Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*1*

Eric siedział przy stole, pijąc herbatę i czytając dokumenty męża. Ten odsypiał nocną zmianę. Pojechał w poniedziałek rano, a wrócił we wtorek rano. No przepracowywał się.

- Cześć mamo - oznajmił Arte schodząc ze schodów. Wszedł do kuchni a rodziciel przesunął do niego owsianke z owocami oraz masłem orzechowym. - Dziękuję. Mam teraz godzinę wychowawczą, możesz zadzwonić do wychowawcy, by mnie usprawiedliwić? - zapytał.

- Jasne skarbie. - mówi i bierze telefon do ręki. Szuka chwilę numeru i wciska przykładając to do ucha. Rozmawiał z nauczycielem chwilę. - Tak. Do końca tygodnia. Tak, dziękuję bardzo, miłego dnia - powiedział miło i się rozłączył.

- Tata był w tym barze, że wrócił rano? - zapytał brunet z buzią pełną owsianki.

- A gdzie tam. Przetrzymali go w firmie, całą noc siedział nad papierologią. - Eric machnął ręką. - Doprawdy, goni za kasą jak szalony.

- Bo chce Was za... - zamknął usta i po chwili napchał do niej owsianki.

- Pieniędzy mamy wystarczająco, by przez kilka miesięcy mogli się utrzymać jak ojciec straci pracę. Poza tym, mamy też moją wypłatę. Nie tak wielką, ale i tak jest dobra.

- Tak mamo, w końcu bycie tłumaczem jest bardzo cenione. - uśmiecha się. - Pomogłabyś mi z angielskim? Chyba nie zrozumiałem pewnych reguł w tym czasie, o którym ostatnio mówiliśmy.

- Jasne kochanie. Pouczymy się po obiedzie. - uśmiecha się i składa tabelę do teczki.

Jak widać Eric, Tobias i Arte są zgodną rodziną, mają własny dom, ogródek, rodzice świetnie zarabiają, a ich syn nie sprawia problemów i uczy się jak wie, że to mu będzie potrzebne w życiu. Arte był płaczliwym dzieckiem, wystarczyło, że się przewrócił, na dywan czy na poduszkę już płakał, jak był w wieku jakoś dziesięć moze dwanaście lat z podwórka wracał poobijany, bo właził na drzewa i często z nich spadał. Teraz jak ma siedemnastkę zachowuje się odpowiednio. Wiadomo, był nastolatkiem, więc przechodził wiek buntu, miał swoje grzeszki i tajemnicę. Odpały także miewali, a sposobem Erica na to było zostawienie chłopakowi domu na weekend. Wiedział, że już prawie dorośli ludzie robią imprezy, matka mu tego nie zabraniała, co tydzień wyjeżdżali z mężem albo szedł do spa.
W domu były kamery, a chłopak o tym nie wiedział. Co śmieszne, jego synuś był naprawdę grzeczny, nie palił ani nie pił na nich, a także pilnował by nie było za głośno. Rodzice byli dumni. Dobrze go wychowali.

- Co byś chciał na osiemnastkę, kochanie? - zapytał zielonooki, a chłopak się zamyślił.

- Może... postawicie mi prawo jazdy? - zapytał łapiąc wodę i pijąc ją. - Tylko to bym chciał - stwierdzil.

- Tylko? - pyta zdziwiony. - Okej, Niech będzie kochanie. - uśmiecha się. - To już niedługo musisz zacząć skarbie. - śmieje się cicho. - A jakieś pieniądze na auto?

- Nie, nie, dziękuję. Chce iść do pracy - mówi z uśmiechem. - Możecie mi za sponsorować studia.

- To oczywiste, że Ci je opłacimy- uśmiecha się. - A powiedz. Masz dziewczynę albo chłopca? - pyta, patrząc na niego.

- Działam w tym kierunku. Jeszcze nie jesteśmy parą, ale już niedługo.

- Jesteś same, jak tata !? - piszczy szczęśliwy - Tak się cieszę!

- Nie! Mamo! Jestem normalny! Nie jestem pieprzonym gejem, brzydzi mnie to, że ktoś bierze w dupę !! - krzyknął a Eric stężał patrząc na niego z lekko połyskującymi łzami i otworzonymi ustami. Wstał i czym prędzej wybiegł z kuchni. - Nie! Mamo! - Nie zdążył go zatrzymać więc trzasnął głową w stół.

***
Tobias obudził się przez cichy szloch wydobywający się spod kołdry, ogólnie chłopak pod nią drżał usilnie i pociągał nosem.

- Kochanie... czemu płaczesz... - zapytał przytulając go od tyłu mrucząc sennie. - Skarbie... Nie lubię jak płaczesz. - szepcze odkrywając to, jego głowę, a ten przytulał poduszkę skulony w pozycji embrionalnej. - Kochanie... - szepcze.

- Nasz syn się mną brzydzi - wyszeptał wycierając już pomiętą chusteczką nos i oczy. - P-powiedział, że brzydzi się, jak ktoś bierze w dupę... brzydzi się gejuszków - Szkocja i odwraca się do męża wtulając się w niego mocno.

- W dupie się mu poprzewracało. Zabiorę mu kieszonkowe, telefon, laptop i dostanie szlaban na wyjścia. - oznajmił czarnowłosy i pogłaskał go po głowie. - Nie płacz już. Będzie Cię jeszcze przepraszał błagając o wybaczenie. Nie płacz. Proszę, nie lubię jak to robisz. - szepcze w jego włosy całując go w czoło. - Chodź, wyjedziemy na kilka dni, odstresujemy się.

- A-A co z-z Arte? - pyta cicho.

- Dostanie pełną lodówkę i pięć dych. I tyle. Idź pod prysznic i spakuj się na tydzień. Jedziemy do spa nad morze. - uśmiecha się i całuje go. Puścił go i wyszedł spod kołdry. - No wstawaj, bo cię wybzykam - mruknął pochylając się jak oczy chłopaka śledziły go spod kołdry. Brązowowłosy łapie go za dłoń i ciągnie go do siebie. Połączył ich usta namiętnie i zaczął zsuwać bokserki mężowi.

- Chyba tego potrzebuje... Więc zrób to - szepcze cicho, a wypłoszony seksualnie czarnowłosy zabrał się do roboty. Kochali się jakoś pół godzinki, bo seks był ostry i chaotyczny. Eric zasnął na klatce piersiowej ukochanego, więc ten zsunął to powoli, okrył kołdrą i wstał. Poszedł pod prysznic i w samych bokserkach ruszył do pokoju syna. Otworzył drzwi z impetem i spojrzał na niego.

- Proszę oddać telefon o laptop. - mówi stając W przejściu z rekin na piersi.

- A-ale tato... - młody naprawdę chciał się wytłumaczyć, że to nie tak jak myślą, ale ten nie dał mu dojść do słowa.

- Dawaj telefon i laptopa, nie znasz pokory gówniarzu?! - warknął. - Masz szlaban, nigdzie nie wychodzisz i nikogo nie zapraszasz. Jutro idziesz do szkoły i chuj mnie obchodzi, że nie masz jak wziąć lekcji. - warknął i odebrał telefon i laptopa. - Kieszonkowego nie dostaniesz. - warczy i zatrzaskuje drzwi. Schował urządzenia w szafie, w schowku i ubrał się w koszule i spodnie. Wziął dokumenty i pojechał do pracy J oddać i wrócił. Eric już ich spakował, więc pochował je do auta. Zostawił kartkę i pół stówki. Tyle.
Wsiedli do auta i zł spa męża za dłoń. Pocałował jego knykcie.

- Jak on mógł tak powiedzieć? Myślałem, że nie narzucamy mu siebie, po prostu... po prostu kurcze.. Myślałem, że jest mu dobrze... nie uprawialiśmy seksu jak był w domu... tyłek dzisiaj... I nie wiem co mam myśleć... o-on nas nienawidzi?

- Kochanie, to nie tak... - głaszcze go po poliku. - Jesteś najlepszą mamą na świecie, jesteś cudowny.

- M-mówisz tak, b-bo uprawiany seks - mruknął zarumieniony. Wtulił się w niego. - K- kocham Cię... - mówi cicho.

- Ja Ciebie też. - pocałował go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro