zgarniając kwiaty, które tam leżały. Arte uciekł na górę ale niestety, ten go złapał.
- Skarbie, przepraszam. - powiedział przyciskając go do ściany. - Wiem, na prawdę rozumiem dlaczego tak zareagowałeś. Mówiłeś mi niedawno, że nie chcesz ze mną zamieszkać. A ja nie uszanowałem twojej prośby. - oznajmił cicho. - Przepraszam...
- J-Ja... Chcą go uśpić! - wykrzyczał i rzucił się na niego by się przytulić. Cam był trochę w szoku, ale objął go ramionami, oraz wziął na ręce, bo ten zaczął szlochać w jego szyję.
- Kogo? O co chodzi? - zapytał patrząc ja niego siadając na łóżku dalej go trzymając na sobie. Ten usiadł mu okrakiem na kolanach dalej się przytulając i płacząc.
- Pieska... Mówią że nie mogą go trzymać, mają usypiać te zwierzęta, które są tam dłużej niż rok... - wyszlochał cicho a też zrozumiał, że ten przez to ma jeszcze gorszy humor niż po ich kłótni. - D-Dostałem telefon od jednej z pań jak siedziałem w parku.. powiedziała, że m-mam trzy dni by go zabrać.. powiedziała też,że ma nadzieję,że mi się to uda... - wyszlochał. - A ja go już pokochałem! Zaczął nawet dawać mi się głaskać! Już się mnie nie bał i nawet raz jadł mi z ręki! Co ja mam zrobić Cam?! - szlochał.
- Zgodzić się ze mną zamieszkać- oznajmił poważnie a ten spojrzał na niego. - Mam trzy pokoje. Zrobimy mu w tym jednym posłanie i będzie tam miał wszystko czego potrzebuje.
- A-Ale...
- Jako współlokatorzy. - oznajmił. - Nie będziesz że mną spał? Zrozumiem. Będziesz chciał być sam, zrozumiem - oznajmił. - Nie będę Ci robił problemów jeżeli będziesz potrzebował się zamknąć w pokoju by pisać. Kocham cię Arte I chce jak najlepiej dla ciebie - szepnął cicho a ten otarł łzy patrząc na niego. Musiał podjąć te decyzje teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro