Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16 - Obcy

Lucretia

Westchnęłam ciężko, w tamtym momencie wszystko było mi obojętne, nawet to, że wylałam na siebie przy upadku jeszcze pół kubka kawy. Wypadałoby się tym przejąć choć odrobinę? Pies szczęknął głośno, poganiając swojego właściciela, ale nadal nie zamierzał się ruszyć i pozwolić mi wstać.

Oczekiwał na moją odpowiedź, więc zdecydowanie zaprzeczyłam. Zwierzę zasmuciło się, ale i tak trwało wciąż w tej samej pozycji. Patrząc na niego, do głowy nie przychodziła mi żadna konkretna rasa, więc obstawiałam, że to mieszaniec. Zdawał się taki puchaty i to zachęcało, żeby go pogłaskać.

– Mógłbyś jednak ze mnie zejść – poprosiłam, cofając rękę. Chciałam zobaczyć, czy w rzeczywistości jego sierść jest taka przyjemna w dotyku, na jaką wygląda. 

– Nie. – Spojrzał na mnie obrażony. – Dopóki się nie zgodzisz. Ja już cię wybrałem. 

– Skoro tak, to po co w ogóle pytałeś? – odburknęłam. 

– Kiba! Zejdź, natychmiast! – krzyknął mężczyzna, podbiegając do nas i zmuszając siłą swojego pupila, aby się ruszył, co niechętnie w końcu zrobił. – Przepraszam, zamyśliłem się i nie patrzyłem, gdzie rzucam śnieżkę. 

– To moja ulubiona zabawa. – Głowa psa pojawiła się znowu nade mną, więc mogłam przeczytać jego myśli. 

– Kiba! Odsuń się! – Właściciel podał mi rękę i pomógł wstać. 

Mogłam się w końcu mu przyjrzeć. Wyglądał na miłego mężczyznę, przynajmniej tyle wnioskowałam po niepewnym uśmiechu i uprzejmym spojrzeniu niemal czarnych oczach. Uniosłam wzrok nieco w górę, jego myśli też nie zdradzały nic, czego mogłabym się obawiać. Uścisk dłoni mocny i pewny, lecz postawa delikatnie wycofana, jakby zmartwiona. To samo chwilę później objawiło się również na jego twarzy. 

– Najmocniej przepraszam za siebie i za Kibę – powiedział. – Nic ci się nie stało? 

– Nie, nic mi nie jest – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Też się nieco zamyśliłam. Mogłam bardziej uważać, co się wokół dzieje. 

– Widzę, że straciłaś kawę, mogę ci chociaż postawić nową? – zapytał, jednocześnie nadając swojemu tonowi na tyle mocny wydźwięk, żebym wiedziała, że nie przyjmie odmowy. 

– Dobrze – powiedziałam i schyliłam się, żeby podnieść i wyrzucić kubek po kawie. 

Kiba mnie uprzedził, chwycił pusty pojemnik i wrzucił go do kosza, szczeknął w moją stronę, mówiąc: „Patrz, jaki ze mnie dobry pies". 

– A jak próbowałem cię tego nauczyć, to nie mogłeś załapać – mruknął jego właściciel. – Teraz się popisujesz? 

– Jak ty chcesz tego ode mnie, to mi się nie chce – pomyślał sobie pies. 

Zaczęłam się śmiać, pierwszy raz tak szczerze i wesoło od czasu moich urodzin. Czułam, jakby na te kilka sekund z serca spadł mi wielki ciężar i przez chwilę nie musiałam się niczym martwić. Mieszaniec zaczął wokół mnie skakać i szczekać, podkreślając, że to on mnie rozśmieszył. Mężczyzna popatrzył na mnie i zastanawiał się, czy aby na pewno nie uderzyłam się mocno w głowę przy upadku.

– Spokojnie – rzuciłam rozbawiona. – Twój pies powiedział po prostu coś zabawnego. 

– Ach, tak? – zapytał unosząc zdziwiony brwi. – Jestem Tetsuya – powiedział, podając mi rękę, tym razem, aby się poprawie przedstawić. – A to mój czworonożny przyjaciel Kiba. 

– Lucretia – oznajmiłam, odwzajemniając gest. – Miło was poznać. 

– Wzajemnie. To co? Zapraszam na kawę. – Wykonał gest w kierunku ścieżki, która prowadziła do obwoźnej kawiarni, stojącej w rogu parku. 

Kiba nie opuszczał mojego boku, podczas gdy jego pan czuł się nieco niezręcznie w mojej obecności. Mógł być w wieku Hyacintha. Zastanawiałam się, czemu czuł, że nie powinien przebywać w obecności kobiety. Wpatrywał się raczej smutno przed siebie i zauważyłam, że co jakiś czas sprawdza, czy coś znajduje się na serdecznym palcu jego lewej ręki. Wszystko stało się jasne, nawet nie musiałam się wysilić, żeby się upewnić. 

– Rozwodnik? – zapytałam bezpośrednio. 

– Słucham? – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Skąd w ogóle to pytanie?! – zdenerwował się.

Czemu mnie to zainteresowało, dlaczego poruszyłam ten temat, nie wiedziałam. Zwyczajna, ludzka ciekawość, czy podświadoma chęć zrażenia do siebie wszystkich, ponieważ sama byłam w kiepskim nastroju od jakiegoś czasu i nie miałam ochoty na bliższe relacje z kimkolwiek. Chociaż w głębi duszy chciałam czegoś zgoła odmiennego, kogoś tylko dla siebie. Nie miałam już Victora, musiałam oddać go Alexowi, a Hyacinth wchodził w opcję tylko w moich marzeniach.

W odpowiedzi wskazałam jego dłoń i powiedziałam, że co jakiś czas wykonuje ten gest. Zmrużył oczy i przyglądał mi się przez chwilę, ni to zaciekawiony, ni to wciąż zły na moją bezczelną bezpośredniość. 

– I potrafię czytać w myślach – dodałam jeszcze poważnym tonem. Zastanawiałam się, jak zareaguje, po chwili konsternacji uśmiechnął się rozbawiony. 

Tetsuya mnie nie znał, najzwyczajniej w świecie nie uwierzył, zresztą kto postąpiłby inaczej. Potraktował to jak świetny żart. Na krótką chwilę dopadło mnie poczucie, że nie chcę kłamać. Chociaż raz w życiu potrzebowałam rozpocząć znajomość od prawdy, nawet jeśli miałaby ona trwać tylko jedną rozmowę przy kawie.

Mój rozmówca swoją drogą roztaczał wokół siebie aurę poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Powiedziałam o swoich umiejętnościach na poczet eksperymentu i nie sądziłam, że wypowiedzenie tego na głos wprawi mnie w tak dobry nastrój. Potraktowałam to jako jednorazową próbę, nie zamierzałam od tamtej pory przedstawiać się każdemu: „Cześć, jestem Lucretia i umiem czytać w myślach".

– Zatem nie muszę mówić, że dokładnie rok temu żona powiedziała mi, że chce rozwodu, a pół roku później było już po sprawie – oznajmił smutno. Kiba zaskomlał lekko i podszedł bliżej swojego pana. 

– To tak nie działa – zaśmiałam się. – Co nie zmienia faktu, że wybrała sobie kiepski moment w roku – stwierdziłam. Już zdążyłam poczuć niechęć do tej kobiety, mimo że jej nie znałam. – Na złamanie komuś serce, ogólnie też.

– Tak – przytaknął niechętnie. 

Akurat dotarliśmy do obwoźnej kawiarni, gdzie z uśmiechem przywitał nas, dorabiający sobie w ten sposób, młody student i przeklinający w duchu na przenikliwe zimno. Miał jednak w głowie ambitny plan i kurczowo trzymał się go jako motywacji do zachowania uprzejmości, nawet wobec najgorszych klientów. Chociaż to Tetsuya stawiał kawę, wygrzebałam kilka banknotów i dorzuciłam się do napiwku. 

– Na realizację marzeń. – Puściłam oczko do chłopaka niewiele młodszego ode mnie. 

Odeszliśmy kawałek dalej. Widziałam wyraźnie, że ani Kiba, ani jego pan nie chcieli, aby nasze spotkanie skończyło się jedynie na zadośćuczynieniu za szkody, które wyrządzone przez ich niewinną zabawą. Zdziwiłam się, że mi również zależy, żeby słowa pożegnania nie padły zbyt szybko.

– To jak działa to twoje czytanie w myślach? – zapytał żartem Tetsuya, zamierzając kontynuować rozmowę.

– I tak mi nie wierzysz – odpowiedziałam, mocniej ściskając kubek w dłoniach. Po raz kolejny tego dnia racząc się ciepłem, które rozgrzewało moje dłonie. Mogłam tylko pozazdrościć osobom, dla których źródłem ciepła była druga osoba, mi musiał wystarczyć kofeinowy napój.

– Ale lubię słuchać dobrych historii. – Uśmiechnął się ciepło. Niebezpiecznie ugięły się pode mną nogi, chociaż byłam pewna, że to przez ukryty pod śniegiem wybój. – A takich teraz potrzebuje. 

– A potem uznasz mnie za wariatkę – upierałam się i przystanęłam, uświadomiwszy sobie, że to od początku nie było dobre zagranie. 

Nagle ogarnęło mnie przerażenie i zdenerwowałam się na własną głupotę. Nigdy nie rozmawiałam z nikim swobodnie na temat moich mocy, tylko z Victorem i Davidem. Ciężko mi byłoby też opisać ze szczegółami, jak działa moja moc, nie bez wyraźnego przemyślenia, jakie porównanie byłaby najbardziej odpowiednie. Zaczęłam zatracać się w spirali obwiniania się za nieprzestrzegania swoich własnych zasad. Nie potrafiłam opanować drżenia rąk, mój oddech stawał się płytszy i krótszy. Rozglądałam się nerwowo, szukając potencjalnej drogi ucieczki.

– Zatem udowodnij – powiedział Tetsuya poważniejszym tonem, jakby chciał, żebym skupiła się na nim. Jego głos przywołał mnie do porządku, poczułam, że odzyskuje świadomość czasu i miejsca. – O czym myślę? 

– O tym, że zjadłbyś ramen, ale taki domowy, zrobiony przez twoją mamę – odpowiedziałam, gdy na niego spojrzałam. Próbował ukryć zaskoczenie za powątpiewającą minę. – Ma na imię Keiko, bardzo za nią tęsknisz i obiecujesz sobie tyle razy, że do niej zadzwonisz, a jednak wciąż coś cię powstrzymuje – dodałam jeszcze po chwili, kiedy skierował swoje myśli na jej osobę. 

Zdziwienie zmieniło się w przerażenie, tak boleśnie zauważalne w jego oczach. Mogłam to przewidzieć i zaśmiałam się w duchu z własnej naiwności. Nawet kiedy powiedziałam prawdę... Poczułam, że po policzku spływa mi pojedyncza łza. Kto by się chciał ze mną zadawać? Na co głupia liczyłam? Czemu nie trzymałam języka za zębami?

– Przepraszam, nie powinnam tego robić – wyszeptałam. – Naprawdę przepraszam. Pójdę już. Dziękuję za kawę. 

Przyśpieszyłam kroku, chociaż kusiło mnie, by rzucić się do śniegu. Czułam się coraz bardziej zawstydzona, gdybym przyłożyła policzek do śniegu, z pewnością bym go roztopiła. Czy tak trudno pomyśleć o czymś przypadkowym, jak jakaś liczba czy kolor, a nie o czymś tak delikatnym? Usłyszałam wściekłe szczeknięcie Kiby, który pojawił się nagle przede mną. 

– Obiecałaś być moją nową panią!

– Nic nie obiecywałam piesku – odpowiedziałam drżącym głosem, na granicy płaczu. – Muszę iść. 

– Nie! Zaczekaj! – Usłyszałam zdecydowany głos Tetsuyi. – Nie ważne, czy ci wierzę, czy nie. Chcę usłyszeć twoją historię. Zresztą wyglądasz, jakbyś potrzebowała ją w końcu komuś opowiedzieć. 

Spojrzałam na mężczyznę z zaciętą miną, który trzymał mnie za ramię, powstrzymując od kolejnego kroku. Dostrzegł we mnie odbicie samego siebie, dlatego to powiedział. Wiedział, jak to jest, gdy nie można podzielić się z nikim tym, co leży ci na sercu. W jego przypadku chodziło o rozwód, poczucie zawodu, niekończące się wyrzuty sumienia, obwinianie się i smutek. Mogłam się jakoś wywinąć, ale byłam zbyt wzruszona, że ktoś chce mnie szczerze wysłuchać, bez oceniania i zobowiązań. Byliśmy dla siebie obcy, mogliśmy sobie pomóc, wysłuchując się nawzajem, a potem rozejść się z lżejszymi sercami.

– Dobrze – odpowiedziałam i poczułam jak Kiba rozchyla moją, do tej pory zaciśniętą dłoń, swoim wilgotnym nosem. Poklepałam go po głowie. – Będziesz zatem jedną z trzech osób, które o tym wiedzą. 

– Czuję się zaszczycony – odparł z uśmiechem. – Czekaj, muszę ci odpowiadać, czy wszystko sobie wyczytasz z mojej głowy? 

– Zależy – powiedziałam, szukając przez chwilę odpowiednich słów. – Ośrodkiem mojej mocy są oczy. Mogę czytać czyjeś myśli, tylko gdy na niego patrzę i tylko to o czym myśli w konkretnej chwili. Dlatego czasem, gdy chce się czegoś dowiedzieć, muszę to wymusić poprzez wspomnienie danego tematu czy sytuacji w rozmowie. Chyba najlepiej powiedzieć, że przypomina podglądanie. 

– Podglądanie? 

– Tak – przytaknęłam. – Hmm, widzę ludzkie umysły w postaci domów, które odzwierciedlają daną osobą. Niektóre mają formy abstrakcyjne, inne klasyczne. Czasem widywałam tak eklektyczne, że ciężko było przypisać jakieś ogólniejsze cechy właścicielowi. Mieszka tam mała wersja ciebie, która kreuje twoje myśli i one wyświetlają się na takim jakby wielkim ekranie. W tej formie mogę jedynie tak jakby patrzeć przez okno i w ten sposób wiem, co myślisz. A i mogę też odczytywać emocje, one są jak kolorowe reflektory rozstawione wokół. Kolor zależy od tego co odczuwasz – opowiadałam, nie sprawdzając, co myśli. Ubieranie tego w słowa dawało mi poczucie ulgi i nie sądziłam, że okaże się takie łatwe. Chciałam się tym podzielić, opowiedzieć jak najwięcej, jakbym była z moich mocy dumna. – Twoje wspomnienia, przemyślenia są związane z pomieszczeniami. Jeśli chciałabym się dowiedzieć czegoś o twoim dzieciństwie, musiałabym przyjrzeć się pokojowi dziecięcemu. Upodobania kulinarne znalazłabym w kuchni i tak dalej.

– Możesz tak po prostu wejść do środka? – zapytał przejęty.

– W tym momencie nie – oświadczyłam, kręcąc głową. – Gdybym chciała, to musiałabym się bardzo postarać, zmarnować dużo siły i nie odczułbyś mocno mojej obecności. Teraz noszę soczewki. One nieco przytępiają moje moce, żebym przez przypadek nikogo nie skrzywdziła. Pozwalają mi też względnie normalnie żyć. 

– Nie rozumiem. Możesz kogoś tym skrzywdzić? Oczywiście poza wyrządzeniem szkody moralnej?

– Tak, czasami tego nie kontroluję i gdybym nie miała soczewek i spojrzała ci przypadkiem w oczy... Nie mogłabym powstrzymać mojej mocy przed wdarciem się do twojego umysłu siłą, miałabym od tamtej pory do niego swobodny dostęp. Nic by się przede mną nie ukryło. Mogłabym zwodzić twój umysł, sprawić, że widziałbyś rzeczy, których nie ma, odczuwałbyś ból, którego nikt realnie by ci nie zadawał. Ograniczałaby mnie tylko moja własną pomysłowość – odparłam przygnębiona. – Nie jestem z tego dumna i nienawidzę tego robić. 

– A kiedy nie patrzysz komuś w oczy? 

– Też nie jest przyjemnie, zwłaszcza kiedy jestem w tłumie. Bez soczewek widzę umysły wszystkich w zasięgu mojego wzroku wyraźnie i na bieżąco rejestruję, o czym myślą. Cały czas... Jakbyś oglądał mnóstwo telewizorów na raz, tylko że każdy transmituje inny kanał. Niektóre głośniejsze niż inne. Nie radziłam sobie z tym natłokiem. Z soczewkami mogę normalnie funkcjonować i moc działa na osobach, na których skupię wzrok, ale ogólnie staram się tego nie robić. Wolę wpatrywać się w podłogę lub cokolwiek. Wystarczająco nienawidzę siebie, za to, że się z tym urodziłam – zakończyłam, pociągając nosem. Pod koniec nie mogłam powstrzymać się od płaczu. 

– Wydaje mi się, że masz dobre serce. – Usłyszałam w odpowiedzi. – Nie definiuje cię posiadanie jakieś niezwykłej umiejętności, a to, jak ją wykorzystujesz. Dziękuję ci za szczerość.

Spojrzałam na niego, musiał iść do pracy, choć wolałby zostać ze mną i podzielić się swoimi zmartwieniami. Uśmiechnęłam się, rozumiałam i nie chciałam, żeby się mną przejmował. Czułam jakąś nieznaną mi do tej pory ulgę i wiedziałam, że nie będzie mi dane więcej to poczuć. Mieliśmy się chwilę później rozstać. Podejrzewałam, że co jakiś czas wspomni komuś o wariatce, którą kiedyś spotkał w parku. Nie miałabym mu tego za złe, sama bym tak pewnie o sobie pomyślała. 

– Ale musisz wracać, bo jeszcze czeka cię dzisiaj dyżur w pracy. To ja powinnam dziękować ci za wysłuchanie. Naprawdę miło było was poznać. Kiba, dziękuję, że na mnie wpadłeś, dbaj o swojego pana. – Pogłaskałam czworonoga, który zaczął skomleć i domagał się, żebym została. 

Otarłam łzy wierzchem dłoni i odeszłam. Miałam nadzieję, że Victor i Alex wybaczą mi, że wrócę trochę wcześniej do domu, ale wystarczyło mi emocji na jeden dzień. 

– Miałem nadzieję, że będę mógł liczyć na taką samą przysługę. – Tetsuya znowu mnie złapał i odwrócił w swoją stronę. – A nie stanie się to, jeśli nie spotkamy się ponownie. Jeśli mogę prosić o twój numer. – Podał mi swoją komórkę. 

– Mój numer? – zapytałam zdziwiona. – Pewnie – odparłam nieco zdenerwowana, biorąc telefon i wklepując ciąg cyfr. – Cieszę się, że będę się mogła odwdzięczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro