Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*25*

Cameron zgasił samochód i czekał. Stał pod domem Arte, miał nie wchodzić, chłopak sam do niego przyjdzie. Gdy go zauważył, wysiadł, by wziąć jego torbę.  Nic nie powiedział, tylko przytulił go do siebie delikatnie, w razie jakby ten chciał się odsunąć. Jednak  jego miłość nie odepchnęła go, tylko złapała za koszulkę i czuł, że ten zgrzyta zębami.

- Myślę, że potrzebna nam jest dobra impreza - oznajmił i uśmiechnął się do niego. - Wsiadaj. Ubierzemy się w jakieś dyskotekowe ciuchy i idziemy się napić. - oznajmił z jeszcze większym uśmiechem. - Nigdy nie byliśmy razem w klubie. W końcu zobaczę twoje kocie ruchy na parkiecie.

- Dzięki - parsknął chłopak i potarł policzki. - Jedźmy w takim razie do ciebie. Jestem bardzo ciekawy twojego mieszkania.

- Wiesz... Mam mały syf - mężczyzna podrapał się po  potylicy. - Nie spodziewałem się gości. Nawet matka się zapowiada. - zaśmiał się niezręcznie, a ten pokręcił głową.

- Nie szkodzi. - zaśmiał się. - Jako podziękowanie  będę mógł ci je postrzątać...

- Nie musisz, no co ty? Wolę komuś zapłacić, mam taką sąsiadkę, która dorabia sobie u mnie w ten sposób, bo jest samotną matką.  - powiedział szybko.

- Prawdę mówiąc... Sprzątnie mnie uspokajaja. - oznajmił spokojnie chłopak.

- No to... Mogę ją poprosić, by zostawiła ci ubrania do złożenia. W porządku? - zapytał, a ten pokiwał głową i przytulił się do niego.

- Dziękuję. - szepcze i odsuwa się.  - To jak? Jedziemy? - zapytał i wziął od niego swoją torbę wsadzając ją na tylne siedzenie. Usiadł na siedzeniu pasażera i zapiął pasy. Nie minęło dwadzieścia minut i byli pod mieszkaniem. Arte nie skomentował bałaganu, tylko wyjął swoje dżinsy i przylegającą koszulkę. W tym postanowił iść do klubu. Cameron po szybkim prysznicu wyglądał ... Jak młody Bóg. Narzucił na siebie koszulę, dżins oraz skórzaną kurtkę i jego przyjaciel wiedział, że ten będzie miał dobre łowy. - Szykujesz się na upojną noc?

- Sam nie wiem. Tobie by się przydało kogoś bzyknąć - oznajmił spokojnie i popryskał się perfumem. - Mam cię przypilnować, albo coś? A może sam wybzykać? - zapytał niby nonszalancko, ale chciał się dowiedzieć, co by myślał o tym pomyśle.

- Właśnie... Rozmawiałem z mamą. Chyba ... Chyba spróbuję być uległy w łóżku z Alexem. - oznajmił. - Mama mówiła, że to nie znaczy, że jest się słabszym...

- Ale zerwałeś z nim. - powiedział trochę za ostro. Zazdrosny był, to oczywiste.

- Tak... Ale często tak bywa. Kłóciliśmy się o to, że każdy z nas chce być seme. Rozstawaliśmy się,  bzykaliśmy ile chcieliśmy, a gdy wracaliśmy do siebie nikt o to nie pytał.

- Więc, równie dobrze, zanim do niego wrócisz możesz się przerżnąć ze mną? - zapytał, a ten pokiwał głową.

- Teoretycznie tak.

- A praktycznie?

- Jesteś  moim przyjacielem, głuptasku. Nie ma mowy bym wskoczył ci do łóżka - zaśmiał się. - Traktuje cię jak brata - uśmiechnął się. - Idę zadzwonić do Alexa. - oznajmił i wyszedł z pomieszczenia nie zdając sobie sprawy z tego, że Cameron był bardzo blisko wybuchu.  Jebana mac! Został w jebanym friendzonie! Jak on ma się z tego wyrwać?! Chyba będzie musiał zabić tego Alexa... Ożesz, kurwa. Czemu nie może być to chodź troszkę prostrze?
Tego wieczoru mało się odzywał. Poszli do klubu i usiadł przy barze, bo  odechciało mu się czegokolwiek. W dodatku miał poznać tego... Szczęściarza...

- Wiesz co, Idę usiąść sobie na kanapy, a ty powinieneś porozmawiać sam na sam z tym Alexem i omówić wszystko. Jakbyś potrzebował pomocy w daniu mu w mordę, to jestem - zaśmiał się cichutko udając, że nie ruszyło go wcześniejsze wyznanie.  Dotarli do klubu, przy akompaniamencie muzyki z radia taksówkarza.

- Tak myślisz? - zapytał próbując przekrzyczeć muzykę. - Dobra, jakby co, będę pisał, trzymaj telefon przy sobie!

- Jasne! - odkrzyknął mu i wziął swoje picie od barmana i usiadł. Musiał się nad sobą troszkę poużalać, to było cholernie nie sprawiedliwe. Od tylu lat się starał. Opiekował nim i kochał, a to wszystko ma mu zabrać jakiś pojebany typ.  Spojrzał na komórkę i podniósł się. Musiał wyjść na pobliskie balkony klubowe, byli tam ludzie palący, więc i on odpalił sobie fajkę, po czym odebrał telefon. - Co tam mamo?

- Jest z tobą, prawda? - zapytał Olivier, a mężczyzna westchnął.

- Jest dorosły przecież... - mruknął i zaciągnął się. Mężczyzna  westchnął.

- Eric się boi, że sobie coś zrobi. Powiedział ci co się stało? - zapytał okularnik, a gdy chłopak odpowiedział mu szczerze, że nie ma pojęcia to znowu westchnął. - Tobiasowi i Ericowi się nie układa. Ja też się dopiero dowiedziałem i jestem w szoku - uprzedził go przed pytaniem. - Proszę, przypilnuj go.

- Dobrze, przypilnuje.... - nie zdążył dokonczyc, bo w słuchawkę krzyknął mu Eric. Najwyraźniej był z jego rodzicielem.

- Sprowadź go do domu! Proszę! Nawet pijanego! Chce z nim porozmawiać. Nie chcę znowu stracić syna na lata! - krzyknął. Słychać było po głosie, że był bliski załamania nerwowego.

- Postaram się, ale miał się spotkać z Alexem, więc...

- Proszę!

- No dobrze! - oznajmił i agresywnie zgasił końcówkę papierosa. - Zrobię co mogę. -  powiedział i westchnął rozłączając się. No tak. Nawet się nie napije za dobrze, bo ma słabość do próśb Erica.  W końcu w najgorszym momencie jego życia przymykał oko, że wkradał się do pokoju jego syna. Miał u niego duży dług i musiał go spłacić.
Ruszył powoli do środka i złapał przyjaciela za ramię.  - Twoja mama błaga byś wrócił do domu i z nią porozmawiał - oznajmił, a ten westchnął. Wyglądał na smutnego, więc Cameronowi zapaliła się lampka.

- No dobrze... Chodźmy - oznajmił i złapał go za dłoń, ciągnąć do wyjścia.  - Alex nie przyjdzie. Coś mu wypadło - szepnął cichutko uprzedzając jego pytanie. - Nie chce o tym rozmawiać. Zajdźmy po butelkę wódki - poprosił i ruszył z nim do pierwszego lepszego sklepu, gdy tylko wyszli z klubu. Cam nie oponował. Najwyraźniej chłopak tego potrzebował. Biedactwo... Musi się nim zająć. Nie ma bata. Cameronowa miłość i chęć zadbania o mężczyznę była większa niż rozczarowanie tym, że nigdy nie będzie jego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro