Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

Pov Bella

Po kolejnej nieprzespanej nocy uświadamiam sobie, że muszę jak najszybciej zerwać kontakt z Louis'em jak i Zayn'em. Pragnęłam spokojnego życia, a żaden z nich nie mógł mi tego zapewnić. W tej chwili właśnie najbardziej zaczynało mi brakować moim rodziców. Oni na pewno mi by dobrze doradzili i nie pozwolili bym wpakowała się w takiego bagno.

Dziś jest dodatkowo dzień moich osiemnastych urodzin. Jestem wreszcie pełnoletnia i mogę bez żadnych skrępowań opuścić Louisa. Nie wiem jeszcze gdzie pójdę. Lecz długo z nim nie zostanę.

Jak zeszłam do salonu to na stoliku zobaczyłam tort z owocami. Na nim były dwie świeczki jedna z jedyną druga z ósemką. Był dla mnie.

- Pogódzmy się wreszcie. Dziś masz urodziny, powinniśmy spędzić ten czas razem. Chodźmy do kina albo kawiarni - zaproponował jak pojawił się w zasięgu moich oczu.

- Nie mam ochoty - odpowiedziałam mu.

- Od tygodnia nie opuszczasz prawie swojego pokoju. Unikasz mnie jak tylko możesz.

- Zasłużyłeś sobie na to - zamroczałam pod nosem. Za bardzo nie interesowało mnie to czy to usłyszy.

- Nie jestem wcale gorszy od Zayn - powiedział na swoją obronę.

- Dlatego z nim także nie zamierzam utrzymywać kontaktu. Obaj jesteście siebie warci. Ja w odróżnieniu od niego nikogo nie zabiłem.

Spojrzałam na niego wymownie. Skoro Zayna było stać na zabójstwo to sądzę, że mojego brata także.

- Możliwe, ale nikogo kto był dla ciebie ważny. No może oprócz Malika, ale on się nie liczy.

- A to dlaczego? Przecież to także człowiek! Najbardziej mnie boli to jak traktujesz innych ludzi. Nie jesteś wcale od nich lepszy. Zachowaj odrobinę pokory!

Nic mi nie odpowiedział, a jedynie spojrzał na podłogę.

- Mam dla ciebie prezent - zakomunikował po chwili milczenia.

- Nie chcę nic od ciebie.

- To akurat powinno ci się spodobać.

***
Wysiadłam z samochodu rozglądając się do około. To była najbiedniejsza dzielnica w mieście. Diametralnie różniła się od tej, w której mieszkałam. Ja mieszkałam w pięknym domu, a moi rodzice w obskórnym bloku.

- Chcę wejść do środka. Zaprowadź mnie do moich rodziców - poprosiłam Louisa. Sama nie dałabym rady ich odnaleźć. Tu musiało mieszkać wielu ludzi. A ja nawet nie wiedziałam jak oni się nazywają.

- To nie ma sensu. Twoja matka nie będzie chciała nawet z tobą rozmawiać. Sprzedała cię naszym rodzicom. Ona sama nie wie kto jest twoim ojcem. Urodziła cię tylko dlatego, że zoriętowała się, że jest w ciąży tak późno, że aborcja była niedozwolona.

W moich oczach pojawiły się łzy.

- Skąd to wszystko wiesz? - robiłam wszystko co w mojej mocy by się nie rozpłakać.

- Wynająłem prywatnego detektywa. Ale jeśli mi nie ufasz to możesz iść sprawdzić. Twoja biologiczna matka nazywa się Jane Collins.

- Nie trzeba, wracamy.

Wracamy do domu w zupełnej ciszy. Nie mam Louis'owi nic do powiedzenia. Chociaż jestem mu wdzięczna za to co dla mnie zrobił. Poznałam brutalną prawdę, lecz wolę ją niż miałbym mnie karmić kłamstwami.

- Miałam szczęście - powiedziałam do niego jak już dojechaliśmy. - Gdyby nie twoi rodzice to całe swoje życie spędziłabym w domu dziecka. Nigdy nie poczułabym prawdziwego ciepła rodzinnego.

- To byli nasi rodzice. Kochali cię tak samo jak mnie, a może nawet bardziej. Ja także zawsze bardzo cię kochałem. A teraz to już nie mogę przestać o tobie myśleć.

- Przestań - przerwałam mu. Nie miałam ochoty znowu tego słuchać. Chciałam dać mu do zrozumienia, że nigdy nie będziemy razem.

- Czemu mnie nie kochasz? - no i znowu próbował grać na moich uczuciach. Od zawsze był w tym dobry.

- Kocham, ale nie tak jak ty byś tego chciał - oznajmiłam i wyszłam z samochodu. On za to rozpalił silnik i z piskiem opon odjechał.

A ja nie mając ochoty na siedzenie w pustym domu zdecydowałam się pójść do parku. Lubiłam to miejsce i działało ono na mnie kojąco.

Po krótkim spacerze byłam już na miejscu. Usiadłam na ławce i zaczęłam się wpatrywać w drzewo. Próbowałam wyłączyć myślenie.

- Bella - usłyszałam głos Zayna i poczuła jego dłoń na moim ramieniu. Zaraz później zajął miejsce obok mnie. - Codziennie tu przychodzę mając nadzieję, że cię spotkam. Dziś nareszcie mi się udało. Jestem z tego faktu bardzo zadowolony.

- Zostaw mnie samą - poprosiłam.

On jednak nie wyglądał jakby się gdzieś wybrałał.

- Masz dziś urodziny skarbie. Wysztkiego najlepszego - złożył mi życzenie i pocałował mnie w policzek. - Wiem, że zrobiłem coś strasznego, lecz nie możesz mnie za to wiecznie winić. Żałuję tego.

Po tym jak dręczył mnie swoimi telefonami to wykrzyczałam mu wprost co o nim myślę.

- To nie zwróci mu życia - wypominłam mu.

- Zadaje sobie z tego sprawę. Jednak my oboje żyjemy i możemy być jeszcze szczęśliwi.

I miałam już mu coś odpowiedzieć, lecz przerwał mi dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.

- Czy rozmawiam z Isabellą Tomlinson? - usłyszałam zupełnie nie znany mi głos.

- Tak.

- Przyjedź szybko do szpitala, twój brat miał wypadek.

To już jest ostatni rozdział. 10 konkretnych komentarzy i macie dziś epilog.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro