Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27 - Złość

Lucretia

Kiedy się obudziłam i otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą Kibę, który wpatrywał się we mnie z całą swoją pieską mocą, która w założeniu powinna zagwarantować mu zyskanie wszystkiego, czego pragnie. Odwróciłam się na drugi bok i zauważyłam, że w jestem w łóżku sama. Przewróciłam się na plecy i wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w sufit. Wspominałam wydarzenia poprzedniego wieczora z rumieńcem na twarzy, zastanawiając się, jak moje serce wciąż znajduje się w piersi. Cieszyłam się, że skończyło się tylko na pocałunku, bo chyba nie przeżyłabym większej ilości nowych doświadczeń. Zresztą nie śmiałam myśleć o niczym więcej. Zyskanie chłopaka i pierwszy pocałunek wydawały mi się wystarczającym osiągnięciem przynajmniej na początek. 

– Skoro pan tu spał, to znaczy, że zostajesz z nami na zawsze? – zapytał pies, kiedy w końcu na niego spojrzałam. 

Pogłaskałam go tylko, ale nie odpowiedziałam. Nie chciałam go zranić, a tak pewnie by się stało, gdybym powiedziała mu prawdę, ale kłamstwo też nie wchodziło w drogę. Przecież nie mogłam spojrzeć w jego proszące psie oczy i oznajmić, że muszę gdzieś wyjść, ale zdążę wrócić przed wieczornym spacerem z obietnicą, że będę mu towarzyszyć. 

W międzyczasie do pokoju zajrzał Tetsu, przeniosłam wzrok na niego i uniosłam zdziwiona brwi. 

– Myślałam, że zaprzestałeś już zabawy w uwodzenie. Z tego co pamiętam, to jeszcze kładłeś się w ubraniach – zauważyłam, podnosząc się lekko na łokciach. 

– Też tak mi się wydaje – powiedział, udając, że głęboko się zastanawia nad faktem, gdzie zniknęła jego koszulka. – Noc była długa, może ktoś przekonał mnie, żebym się trochę rozebrał – dodał poważnym tonem. 

– Nie przypominam sobie, żebym wysnuwała taką propozycję – mruknęłam, podejmując dyskusję i obserwując, jak mężczyzna do mnie podchodzi. 

– Kto powiedział, że to była słowna prośba, gesty również się liczą – odparł spokojnym, ale pewnym siebie tonem, zbliżając twarz do mojej. 

Ukryłam się pod kołdrą i walczyłam uparcie o pozostanie pod nią, ponieważ zabrakło mi odpowiedzi. Tetsu jednak uznał, że dyskusję trzeba zakończyć pocałunkiem. Stwierdził, że jeszcze da mi trochę czasu na naukę słownych gierek i oznajmił, że najzwyczajniej w świecie poplamił koszulkę, robiąc śniadanie. Jednak spoważniał, kiedy usiedliśmy obok siebie na łóżku. 

– Nad czym myślałaś? – zapytał zmartwiony. 

– Nad tym, co odpowiedzieć Kibie – odpowiedziałam, uciekając wzrokiem. 

– No właśnie, jeszcze mi nie odpowiedziałaś – wtrącił się rozżalony pies. 

– O co się pytałeś piesku? Pewnie o coś ważnego. – Tetsuya pogłaskał go po głowie pocieszająco, jakby domyślał się, o co chodziło. 

– Chciał wiedzieć, czy zostanę już na zawsze z wami. 

– Żaden z nas nie miałbym nic przeciwko. – Mężczyzna uśmiechnął się smutno i chwycił moją dłoń, kiedy przez dłuższy czas nic nie mówiłam. – Musisz jednak ze mną rozmawiać, bo ja tobie w myślach nie czytam. – Dał mi lekkiego kuksańca, żeby mnie nieco rozweselić. 

– Wiem, że mogłabym tu zostać, bardzo bym chciała. Mam nadzieję, że nie masz co do tego wątpliwości – powiedziałam w końcu, ale wpatrywałam się w podłogę. Ścisnęłam tylko mocniej jego dłoń, jakbym sama mogła tym sobie dodać odwagi. – Ale wydaje mi się, że to nie byłaby dobra decyzja. Po pierwsze muszę w końcu zebrać się na odwagę i zmierzyć się z tym, co mnie czeka w domu. Muszę się przekonać, czy mogę wciąż uważać wszystkich za rodzinę, czy już nie chcą mnie znać. Dopiero kiedy będę to wiedziała, zdecyduje co dalej. 

– A po drugie? Chodzi o nas? – zapytał i westchnął cicho, kiedy skinęłam na potwierdzenie głową. 

– Wiesz, że nie chodzi o nic złego, prawda? – Odważyłam się w końcu odwrócić w jego stronę i się uśmiechnąć. – Po prostu miłość i związek z kimkolwiek wydawały mi się tak nierealne, że potrzebuje czasu, żeby w ogóle dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. To co dla ciebie może wydawać się oczywiste w relacjach między dwojgiem ludzi, dla mnie jest całkowitą nowością. Nie oszukujmy się, ty masz już nieco doświadczenia, ja żadnego, chyba że liczysz wspomnienia, którymi dzielili się ze mną Victor i David. 

– Skoro tak mówisz. – Zaśmiał się Tetsu. 

– Wydaje mi się też, że przestrzeń i czas, które dzięki temu zyskam, pozwolą mi to bardziej docenić, niż jak wszystko będę miała podane od razu na tacy. W końcu mówią, że związek to nieustanna praca.

– Zaiste głębokie stwierdzenie – podsumował, udając, że głaszcze się po brodzie niczym jakiś stary filozof. 

– A poza tym – dodałam po dłuższej chwili zastanowienia. – Boją się, że zrobię coś, co cię do mnie zrazi, że popełnię jakiś błąd, że będę okropną partnerką...

Nie pozwolił mi skończyć, tylko nagle chwycił mnie i pociągnął za sobą na łóżko, wtulając się we mnie. Prosił o jeszcze chwilę czasu, kiedy mógłby się mną nacieszyć, zanim mnie ochrzani, że za dużo myślę. Potem jednak stwierdził, że tego nie zrobi. 

– Ale przyznaj, zaskoczyłem cię – rzucił zamiast tego. – Myślałem, że to będzie trudniejsze wyzwanie.

– Niech ci będzie – zaśmiałam się, wyswobadzając się z jego ramion. 

– Żeby nie było, lista moich zwycięstw musi być dłuższa. – Uśmiechnął się figlarnie. 

– Mogę dać ci całe życie na próby – rzuciłam żartem, kiedy wstawałam. 

Kiba nie przyjął zbyt dobrze wiadomości o moim wyjeździe, skomlał, błagał, żebym go nie opuszczała i na nic zdawały się tłumaczenia, że przecież będziemy się widywać i na pewno będę czasem zostawała z nimi na dłużej. Groził, że nie będzie nic jadł, ani nie tknie żadnej zabawki i nikt nie wyciągnie go na spacer, dopóki z nim nie zamieszkam. Tetsuya z moją pomocą wynegocjował z nim pewne warunki i odwołanie psiego strajku. Jednak Kiba nie chciał się ze mną pożegnać, kiedy wychodziliśmy. Obraził się na mnie na tyle mocno, że postanowił, że nie będzie się do mnie odzywał. 

Tetsuya odwiózł mnie pod dom. Dał mi chwilę czasu, ponieważ widział, że zaczęłam się denerwować i nie wysiadałam z samochodu. Zamiast tego siedziałam spięta, ściskając kurczowo torbę. Zaczynałam chyba żałować swojej decyzji i nawet przez chwilę myślałam, żeby jednak zabrał mnie z powrotem do siebie. 

– Dasz sobie radę? – zapytał. Próbował mi pomóc, zachęcając jednocześnie, abym nie zrezygnowała ze strachu. 

– Muszę – odpowiedziałam nieco niepewnie. 

– Kibą się nie przejmuj, zaraz mu przejdzie. Skup się teraz na swojej prawdziwej rodzinie – oznajmił z pocieszającym uśmiechem. – I pamiętaj, że nasze drzwi są zawsze dla ciebie otwarte.

– Wiem i dziękuję. – Pokiwałam głową, próbując zmusić się w końcu do sięgnięcia do klamki. – Powinnam już iść. 

– Jeszcze nie – powiedział Tetsu i przyciągnął mnie do siebie. Tulił przez chwilę i pocałował w czoło. Otrząsnęłam się dopiero po chwili od tej ilości nagłej czułości. – Teraz możesz iść. Nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Pokiwałam niepewnie głową i wysiadłam z samochodu. Mój chłopak, jakkolwiek dziwnie to brzmiało w mojej głowie, odprowadzał mnie wzrokiem, upewniając się, że jestem bezpieczna. Zastanawiałam się, czy nie byłoby jednak lepiej, gdyby odjechał, bo wtedy wiedziałabym, że nie mogę pobiec z powrotem i poprosić, aby mnie stąd zabrał.

Szłam do przodu, stawiając kolejne kroki, ale miałam wrażenie, że wcale nie znajduję się bliżej wejścia. Wiedziałam, że Victor będzie w domu, w końcu była sobota. A wątpiłam, żeby wybrał się na rower, skoro nie był ostatnio w humorze. Przed drzwiami mieszkania znowu miałam chwilę zawahania i chciałam się wycofać. Chwyciłam klamkę i odliczyłam do trzech. Dopiero wtedy niepewnie otworzyłam drzwi, zastanawiając się, co tam zastanę. Stanęłam w korytarzu, wciąż czułam, że to jest moje miejsce, ale nie czułam się wystarczająco pewnie, żeby swobodnie kroczyć dalej. 

Zaczęłam się trząść, usłyszałam kroki i mocniej ścisnęłam torbę. Victor przyszedł zobaczyć, kto wszedł. Miał w ręku kubek z kawą, który roztrzaskał się na podłodze, kiedy wypuścił go z rąk, gdy mnie zobaczył. Nagle jakby zeszło ze mnie całe powietrze, poczułam całą tę troskę i miłość, jaka od niego biła w stosunku do mnie. Również torba wypadła z moich rąk i rzuciliśmy się stęsknieni w swoje ramiona. Trwaliśmy przez chwilę w uścisku, zalewając się łzami i przepraszając się nawzajem. Czułam tak wielką ulgę, że brat mnie nie odrzucił i chciałam w tym momencie, tylko żeby było jak dawniej. 

– Wyglądasz okropnie – powiedziałam, gdy odsunęliśmy się od siebie i mogłam w końcu mu się przyjrzeć. 

– Ty nie lepiej – rzucił w odpowiedzi. – Zaraz nie masz soczewek? Spakowałem dla ciebie parę. Coś się stało?!

– Nie – potrząsnęłam głowę. – Tetsu prosił, żebym ich przy nim nie nosiła. Gdyby się okazało, że jest Alex, zaraz bym je założyła.

– Ah, ten Tetsu – mruknął, nieco obrażonym tonem i zmienił temat. – Posprzątam dobrze? 

Pozwoliłam mu się nieco otrząsnąć i przeszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. Rozejrzałam się wokół, było tu nieco inaczej niż zapamiętałam. Pojawiło się więcej naszych zdjęć, dodatkowo na części z nich był Alex. Na kanapie leżały dekoracyjne poduszki, a na stoliku do kawy stał wazon ze świeżymi kwiatami. Wydawało się przytulniej, ale tylko z pozoru, ponieważ patrząc na Victora, czułam, jak przygnębiony był przez ten czas i że atmosfera tutaj wcale nie była zbyt przyjemna. 

– Dlaczego wróciłaś? – zapytał niespodziewanie brat. 

– Chciałam się z tobą spotkać – odpowiedziałam. – I z tatą.

– A co z resztą rodziny? 

– Hyacinth dał mi jasno do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia – wyszeptałam nieco zawiedziona. 

– Hyacinth? – Był zaskoczony. – Nie dość, że najpierw wybrałaś kogoś obcego przede mną, to jeszcze mojego głupiego brata?! – Nagle wyczułam wściekłość i sprawdziłam co myśli. 

– To nie tak – powiedziałam spokojnym tonem, byłam przyzwyczajona do jego zmian nastrojów. – Byłabym wdzięczna, jeśli dałbyś mi szansę na wyjaśnienie wszystkiego od początku. – Przyglądał mi się podejrzliwie przez chwilę. – Przecież wiem, że zżera cię ciekawość. 

– Nie cierpię, kiedy tak robisz – mruknął i zniknął na chwilę. Kiedy wrócił podał mi szczotkę do włosów i usiadł przede mną. – Za to nie mówisz, tylko pokazujesz – zarządził, jakby miał do tego zupełne prawo. – Ze szczegółami. 

– Dobrze – zaśmiałam się i nieco się skuliłam, nie wszystkim chciałam się z nim dzielić. 

Chociaż o tym co przeszłam powiedziałam już Tetsu, to bałam się, że ponowne wspominanie tego wywoła zbyt dużo bólu, ale Victor zasługiwał na całą prawdę. Chociaż tyle mogłam zrobić, by wynagrodzić mu to, że tym razem ktoś odebrał mu palmę pierwszeństwa. Nie miałam zamiaru mu o tym mówić, ale sam się już tego domyślił. 

Opowiedziałam mu więc wszystko, jak sobie życzył. Czasem odwracał się zszokowany i nie bał się komentować głośno i bezczelnie na temat wszystkiego, co zobaczył. Nie omieszkał się rzucać, co chwila tekstem w stylu, że moja rodzina jest pełna popaprańców, a babcia to już w ogóle była wyższa liga świrów. Gdy skończyłam zarówno mówić, jak i zaplatać jego włosy, odwrócił się do mnie i przeprosił, że na mnie naciskał. Poprosiłam, żeby się nie martwił. Jedyne czego chciałam, to żeby między nami było jak dawniej. 

Wiedziałam, że nie będzie tego łatwo osiągnąć, Victor wciąż miał mi za złe wybranie Tetsu zamiast niego i założenie, że w ogóle mógłby mnie nienawidzić. Podczas gdy, to on się cały czas zamartwiał, że to ja przestałam uważać go za brata, ponieważ wygadał mój sekret. Dopiero po rozmowie z nim poczułam, że opuszcza mnie to poczucie winy, że nie wybaczyłam mu naprawdę. Jedyne co się liczyło to odzyskanie brata i przyjaciela. 

Chciałam poprosić o to, żeby tym razem opowiedział mi o tym, co się działo w jego życiu. Zależało mi na tym, żeby być na bieżąco, dyskretnie planowałam też, co nieco podpytać o Davida i Martę i zdecydować, co zrobić z nimi. Usłyszeliśmy jednak, że ktoś wchodzi, Victor potwierdził, że to Alex, więc szybko udałam się do łazienki, żeby założyć soczewki. 

Wyszłam już z lżejszym sercem, stęskniona również ze chłopakiem brata, ale w jego wzroku wyczułam chłód, a uśmiech był zaledwie przykrywką dla Victora. Alex udawał zmęczenie, żeby nieco uspokoić entuzjazm swojego ukochanego. Przestraszyłam się, wszystkie negatywne myśli zaczęły do mnie powracać ze zdwojoną siłą. Dlaczego moja obecność cię frustruje Alex?! Dlaczego jesteś wściekły?! Skąd w tobie zazdrość?! Co się stało?! Dlaczego nagle mnie nie cierpisz?! Czego nie chcesz mi powiedzieć?! Umysł tego młodego chłopaka wydawał się niezdobytą twierdzą, wiedział jak moja moc. Czułam wcześniej, że może mieć naturalny talent do obrony, ale po pobycie z moją rodziną dopiero to zrozumiałam. 

– Uczcijmy jakoś mój powrót – powiedziałam z udawaną wesołością. – Alex jest zmęczony. Victor skoczysz może po lody? 

– Co tak nagle? – zapytał zdziwiony. 

Poprosiłam go jeszcze raz, tym razem bardziej zdecydowanym tonem i bezgłośnie, więc w końcu poszedł, chociaż nie rozumiał, co chciałam przez to osiągnąć. Upewniłam się, że wyszedł i dopiero wtedy zmierzyliśmy się z Alexem wzrokiem.

– Jesteś na mnie wściekły, ale jednocześnie złościsz się na siebie – odpowiedziałam, podchodząc do niego. Gdzie podział się ten miły i uroczy chłopak, którego pamiętałam? – I masz do tego prawo.

– Tak myślisz, czy tylko tak mówisz? W końcu to ciebie porwano – mruknął, wymuszając bym patrzyła mu prosto w oczy, jakby chciał zobaczyć, jak bardzo posunę się do wykorzystywania swoich mocy. 

– To nie ma znaczenia. – Pokręciłam głową. – Jeśli stało się coś, przez co nie możesz mnie znieść, to mi powiedz. 

– Chodzi o Victora – powiedział w końcu po chwili zastanowienia. – Nie przywykłem się dzielić, a to mój chłopak i kiedy go najbardziej potrzebowałem, to jedyne, o czym myślał i się martwił to ty! – krzyczał, podchodząc do mnie. – A nawet nie jesteście spokrewnieni! – dopiekł mi. 

– Masz rację – przytaknęłam. – I przepraszam cię, że przez jakiś czas byłam na pierwszym miejscu, kiedy ty powinieneś – dodałam spokojnym tonem. 

Wściekł się jeszcze bardziej, ponieważ spodziewał się, że ja też będę krzyczeć, dzięki czemu nie będzie miał wyrzutów sumienia. Zauważyłam, że w jego oczach zbierają się łzy, więc podeszłam i przytuliłam go. Pozwoliłam mu się wypłakać, ale nie przyjmowałam przeprosin, bo w moim odczuciu, nie miał za co mnie przepraszać. Powiedział mi w końcu, co się stało.

Pewnego dnia Victor odprowadzał go do jego domu, akurat była tam jego matka, która wyszła, chcąc poznać przyjaciela, o którym tyle w domu mówił. Nie zauważyli jej i pocałowali się na pożegnanie. Nie chciał mi mówić o szczegółach kłótni, ale ostatecznie rodzice wyrzucili go z domu, a Victor nawet nie zauważył, że Alex w sumie tutaj zamieszkał na stałe. 

– Mój brat jest czasem idiotą. – Uśmiechnęłam się do niego. – Kiedy wróci, porozmawiajcie i nie usprawiedliwiaj go. Potem dostanie mu się ode mnie. I pamiętaj, że my możemy być twoją nową rodziną. 

– A co z tobą? – zapytał przejęty, ocierając z twarzy resztę łez. 

– Cóż musze się jeszcze zobaczyć z rodzicami – powiedziałam, spoglądając z niechęcią na zegarek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro