1
Pov Isabell
- Bella, od śmierci rodziców minęły już dwa miesiące. Skończ już to rozpacznie - poprosił mnie mój brat Louis. Usiadł z brzegu mojego łóżka. Zawsze był dla mnie bardzo troskliwy i opiekuńczy. Pewnie czuł się za mnie odpowiedzialny przez to, ze był starszy te sześć lat. - Nie chcemy przecież żebyś ty też się rozchorowała.
Mówił mi to codziennie od tych ośmiu tygodni. Jemu łatwiej poszło pogodzenie się z ich śmiercią. Szybko się z tego otrząsnął. Ja nadal nie chciałam w to wierzyć. Wolałam uważać to za straszny koszmar z którego mam szansę jeszcze się obudzić.
- Jest mi wszystko jedno - zakomunikowałam mu. On wszedł pod mój koc i mnie przytulił. Uwielbiałam jak mnie tulił. Od zawsze byłam przyzwyczajona do bliskości jego ciała. Jego obecność działała na mnie wyjątkowo kojąco. Z niczym nie mogłam tego porównać.
- Nie mów tak - skarcił mnie. - Mam tylko ciebie i nie zamierzam cię stracić. I jako twój prawny opiekun rozkazuje ci wstać z łóżka i zjeść jakiś porządny posiłek. Nie mówię tu o żadnym bananie ani jabłku - przez to, że miałam jedynie siedemnaście lat Louis musiał wziąć nade mną opiekę.
- Ale ja naprawdę nie mam apetytu - powiedziałam na swoją obronę. Od tych ośmiu tygodni nie mogę patrzeć na żadne jedzenie. Obrzydzał mnie sam widok pokarmów.
- No to musi ci szybko wrócić. Zaprosiłem Harry'ego i Zayna zamówimy pizzę i nawet nie chcę słyszeć, że do nas nie przyjdziesz. A jak odważysz się to zrobić to przyjdę po ciebie i osobiście zniosę cię na dół. I następnie wepchnę w ciebie trzy kawałki pizzy, więc dobrze się nad tym zastanów siostrzyczko - dał mi jeszcze buziaka w czoło i wyswobodził się z mojego koca. A następnie opuścił mój pokój.
Nie cieszyło mnie zbytnio to spotkanie, nie miałam ochoty nawet opuszczać mojego pokoju. Sto raz bardziej wolałabym pozostać sama u siebie. Przebrałam się więc z piżamy i uczesałam włosy, ale nie ruszyłam się ze swojego pokoju nawet na krok. Miałam nadzieję, że Louis o mnie na chwilę o mnie zapomni i jednak nie przyjdzie do mnie.
Po godzinie spokoju i oglądania telewizji, co akurat było ostatnio moim jedynym zajęciem, usłyszałam pukanie do drzwi.
Powiedziałam ciche proszę, byłam stuprocentowo pewna, że to nie Louis. On nigdy nie bawił się w pukanie.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam przed sobą czarnowłosego chłopaka z ciemną karnacją czyli Zayna. Tego samego, z którym kiedyś, a może i nadal przyjaźnię.
- Louis cię przysłał? - spytałam, a może nawet bardziej stwierdziłam. Ostatnio nasze relacje nie były tak dobre żeby sam z siebie do mnie przychodził.
- Nie. Jednak Louis twierdził, że miałaś do nas dołączyć, czemu nie schodzisz na dół? - usiadł na brzegu mojego łóżka.
- Nie mam na to ochoty, tylko zepsułabym wam humor - odpowiedziałam szczerze.
- Mi na pewno nie. Twoje towarzystwo zawsze było dla mnie bardzo przyjemne - zakomunikował patrząc mi prosto w oczy.
____________________
Postanowiłam dodać dzień wcześniej. Mam nadzieję, że się cieszycie. Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro