Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*47*

Arte został obudzony bukietem kwiatów. Cam posmyrał nimi po jego nosie przez co prawie kichnął. Przetarł oczy I spojrzał najpierw na prezent, a potem na swojego chłopaka.

- Uśmiechasz się jak Anioł - szepnął mężczyzna i poczekał aż ten podniesie się i przyjmie kwiaty. - Mój aniołek - oznajmił spokojnie, gdy temu poszerzył się usmiech.

- Dziękuję. Są piękne - szepnął cicho I musnął ukochanego w usta. - Wyślizgnełeś się, by je kupić?

- Tak. W końcu zaczynasz  oficjalnie prace u mojego ojca. Chciałem byś zaczął dzień miło nastawiony. - stwierdził.- Odbiorę cię i pojedziemy do schroniska, co ty na to? - zapytał, a ten pokiwał głową.

- Tak... dziękuję - szepnął całując go delikatnie w usta, a ten pogłębił czynność nie mogąc się nacieszyć ustami tego osobnika.

- Masz ochotę na romantyczną kolację, czy wieczór na kanapie? Zostaniesz u mnie na noc, co? - zapytał, a ten pokręcił głową.

- Przykro mi, oglądam dzisiaj mieszkanie o osiemnastej i mama ma mnie odebrać, bo będzie niedaleko.

- Ohh, no dobra. Odbijemy to sobie innym razem. A teraz wstawaj, podrzucę cię do pracy.

- Dziękuję. Kocham cię...

- Ja ciebie mocniej - musnął jego ucho przygryzając je co wywołało śmiech u starszego osobnika. - Wstawaj, albo się na ciebie rzucę - wymamrotał i złapał go za biodra, by go położyć- i wychędoże - dodał ale zaczął go gilgotać a nie się dobierać. Ten chichotał szalenie i starając się wyrwać. Na prawdę kochał Camerona. Nie ma co zaprzeczać.

Eric mówił mężowi, gdy ten jadł śniadanie, że jedzie z Cyberem do spa na kilka dni. Czarnowłosy trochę ubolewał, bo ostatnimi czasy miał straszną chcice i stres w pracy przez usługodostawców, a wiadomo, tyłeczek męża był dla niego idealnym odstresowaniem

- W środę? - dopytał popijając poranną kawę. Gdy ten skinął głową to podparł brodę na dłoni. - a dostanę twoja uwagę wieczorem przed wyjazdem? - zapytał, a ten uśmiechnął się.

- Ostatni hotel miał na prawdę dużą fajną wannę z jacuzzi. Myślę, że jakbyś zarezerwował nam tam pokój jutro, to moglibyśmy spędzić wieczór owocnie, bo Oliwier będzie w domu się pakował - uśmiechnął się, a ten zgodził się bezgłośnie witając z synem, który wszedł do kuchni. Spojrzał na Camerona, który wyglądał na bardzo zadowolonego.

- Zabierasz się z mamą do spa, synku? - zapytał czarnowłosy, a pociecha pokręciła głową.

- Mam dużo pracy nad powieścią i zaczynam oficjalnie okres próbny u wujka Liama.

- A szkoda, bo zamierzałem zgarnąć twojego chłopaka na pogawędkę przy piwku. W końcu być może będzie należał do rodziny. Umówiliśmy się z Liamem na piwko w piątek to i tego najstarszego byśmy przygarnęli. Mówił ci, że pożycza od ojca pie...

- Tobias! - Cameron spojrzał na niego sugestywnie, by się przymknął. Mówił po imieniu, by ten dosadnie rozumiał, że nie chciał by ten się odzywał na ten temat. - To ma być niespodzianka. - oznajmił I spojrzał na Arte bo zerknął na niego intensywnie. - Chciałem cię zabrać na domek letniskowy moich rodziców. - przyznał, bo ten złapał go za dłoń, by wyjawił tajemnicę. - Pierdziel zepsuł ci niespodziankę.

- Nie szkodzi. Cieszę się ogromnie, że wiem. Przygotuję się dobrze! - uśmiechnął się I pocałował go w policzek. - Kocham cię Cam... ale nie nazywaj mojego taty pierdzielem. - zachichotał.

- Wtrąca się w nie swoje sprawy, to jak mam go nazywać? - zapytał, a ten wzruszył ramionami. Podziękował, gdy dostał od mamy śniadanie i zresztą jego chłopak także. Omówili plany na dzisiejszy dzień i rozpoczęli dzień gwarnie, rozmawiając na różne tematy

- Możesz tato go zabrać. Nie mam nic przeciwko. Przyda mu się piwko, ostatnio dajesz mu dużo roboty - zaśmiał się cicho, gdy mu się przypomniało o czym wcześniej rozmawiali.

- Ja sądzę, że zrobił się pantoflem od kiedy jesteście razem, skoro nawet pozwolenie na piwko mu dajesz - parsknął śmiechem czarnowłosy i poczuł trzepniecie w potylice od meża.

- Widziałeś jak leciał dziś po kwiaty rano? Zainspirowałbys się a nie nazywał go pantoflarzem. - oznajmił Eric a Arte zachichotał.

- Przecież też się staram. - burknął cicho I zmrużył oczy, gdy zauważył uśmieszek u Camerona. - Co się śmiejesz?

- Jesteśmy dominujący. Doskonale wiemy po co się próbujemy przypodobać. - położył dłoń na udo ukochanego. - Po co to wytykać temu drugiemu? - zapytał spokojnie, a ten warknął cicho, bo ten miał rację.

- Dobra. Cicho siedź dzieciaku.

****

W środę rano Cyber pojawił się w domu przyjaciela. Postawił walizkę w przedpokoju i schylił się, by ją dopiąć. Dał rano mężowi list i poprosił by porozmawiali gdy wróci. Musnął jego policzek na pożegnanie i wyszedł, by nie spóźnić się, bo miał być o 9 u Erica. Miał nadzieję, że ten przeczyta i nie pomyśli, że to przez niego.
Poczuł ręce na biodrach i sapnął zaskoczony dość głośno, gdy jego pośladki uderzyły w czyjeś krocze. Poczuł, że dłoń z biodra przesuwa się na szyję a on zamarł. Został wyprostowany i ten ktoś trzymał go za szyję jakby chciał go dusić. Poczuł dreszcz, gdy usłyszał cichy, mruczący, pewny siebie głos Tobiasa.

- Jak wrócisz, skarbie... zwiąże cię tak, że nie będziesz w stanie się ruszyć. Wczoraj dałem Ci fory, ale już nie zamierzam tego robić... - wyszeptał mu do ucha, a ten zdołał z siebie jedynie wydukać

- N-Nie jestem Ericem! - po tych słowach Tobias odskoczył od niego jak poparzony.

-CHOLERA, Cyber! - parsknął. - O mało cię nie zmacałem, przepraszam. - oznajmił. - Myślałem, że to mój mąż. Wybacz, na prawdę. Masz chyba jego spodnie co? - podrapał się po potylicy zdenerwowany.

-T-Tak - zająknął się I odsunął, obejmując się ramionami. Czarnowłosy stwierdził, że wygląda na przerażonego, sytuacja więc jeszcze raz przeprosił i ruszył do kuchni, by nie stać w niezręcznej ciszy. Trochę przypał. I to dość spory. Ciekawe jak wpłynie to na ich relację... albo Oliviera i bruneta...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro