*39*
Kochankowie zeszli na dół. Czarnowłosy mężczyzna przywitał się z synem całując go w czoło i pytając jak się czuje. Chwilę porozmawiali a Eric patrzył na to rozczulony. Nałożył jedzenie. Arte, gdy usiedli dość ostrożnie je skubał, bo bał się jednak, że zatrucie sprawi, że wszystko zwróci. Okropna rzecz, bo to nie jest przyjemne w żadnym stopniu.
Po jedzeniu młodzi wrócili do łóżka, po uprzątnięciu kuchni, a starsi polecieli się przygotować na randkę. Eric oczywiście codziennie nakładał na swoje ciało balsamy i nie balsamy więc nie martwił się, że coś będzie nie tak. Jednak nawet na tę randkę nie dojechali, gdyż dostali telefon od Liama i Oliviera. Gdy weszli do ich domu, wydawało się dziwnie. Brunet od razu wiedział. Pokłócili się.
- Gdzie wasz młodszy synek? - zapytał, a Olivier odpowiedział mu, że na nocowaniu że szkoły. Czyli byli sami. Usiadł na kanapie i podziękował za herbatę, ale to Liam postawił wino na stolę. - Co się stało, że dzwonicie?
- Mamy nowe informacje, odnośnie tego chłopaka - oznajmił, a ten pokiwał głową I patrzył na przyjaciela. Ten był smutny i przygnębiony. Tobias złapał męża za dłoń I pocałował jego knykcie.
- mogę się napić wina skarbie? - zapytał, a ten spojrzał na Liama. Zapewne tego potrzebował po kłótni z Cyberem.
- Dobrze - oznajmił I uśmiechnął się do niego.
- Stałeś się takim pantoflarzem, że pytasz nawet czy możesz się napić? - warknął czerwonowłosy, a Olivier spojrzał na niego spod byka.
- Przynajmniej pyta go o zdanie w czymkolwiek, nie tak jak ty - warknął. Wymienili się jeszcze kilkoma ostrymi uwagami, a brunet i czarnowłosy słuchali tego w ciszy.
- Zapytałem - przerwał im wykolczykowany. - Ponieważ to ja prowadziłem gdy jechaliśmy. Zapytałem, bo nie wiem, czy Eric miałby ochotę prowadzić w drodze powrotnej. To zwykła uprzejmość. Nie chciałem go wpakować na minę. - oznajmił, a małżeństwo warknęło na siebie.
- Okej, widać, nie jesteście w humorze, omówimy te kwestie jutro - oznajmił spokojnie zielonooki i podniósł się. - Olivier, masz ochotę u nas przenocować i ochłonąć? Z pewnością się ci przyda.
- Z miłą chęcią - warknął i wstał z kanapy. Poszedł po najpotrzebniejsze rzeczy. Tobias spojrzał na ukochanego i odeszli kawałek by po cichutku porozmawiać.
- Zostań, dobrze? Posiedź z nim, pewnie będzie chciał się wygadać. - oznajmił brunet, a ten pokiwał głową. - Napisz jak skończycie. Przyjadę po ciebie.
- Dobrze... chociaż pewnie nie uniknione będzie picie z nim do rana. Będziesz zły jak zostanę do jutra?
- Nie - westchnął. - Miałem nadzieję się pokochać, ale dzieje się u nich coś nie dobrego...
- Pokochamy się w ciągu dnia. Gdy wrócę jutro z pracy myszko. - obiecał. - Tak jak lubisz.
- Trzymam cię za słowo. W takim razie przyjadę rano by cię odwieźć do pracy i przywiozę ci ubrania. Nie pij za dużo - poprosił a ten pokiwał głową I musnął delikatnie jego usteczka.
- Do zobaczenia jutro. Czekam na Oliviera w aucie - wziął kluczyki i wyszedł.
****
Następnego dnia rano Arte wstał szybciej, by zrobić swojemu chłopakowi śniadanie. Zapakował mu je i poszedł go budzić. Uśmiechnął się, gdy ten otworzył oczy.
Cam zasłonił dłonią twarz i chciał troszkę zażartować.
- Za jasno świecisz tak z samego rana kochanie. - zaśmiał się, a ten żartobliwie nazwał go głupkiem i oznajmił, że kawa na niego czeka na dole. Rozstali się zadowoleni ze wspólnie spędzonego poranka. Brunet czuł się już o wiele lepiej, więc postanowił ogarnąć kilka ważnych spraw, po czym może zrobi chłopakowi niespodziankę i pójdzie do niego do biura, by razem wrócili do domu? Z pozytywnymi myślami zabrał się do pracy.
Młodszy z chłopaków zanim pojechał do pracy, skoczył do firmy ojca. Pracował u Tobiasa, bo ktoś kiedyś ojcu zarzucił, że to nie fair, że dostanie pod nos firmę do przejecia bez ciężkiej pracy. Zapukał do biura I po chwili wszedł. Zobaczył tylko jak sekretarz ojca się prostuje. Bezczelnie się wypiął, gdy zbierał jakieś papiery. Czerwonowłosy nawet nie patrzył w tamtą stronę, ale to nie ważne. Ta dziwka ewidentnie chciała go uwieść. Dupą tego nie zrobi. Matka Camerona miała też poukładane w głowie I był cudownym człowiekiem.
- Dzień dobry synu. Co cię do mnie sprowadza? - zapytał, a ten usiadł wygodnie czekając aż gumowe uszy wyjdą.
- Chciałbym od ciebie pożyczyć kilkanaście tysięcy, tato - nie owijał w bawełnę, powiedział prosto z mostu. Wiedział, że ten zaraz zapyta, więc od razu zaczął tłumaczyć. - Na większe mieszkanie. Rzecz jasna oddam większość, gdy sprzedam moje aktualne, które podarowaliście mi bym się usamodzielnił, a resztę oddam w ratach jak najszybciej. - oznajmił, a ten podparł brodę na dłoni patrząc na niego. Wiedział, że nie poszedł do banku, gdyż one zarabiają głównie na ogromnych odsetkach.
- Dobrze synu - stwierdził po dłuższej chwili. - Kiedy?
- Na spokojnie. Wiem że jest potrzebny czas, by wyciągnąć pieniądze i załatwić papierową robotę. Dam ci znać ile dokładnie pożyczę, gdy wycenią moje mieszkanie i znajdę odpowiednie. Chciałem się jak na razie zorientować, czy w ogóle pożyczysz. - stwierdził a ten pokiwał głową ponownie. Miał mądre dziecko. - Dzięki, będę leciał. Do zobaczenia. - oznajmił a ten uśmiechnął się do niego. Zanim wyszedł, jednak przystanął. - Powinieneś zmienić sekretarza.
- Nie mam na kogo. Ta puszczalska świnia sama zaczyna mnie wkurzać, więc zrobiłbym to z miłą chęcią.
- Może zapytasz Arte, czy nie chciałby ci pomóc zanim znajdziesz kogoś odpowiedniego. Miał pracować na tym stanowisku u Tobiasa, ale myślę, że nie będzie miał serca powiedzieć kobiecie przed emeryturą, że przez niego wylatuje- wzruszył ramionami.
- Zastanowię się w takim razie skoro tak mówisz. - obiecał, a delikatny usmiech zszedł, gdy sekretarz wszedł do środka. - Możesz iść, Cameron. Dam ci znać co wyjdzie z tej propozycji. - oznajmił a ten pokiwał głową I ruszył do pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro