Rozdział 13 - Postęp
Lucretia
Gdy wstałam następnego dnia, byłam wyjątkowo spokojna, a oglądając później jakieś zawody kulinarne, szukałam inspiracji na obiad. Zastanawiając się przy okazji nad tym, co powinnam zrobić ze zbliżającymi się urodzinami. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty nic z nimi robić. Wiedziałam tylko, że chcę upiec tort i podzielić się nim z bliskimi. Planowałam też upiec z tej okazji ciasto dla współpracowników i uprzyjemnić im dzień. I oczywiście miałabym też mnóstwo ciastek dla uczniów, jeśli postanowiliby się ze mną tego dnia zobaczyć.
Nie lubiłam zresztą obchodzić urodzin, bo to oznaczało, że zbliżały się rocznice śmierci moich rodziców. Ta mamy wypadała przecież tego samego dnia, którego powinnam świętować, taty niewiele później. Ten dzień oznaczał dla mnie spojrzenie w przeszłość i coroczną walkę z bólem związanym z utratą moich biologicznych rodziców.
Spojrzałam w kalendarz, tym razem wypadały w czwartek, co oznaczało, że w piątek po pracy pojechałabym na groby i odwiedziła ciocię Bernadette. A David i Martha pewnie oczekiwali potem naszej, a przynajmniej mojej, wizyty podczas sobotniego lub niedzielnego obiadu.
Victor wrócił późnym popołudniem, nie poinformował mnie, o której zamierza wrócić, więc sama zjadłam makaron z sosem śmietanowo ziołowym. Brat odgrzał sobie jedzenie i zasiadł do stołu, obserwowałam go podejrzliwie. Jego humor był trochę mieszany i trudno mi było właściwie go odczytać. Czuł na sobie mój wzrok i udawał, że całkowicie skupia swoją uwagę na posiłku. Nie chciał, żebym się czegoś dowiedziała? Jego myśli wskazywały na wewnętrzną dyskusję na temat czasu gotowania makaronu, konsystencji sosu czy odpowiedniej ilości ziół, jaka powinna się w nim znaleźć.
– No co? – Spojrzał w końcu na mnie.
– No nic? – odpowiedziałam oburzona. – Czekam tu na jakieś informacje, a ty nie powiedziałeś ani słowa, odkąd wróciłeś.
– Dobry sos ci wyszedł – odparł i się zarumienił. Zażądał, żebym odwróciła wzrok w inną stronę.
Zmrużyłam oczy, robiąc podejrzliwą minę. Victor miał prawo do prywatności, dlatego nigdy nie miałam mu za złe, gdy o to prosił. Zbyt dobrze wiedział, jak działa moja moc i jaki mam swobodny dostęp do jego umysłu. Tym razem jednak zżerała mnie ogromną ciekawość, w końcu to ja robiłam tu za swatkę. Brat, chcąc odłożyć w czasie rozmowę ze mną, pozmywał nawet naczynia. I tak rzucałam mu od czasu do czasu spojrzenie z niemym wyrzutem, że jeszcze niczego się nie dowiedziałam.
Victor przysiadł się do mnie na kanapie i zapytał, co ciekawego oglądam w tv.
– Ty tak na serio? – zapytałam, podnosząc się.
– A czemu miałbym żartować? – odpowiedział, sięgając spokojnie po pilota. – Skoro nic nie oglądasz, to przełączę.
– A przyjaciółmi jesteśmy na serio?
– Lulu, oczywiście, ale... – powiedział z westchnieniem, doskonale wiedział, do czego zmierzam.
– Rozumiem, nie chcesz mi opowiadać ze szczegółami, ale przekazałeś chociaż moje ciasto? – dokończyłam smutno.
– Przekazałem.
– Nie schrzaniłeś?
– Nie schrzaniłem.
– To dobrze – mruknęłam i skrzyżowałam ręce wciąż lekko urażona.
O wszystkim, co działo się w jego poprzednich, czy to lepszych, czy mniej udanych związkach informował mnie na bieżąco. Opowiadał o randkach, raz z wielkim podekscytowaniem, raz z płaczem. Tyle razy pocieszałam go po zerwaniach, leczyłam złamane serce, a teraz działo się inaczej i nie chciał, żebym wiedziała o czymkolwiek, dopóki sam nie zechce mi o tym powiedzieć.
– Victor czy tym razem to może być dobry traf? – zapytałam, zmieniając ton na całkowicie poważny.
– Tak – powiedział z przekonaniem. Na tyle silnym, biorąc pod uwagę, jak krótko znali się z Alexem, że sama się lekko zdziwiłam. – Dlatego nie chcę zapeszać – dodał, przepraszając.
Pokiwałam głową, że rozumiem, w końcu był moim najlepszym przyjacielem i musiałam uszanować jego wolę. Skupiłam się na jakieś głupiej komedii akcji, która akurat leciała. Nie zamierzałam dalej naciskać, stwierdziłam, że tym razem muszę uzbroić się w cierpliwość, aż brat sam zdecyduje się udzielić mi więcej informacji
– Dobra! – wybuchnął po pewnym czasie Victor. – Chciałem kupić kwiaty. Miło by było dać Alexowi kwiaty, prawda? Kto nie lubi dostawać kwiatów? Potem przypomniałem sobie sytuację w klubie i pomyślałam, że może dawanie mu kwiatów w kawiarni to nie najlepszy pomysł. Nawet nie miałem nic od siebie, tylko twoje ciasto. Głupio mi było pójść na to spotkanie z niczym – wypalił nagle i zaczął przy tym sporo wymachiwać rękoma. – On od dwóch tygodni przychodzi się do tej kawiarni uczyć popołudniami i w weekendy, kiedy trochę odeśpi po pracy. A w ogóle to otworzyła się niewiele wcześniej i generalnie fajnie się tam siedzi. Niestety nie mogliśmy zjeść tam ciasta od ciebie, więc wzięliśmy kawę na wynos i poszliśmy na spacer, oczywiście wcinając je po drodze.
– Jedna rzecz, smakowało mu? – przerwałam mu. Dla mnie ocena dań była ważna i zawsze czekałam za nią z niecierpliwością.
– Oczywiście, Alex był ci bardzo wdzięczny i mówił, że dawno nie jadł domowego ciasta – brat zaczął opowiadać z coraz większą werwą. – Na początku było dziwnie, nawet bardzo, ale go przeprosiłem za moje zachowanie co najmniej sto razy. Wiesz, jeszcze z tą moją ułomnością, nawet było jeszcze gorzej, ale on jest taki cierpliwy. Stresowałem się, że będzie jak zazwyczaj, że skończy się na spojrzeniach pełnych wyrzutów, czy zniecierpliwionych westchnieniach. Najpierw się śpieszyłem w pisaniu na telefonie, ale potem Alex mi powiedział, że mogę spokojnie pisać, bo mu zależy, żeby się dowiedzieć, co naprawdę myślę...
Akurat zabrzęczał jego telefon, od razu rzucił się, żeby sprawdzić od kogo przyszła wiadomość. Uśmiechnął się tajemniczo i skulił, żeby dać mi znać, że nie życzy sobie, abym próbowała nawet zerkać, kto to. Wystukał szybko odpowiedź, ale potem długo zastanawiał się nad wyborem odpowiednich emotikon, żeby przesadzić z ich ilością. A używał ich całkiem sporo, na co czasem zwracałam mu uwagę.
Uśmiechnęłam się i cierpliwie czekałam, aż zdecyduje się w końcu wysłać odpowiedź. Przypominało mi to, jak każdorazowo cieszył się nowym, potencjalnym związkiem, ale tym razem, miałam wrażenie, że jest inaczej. Jego umysł dawał inne, swoiste wibracje. Nie potrafiłam ich dokładnie nazwać, ale czułam, że to coś dobrego.
– Co? – zerknął w końcu na mnie speszony Victor.
– Nic – odpowiedziałam. – Czekam na dalszą część opowieści. Skoro już zacząłeś, wypadałoby skończyć.
– I tak już wiesz za dużo – odparł poważnym tonem. – Nie powiem nic więcej.
– Braciszku – próbowałam go ubłagać. – Chcę wiedzieć, co było dalej. Trzymaliście się już za ręce? Nie mów, że było coś więcej? Buzi, buzi? – zażartowałam trochę z niego.
– Nie stosuj na mnie tych swoich gierek. – Pogroził mi palcem, rumieniąc się.
To było to, czego dla niego chciałam. Wydawał się szczęśliwy i taki zadowolony z małych drobnostek, jak to, że Alex wysłał mu wiadomość, że idzie do pracy, a on mógł mu życzyć barmanowi miłej zmiany i prosić go, by na siebie uważał. Ciężko Victorowi przyszło ukrycie tego w myślach albo po prostu zapomniał, tak pochłonięty dobieraniem emotikon. Nie chciałam mówić mu prawdy, a niech ma poczucie, że wciąż o niczym nie wiem. Pozwoliłam sobie tylko na uśmiech.
Dlatego tym bardziej bolała mnie ta sytuacja i to jak koledzy Victora z pracy naśmiewali się z niego i Alexa. Nigdy nie pałałam niekontrolowaną chęcią zemsty tak jak wtedy. Planowałam już jak ją zorganizować, musiałam jednak trochę podpytać brata, a czas pracy tego idioty. Nie podejrzewał, co zamierzałam zrobić, zbyt pochłonięty swoim szczęściem. Po uzyskaniu odpowiednich informacji ucieszyłam się, że starczy mi czasu, żeby po mojej opiece nad na razie pustym klubem artystycznym, dotrzeć pod ich firmę, i tam czekać na swoją ofiarę.
Nie mogłam wysiedzieć w miejscu i nerwowo dreptałam w kółko po sali, kiedy młodzieńcza głowa zajrzała do środka sali, niemal nie podskoczyłam, kiedy usłyszałam nieznajomy głos. Chociaż chciałam się zemścić i przygotowałam plam, to wciąż czułam się nieswojo z używaniem swoich mocy, przynajmniej do tak niecnych celów. Nie sądziłam również, że ktoś przyjdzie tego dnia do klubu. Nie spodziewałam się, że nie zobaczę nikogo również przez kolejne dni, a wtedy miałabym poparte dowodami przekonanie, ogłaszając moje przedsięwzięcie porażką.
– Przepraszam panią, nie mam co ze sobą zrobić. Nie chcę jeszcze wracać do domu, ale nie mam żadnych zainteresowań artystycznych. Mogę tu sobie po prostu posiedzieć? Ewentualnie będę coś rysować, jak pani chce – powiedziała smutno młoda dziewczyna, zauważyłam, że miała nieco zapłakane oczy.
– Niczego takiego nie oczekuje – oznajmiłam zaskoczona. – Wejdź śmiało, a może chcesz pograć w grę, co na to powiesz? Też jestem dzisiaj nieco podenerwowana, myślę, że przyda się nam obu.
– Czemu nie. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Umiesz grać w statki? – zapytałam.
Pokiwała przecząco głową. Wytłumaczyłam więc szybko zasady i usiadłyśmy naprzeciw siebie, by rozegrać pierwszą bitwę morską. Każda z nas musiała narysować dwie plansze o rozmiarach dziesięć na dziesięć pól i oznaczyć jedną stronę literami, a drugą numerami. Na jednej rozmieszczało się swoje statki, a na drugiej strzelało się i szukało okrętów wroga, podając kombinację litery i cyfry. Trzeba było tylko pilnować, żeby elementy floty się ze sobą nie stykały. Dałam nowicjuszce fory, która nadal nie mogła wyjść ze zdziwienia, że potrzebne nam były tylko długopisy i kartki. Nastolatka była jednak twardym zawodnikiem, dlatego w czasie, który miałam, zdążyłyśmy rozegrać tylko trzy partie, ale za to bardzo zacięte.
Dziewczyna obiecała, że jeszcze wróci, co mnie niezmiernie ucieszyło. A czas spędzony razem pomógł nam się obu rozluźnić i ogólnie zająć myśli czymś innym niż naszymi problemami. Ja miałam jednak jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Po drodze do wyjścia ze szkoły weszłam do łazienki i zdjęłam soczewki. Założyłam okulary przeciwsłoneczne, które działały nieco gorzej, ale musiały wystarczyć na potrzeby tego planu.
Victor przekazał mi, że moja ofiara w poniedziałki zostaje kilka godzin dłużej w pracy, żeby w piątek wyjść wcześniej lub uzbierać na jakiś dodatkowy dzień wolnego na niespodziewane wypadki. Idealna sytuacja dla mnie.
Prawie się spóźniłam, bo wychodził już z biura i musiałam nieco podbiec, aby go dogonić.
– John, John, zaczekaj – zawołałam. Odwrócił się zdziwiony i zapytał, kim jestem. Poprawiłam nieco okulary. – Jestem Lucretia. Pewnie mnie nie zauważyłeś, ale jestem młodszą siostrą Victora. Mijaliśmy się w klubie w zeszły piątek, kiedy świętowaliście koniec tego ważnego projektu. Bardzo mi się spodobałeś. – Zobaczyłam ten zadowolony uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy. Widziałam, że lubi typ nieśmiałych dziewczyn. Zwiesiłam więc nieco głowę, udając zawstydzenie, założyłam ręce za siebie i zaczęłam kołysać się na piętach. – Próbowałam się podpytać, co nieco o ciebie u brata, ale nic mi nie chciał powiedzieć. Chyba nie uważa cię za dobre towarzystwo dla mnie. I nie może się dowiedzieć, że tu przyszłam. Nie powiesz mu w razie czego, prawda?
– Gdybym tylko wiedział, że nasz nowicjusz ma taką uroczą siostrę... – zaśmiał się, próbując nadać swoim słowom flirtujący ton. – Oczywiście, że mu nie powiem. To będzie nasz mały sekret – mrugnął.
Wysiliłam się na najbardziej zachwycony uśmiech, na jaki było mnie stać. Jedyne co musiałam teraz osiągnąć, to żebyśmy byli gdzieś przez chwilę sami. Zgodziłam się więc, żeby pójść do niego, ponieważ mieszkał niedaleko i zamówić coś do jedzenia, lepiej się poznać i tak dalej. Nie obchodziło mnie, co myślał, miał tylko zapłacić za to jak obraził Alexa i sprawił mu przykrość. Zapytał się, czemu cały czas mam założone okulary.
– Jestem tu incognito, nie pamiętasz? – zaśmiałam się nerwowo. – I się denerwuje, brat raczej stara się chronić mnie przed wszystkimi mężczyznami.
Kiedy tylko dotarliśmy do środka, powiedział, że mam się rozgościć i rzucił coś o tym, że chce zobaczyć moje piękne oczy, skoro jesteśmy już sami. Nie wiedział tylko, jak bardzo będzie tego żałował. Zdjęłam okulary i najpierw pozwoliłam sobie przez chwilę przyzwyczaić wzrok do otoczenia. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
– No nie wstydź się – zaśmiał się John, chwytając delikatnie mój podbródek i odwracając głowę w swoją stronę.
Podniosłam wzrok i spojrzał mi w oczy. Cofnął się najpierw krok, potem drugi, dopóki nie poczuł za plecami ściany. Kiedy sama chciałam używać mocy, miałam wrażenie, że wtedy była silniejsza. Weszłam do jego umysłu z hukiem i następnie od razu skierowałam się do miejsca, gdzie znajdował się ośrodek snu i uśpiłam go.
Teraz mogłam dopiero zaszaleć, ale nie chciałam tracić niepotrzebnie czasu. Wiedziałam, gdzie szukać jego największych lęków i obaw, i jak zaprogramować jego umysł, by widział je na jawie przez najbliższy miesiąc, a potem by męczyły go nocami w koszmarach. Znalazłam też jego najbardziej skrywane sekrety i stwierdziłam, że potem będę wysyłała mu nieco nieprzyjemnych wiadomości z nimi związanych, aby dodatkowo przysporzyć mu nerwów. Wymazałam też z jego pamięci nasze spotkanie, a potem wyszłam zadowolona. Prosiłabym, tak jak w filmach o taki wybuch za mną, który sprawiłby, że wyglądałabym cool, kiedy zakładałam ponownie okulary.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro