10
Pov Bella
Spędziłam u Zayna ponad dwie godziny, dobrze mi się z nim rozmawiało, a poza tym to jakoś nie chciało mi się wracać do domu. Nie, to, że bałam się kontaktu z Louis'em po prostu ostatnio dziwnie się czułam się w jego obecności. Nie dlatego, że nie był moim bratem tylko przez te jego dziwne zachowanie w moją stronę. Tysiąc razy bardziej bym wolała żeby wszystko było tak jak dawniej.
Nie chciałam szybko wracać do domu, więc usiadłam na ławce w parku. To chyba będzie moje ulubione miejsce, od kilku dni byłam już tu trzy razy. I wszystko się na to zapowiadało, że będzie ich jeszcze więcej. Czułam się w tym miejscu dobrze, działało ono na mnie bardzo uspokojająco, a ja teraz tego bardzo potrzebowałam.
***
Jak wróciłam do domu to dostrzegłam Louisa siedzącego na kanapie w salonie. Minę miał taką, że moje ciało przeszły ciarki, wywnioskowałam z niej, że był bardzo zły.
- Coś się stało? - spytałam dla rozluźnienia atmosfery. Taka cisza między nami była przerażająca.
- Tak. Zastanawiam się czy nie wolałem jak siedziałaś cały czas w swoim pokoju. Wtedy byłem spokojniejszy - czyli chodzi mu o moje wyjścia z domu. Szczerze to sądziłam, że się ucieszy. - Nie było cię cztery godziny, a telefon zostawiłaś w pokoju.
Spóściłam wzrok na podłogę. Było mi trochę głupio z tego powodu. Nigdy nie nosiła telefonu przy sobie cały czas, przez co nie raz słyszałam za to wykład od mamy. Niestety do tej pory się tego nie nauczyłam.
- Przepraszam - kątem oka na niego spojrzałam, lecz jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił. Nadal miałam kłopoty.
- Jedno twoje słowo, nie sprawi, że znikną te godziny, w których umierałem ze strachu od ciebie. Nawet mnie nie poinformowałaś, że wychodzisz!
- Nie wiedziałam, że muszę - mruknęłam pod nosem. Nigdy wcześniej nie mówił mi, że mam go o tym uprzedzać.
On chyba jednak to usłyszał, bo gwałtownie się podniósł i szybkim krokiem do mnie podszedł. No to sobie nagrabiłam.
- Rozumiem, że już mnie nie uważasz za swojego brata, ale ja nadal jestem twoim prawnym opiekunem. Masz mnie słuchać, i o wszystkim mówić! - ten jego nagły wybuch bardzo mnie wystraszył. Louis nigdy na mnie nie krzyczał. Poza tym nie zgadzałam się z jego pierwszym zdaniem. Dla mnie praktycznie nic się nie zmieniło po poznaniu prawdy. Nadal traktowałam Louisa jak brata.
- Dobrze - odpowiedziałam mu i skierowałam się w stronę mojego pokoju. Skoro tak bardzo chciał żebym siedziała w moich czterech ścianach to spełnię jego prośbę. On jednak mi na to nie pozwolił, bo złapał mnie za ramię.
- A ty gdzie znowu? - jego ton odrobinę złagodniał, nie był jednak taki jak wcześniej.
- Do siebie, przecież tego właśnie chciałeś.
Przewrócił oczami na moje słowa.
- Czy ty wszystko zamierzasz brać tak dosłownie? Byłem wkurzony, i jeszcze jestem mogło ci się coś stać, a tego to nie byłby w stanie sobie darować - jego tłumaczenie jakoś do mnie nie trafiało.
- Nie musiałeś tak wybuchać. Nic złego nie zrobiłam - zabrał dłoń z mego ramienia i przeniósł ja na policzek. Delikatnie go pogłaskał.
- Wybacz mi. Już nigdy tak nie zrobię - przeniósł swoje obie dłonie na moje biodra i przyciągnął mnie do siebie.
_____________________
Następny jest dużo ciekawszy. Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro