Rozdział 29 - Ciasto
Lucretia
Jeszcze godzinami spacerowałam po mieście, zastanawiając się, co byłoby najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Miałam mieszane odczucia. Obwiniałam się, że niepotrzebnie czekałam z powrotem do domu, chociaż bardzo tego chciałam, ale przecież nie byłam pewna, jak mnie przyjmą. Dopóki nie dowiedziałam się o tym, że wszyscy znają prawdę, nie przejmowałam się tak bardzo, co będzie po powrocie. Liczyłabym na ciepłe, pełne wzruszeń powitanie. Wiedziałabym, że nie muszę się niczego obawiać i nawet kiedy mój sekret został zdradzony, wciąż miałam złudną nadzieję, że to nie przekreśli czasu, kiedy byliśmy, przynajmniej w moim mniemaniu, rodziną.
Towarzyszył mi mały kamyk, który kopałam przed siebie, dałabym mu spokój, gdyby zleciał z chodnika, a jednak postanowił przyjąć na siebie całą gromadzącą się w mnie frustrację. Z drugiej strony miałam trochę za złe rodzinie, że tak łatwo wyrzucili mnie z listy krewnych. Pomyślałam o rodzicach i poczułam potrzebę, aby odwiedzić ich grób. Po chwili uświadomiłam sobie, że od tego cała ta sytuacja się zaczęła i przestraszyłam się, że znowu ktoś będzie tam na mnie czekać i porwie z powrotem do posiadłości.
Zdecydowałam się jednak zadzwonić do cioci Bernadette. Początkowo odnosiła się do mnie podejrzliwe, ponieważ nie znała mojego nowego numeru, ale kiedy mnie rozpoznała i upewniła się, że nikt się pode mnie nie podszywa, odetchnęła z wyraźną ulgą. Słyszałam, jak opada ciężko na poduszki, gotowa po chwili, żeby mnie skarcić za to, że się o mnie wszyscy zamartwiali i nie raczyłam się do niej szybciej odezwać.
Po szczerych przeprosinach opowiedziałam jej o tym, co mogłam, licząc na jakąś radę z jej strony, ale nie potrafiła znaleźć dla mnie odpowiednich słów. Zapewniła, że zawsze będzie po mojej stronie i że wszystko w końcu się ułoży. Nie miałam powodów jej nie wierzyć, chociaż sama nie byłam o tym przekonana. W moich myślach pojawił się Tetsu, co przypomniało mi, że w nim powinnam pokładać nadzieję na dobre zakończenie. Mimo wszystko dobrze było z nią porozmawiać, w jakiś sposób to pomogło mi się uspokoić. Nie wiedziałam, czy to była kwestia jej ciepłego głosu i tonu, z jakim mówiła, czy może po prostu miała w sobie taką moc.
Nieświadome kroki zaprowadziły mnie z powrotem do mieszkania, które dzieliłam z Victorem. Nie bałam się tak bardzo, jak wcześniej, ale nie otwierałam drzwi z tak lekkim sercem, jakbym sobie życzyła. Zaskoczyła mnie atmosfera w środku, która stała się w międzyczasie czysta niczym łza, a nie było raptem kilka godzin. Wiedziałam, że sobie poradzą, rany mogą się goić, ale zostawią po sobie blizny.
– Lulu... – Victor podszedł do mnie ze zmartwioną miną, gdy tylko wkroczyłam do salony. – Tata dzwonił i powiedział, co się stało. Trzymasz się?
Pokiwałam niepewnie głową i spojrzałam na Alexa, który zaczął się obwiniać o to, że przez niego zmusiłam się do odwiedzenia rodziców. Miał wyrzuty sumienia, że postawił siebie na pierwszym miejscu, nie innych. Rozumiałam to aż nazbyt dobrze, więc chwyciłam gazetę, która leżała na stoliku zwinęłam ją w rulon i lekko uderzyłam go w głowę.
– Wszyscy czasem musimy być egoistami. Nie pozwalam ci się obwiniać. Dopóki mam was i Tetsu, jakoś sobie poradzę – powiedziałam do niego, uśmiechając się lekko. Victor pojawił się pomiędzy nami z uniesionymi kciukami, sygnalizując, że całkowicie zgadza się z moimi słowami. Jemu też dostało się gazetą po głowie. – I tak miało ci się dostać za to, że nie zauważyłeś, co się dzieje z Alexem.
– Między nami już wszystko w porządku – potwierdził młodzieniec. – Ta rozmowa trochę bolała, ale wszystko sobie wyjaśniliśmy.
– Cieszę się – odpowiedziałam szczerze. – Takie dobre wiadomości chciałam dzisiaj usłyszeć. No może jeszcze, że ktoś poza mną jest strasznie głodny i ma ochotę zamówić pizzę? – zasugerowałam i dostałam żartobliwy dwuosobowy aplauz za ten iście genialny pomysł.
Victor mimo to nie był do końca przekonany, że sobie poradzę z emocjami i przyglądał mi się podejrzliwie, dopóki nie zniknęłam w swojej sypialni. Słyszałam, że jeszcze długo, o czymś z Alexem dyskutowali, ale nie przysłuchiwałam się i tak za dużo już wiedziałam, powinnam teraz z jeszcze większą ostrożnością szanować ich prywatność.
Pisałam jeszcze chwilę z Tetsu i poszłam spać. Nie była to dla mnie spokojna noc, nie czułam się bezpiecznie, pomimo że teoretycznie byłam u siebie. Budziłam się co jakiś czas i musiałam upewniać się, że nie jestem z powrotem w posiadłości. Brakowało mi obecności Kiby i jego właściciela, z rozczarowaniem stwierdzałam również brak ich obecności. Z każdą kolejną nocą zdarzało się to coraz rzadziej. Po tygodniu mogłam spać bez przebudzania się, długie rozmowy przed snem z Tetsu pomagały mi się zrelaksować i dzięki temu łatwiej zapaść w sen.
Co drugi dzień spotykałam się z nim i Kibą, pies zaczął mi stopniowo wybaczać, gdy zobaczył, że rzeczywiście do niego wracam. Jednak zawsze musiałam niweczyć jego nadzieję, że zostanę. Nie przychodziło mi to łatwo, zwłaszcza że mój chłopak również coraz ciężej się z tym godził. Wiedziałam, że nie miało to związku z zaborczością, ale bardziej chęcią opieki. Nie chciałam cały czas polegać na nim, musiałam nauczyć się radzić sobie z rzeczywistością również sama.
Po dwóch tygodniach skontaktowałam się ze szkołą, wytłumaczyłam powód mojej nieobecności i poprosiłam o możliwość powrotu za jakiś czas. Dyrektor chętnie się zgodził i powiedział, że da mi tyle czasu, ile potrzebuje, aby poradzić sobie z traumą po porwaniu. Nie chodziło mi o to, lecz nie chciałam mieć kontaktu z dzieciakami, dopóki nie będę miała pełnej kontroli nad mocą.
Postanowiłam, że nie mogę dłużej żyć w przebraniu, dlatego większość dni spędzałam na spacerach lub przesiadywałam w parku, starając się ćwiczyć panowanie nad moim przekleństwem. Po dwóch miesiącach jednak nadal nie czułam, żebym osiągnęła w tym przyzwoity poziom, a perfekcja wydawała się poza zasięgiem. Wciąż się bałam, że gdy tylko dojdę do tego momentu, to stanę się odbiciem babci. Miałam wrażenie, że poczucie władzy da mi swego rodzaju zachętę, żeby robić złe rzeczy.
W głowie wciąż na nowo odtwarzałam wspomnienia Davida i Marthy o mamie i jej wybuchach oraz przypominałam sobie, co zrobiłam Ginny i Hyacinthowi, a także wcześniej paru innym osobom. Byłam przekonana, że nie ucieknę od swoich genów i to mnie bardzo martwiło, wręcz wprowadzało w rozpacz i blokowało większe postępy.
Tetsu również zgodził się być obiektem ćwiczeń i w miarę szybko przyzwyczaił się do mojej mocy. W dodatku zdecydowanie za często wykorzystywał to przeciwko mnie, próbując zaskoczyć lub rozśmieszyć. Czasem drażnił się ze mną, denerwowałam się, ale nie potrafiłam się na niego gniewać, więc udawałam urażoną, uśmiechając się pod nosem.
Rok szkolny się kończył, więc ustaliłam z dyrektorem, że wrócą do pracy w pewnym zakresie w ramach szkoły letniej, a pełnię obowiązków jako pedagog podejmę ponownie wraz z nowym rokiem szkolnym. Ucieszyłam się z takiego rozwiązania. Chciałam już zająć się znowu pracą, pomimo tak wielu obaw.
Martha
Minęło kilka dni od rodzinnej konfrontacji z Lucretią. Całe dnie siedziałem w swojej pracowni, a David gabinecie, próbowaliśmy się nawet nie mijać w kuchni czy salonie. Tak trudno było mi uwierzyć w to, co wygadywał Victor o jej dziwnych mocach, a kiedy sama tego doświadczyłam... Ta młoda kobieta najzwyczajniej w świecie mnie przeraziła, podobnie jak świadomość, że tak niebezpieczna osoba żyła latami z nami pod jednym dachem. Traktowaliśmy ją jak członka rodziny, podczas gdy ona skrywała taką tajemnicę.
Nie mogłam tego pojąć, a jednak przywoływało to wiele wspomnień o Lucii. Jedno było szczególnie natarczywe, spotkaliśmy się we czwórkę, kiedy wciąż nosiła Lucretię pod sercem. W pewnej chwili, gdy zostałyśmy same, a nasi mężowie wzięli Hyacintha i Victora na spacer, dostała ataku paniki. Nie mogłam jej uspokoić, ale wciąż powtarzała, jak się boi, że dziecko „to" odziedziczy. Wtedy nie mogłam wyciągnąć od niej, o czym właściwie mówi, ale podejrzewałam, że może chodzi o jakąś ciężką chorobę genetyczną. Teraz wszystko wydawało się oczywiste, jej strach, a im więcej o tym myślałam, również zachowanie Lucretii, jakby wiedziała więcej niż powinna i przenikała cię wzrokiem. Aż się wzdrygnęłam na samo wspomnienie...
W czasie moich rozmyślań robiłam generalne porządki i natrafiłam na malutki album, który podarowała mi Lucretia na moje urodziny, pierwsze po tym jak ona ukończyła już dwudziesty rok życia. Zawarła w niej swoje zdjęcie w sukienkach, które zaprojektowałam i uszyłam z myślą o niej. Chociaż wydawało mi się, że nigdy nie będę w stanie przygotować czegoś z myślą o dziecku, nawet dla własnych synów nie potrafiłam się na to zdobyć. Jednak było w niej, tak jak w jej matce, coś tajemniczo inspirującego. Zadedykowała: „Dla cudownej kobiety, która mnie wychowała i stworzyła stroje, o których mogłabym tylko zamarzyć. Dziękują za dobroć i serce, które mi okazujesz.".
Zaczęły mi drżeć ręce i nie wiedziałam, kiedy policzki zmokły mi od łez. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie poprosiła mnie, żeby mówić do mnie mamo, kiedy do Davida swobodnie zwracała się tato. Boże, przecież ona musiała wiedzieć od początku, że jej nie chciałam... Upuściłam album, a mimo to widziała we mnie matkę, ale była świadoma, jak ja do tego podchodzę.
Pamiętałam, jak próbowała upiec coś po raz pierwszy, miała wtedy dwanaście lat, pomagał jej Victor, ale poszedł po coś do sklepu i wrócił jakiś czas później. Chcieli tak świętować sukces mojej ostatniej kolekcji. Wróciłam wtedy do domu szybciej, rzuciłam coś na przywitanie i usłyszałam krzyk. Pobiegłam przerażona do kuchni, żeby ujrzeć ją stojącą nad tortownicą, którą wypuściła z rąk, ponieważ ją źle chwyciła i się oparzyła. Lamentowała, że chcieli mi zrobić niespodziankę, a mnie tylko, żeby nic jej się nie stało. Taka niby drobnostka, ale mnie przeraziła do szpiku kości. Długo nie mogłam się uspokoić, nawet po tym jak pomogłam jej zająć się ranami, a potem mocno trzymałam w ramionach.
Przecież ją kochałam, trochę inaczej niż rodzonych synów, ale kochałam i uważałam za córkę. I nigdy się nie zdradziła z tym, że ją skrzywdziłaś oskarżając o wiele rzeczy, zwłaszcza o jej zbyt bliską moim zdaniem relację z Victorem. Nie zauważyłam, że to dzięki niej on był szczęśliwy, a jej umiejętności pewnie mocno się do tego przyczyniły.
Uniosłam głowę, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. To nie był David, on zapukałby w charakterystyczny dla siebie sposób, czterema knykciami. Po chwili do środka nieśmiało wkroczył Hyacinth i uśmiechnął się niemrawo. Usiadł naprzeciwko mnie i pozwoliliśmy sobie na ciszę.
– Jak się czuje Ginny? – zapytałam, ponieważ nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę na temat, który dręczył nas oboje.
– Dobrze – odpowiedział mój najstarszy syn. – Trochę się w kółko nakręca tą sytuacją z Lucretią, ale w końcu jej przejdzie.
– Doświadczyłeś tego?
– Jej mocy? – Splótł ręce i oparł się o krzesło. – Boleśnie doświadczyłem, ale dzięki temu uświadomiłem sobie jakim byłem chamem w szczególności dla niej.
– Przecież zawsze traktowałeś ją dobrze – oburzyłam się. – Jesteś świetnym starszym bratem zarówno dla Victora jak i dla niej.
Pokiwał przecząco głową i opowiedział mi pokrótce o tym, jak zobaczył się z Lucretią po tym jak wróciła do domu. Ciężko było mi uwierzyć, że mój syn mógł tak podchodzić do pewnych kwestii, ale musiałam się pogodzić z tym, że ukochane dziecko nie jest idealne.
– Wiesz co mamo, zamówiłem pewnego dnia pizzę i przypomniało mi się, jak zawsze wychodziliście gdzieś z tatą...
– A tak pamiętam – mruknęłam. – Zawsze byłam na ciebie zła, że mieliście zostawiany obiad, a ty zawsze zamawiałeś dla dzieciaków pizzę i organizowałeś maraton filmowy.
– Często wolałem się nimi opiekować niż wychodzić ze znajomymi – oznajmił ku mojemu zaskoczeniu, byłam pewna, że spełniał moje prośby niechętnie.
– A potem znajdowaliśmy was śpiących na rozłożonej kanapie, Victor leżał na brzuchu z rękami i nogami na wszystkie stron, Lucretia zawinięta w rulon, a ty zawsze obok trzęsący się z zimna. Od razu cię czymś przykrywałam. – Przypomniałam sobie te rozczulające chwile, za każdym razem zastawaliśmy ten sam widok.
– Jakkolwiek duży nie byłby koc to ona zawsze zabierała cały – zaśmiał się Hyacinth i nagle spojrzał na mnie wyczekująco. – Mamo nie chcę, żeby przestała być częścią naszej rodziny.
– Ja też nie – wyszeptałam, podnosząc album. – Ale wciąż nie rozumiem tylu rzeczy.
Syn potwierdził, że czuje to samo, więc wzięłam do ręki telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer. David był zaskoczony, ale dał mi czas na wyartykułowanie prośby.
– Proszę, wyjaśnij nam wszystko. – Spojrzałam na Hyacintha, pokiwał głową, popierał moją decyzją i chętnie stał się jej częścią. – W salonie, przy kawie.
Lucretia
Zbliżały się urodziny Victora i kiedy pytałam się, czy potrzebuje czegoś, co mogłabym mu kupić, to stwierdził, że zamiast prezentu mogłabym upiec tort urodzinowy. Doskonale wiedział, że zrobiłabym to nawet gdyby mnie nie poprosił, dlatego ta prośba wydała mi się podejrzana. W końcu sam przyznał się, co kombinowali z Alexem od jakiegoś czasu, uświadamiając sobie, że nie ma sensu nic przede mną ukrywać. Ich wielki plan zakładał wyprawienie jego urodzin jako rodzinnego pikniku w parku, ale to miała być tylko przykrywka do próby scalenie na nowo naszej rodziny.
Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, nawet David nie kontaktował się bezpośrednio ze mną, tylko dowiadywał się co u mnie przez Victora. Martha i Hyacinth nie chcieli mnie znać. Nawet ślub mojego starszego bratu został przeniesiony na jesień. Ginny uznała, że skoro nie ma teraz z mojej strony żadnego zagrożenia, to ślub może zaplanować z większym rozmachem i wymyślniejszymi detalami, niż wstępnie zakładała.
W każdym razie wzięłam też na siebie odpowiedzialności za jedzenie na tę małą uroczystość. Zajecie się tym, pozwalało mi na wymyślenie zdecydowanie mniejszej ilości negatywnych scenariuszy pod tytułem, „co może pójść nie tak". Byłam wdzięczna bratu, że zaprosił też Tetsu, co prawda tego dnia musiał być w pracy, ale obiecał, że wpadnie zaraz po jej skończeniu.
I tak kupiłam Victorowi prezent, wyciągnęłam od Alexa parę ich wspólnych zdjęć i włożyłam w zbiorową ramkę. Czasem myślał o tym, że mu tego brakuje, ale zastanawiał się, czy mi nie będzie mi to przeszkadzało, skoro właściwie była nas w mieszkaniu trójka. Chciałam w ten sposób przekazać mu, że nie mam z tym problemu i ich szczęście jest też moim. Wybór odpowiedniego miejsca i zawieszenie podarunku musiało zaczekać, żebyśmy zdążyli przygotować wszystko w parku.
Cała nasza trójka denerwowała się, oczekując na gości, obawiając się, jak to wszystko wyjdzie. Alex stresował jeszcze bardziej, ponieważ pierwszy raz miał poznać resztę rodziny. Z Davidem miał okazję widzieć się tylko przelotnie i nie rozmawiali ze sobą za dużo, z Hyacinthem miał okazję spotkać się tylko na moich urodzinach. Nie za bardzo mu to pomagało. Próbowałam go nieco pocieszyć, oferując uścisk ręki, odwzajemnił gest. Podniosło to nas odrobinę na duchu, kiedy obserwowaliśmy Victora w bojowym nastroju. Martwiliśmy się, że kiedy plan nie wypali, to on się załamie, już nie mówiąc o kompletnie zepsutych urodzinach.
Pierwsi zjawili się Ginny i Hyacinth, grzecznie złożyli solenizantowi życzenia i podali prezent. Dopiero potem zwrócili na nas uwagę, przywitał się z Alexem i chciał coś do mnie powiedzieć, ale wtrąciła się jego narzeczona.
– Co ona tu robi?! – dała w końcu upust swojej złości. – Mówiłam, że nie chce jej widzieć, jest niebezpieczna. Kochanie, powiedziałam ci, co mi ostatnio zrobiła! Nie wiem jak, ale coś mi zrobiła – zwróciła się do Hyacintha, który najwyraźniej postanowił nie reagować, dopóki nie zobaczy, co zrobię.
– Nie żałuję, że to zrobiłam – powiedziałam. – Spałaś i przynajmniej nie przeszkadzałaś – dodałam. Victor stanął obok mnie gotów mi pomóc. Ginny tylko zacisnęła usta, niepewna czy ma poparcie swojego narzeczonego i szansę na wyrównanie szans w tej utarczce słownej. – Chciałabym za to przeprosić cię – zwróciłam się do starszego brata. – Nigdy sobie tego nie wybaczę, przepraszam z całego serca.
Na pewno nie spodziewałam się, że po chwili wraz z Victorem znajdziemy się w uścisku Hyacintha. Zszokowani jednak odwzajemniliśmy gest i staliśmy tak przez moment we trójkę.
– Jesteście moim co prawda cholernie wkurzającym młodszy rodzeństwem, ale was kocham i nie chcę was stracić. Przepraszam, że czasem nie sprawdzałem się w roli starszego brata. Potrzebowałem tego kubła zimnej wody na głowę, ale tak był nieco brutalny. – Szturchnął mnie łokcie, jak za dawnych czasów.
– My też bywaliśmy utrapieniem – powiedziałam z wdzięcznością i ulgą.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z naszym bratem? – zamigał Victor, gdy się od siebie odsunęliśmy.
– Jeszcze nie koniec! – krzyknął wzruszonym głosem David i znowu zmusił nas do grupowego tym razem, sam dołączając. – Moje dzieci, jak dobrze was widzieć w takim momencie.
Nie zauważyliśmy, kiedy zjawili się rodzice. Martha trzymała mnie na dystans, dlatego Victor czuł tylko połowiczne zwycięstwo, ale nie widział tego, co ja. Pokiwałam głową, rozumiałam i uśmiechnęłam się do niej. Atmosfera była wciąż napięta, zwłaszcza kiedy Ginny robiła jakieś nieprzyjemne uwagi w moim kierunku, ale niektórym znudziła się już ich powtarzalność.
Starałam się nie denerwować, kiedy byłam spokojna, to kontrolowałam moc całkiem sprawnie, ale pod wpływem emocji przychodziło mi to z większym trudem. Nie chciałam dawać jej kolejnych argumentów przeciwko mnie, dobrze, że nie było przy tym Tetsu, bo próbowałby mnie bronić. Wiedziałam, że ona ma jakieś dobre cechy, w końcu Martha ją lubiła, a Hyacinth kochał, tylko absolutnie nie chciało mi się poszukiwać jej zalet w ich umysłach.
Nie odzywałam się za wiele, ale cieszyłam się, że Alex się całkiem dobrze odnalazł i dogadywał z resztą. Ten dzień był mimo wszystko udany, częściowe powodzenia planu Victora powinno nam na razie wystarczyć. A co będzie dalej, nie wiedziałam, mogłam mieć tylko nadzieję na lepszą przyszłość. Żałowałam, że Tetsu nie zdążył przyjść na tort, ale nie mogłam czekać dłużej, żeby nie stracił swojej postaci i krem nie zaczął po nim spływać. Niosąc przysmak i cicho śpiewając „Happy Birthday", poczułam nagle, że ciasto wypada mi z rąk, kiedy ktoś gwałtownie pociągnął mnie do tyłu.
Tym kimś okazał się ten sam człowiek, zatrudniony przez babcię, który zaczepił mnie tamtego dnia przy porwaniu. Odwróciłam się i zobaczyłam ją, jak stoi obok ze swoim złowieszczym uśmiechem.
– Nie jest mi wcale przykro przerywać tę rodzinną sielankę, ale moja wnuczka nie powinna brać w tym udziału, skoro nie jest częścią waszej rodziny – powiedziała głosem, nieznoszącym sprzeciwu, z dobrze wyczuwalną nutą zniesmaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro