25
Pov Bella
Louis postanowił mnie ukarać w najgorszy możliwy sposób, a mianowicie całkowicie mnie ignorował. Zdaje sobie sprawę z tego, że może to zabrzmić dziwnie, ale ja naprawdę pragnęłam jego uwagi. A on nawet na mnie nie patrzył. Jeśli już coś mówił to tylko pojedyńcze słowa patrząc w inną stronę, co muszę przyznać było bardzo krzywdzące.
- Idę po zakupy - usłyszałam głos mojego brata jak siedziałam w salonie i oglądałam telewizję.
- Może jednak ja pójdę - zaproponowałam. On przystał na chwilę w tym samym miejscu.
Oczywiście nie miałam zamiaru uciec do Zayna tylko po prostu chciałam wyjść z domu, bo po tym ostatnim zostałam od Louisa kategoryczny zakaz opuszczania naszej posesji. Stwierdził, że jako mój prawny opiekun ma prawo tak postąpić. A ja wolałam mu się już nie sprzeciwić.
- Tym razem też wrócisz po dwóch dniach? - spytał z wyczuwalną ironią.
- Nie. To była tylko jednorazowa sytuacja, która już nigdy więcej się nie wydarzy.
Utrzymywałam minimalny kontakt z Zayn'em, więc miałam jako taką pewność, że kolejny raz już nie posunie się do uprowadzenia mnie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Zerwałaś z nim definitywnie?
- Już dawno. Tylko on nie chce przyjąć tego do wiadomości - powiedziałam trochę zbyt szybko. Po jego wyrazie twarzy pożałowałam, że w porę nie zdążyłam się ugryźć w język.
- Chcesz powiedzieć przez to, że on cię zmusza do tego byś się z nim spotykała?
Cholera, sama jeszcze pogorszyłam sytuację.
- Nie do końca - próbowałam się wykręcić ze swoich wcześniejszych słów.
Louis szybko pokonał dzieląc nas odległość. Pierwszy raz od kilku dni okazał mi czułość w postaci pogłaskania mojego policzka.
- Jeśli coś ci zrobił, musisz mi o tym powiedzieć. Nie pozwolę cię mu skrzywdzić - patrzył mi prosto w oczy. Nareszcie jego wzrok wyrażał uczucie dla mnie. Chociaż wolałabym by stało się to w innych okolicznościach.
- Na razie nic mi jeszcze nie zrobił. Proszę jedynie byś już go nie atakował, bo to może go tylko jeszcze bardziej zezłościć. Odpuść.
- Jak mam mu odpuścić to, że nie chce dać ci spokoju i ciągle się narzuca. Powinien się cieszyć, że go nie zabiłem chociaż na to zasługiwał! - Louis wpadł w ogromny gniew. Rzadko go takiego widywałam. - Doskonale widział, że jesteś nietykalana, a jednak odważył się ciebie tknać.
Zaczął krążyć po pokóju. Najwidoczniej próbował się w ten sposób uspokoić. Niezbyt dobrze mu to szło.
- Uspokoj się - poprosiłam go.
- Jak mam to zrobić? Kocham cię całym swoim sercem, a ten idiota robi wszystko żeby mi cię odebrać. A ty nawet jeszcze nic do niego nie czujesz!
- To chyba dobrze? - czasem bardzo trudno jest zrozumieć tok jego myślenia.
- Bardzo - podszedł do mnie i połączył nasze usta.
No i znowu mnie opatrznie zrozumiał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro