Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Pov Louis

Całowanie Belli było dla mnie czymś naprawdę bardzo przyjemnym. Niestety ona chyba tego tak nie postrzegała, bo kręciła się na wszystkie możliwe strony. To jej jednak nic nie dawało, bo ja ją trzymałem kurczowo w pasie. Jej opieranie się nie miało najmniejszego sensu.

Jak już jednak skończyłem nasz pocałunek to ona gwałtownie się ode mnie odsunęła, następnie jej dłoń z impentem zderzyła się z moim policzkiem. Była na mnie wściekła, co do tego nie było żadnych wątpliwości.

- Jak mogłeś coś takiego zrobić? To jest nienormalne! - jej nerwy były zrozumiałe. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nas oboje nie łączą żadne więzy krwi. Nie miałem zamiaru jej tego mówić, ale teraz musiałem zmienić swoje wcześniejszą decyzję. Nie było innego wyboru, jeśli chciałbym by była moja to musiała poznać prawdę.

Miała przyspieszony oddech, oczy szklane od łez. Chyba lepiej bym postąpił gdybym najpierw jej wszystko wyjawił, a dopiero powiedział o swoich uczuciach.

- To nie tak kochanie - zacząłem, ale nie dane mi było skończyć, bo ona wybiegła z pokoju i z biegła ze schodów. Nie goniłem jej, musiała trochę ochłonąć, wtedy zacznie logicznie myśleć i mnie wysłucha.

Pov Bella

Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, Louis chyba oszalał. Nie wiedziałam czy mogę jeszcze wrócić do domu. Poszłam do tego parku, w którym znalazłam kotka, usiadłam też na tej samej ławce co wcześniej. Najgorsze jednak było to, że nie miałam nikogo poza moim bratem. Moja mama nie miała rodzeństwa, a tata jedynie siostrę, z którą i tak nie utrzymywał kontaktu. Pozostawał mi jedynie Louis.

Miałam ochotę pójść do Zayna. Kiedyś tak dobrze się z nim dogadywałam, lecz ciężko by było wytłumaczyć to, dlaczego go dziś już drugi raz nadchodzę.

Spędziłam, więc w tym parku ze dwie godziny, a może nawet więcej, bo zaczęło się już ściemiać. Ja jednak nadal nie chciałam wracać do domu. Siedziałam tam tak długo, aż zobaczyłam Louisa idącego w moją stronę. Nie trudno mu było się pewnie domyśleć gdzie jestem, bo jak byliśmy mali to często tu przychodziliśmy.

- Chodź do domu - poprosił, a ja miałam wzrok wpatrzony w dół. On jednak nie zwracał uwagi na to, że go ignoruje, bo usiadł obok mnie. - Przepraszam, że zareagowałem tak gwałtownie. Jak wrócimy do domu to wszystko ci wyjaśnię.

- Nie chcę nic od ciebie słyszeć.

- To jest bardzo ważne. Jak się dowiesz o co chodzi to zmienisz swój tok myślenia - złapał mnie za dłoń. Sama nie wiem czemu tego nie odtrąciłam.

Skierowałam swój wzrok na niego.

- A obiecasz mi, że już nic mi nie zrobisz. I, że nie będziesz próbował mnie już pocałować - jeśli nie dałby mi słowa to bym z nim nie poszła. Wolałabym już spędzić tą noc na ławce w parku niż bać się, że on może mi coś w nocy zrobić.

- Jasne, jesteś i zawsze byłaś ze mną bezpieczna.

Podniosłam się z ławki i poszłam z nim. Coś mi podpowiadało, że mogę się przy nim czuć bezpiecznie, a poza tym byłam ciekawa tego co on chciał mi powiedzieć. Czułam, że to ważne.

Liczę na waszą opinie, następny rozdział będzie dość ważny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro