Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 - Test

Lucretia

Powstrzymałam się z ogromnym wysiłkiem woli przed trzaśnięciem drzwiami do gabinetu. Uspokojenie nie przychodziło mi łatwo, a pulsujący ból, przypominający o tym, co się stało, podsycał gniew. Kazałam nastolatkom usiąść gdziekolwiek, a sama wzięłam z małej lodówki puszkę coli. Zaopatrzyłam gabinet w to urządzenie na wypadek, gdybym przyniosła jakiś wypiek, który potrzebował przebywać w zimnie. Trzymałam w niej również trochę przekąsek i słodkich napojów, którymi chciałam obłaskawiać dzieciaki. Nigdy nie wiadomo, co mogłoby zadziałać jako zachęta do otwarcia się, albo zwiększenia zaufania wśród młodzieży.

Przyłożyłam puszkę pod oko, tam, gdzie wydawało mi się, że bolało najbardziej i usiadłam w swoim wygodnym, biurowym fotelu. Oddychałam głęboko przez chwilę, pozwalając działać kojącemu, chłodnemu dotykowi aluminium.

W pomieszczeniu nadal było czuć napięcie i strach. Chłopcy stali w pewnej odległości od siebie ze spuszczonymi głowami, lekko skuleni, jakby chcieli się zwinąć w kłębek i zniknąć. Westchnęłam ciężko, trochę zła na siebie, że nie zapanowałam nad mocą, tak jak powinnam. Przestraszyłam się, że to może się trwale odbić na uczniach. Przypomniałam sobie, że parę razy przez przypadek dotknęło to Victora i zazwyczaj kończyło się to na tygodniu czy dwóch wzmożonych koszmarów. 

Zmusiłam obu, by spojrzeli mi w oczy i wyzwoliłam ich umysły spod wpływu mojej mocy. Dopiero wtedy dotarło do nich, że oberwałam i zaczęli mnie przepraszać. Sama nie byłam pewna, od którego właściwie otrzymałam cios i nie zamierzałam tego na siłę dociekać. 

– Przynajmniej do listy moich doświadczeń życiowych mogę dopisać udział w bójce. Nie warto się tym przejmować, przecież się zagoi, a ja nie mam zamiaru robić wam z tego powodu problemów – powiedziałam z nikłym uśmiechem. 

Nastolatkowie spojrzeli po sobie i przez chwilę cieszyli się, że unikną konsekwencji, ale to chwilowe porozumienie zaraz obróciło się w gniew, który wywołał całe zdarzenie. Zacisnęli usta i odwrócili się w przeciwne strony. Wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego i zastanawiałam się, o co może chodzić. Kiedy ludzie byli wzburzeni emocjami, ich myśli bywały trudne do odczytu, ze względu na ich nagromadzenie i gwałtowne zmiany. W tych młodych umysłach przez krótką chwilę obserwacji często przewijały się stwierdzenia w stylu: koniec przyjaźni czy nie chcę go więcej znać.

– Panowie, wiecie, że w tej szkole jestem po to, żeby pomagać uczniom, dlatego chciałabym usłyszeć bezpośrednio od was, o co poszło – zaczęłam. – I od razu uprzedzam, że nie zostawię tej sprawy. Najpierw jednak poproszę wasze nazwiska i klasy. 

Zanotowałam szybko dane i zadzwoniłam do sekretariatu szkoły z prośbą o przygotowanie akt tej dwójki uczniów. Zakazałam im się ruszać i sama szybko poszłam po dokumenty. Wiedziałam, że nie zaczną się znowu bić, to było wyraźne w ich myślach, dlatego pozwoliłam sobie na taki krok. Kiedy wróciłam, w moim gabinecie wciąż panowała lodowata cisza. Nie zamierzałam przejmować inicjatywy, ale na spokojnie przeglądałam przygotowane przez Kelly teczki.

Zauważyłam, że chodzą do innych klas, ale grają razem w szkolnej drużynie koszykówki. Odnotowano tam, że oboje mają w tej dziedzinie ogromny potencjał i są często zauważani w międzyszkolnych rozgrywkach. Przyjaźnili się i grali ze sobą od dziecka, nie dziwiło mnie to, że na parkiecie byli duetem doskonałym.

Podniosłam na chwilę wzrok i odniosłam wrażenie, że uważnie mnie obserwują, próbując wyczytać z moich działań, co właściwie zamierzam z nimi zrobić i czy nie sięgam po długopis, aby dopisać do akt ich bójkę. Musiałabym to zrobić, nie miałam zdolności usuwania nagrań z kamer. Chciałam najpierw przedyskutować sytuację z dyrektorem, aby ponieśli jak najmniejsze konsekwencje. Żaden jednak nie zdecydował się na odezwanie się, więc cierpliwie czekałam, aż któryś w końcu to zrobi. 

– On spotykał się z moją dziewczyną! – wybuchnęli nagle równocześnie, wskazując na siebie nawzajem. Jakby obawiali się, że ten, który wypowie oskarżenie później, będzie uznany za kłamcę.

Wpatrywali się w siebie wściekli, a ja zastanawiałam się jakim cudem w ich myślach pojawił się obraz identycznej dziewczyny. Nie sądziłam, że mój pierwszy poważny przypadek w szkole będzie dotyczył romantycznego dramatu nastolatków. 

– Panowie proszę od początku – powiedziałam, trochę oszołomiona ich wcześniejszym wybuchem. – Jak ma na imię twoja dziewczyna? – zapytałam jednego z nich.

– Kathy – mruknął pod nosem. 

– A twoja? 

– Kathy – odpowiedział smutnym głosem ten drugi. Jego emocje powoli się wyciszały, ewidentnie miał spokojniejsze usposobienie niż jego kolega, który podświadomie od nowa analizował sytuację, aby mieć powód do ciągłego podsycania gniewu. 

– Muszę się zapytać, czy mówimy o dziwnym zbiegu okoliczności, czy o tej samej osobie? – zapytałam, doskonale znając odpowiedź. 

– To ta sama dziewczyna – mruknął spokojniejszy uczeń. Zerknęłam jeszcze raz w akta, miał na imię Max. 

– Kiedy ją poznaliście? – miałam nadzieję, że teraz chociaż jeden z nich zacznie mówić i nie będę zmuszona wyciągać z nich informacji siłą.

– Pod koniec zeszłego roku szkolnego – odpowiedział Max, brzmiał, jakby chciał to z siebie wyrzucić. – Kathy chodzi do Księstewka...

– Tej prywatnej szkoły? – zapytałam, przerywając mu, kiedy potwierdził głową, poprosiłam, żeby kontynuował. 

– ... i wtedy odbywał się turniej miejski w kosza i ona była tam w drużynie cheerleaderek. Zajęliśmy trzecie miejsce. Nie wiem czemu, podeszła do naszej drużyny, żeby pogratulować dostania się na podium i nas poznać. Reszta się rozeszła chwilę później, zostaliśmy z nią ja i Chris. Jakoś od słowa do słowa wymieniliśmy się numerami. Nie wiem, po co jej był potrzebny mój, wydawało mi się, że od początku spodobał jej się Chris... 

– Z wzajemnością – wtrącił się domniemany pierwszy obiekt westchnień dziewczyny. – Na początku wakacji zaczęliśmy ze sobą chodzić. Wszystko było pięknie, dobrze się dogadywaliśmy, nie nudziliśmy się, spędzając ze sobą czas. Naprawdę się w niej zakochałem. A po dwóch miesiącach coś zaczęło się psuć, co chwila Kathy znajdowała kolejny powód do kłótni, ale nie chciałam się poddawać i dalej walczyć o nasz związek – podjął opowieść Chris. – Po jakichś dwóch tygodniach wszystko znowu było super, a potem dowiedziałem się, że Max wykorzystał ten moment słabości i zaczął się z nią w międzyczasie spotykać – podnosił głos z każdym kolejnym słowem. 

– Powiedziała mi, że ze sobą zerwaliście! – tym razem uniósł się Max. – Inaczej nigdy bym się z nią nie umówił. Prosiła, żebym z tobą o tym nie rozmawiał, bo bardzo to przeżyłeś. Jak spotykaliśmy się z chłopakami, żeby pograć byłeś w tamtym czasie przygnębiony i wściekły. Wszystko się zgadzało... – bronił się chłopak i opadł zrezygnowany na krzesło, dotarła do niego prawda.

– I aż do teraz wodziła was oboje za nos – podsumowałam z westchnieniem. Nie wiem, co kierowało tą dziewczyną, ale nie sądziłam, żeby miała od początku dobre intencje. – Jak wszystko wyszło na jaw? 

– Przypadkiem – mruknął Chris. – Max poprosił mnie, żebym podał mu telefon, który położył na szafce. Kathy do niego w tym momencie napisała, ekran się podświetlił i zobaczyłem ich wspólne zdjęcie na wyświetlaczu. Zagotowało się we mnie, zaczęliśmy się kłócić i wyszło, jak wyszło...

Oboje siedzieli przygnębieni, każdy analizował w swojej głowie to, czego się dowiedział. Widziałam, że całkowicie ochłonęli, więc postanowiłam puścić ich do domu, jednak nie chcąc ich więcej męczyć. Stwierdziłam na głos, że zapewne mają sporo do przemyślenia i poprosiłam, aby wrócili do mnie w poniedziałek z samego rana i przygotowali na tę rozmowę swoje najlepsze wspomnienia ze swojej wspólnej przeszłości. Uprzedziłam ich też, że nie unikniemy rozmowy z dyrektorem. Niechętnie przytaknęli głowami i wyszli przygarbieni z mojego gabinetu.

Westchnęłam cicho, wiedziałam, że ta sprawa przynajmniej do wyjaśnienia będzie krążyła mi po głowie. Mimo że wydawała się dosyć błaha, dla nich to miała wielką wagę. Nastoletnia miłość rządziła się swoimi sprawami.

Szybko ogarnęłam gabinet, wzięłam potrzebne papiery do torby i odniosłam akta chłopców do sekretariatu. Uprzedziłam Kelly, żeby ich nie chowała, tylko zatrzymała na wierzchu. Oczekiwała, że podam jej szczegóły, więc pośpiesznie wyjaśniłam jej, co się stało i ku jej aprobacie oznajmiłam, że porozmawiam z dyrektorem po weekendzie.

Wychodząc z budynku szkoły, zerknęłam na telefon. Hyacinth zamierzał odwiedzić mnie bez Ginny. Z jednej strony ucieszyłam się, bo nie miałam ochoty oglądać w szczególności jej, ale nie byłam też pewna, czy w tym stanie rzeczywiście chcę się spotkać ze starszym bratem. Skoro już się zgodziłam, to czułabym się źle, gdybym nagle zmieniła decyzję. Poszłam do sklepu, żeby kupić składniki potrzebne na zapiekankę ziemniaczaną z mięsem. Zarówno Hyacinth jak i Victor lubili tego rodzaju potrawy, ale Martha nie robiła ich zbyt często, uważając je za zbyt czasochłonne. 

Po powrocie do domu przebrałam się w dres i zaczęłam przygotowywać kolacje. Szykowanie jedzenia odciągało mnie od myślenia o bólu płynącym z podbitego oka. Usmażyłam mięso, pokroiłam ziemniaki w plastry, a pozostałe warzywa w kostkę, przygotowałam sos beszamelowy. Następnie wyłożyłam dno żółtymi elementami, potem dałam na to warstwę mięsa, warzyw i sosu, powtórzyłam wszystko jeszcze raz. Na koniec posypałam sporą ilością sera i wstawiłam danie do nagrzanego już piekarnika. Kończyłam zmywać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.

Otworzyłam wyglądającemu jak zawsze nienagannie Hyacinthowi. Mogłam się przebrać i pomalować, ale nie chciałam tego robić. Przecież to były zwyczajne odwiedziny rodzeństwa. Nie powinnam robić niczego, co mogłoby wzbudzić we mnie jakąkolwiek nadzieję. Mój brat był poza moim dostępem i to był niezaprzeczalny fakt, z którym niedane mi było dyskutować.

– Proszę – powiedział, wręczając mi bukiet kwiatów. 

– Dziękuję – odpowiedziałam, rumieniąc się. Nigdy wcześniej nie dawał mi kwiatów bez okazji. – Nie trzeba było. 

– Chociaż tak mogę się odwdzięczyć za domowy i darmowy posiłek – powiedział z uśmiechem. 

– Jeszcze trochę musi siedzieć w piekarniku, ale możesz pomóc mi zastawić stół. –

Wskazałam mu szafkę, gdzie trzymaliśmy naczynia. Sama zaś szukałam wazonu, żeby wstawić kwiaty, a potem się w nie godzinami wpatrywać. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby je zasuszyć, ale stwierdziłam, że to byłaby przesada.  

Rozmawialiśmy o błahostkach i o tym co wydarzyło się u nas, odkąd widzieliśmy się ostatni raz. Czułam, jak brat przygląda mi się podejrzliwie, ale unikałam jego wzrok. Nie chciałam mówić, co stało się w szkole. Niepotrzebnie by się zmartwił, a ja mogłabym zobaczyć w tym zachowaniu, więcej niż powinnam. Wciąż się łapałam na tym, że to robię, chociaż tyle razy utwierdzałam się w decyzji, że między nami nie może się nic pojawić.

– Nie czekamy na Victora? – zapytał zdziwiony, kiedy wyłożyłam zapiekankę na stół. 

– Wróci późno. Przydzielili mu bardzo ważnego klienta, ale z tego co mówił, jest bardzo upierdliwy i potrafi zmienić decyzję kilkukrotnie w ciągu jednego dnia. Od kilku tygodni ślęczy nad projektem dla niego. Podejrzewa, że to pewnie test dla niego, czy będzie umieć sobie radzić z trudnymi klientami – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Mam nadzieję, że wkrótce uda mu się to zamknąć, bo nie pokazuje po sobie, że jednak ta sytuacja go stresuje i kiepsko sypia. Trochę się o niego martwię. 

– Rozumiem – pokiwał głową Hyacinth. – To jedzmy, wygląda i pachnie genialnie. – Uśmiechnął się do mnie szczerze. 

Ganiłam się za to, jak zawsze, że nie potrafiłam powstrzymać tego, jak rumienią mi się policzki, uśmiech sam wita na ustach, a serce zaczyna delikatnie drżeć z nadzieją. Musiałam skupić się na jedzeniu, wyłącznie na jedzeniu. Kusiło mnie jednak, aby sprawdzać na bieżąco, o czym mój brat myśli. I po raz kolejny przegrałam walkę z własną moralnością. Zerkałam na niego co jakiś czas w trakcie posiłku. Zdziwiło mnie, że głównie porównywał mnie i Ginny, jakby zastanawiał się, która z nas byłaby lepszym materiałem na partnerkę. Do tej pory zawsze widział we mnie tylko siostrę, zatem co się zmieniło? 

Zmarszczyłam brwi zaniepokojona tym odkryciem. Hyacinth spojrzał na mnie zdziwiony, więc próbowałam ukryć swoje czucia za uśmiechem. Nie chciałam, żeby niszczył moją bezpieczną bańkę z nieodwzajemnionym uczuciem i dawał mi jakąkolwiek nadzieję, kiedy wiedziałam, że nie mam prawa jej mieć.

Tym bardziej nie podobało mi się bycie obiektem testowym dla teorii Ginny. Ona kazała mu, żeby przekonał się, czy aby na pewno z jego strony nie ma ani krztyny romantycznego uczucia wobec mnie. Inaczej groziła, że go zostawi, i oznajmiła mu, że nie widzi we mnie realnej konkurencji, ale nie ma czasu bawić się ze mną w żadne gierki.

Dlaczego w ogóle się na to zgodził?! Miał jakieś wątpliwości co do własnego serca? Prosiłam w duchu, żeby tego nie robił, ale po chwili jego dłoń znalazła się na moim policzku. 

– Co ci się stało, Lulu? – zapytał łagodnie, przyglądając się mojemu coraz bardziej sinemu oku. 

– Nic takiego – odpowiedziałam, zamykając oczy i wtulając się mocniej w jego dłoń. Przeklinałam się w duchu, że nie potrafiłam się stanowczo odsunąć, dla naszego wspólnego dobra. – Rozdzieliłam uczniów, którzy się bili i przypadkiem oberwałam. 

– Mam nadzieję, że poniosą konsekwencje – powiedział stanowczo, ewidentnie zdenerwowany. – Najlepiej, żeby ich wyrzucili. 

– Pobili się o dziewczynę – odpowiedziałam. – Wiesz, jak to jest z nastoletnimi romansami. 

Zaczął delikatnie gładzić mój policzek, czułam, jak łzy gromadzą mi się pod powiekami. Chciałam z jednej strony wykrzyczeć mu, że potrafię czytać w myślach, że wiem, dlaczego robi to wszystko, a z drugiej tak bardzo pragnęłam, żeby to było szczere i prawdziwe. 

– Lulu, czemu płaczesz? – zapytał. – Stało się coś jeszcze? 

Nie zdążyłam odpowiedzieć, nie wiedziałam zresztą, co miałabym jeszcze dodać. W tym momencie do mieszkania wrócił Victor, który najprawdopodobniej źle odebrał scenę, jaka się między nami rozgrywała i rzucił się na brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro