*10*
Arte usiadł na swoim miejscu uśmiechając się do Camerona, który niedawno przyszedł i miał miejsce obok niego. Spektakl się zaczął, a on patrzył oczarowany na dziewczynę, dopóki nie poczuł mocnego bólu brzucha. Starał się o tym nie myśleć, rozluźnic się i podziwiać, ale ból robił się coraz mocniejszy, czuł ucisk, oraz kłucie, nie potrafił powiedzieć tak naprawdę jaki to rodzaj bólu bo miał chyba wszystko po kolei. Zaczął się krzywić i wiercić na fotelu, a zaniepokojony Cameron złapał go za ramię.
- Arte, w porządku? - zapytał go, zwracając uwagę Erica i Oliviera, którzy siedzieli najbliższej.
Nie było wcale w porządku. Ból był coraz mocniejszy, doszedł już do tej kreski, od której nie da się oddychać a nawet ma się mroczki przed oczami. Nim się spostrzegli, ludzie zaczęli klaskać, minęło sporo czasu, bo ból narastał powoli i stopniowo.
- Zabieramy go stąd - oznajmił poważnie Olivier, a Eric poderwał się szybko z miejsca i wziął syna na ręce na tak zwaną księżniczkę. Ruszyli do wyjścia chamsko przepychając się między ludźmi. Tobias i Liam byli zdezorientowani, ale jak zrozumieli, że ukesie chcą szybko wyjść to bez pytań torowali im drogę. Wiedzieli, że coś było nie tak, tylko jeszcze nie wiadomo o co chodziło.
W końcu, jak wyszli na świeże powietrze to brunet posadził syna na ławce przed teatrem. Ten gniótł swój brzuch czując ból. A w jednej chwili, gdy się pochylił, zwymiotował całą zawartość żołądka na chodnik. Po tym było mu tylko lekko lżej, ale ból jakby stał się mniejszy, mimo że dalej nie do wytrzymania. Widział mroczki, ale po chwili widział tylko rozmazane, zmartwione postacie i czuł, że osuwa się z ławki.
*****
Otworzył oczy czując, że w pomieszczeniu, w którym jest, jest zaduch. Straszny. Wszystko było rozmazane a jego słuch jakby zniknął. Słyszał w uszach pisk, ale docierały do niego jakieś słowa. "Groźne" "operacja" "potrzebna" " śmierć". Przez nie poczuł ciarki strachu na plecach. Zamknął oczy i postarał się pozbyć tego pisku myśląc o czymś miłym intensywnie.
Eric, Tobias oraz Cameron siedzieli przed salą czekając na lekarza. Siedzieli w szpitalu od godziny, by dowiedzieć się co jest Arte. Bardzo się o niego martwili. Rodziciele poderwali się do góry jak przed nimi stanął lekarz. Wzrok zielonookiego zwrócił się na łóżko w sali przed nimi. Nie mogli tam wchodzić, ale mogli patrzeć przez otwarte drzwi.
- I co doktorze? - zapytał Tobias. - Czy to coś poważnego?
- Wbrew pozorom nie - powiedział. - Nie jest to groźne, bo wygląda nam to na zatrucie pokarmowe. Żadna operacja nie jest potrzebna, a na śmierć jeszcze poczeka. - oznajmił im zaglądając w kartę pacjenta. - Czy ostatnio chorował?
- Tak. Kilka dni. Gorączka, trochę kaszel i ból głowy - odpowiedział szybko Eric, a medyk pokiwał głową.
- Mają Państwo pomysły co mogłoby mu zaszkodzić?
- N-nie, wszystko mamy zawsze świeże, a ostatnio na mieście jedliśmy kilka dni temu. Wcześniej by się zaczęło - powiedział zaniepokojony uległy mężczyzna.
- Ma Pan rację. W takim razie może jakieś słodycze? - zapytał mężczyzna i spojrzał na pacjenta. Wszedł do sali sprawdził jego parametry życiowe. - Mogą Państwo wejść. Tylko proszę go nie budzić, powinien odpoczywać.
- Oczywiście - powiedział Eric i wybiegł do sali łapiąc synka za dłoń. Mąż podstawił mu krzesło i pogłaskał pociechę po włosach. Arte otworzył oczy, czując kogoś dłoń na swojej, zamrugał kilkanaście razy, by ta dziwna mgiełka zniknęła. - Oh, synu - Eric wtulił twarz w jego dłoń. - Tak się martwiliśmy...
- Mamo... - stęknął - otwórz okno - poprosił, a Cam od razu to zrobił. Chłopak westchnął zadowolony czując zimny powiew. Jakby się tak zastanowić, faktycznie, w sali było bardzo gorąco, oraz dawało mocno chemikaliami do czyszczenia.
- Skarbie, powiedz mi, jadłeś coś nieświeżego? - zapytał brunet gładząc go po policzku. - Słodycze, cokolwiek.
- Ja... dzisiaj skubnęłem trochę czekolady, po śniadaniu, dziwnie smakowała. - oznajmił słabo.
- Tej czekolady od kolegów z klasy "na szybszy powrót do zdrowia?" - zapytał Tobias. Sam odebrał czekoladę od chłopaka z klasy i przekazał synowi.
- T-tak. Tej - stęknął. - Zjadłem tylko kostkę, reszta leży na biurku.
- Jadę do domu. Dam ją chłopakom z laboratorium - oznajmia czarnowłosy i szybko poszedł do drzwi.
Cameron patrzył na to wszystko. Postanowił powiedziećprzyjacielowi co usłyszał, na jednej z przerw.
- Oni chcą Cię skompromitować - oznajmił nagle patrząc na parametry życiowe. Musiał pozbierać myśli. - Słyszałem na przerwie, że zamierzają coś zrobić, niedosłyszałem co, ale chcieli w to zaangażować dziewczynę, która Ci się podoba. Tą ze szkoły.
- Ale... dlaczego? - zapytał Arte nie rozumiejąc.
- Chcieli się przekonać jednoznacznie, na oczach całej szkoły czy nie jesteś gejem. - oznajmił. - Jeżeli chcesz, poproszę koleżankę, by dowiedziała się więcej.
- Koniecznie. - Eric wstał z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać się po sali. - Proszę, zrób to. - powiedział łapiąc młodego mężczyznę za dłonie. - Co jeżeli oni dodali mu coś do tej czekolady? Jak mógł umrzeć? - zapytał i puścił go podchodząc do okna. Jeżeli ktokolwiek chciał skrzywdzić jego syna... zabije. Albo wsadzi w największe bagno, z jakiego gowniarze się nie wyplączą.
- Mamo... - szepnął Arte. - Dlaczego oni są tacy podli? Przecież mężczyźni teraz nawet rodzą dzieci! Czemu oni są tacy nietolerancyjni? - zapytał patrząc w okno. - Nie wierzą mi, chcą się nasmiewać. Tak bardzo... to jest smutne - powiedział zaciskając oczy by nie polały się łzy. Wtedy poczuł delikatny dotyk. Gładzeniepo dłoni w geście uspokojenia i wsparcia. Powolne i nienachalne. Prawie jak kobiece. Spojrzał na chłopaka, który go gładził. - Powiedz mi szczerze. Jesteś gejem, Cameron? - zapytał. Ten długo się wahał. Bal się odrzucenia. Ale ufal Arte. Więc powoli pokiwał głową. - Pomożesz mi? - zapytał.
- W czym? - chłopak przysiadł na drugim krześle.
- Na zemście. Zemszcze się na nich wszystkich. - powiedział, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
****
Okazało się, że chłopak musi posiedzieć na obserwacji kilka dni. Na wyniki badań też musieli trochę poczekać. Jednak przez cały weekend siedział z nim Cam, z którym omawiali plan zemsty. Eric przychodził po południu z obiadkiem. Jedli razem i spędzali czas grając w planszówki. Wieczorem wychodzili i wracali do domów. Po wolnym były wyniki, bo chłopy od Tobiasa pracowały nawet w weekend.
- Lek na wymioty, oraz trutka na szczury. Wszystko w małych ilościach, takich bardzo małych ale jednak. Przemyśleli to. Lek działał po pół godzinie, a trutka... - lekarz był załamany. - Co ta młodzież wymyśliła... Zrobimy szczegółowe badania, zobaczymy. - mówi do rodziców a Eric wtulał się w męża prawie płacząc. Jak oni śmieli nawet pomyśleć o takim czymś?! Udupi ich! Bardzo!
- Próbowali otruć mi syna - powtarzał jak mantrę, a czarnowłosy trzymał go mocno wtulonego. - Zemszcze się. - mamrotał dalej. Nie zamierzał tego puścić płazem.
- Ci idioci nie zrobili tego sami - oznajmił Cam. - Musiał im pomagać ktoś mądry i kto wiedział w jakich ilościach mają to podać. - oznajmił zapatrzając się na przerażonego Arte.
- Jesteś pewien? - zapytał Tobias patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Dawka była wręcz idealnie wymierzona - oznajmił lekarz.
- A więc tak. Musiał pomóc im ktoś kto się na tym zna i był w stanie idealnie obliczyć jaką dawkę dac dla Arte. - powiedział Cameron. - Niech się Pan nie martwi - oznajmił do Erica. - Znajdę winnych. Obiecuje. Przyprowadze ich do Pana, by mógł się Pan zemścić.
***
Arte po trzech dniach został wypisanydo domu. Siedział w nim, a z racji tego, że miał zwolnienie od lekarza, potrzebował lekcji w domu, bo jeszcze trochę i będzie miał nieklasyfikowanie. Eric, który bardzo martwił się o syna, siedział z nim na kanapie i przytulał go do siebie.
- Kochanie, proszę, nasz syn ma już po dziurki w nosie, że tak go przytulasz i wciskasz w swoją klatę. - powiedział Tobias przeglądający gazetę. Szukał czegoś fajnego do ogrodu. Ich altanka została zniszczona przez burzę i drzewo, w które trzasnął piorun. Rozpoczynał się powoli sezon na spotkania w ogrodzie, więc przeglądał Stare gazety szukając inspiracji. Za kilka miesięcy młody będzie miał wakacje, więc i oni spędzą czas razem.
- A niby skąd Ty możesz to wiedzieć? - prychnął Eric. Puścił syna i pocałował go w czoło. - Moje biedne dziecko - pogłaskał go po głowie z łzami w oczach.
- Mamo... Nie płacz. Czuje się już dobrze - oznajmił. Nie rozumiał. Nawet na filmach mężczyźni nie płakali, zostawiali to kobietom, które lamentowały bardzo głośno. Jednak ich rodzina jest inna. W niej jest dwóch facetów, którym urodziło się dziecko, a jego mama robi za kobietę w tym związku. Znaczy... chyba. Tak naprawdę nie wie, czy w nocy nie dominuje Eric. Czasem jest tak, że kobieta pracuje, a facet siedzi w domu. Ale nie, bo wtedy byłyby kłótnie. A rodzice się prawie w ogóle nie kłócili.
Naprawdę nie rozumiał tego wszystkiego. A może oni zamieniają się miejscami? Raz na górze jest mama, a raz tata. Ciekawe czy tak robią. Jednak czy brunet dałby radę zdominować czarnowłosego?
Czemu Arte w ogóle o tym myśli?
- Może być głośno synu, ale tylko tak będziesz miał chwilę spokoju od jego ramion - powiedział szarooki i podniósł się odkładając gazetę. Złapał Erica w pasie i przerzucił sobie przez ramię idąc z nim w stronę schodów prowadzących na górę.
- Ej! Puszczaj! Mój syn mnie porzebuje! Puszczaaaaj! - mężczyzna się kręcił i wiercił, ale nic to nie dało, w końcu i tak wylądował z mężem za zamkniętymi drzwiami ich sypialni.
- No nie wierzę, będą to robić - stęknął chłopak i włączył telewizor, by chodź trochę to wszystko zagłuszyć. Cholera. Nie mógł się powstrzymać przed myśleniem, czy mama jest teraz na górze czy na dole?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro