*32*
Arte stwierdził, że właśnie tego mu brakowało. Leżenia i przytulania. Cameron pozwolił mu się przytulić i trwać tak od godziny. Alex pod tym względem zostawał w tyle. Zawsze mówił, że drętwieje mu ręka, albo że musi odpisać. Młodszy chłopak po prostu leżał, oglądając film i gładził go po biodrze. Jego telefon kilka razy wibrował, bo specjalnie go wyciszył, ale nie podniósł go, by zobaczyć kto to.
- Jesteś zupełnie inny niż myślałem. - szepnął, stopując film. - Myślałem, że jesteś zimny, narwany i jedyne czego chcesz to seks. A ty jesteś całkiem czuły... Patrzysz na to co czuje, oraz leżysz ze mną tak po prostu, mimo że wiesz ze nie będzie seksu... pozwalasz się przytulać...
- Wiesz... mam wrazenie, że masz mylne pojęcie związku. To co robię jest zupełnie normalne. - stwierdził. - Twój ojciec też przytula twoją mamę, robi jej śniadania czy kolację.... Przytulania gdy ma gorszy dzień. Owszem, seks cudowna sprawa, ale nic ponad możliwości. Po co mam cię zniechęcać częstym seksem? - oznajmił I musnął jego usta.
- a... a chciałbyś... mimo że jesteśmy pada... chciałbyś, byśmy randkowali, spotykali się... mi zawsze tego brakowało... w sensie... dorośli tak szybko przechodzą do seksu... a gdzie miejsce na uczucia, wycieczki, zabawę? - pyta cicho, a ten podniósł się.
- Chodź - oznajmił, a ten spojrzał na niego zdziwiony.
- gdzie? - zapytał patrząc na niego niepewnie.
- Na spontaniczną randkę - oznajmił I pocałował go w nos. - ubierz się ciepło, a ja idę do twojego ojca - oznajmił.
Gdy brunet wyszedł przed dom ubrany w ciepłą bluzę i dżinsy, zobaczył przed nim mamę, tatę i swojego chłopaka.
- Jak zobaczę choć zatarcie na lakierze, to cię prześwięce, rozumiesz? - Tobias mówił do Camerona, bo ten trzymał w dłoniach dwa kaski a za nimi był motor ojca.
-Uważajcie na siebie- oznajmił Eric do pociechy, patrząc na mężczyzn. - Kiedy wracacie?
- Nie wiem... To spontan - oznajmił, a ten uśmiechnął się.
- Szalony wiek - zachichotał cicho. - Zaraz przyjdę, poczekaj - oznajmił, po czym pobiegł do domu. Wrócił z małą nerką i mu ją zapiął. Pokazał mu zawartość, czyli lubrykant i gumki, a także trochę gotówki.
- M-mamo...
- Na sucho boli.. a jak weźmie was ochota to oddacie się przyjemności. - oznajmił.
- D-dziękuję - przytulił go i zapiął nerkę. Pożegnali się I wsiadł za chłopakiem na maszynę. Ten mu pomógł zapiąć kask i ruszyli w noc.
****
Następnego dnia Eric i Tobias zasiedli do śniadania koło godziny dziesiątej. Tak jak brunet zapowiedział, wykorzystał Tobiasa seksualnie zaraz po wyjeździe ich dziecka, bo przed nim przerwał im Cameron. Jedli w ciszy. Jeden czytał gazetę, a drugi powieść.
- dzień dobry - usłyszeli, gdy Arte wpadł do środka. - Przyjechaliśmy podłączyć telefony, wykąpać się, zjeść i ruszamy dalej w drogę- oznajmił uśmiechnięty chłopak, a zielonooki rodziciel uśmiechnął się szeroko. Tak cholernie cieszył się, że ten jest zadowolony. Wstał i poszli razem do łazienki.
- Było coś? Opowiadaj mamie - oznajmił, gdy byli w łazience, a ten zarumienił się. Zaczął zrzucać koszulkę i spodnie nie krępując się, oraz zaczął mówić.
- Nie, ale jestem przeszczęśliwy. Zabrał mnie na plażę, noc była dość ciepła, więc leżeliśmy na piasku, potem śniadanie w przydrożnym barze...
- Cudownie! A teraz gdzie się wybieracie? - zapytał i podał mu nową gąbkę do mycia i żel pod prysznic, bo stary skończył się po jego porannej kąpieli. Ten wskoczył pod prysznic.
- Nie mam pojęcia mamcia. Ale nie mogę się doczekać!
- Spakuje ci coś co może się przydać - uśmiechnął się i wyszedł. Minął sie z Cameronem, który właśnie wszedł do łazienki.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do bruneta i zamknął za sobą drzwi, a po chwili słychać było głośny śmiech Arte, ale przeszczęśliwy. Mężczyzna jak zapowiedział do małej torby spakował im ciepłe bluzy i spodnie, trochę pomiędzy, ładowarki, koc oraz lubrykant i gumki. Tych ostatnich więcej, bo sam wiedział gdzie potrafili z mężem robić takie rzeczy. Od razu też zabrał się za robienie im prowiantu.
- Przypominają się aż nasze chwilę młodości, prawda? - zapytał Tobias. a ten pokiwał głową.
- Tak. Młodzi i szaleni... - zachichotał.
- Zrób więcej kanapek, ja też cię gdzieś zabieram - strzelił mu klapsa, a ten spojrzał na niego zszokowany. Co to miało być? Aż tak to oni się nie pogodzili. Mimo tego... zachichotał szczęśliwy. A niech go. Tym razem zapomni i po prostu się wyluzuje.
Zapraszam do komentowania :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro