4
Pov Bella
Widząc starania Louisa żeby moja psychika wróciła do normy postanowiłam mu w tym pomóc. Pierwszy raz od dawna zdecydowałam się wyjść na spacer. Oczywiście poinformowałam o wszystkim Louisa, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli bym tego nie zrobiła to mój brat by się wściekł. I miałby pewnie rację. W końcu tyle czasu nie ruszałam się z domu.
Po piętnastu minutach mojego wędrowania po parku usiadłam na ławce. Kondycji to ja nigdy nie miałam dobrej, ale teraz to była po prostu tragiczna. Po kilku minutach siedzenia usłyszałam ciche miałczenie, a jak odwróciłam głowę w prawo to zobaczyłam malutkiego biało czarnego kociaka. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce. Wiem, że nie powinnam tego robić, bo na mnie zostanie jego sierść, a Louis ma mocną alergię na koty. Wiem, bo kiedyś rodzice kupili nam takie zwierzątko, niestety nie pobyło z nami nawet tygodnia, bo mój brat ciągle miał kaszel i katar.
Ten kociak był bardzo słodki, wcale mnie nie znał, a zaufał mi na tyle, że oparł swoją główkę o moją pierś. Był samotny, jakiś straszny człowiek go wyrzucił. Że też jeszcze na świecie są takie potwory.
- Jesteś śliczny - powiedziałam do niego. Sprawdziłam, więc wiedziałam, że to kocurek. Był zbyt słodki żeby go zostawić samego na śmierć głodową. Musiałam go zabrać ze sobą. W końcu jak będzie ukryty w moim pokoju to może Lou nic się nie stanie.
- Módl się żeby Louis nas nie zauważył, bo oboje staniemy się bezdomni - szepnęłam do kotka jak miałam wchodzić do domu, ale na szczęście los mi dopisał i nigdzie nie zauważyłam swojego brata.
Musiałam teraz częściej wychodzić z pokoju, by Lou do mnie nie przychodził. Zawsze robił to niespodziewanie i bez pukania. Zwierzątko wyglądało na głodne, więc położyłam go na łóżku i cicho przemknęłam do kuchni. Tam z lodówki wyciągnęłam po kilka plasterka z każdej wędliny.
- Widzę, że nareszcie zgłodniałaś - nagle usłyszałam głos Louisa, który wręcz ociekał optymizmem. Niestety nie słusznie.
- Tak, odzyskałam apetyt - musiałam mu jakoś to wytłumaczyć. Teraz powinien dać mi wreszcie spokój, bo kotek będzie jadł całe jedzenie przeznaczone dla mnie.
Bardzo się do mnie zbliżył i kichnął. A potem jeszcze raz.
- Cholera, co jest?
- Może po prostu się przeziębiłeś.
- Nie możliwe, nie miałem jak - no i kolejny raz kichnął. - Czuje jak by mi gardło zawalało.
Zrobiłam kilka kroków w tył. To przeze mnie Louis źle się czuł. Miałam na sobie masę sierści kota.
- To pewnie wina tego mocno zimnego piwa. Rozchorowałeś się - powiedziałam to żeby dalej nie drążył. Chyba będę zmuszona znaleźć dla kociaka inny dom. - Idź się połóż i prześpij, może poczujesz się lepiej - zaproponowałam mu. Nic innego nie mogłam zrobić.
- Może masz rację - mruknął. Że też on musiał mieć alergię na takie cudowne zwierzątka jak kotki. Czuje, że gdyby nie to łatwo bym go namówiła żeby zatrzymać małego.
Odwrócił się i odszedł kilka kroków dalej, ale się po chwili zatrzymał.
- Pomyślałem, że dobrze by było gdybyśmy przenieśli się do sypialni rodziców. Jest największa, a stoi pusta - chyba dostał jeszcze jakiejś gorączki.
- Ale że my oboje?
- Tak, nie widzę w tym żadnych przeciwskazań - oznajmił jak gdyby nigdy nic i poszedł do siebie.
______________________
12 konkretnych komentarzy i macie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro