31
Pov Louis
Zastanawiało mnie to, czego Bella mogła ode mnie chcieć. Przecież miała wszystko czego tylko chciała. Spełniałem każdą jej zachciankę. Praktycznie nie było niczego czego bym jej nie dawał.
- Co takiego chcesz? - spytałem. Nie ważnego jakie by miała życzenie. Byłem gotów spełnić każde byleby tylko ją mieć. To było warte każdej ceny.
- Chciałabym poznać moich prawdziwych rodziców, a najbardziej mamę - no na to, to nie mogłem wyrazić zgody. Byłbym kompletnym idiotą gdybym się zgodził.
Nie mogłem ryzykować, że jej rodzicom by się nagle coś odwiedziło i postanowili by ją do siebie zabrać. Nie po to tak długo starałem się zdobyć jej zaufanie żeby teraz ją stracić. Skoro ją oddali to po siedemnastu latach nie ma odwrotu.
- Nie - odpowiedziałem z bólem serca. Coś czułem, że z naszego seksu nici. Było mi przez to bardzo szkoda.
Jej wyraz twarzy od razu się zmienił. Nie spodobało jej się moja odpowiedź.
- Dlaczego? - no i teraz będę musiał jej to jakoś wyjaśnić. A to raczej nie będzie zbyt proste.
- Bo tylko byś doznała wielkiego rozczarowania. Nie chcę by ci ludzi cię zranili. To jest zupełnie niepotrzebne - zbliżyłem się do niej.
- Chciałabym jedynie się dowiedzieć czemu mnie oddali. Może po prostu mieli ciężką sytuację, może mnie kochali? - Bella była naiwna. Była tak malutka jak moi rodzice ją adopotowali więc to znaczyło, że to wszystko zostało wcześniej uzgodnione. Podejrzewałem, że jej biologiczni rodzice po prostu ją sprzedali. To było smutne lecz najbardziej prawdopodobne.
- Gdyby tak było to oni sami już by się do ciebie odezwali.
Przykucnąłem na przeciwko niej i ułożyłem swoją dłoń na jej nagim kolanie.
- Kocham cię słońce i masz mnie. Nie potrzebujesz tych ludzi, którzy cię spłodzili - uniosłem jej szczękę. - Ważne że mamy siebie.
Nic mi nie odpowiedziała, a ja poczułem, że temat jej rodziców wcale nie jest jeszcze zamknięty.
Pov Zayn
Jak podniosłem swoją ciężkie powieki to zauważyłem, że znajduje się w szpitalu. Było to bardzo dziwne, bo mieszkałem sam, a Harry już do mnie nie zaglądał od kiedy Louis mu tego zabranił. A ja byłem zbyt słaby, żeby dostać się do telefonu i wezwać pomoc.
Moje rozmyślania przetrwało wejście pielęgniarki do sali.
- Nareszcie się pan obudził - powiedziała choć wyglądała na trochę straszą ode mnie.
- Jak tu trafiłem? - spytałem, bo chciałem wreszcie zaspokoić swoją ciekawość.
- Sąsiadka zauważyła coś niepokojącego i od razu wezwała policję. Miał Pan wielkie szczęście - nareszcie ta wstrętne i wścibska baba się na coś przydała.
Chyba już więcej nie będę jej robił na złość.
- Kiedy będę mógł stąd wyjść? - musiałem jak najszybciej się rozprawić z Louis'em i odciągnąć od niego Belle.
- Najpierw musi pan złożyć zeznania - jeszcze i to.
- Nic nie pamiętam, więc nie mam czego zeznawać. Może już pani wyjść.
Nie miałem czasie na leżenie w szpitalu, musiałem zacząć działać i to teraz na poważnie.
Im większa wasza opinia tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro