Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*50*

Cameron położył dłonie na talii chłopaka, odwracając go w swoją stronę, by ten na niego patrzył. Musnął jego usta, potem policzek, potem szyję a na koniec wrócił do warg i spojrzał mu w oczy.

- Proszę. Powiedz mi, że nie proponujesz mi właśnie wspólnego mieszkania. - szepnął chłopak wyraźnie z tego powodu smutny.

- Dlaczego nie, Arte?  - zapytał go cicho.- Kocham Cię. A ty mnie. Więc dlaczego nie możemy razem mieszkać? - zapytał, a ten odsunął się zakładając ręce na piersi.

- Nie chce. Po prostu...

- W takim razie... Nie jako para.  A jako współlokatorzy. Co ty na to? Będziesz miał swój pokój, swoje łóżko, rzeczy u siebie. Piesek też będzie miał u ciebie posłanie.

- A-Ale ja chce byśmy dalej byli parą. - przygryzł wargę.

- Jesteśmy nią i to się nie zmieni. Zwyczajnie mieszkać że sobą będziemy jako współlokatorzy.

- To głupie! - oznajmił Arte, bo nie chciał by tak było. - Nie jestem gotowy ani nie chce ani to nie poprawne! Ani fajne! - zaczął krzyczeć machając rękoma. Ruszył do wyjścia wybiegając. Cameron nie zdążył złapać windy, bo ta już zaczęła zjeżdżać na dół, a z nią jego ukochany. Nie rozumiał jego zachowania. Chciał dla nich dobrze, a ten reagował złością. Nie wiedział o co mu chodzi, mógł się jedynie domyślać na podstawie poprzednich rozmów z nim, ale I tak nie miał pewności.

Eric odebrał telefon od syna, leżąc już w łóżku. Miał na twarzy maseczkę a w ręce dobre wino. Słyszał po głosie pociechy, że ta jest smutna albo przygnębiona. Przyciszył komedie romantyczną by wysłuchać go.

- Słyszę, że coś jest nie tak. Co cie trapi kochanie? - zapytał. Ten próbował go zbyć zwykłym, że nic mu nie jest, potem że ta sytuacja w firmie go zdenerwowała, ale dopiero jak powiedział co Cameron wymyślił to domyślił się że to to.  Cierpliwie słuchał jego narzekania i popijał napój.  - Myślę, że nie może się tobą nacieszyć kochanie - oznajmił. - Tak jak i ja, bardzo mocno tęsknił.

- Mamo... on jest na prawdę kochany... ale co będzie jak mu się to odmieni? - zapytał.

- Skarbie, oni tak mają. Ja twojego ojca też musiałem upominać, że najpierw jakaś randka a dopiero później barabara - westchnął. - On chce cię mieć przy sobie. Irytuje się, że jesteście dorośli a on musi cię odstawiać do domu jak nastolatka.

- Ale..  mi się to podoba. Zabiega o mnie, stara się. Organizuje nam randki. A gdybym z nim zamieszkał to zrobiłby kolację I liczył na najlepszy seks w życiu...

- Kochanie, nie wiesz jak będzie. Rozumiem, że chcesz mieć starającego się mężczyznę, ale i tak by kiedyś przyszedł moment zamieszkania z nim.

- Na pewno nie teraz... To nie ten czas - szepnął cicho. - nie jestem na to gotowy.

- Oczywiście, on to zrozumie. I ja się cieszę, że będę miał cię dłużej przy sobie - zachichotał. - Gdzie teraz jesteś?

- Siedzę w parku. Ale wracam do domu za chwilę. - westchnął. - Musiałem to sobie przemyśleć.

- Doskonale cię rozumiem.  Napiszę ojcu by szykował wam kanapę I może coś obejrzycie.

- dziękuję mamo, ale pójdę od razu do siebie i położę się spać. 

- Dobrze. To miłych snów kochanie - szepnął I po pożegnaniu się rozłączył. Napisał od razu do męża smsa i spojrzał na Oliviera. Ściągał właśnie słuchawki z uszu, bo oglądał wcześniej wspomniane porno. Miną nie wskazywała aby go obrzydziło ale i by podnieciło.

- Arte dzwonił? - zapytał spokojnie a ten pokiwał głową.

- Tak. Ten twój syn zaproponował mu wspólne mieszkanie, mimo że moja pociecha niedawno powiedziała mu ze nie jest gotowy na wspólne zamieszkanie.

- Cam jest narwany, to prawda. - przyznał. - Ale też nie rozumiem dlaczego nie chce. Będzie im razem dobrze...

- Boi się, że przestanie się starać. Że będzie musiał się przymuszać do seksu by ten nie stracił tej czułej strony.

- To zrozumiałe - westchnął Olivier I popatrzył w telewizor. - Każdy się czegoś boi. Cam tego, że ten znowu odejdzie.

****
Arte wszedł do domu zauważając, że w salonie siedział jego ojciec, Liam i Cameron. Tego ostatniego nie koniecznie chciał widzieć, bo musiał sobie przemyśleć to wszystko. Gdy młodszy go zauważył to poderwał się do góry odkładając piwo na stół i zgarniając kwiaty, które tam leżały. Arte uciekł na górę ale niestety, ten go złapał.

- Skarbie, przepraszam. - powiedział przyciskając go do ściany. - Wiem, na prawdę rozumiem dlaczego tak zareagowałeś. Mówiłeś mi niedawno, że nie chcesz ze mną zamieszkać. A ja nie uszanowałem twojej prośby. - oznajmił cicho. - Przepraszam...

- J-Ja... Chcą go uśpić! - wykrzyczał i rzucił się na niego by się przytulić. Cam był trochę w szoku, ale objął go ramionami, oraz wziął na ręce, bo ten zaczął szlochać w jego szyję.

- Kogo? O co chodzi? - zapytał patrząc ja niego siadając na łóżku dalej go trzymając na sobie. Ten usiadł mu okrakiem na kolanach dalej się przytulając i płacząc.

- Pieska... Mówią że nie mogą go trzymać, mają usypiać te zwierzęta, które są tam dłużej niż rok... - wyszlochał cicho a też zrozumiał, że ten przez to ma jeszcze gorszy humor  niż po ich kłótni. - D-Dostałem telefon od jednej z pań jak siedziałem w parku..  powiedziała, że m-mam trzy dni by go zabrać..   powiedziała też,że ma nadzieję,że mi się to uda... - wyszlochał. - A ja go już pokochałem! Zaczął nawet dawać mi się głaskać! Już się mnie nie bał i nawet raz jadł mi z ręki!  Co ja mam zrobić Cam?! - szlochał.

- Zgodzić się ze mną zamieszkać- oznajmił poważnie a ten spojrzał na niego. - Mam trzy pokoje. Zrobimy mu w tym jednym  posłanie i będzie tam miał wszystko czego potrzebuje.

- A-Ale...

- Jako współlokatorzy. - oznajmił. - Nie będziesz że mną spał? Zrozumiem. Będziesz chciał być sam, zrozumiem - oznajmił. - Nie będę Ci robił problemów jeżeli będziesz potrzebował się zamknąć w pokoju by pisać. Kocham cię Arte I chce jak najlepiej dla ciebie - szepnął cicho a ten otarł łzy patrząc na niego. Musiał podjąć te decyzje teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro