Rozdział 28 - Dom
Lucretia
Wychodząc, starałam się nie natknąć na Victora, żeby nie sprawiać mu przykrości moim kolejnym zniknięciem, ale uważałam, że ta dwójka potrzebuje chwili na rozmowę. Zależało mi, żeby przeszli przez to teraz, póki rana krwawi obficie. Niech ją porządnie zszyją, a nie otwierają za jakiś czas ponownie, bo się jątrzy i śmierdzi. Jednego byłam pewna, że się dogadają, wraz z każdym kontaktem z ich umysłami widziałam, jak się kochają.
Postanowiłam nie brać samochodu, a skorzystać z transportu publicznego. Zazwyczaj tego nie robiłam, unikałam tłumów. Doświadczenia pobytu w posiadłości mojej rodziny poza fałszywą nadzieją, strachem i cierpieniem pozwoliły mi wiele się nauczyć. Taka też początkowo była taktyka babci, żeby przekonać mnie o możliwościach i zaletach naszego daru, jak lubiła to określać. I tak początkowo dałam się złapać w pułapkę, kierowałam się podekscytowaniem. Potem dowiedziałam się prawdy i odkryłam, jaka w rzeczywistości jest moja rodzina. Ciocia Linda próbowała mnie przekonać, żebym nadal pracowała nad swoimi mocami w sekrecie, korzystając z jej pomocy. Niechętnie jednak słucham jej rad i nie chciałam z nią ćwiczyć, czego żałowałam.
Musiałam chwilę poczekać zanim pojawił się autobus, którym mogłabym dojechać do dzielnicy, gdzie mieścił się mój rodzinny dom. Bałam się myśleć w ten sposób o tym miejscu, przecież mogłam tam dowiedzieć się, że nie mam już prawa tak uważać. Przynajmniej mogłaby stwierdzić Martha, Davida nie podejrzewałabym o takie okrucieństwo.
Czekała mnie prawie godzinna droga autobusem, a potem piętnastominutowy spacer. Obserwowałam, jak ludzie wsiadają i wysiadają na kolejnych przystankach. Każdy ze swoimi problemami albo drobnymi zwycięstwami. Z przyzwyczajenia wzrok kierowałam głównie w okno, ponieważ w rozmazanych odbiciach nie widziałam dokładnie, o czym myślą ludzie.
Jednak odczuwałam bardziej niż wcześniej pokusę, by jednak im się przypatrywać i poznawać różnorodność oraz piękno ich umysłów. Walczyłam ze sobą, czy mogłam sobie na to pozwolić. Miałam soczewki, więc nie powinnam nikogo mocno skrzywdzić, ale ile jeszcze mogłam na nich polegać. Jak długo miałam się znowu ukrywać? Zawsze z myślą o innych, prawda? Z soczewkami czułam się, jak w przebraniu, ale robiłam to, żeby nikogo nie skrzywdzić. Zaśmiałam się histerycznie w duchu.
– Wszystko w porządku, dziecko? – Podskoczyłam, kiedy usłyszałam głos należący do starszej osoby, która niespodziewanie się do mnie przysiadła. – Wyglądasz, jakbyś się czymś martwiła.
Spojrzałam na nią i poczułam, jak mimo soczewek nagle moc się wyrwała. Była silniejsza, ale sądziłam, że to nadal będzie wystarczająco dobry sposób, żeby ją ograniczyć. Przestraszyłam się, że to za mało, nie podejrzewałam, że urosłam w siłę aż tak bardzo. Nie odczułam tego wcześniej? Ta kobieta tylko chciałam mi pomóc, bo przypominałam trochę jej wnuczkę, z która od dawna nie miała kontaktu i bardzo z tego powodu cierpiała. Nie chciałam jej skrzywdzić, nie mogłam... Zacisnęłam pięści i ze wszystkich sił hamowałam moc. Tak jak Tetsu powiedział, to ja mam nią rządzić, a nie ona mną, muszę tylko w to uwierzyć. Po chwili jednak zwątpiłam, nawet z nim mi się to nie udało, a co dopiero z obcą osobą.
Pokręciłam głową, muszę w końcu przekazać władzę sobie. Krople potu wystąpiły mi na czoło, gdy z nią walczyłam, a czułam jakby śmiała mi się w twarz. Powtarzałam, że nie skrzywdzę tej starszej kobiety, która przestraszyła się i usiadła na drugim końcu autobusu. Moc trochę odpuściła, bo nie miała wyraźnego celu, ale wiedziałam, że to tylko zwodnicze poczucie kontroli, skoro nie dałam się jej wedrzeć do jednego umysłu. Zapadłam się na siedzenie ze wstydu i sięgnęłam po nowy telefon, żeby nieco utrudnić rodzinie ponowne znalezienie mnie, ale z ich kontaktami to była kwestia czasu.
Napisałam do Tetsu i opowiedziałam, co się do tej pory wydarzyło, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam się trząść i pociągać nosem, jakby zbierało mi się na płacz. Zadzwonił po chwili i zapytał, czy wszystko w porządku.
– Nie wiem – wyszeptałam, ocierając rękawem nos w akcie desperacji.
– Lulu, ja wiem, że ze wszystkim sobie poradzisz, ale czy to nie za dużo na jeden dzień?
– Myślałam, że skoro mam szansę pójść za ciosem, to może to będzie dobry pomysł.
– I jesteś gotowa iść dalej? – Nie potrafiłam odpowiedź, więc po chwili dodał. – Jakąkolwiek decyzję podejmiesz, będę cię wspierał.
– Wiem – potwierdziłam. – Dziękuję.
– W razie czego dzwoń.
Rozłączyłam się nieco pewniejsza, ale wciąż nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Odwróciłam się, babcia wciąż mnie obserwowała z niepokojem. Znowu musiałam hamować moc, ale chciałam pomóc tej kobiecie. Zacisnęłam usta i pozwoliłam jej działać, cały czas walcząc z nią, by nie pozwoliła sobie na za dużo. Jak najdelikatniej wkradłam się do umysłu staruszki.
Okazało się, że ktoś parę miesięcy temu ukradł jej torebkę, w której miała i telefon, i notes z numerami do bliskich. Nie miała ich zapisanych nigdzie indziej, a tym bardziej nie znała ich na pamięć. Nie mogła skontaktować się z rodziną, a próbowała, ale Internet stanowił dla niej zagadkę. Jej krewni mieszkali za granicą i bardzo za nimi tęskniła. Zobaczyliby się dopiero za kilka miesięcy, kiedy przyjechaliby ją odwiedzić. Przeglądałam jej wspomnienia, żeby znaleźć jakieś, gdzie spoglądały na ten notes albo telefon. Na bilecie zapisałam numer do jej wnuczki. Niedługo wysiadałam, więc wtedy chciałam jej go przekazać. Wstałam i skierowałam się w jej stronę, staruszka nieco się przestraszyła i zdziwiła, kiedy podałam jej skrawek papieru.
– Przepraszam za swoje zachowanie – powiedziałam. – To numer do pani wnuczki. Na pewno bardzo tęskni i chciałaby pani złożyć życzenia. Proszę od razu do niej zadzwonić. Wszystkiego najlepszego – dodałam jeszcze i wyszłam z autobusu, bo akurat otwarły się drzwi.
Nie oglądałam się za siebie, byłam zbyt roztrzęsiona, żeby dowiedzieć się, co było dalej. Chciałam, tylko żeby jej się udało. Znowu napisałam do Tetsu o tym, co zrobiłam, odpisał mi tylko, że jest ze mnie dumny. Powinnam się tak czuć? Pomogłam, prawda? Ale jakim kosztem? Miałam prawo poklepać się po ramieniu? Zastanawiałam się, czy gdybym od początku uczyła się kontrolować moc, to byłoby mi łatwiej?
Może gdyby tata nie umarł, to by mi pomógł? Może gdyby mama nie zmarła, wydając mnie na świat, to ona by mnie wszystkiego nauczyła? Wściekałam się przez chwilę, że może wtedy moje życie wyglądałoby inaczej albo zyskałabym jakąś namiastkę normalności. Nie wiedziałam tylko, kto jest obiektem mojej złości: rodzice, bo ich nie było przy mnie, ja sama, bo nie potrafiłam się do tego zabrać, David, bo też nie potrafił mi z tym pomóc, czy babcia i reszta rodziny, ponieważ nie chciała mnie wcześniej i że byli, jacy byli.
Rozmyślanie przynajmniej pozwoliło mi dojść do domu bez większego wahania, nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam przed bramą. Zanim nacisnęłam klamkę, na słupek wskoczył nagle Miał i przyglądał mi się z ciekawością.
– Moje przeczucie, jak zawsze okazały się niezawodne – odrzekł dumnie. – Służka wróciła.
– Nie mam niestety nic dla ciebie dzisiaj – odpowiedziałam kotu i wyciągnęłam rękę, żeby go pogłaskać.
– Coś się w tobie zmieniło – dodał zaciekawiony. – Dlatego ten raz wybaczę ci niesubordynację. A i skończ z tą farsą. – Wskazał łapą na moje oczy. – Chcę być pewny, kto mi służy.
Rzucił mi wyzywające spojrzenie i może miał rację. Koniec z udawaniem i przebraniem. Pod jego czujnym wzrokiem znalazłam w torebce małe lusterko i zdjęłam soczewki. Pomyślałam, że skoro Martha mnie już nienawidzi, to noszenie ich raczej nic nie zmieni. Nie zamierzałam jednak wykorzystywać mocy, przynajmniej nie z całą siłą.
– Już lepiej – mruknął kot i uśmiechnął się zadziornie na swój koci sposób.
Czasami myślałam, że Miał po prostu lubił, jak działo się coś dramatycznego i często doprowadzał do takich sytuacji, żeby czuć, jakby nami sterował. Nie wystarczało mu, że traktował siebie jak naszego pana. Najwyraźniej odczuwał potrzebę, by mieć choć częściowo realną władzę. Ten kot zaiste był dziwnym stworzeniem. Jego poszukiwania przygnały mojego ojca na zewnątrz. Zbyt skupiona na zwierzęciu nie zauważyłam, kiedy znalazł się przy bramie, przy której nadal stałam.
– Lucretia – wyszeptał zdziwiony, gdy mnie zobaczył. – To naprawdę ty?
Kiedy usłyszałam jego głos i zobaczyłam, jak śpieszy się, żeby mnie uściskać, nagle zniknął cały niepokój, który narastał we mnie od momentu, gdy wsiadłam do autobusu. Ponownie tego dnia zaczęłam płakać i nie przestałam, nawet gdy znalazłam się już w ojcowskich ramionach. David dołączył do mnie i staliśmy tak przez dłuższą chwilę zapłakani w swoich objęciach. Kiedy odsunęliśmy się od siebie mogłam w końcu ujrzeć w jego oczach całą tęsknotę i zmartwienie, jakie dręczyły go w ostatnich miesiącach. Chciałam zacząć od przeprosin, ale mi zabronił, powiedział, że to nieistotne i najważniejsze, że wróciłam do domu.
– Starczy tego dobrego – miauknął głośno kot, by zwrócić na siebie naszą uwagę. – Jestem głodny.
Zatem by zaspokoić naglącą potrzebę naszego rudego pana, poszliśmy do domu. Zamroczona radością z ponownego spotkania z ojcem, zapomniałam zapytać, czy ktoś jeszcze jest w domu. Nam obojgu zresztą odebrało na chwilę umiejętność trzeźwego myślenia, uświadomiłam to sobie, dopiero gdy wszedł do środka i krzyknął – Martha zobacz, kto wrócił!
Potem uścisnął mnie i próbował zapewnić, że wszystko będzie dobrze i że na pewno ucieszy się na mój widok. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie po chwili znalazła się jego żona. Gdy ją zobaczyłam, automatycznie skierowałam głowę w dół, ale zauważyłam, że najpierw przystanęła i wyglądała, jakby chciała mnie przytulić, ale potem zacisnęła mocno pięści i się cofnęła. Pojawienie się tego pierwszego odruchu, który w sobie zdusiła, zabolało najbardziej.
– Co tu robisz? – zapytała zimnym tonem.
– Nasza córka wróciła – podkreślił David, nieco rozczarowany jej reakcją.
– Córkę będę miała, dopiero jak Ginny stanie się częścią rodziny, przynajmniej wiem, kogo do niej przyjmuje – powiedziała pewnym głosem. Uparta jak zawsze, skoro raz zdecydowała, że przestałam być jej córką, nie wycofa się z tego.
– Martha! – uniósł się jej mąż.
– Tato... – przerwałam im. – Proszę, nie chcę, żebyście się kłócili przeze mnie. Cieszę się, że mogłam was chociaż zobaczyć. Skoro nie jestem tu mile widziana, to zaraz pójdę.
Naprawdę miałam taki zamiar, nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć, nawet co chciałabym im powiedzieć. Zobaczyłam to, czego się spodziewałam, David nadal widzi we mnie córkę, a Martha mnie nienawidzi i chwilowo szanse na zmianę jej nastawienia były znikome. Nie spodziewałam się jednak, że zjawi się jeszcze jedna osoba. Ginny pojawiła się w salonie przywiedziona krzykami.
– Co się dzieje? – zapytała z udawaną troską.
– Nic co dotyczyłoby ciebie – mruknęłam, walcząc ze złością, która zaczęła we mnie narastać, gdy tylko ją zobaczyłam. – Idź sobie.
– Wszystko już mnie dotyczy. – Zaśmiała się, udając, że nie było w tym ani krztyny szyderstwa. – Niedługo będę częścią rodziny. – Postawiła krok w moją stronę.
– Powiedziałam, że to nie twoja sprawa – podniosłam głos.
Frustracja i złość narastały w mnie z każdym centymetrem, z którym zbliżała się w moim kierunku. Jej osoba najzwyczajniej w świecie drażniła mnie samą swoją obecnością. Nie chodziło nawet o Hyacintha, skoro był z nią szczęśliwy, w to nie miałam prawa się wtrącać. Miałam jej za złe, że tak bardzo namieszała swoimi eksperymentami i testami.
W końcu nie wytrzymałam, spojrzałam na nią i nie potrafiłam opanować mocy. Czułam to bijące od niej poczucie wyższości. Zatrzymałam moc sekundę, zanim wkroczyła do jej umysłu. Zdecydowałam się ją uśpić i z nieskrywanym zadowoleniem obserwowałam, jak moment później pada bezwładnie na ziemię. Martha krzyknęła i podbiegła do niej.
Nie spodziewałam się, że oboje z Davidem pomyślą w tym czasie o mojej mamie, która najwyraźniej miewała również chwilę, kiedy objawiały się w niej geny rodziny od jej strony. Twierdzili, że bardzo ją w tym momencie przypominałam. Byłam zła i chciałam dać temu upust, ale uspokoiłam się, kiedy zobaczyłam, że się mnie boją. Nie taki miałam cel. Podeszłam do moich opiekunów i weszłam w końcu w umysł Marthy, żeby lepiej zrozumieć, co do mnie czuła.
– Nigdy nie miałam do ciebie żalu – powiedziałam spokojnym tonem. – Ty też nie musisz już walczyć z wyrzutami sumienia. Wiem, że na początku mnie nie chciałaś, a potem się tego wstydziłaś, gdy koleżanki wychwalały twoją dobroduszność. Nawet twój mąż czasem wątpił w tę decyzję i żałował, że zgodził się mnie przyjąć. Z czasem mnie zaakceptowałaś i pokochałaś, jednak wszystko to przekreśliłaś w sekundę. Nigdy nie chciałam nikogo z was skrzywdzić. Nie chciałam się z tym urodzić, nie prosiłam o to i wiele razy próbowałam się tego pozbyć. David może to potwierdzić. – Uśmiechnęłam się smutno. – Wiem też, że nigdy nie chciałaś projektować ubrań dla dziewczynek i nastolatek, ale robiłaś to z myślą o mnie, chociaż się do tego nie przyznawałaś. Pamiętam, jak mogłam liczyć na twoją pomoc, kiedy zaczęłam dojrzewać i nie rozumiałam, co się dzieje, a Davida ogarniała wtedy panika. Byłaś dla mnie dobrą matką, ale skoro nie chcesz dalej nią być... Zrozumiem, ale chciałabym cię prosić, abyś pozwoliła mi się za nią uważać. Jesteś jedyną matką, jaką miałam i nie chciałabym mieć innej.
Gdy to mówiłam, wyciągałam na wierzch wszystkie nasze wspólne wspomnienia i momenty, mając nadzieję, że to chociaż trochę poruszy jej serce. Jednak było to też ważne dla mnie, naprawdę widziałam w niej matkę i kochałam ją na swój sposób. W jej oczach pojawiły się łzy, ale nic nie powiedziała. Minę miała zaciętą, jakby siłą powstrzymywała się, żeby nie wydobyć z siebie głosu. Postanowiłam dać jej trochę czasu, najwyraźniej potrzebowała go bardziej niż ja.
Skupiłam się na Davidzie i wyczułam jego negatywną postawę. Chciałam mu powiedzieć, że cieszę się, że go zobaczyłam, ale jego uwaga była teraz skupiona na żonie. Spojrzał na mnie i poprosił, żebym sobie poszła, pomimo całej miłości, jaką mnie darzył i wewnętrznej walce, którą właśnie toczył. Nie miałam mu tego za złe, wiedziałam, że z nim uda mi się ostatecznie naprawić relację, jemu nie musiałam mówić, jak bardzo go kocham. Mimo to bolało i poczułam się odrzucona. Łzy nie chciały już płynąć, pozostał mi spacer w towarzystwie przygnębienia i poczucia, że nie mam pewności, dokąd właściwie powinnam wrócić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro