Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 (Herk i Irene)

Herk zamachuje się ciężkim mieczem, ale braknie mu siły i ostrze wypada z dłoni. Ciężko siada na podłodze sali treningowej.

– Mhm, zdecydowanie za ciężki – mruczy Mętny swoim chrapliwym głosem, przechodząc do małego, połączonego korytarzem magazynu. Ściąga ze stojaka dość krótki, szeroki miecz i wraca do arystokraty. Irene obserwuje wszystko oparta o ścianę, a jej złote włosy są spięte w ciasny kok.

Mężczyzna próbuje wymachu kolejną bronią, ale i ta okazuje się zbyt ciężka, więc ląduje na ziemi. Rebeliant w masce nie wydaje się z tego powodu zdenerwowany czy zawiedziony, chociaż ostrze jego kosy wygląda na jeszcze większe niż to, które wypadło arystokracie z dłoni. Daje Herkowi trochę czasu, ale zaraz wraca z kolejną bronią. Mężczyzna ujmuje rękojeść i próbuje pchnięcia.

Wąskie, wygięte ostrze świszczy w powietrzu. Rozochocony mężczyzna zamachuje się jeszcze parę razy.

– Oho, wygląda dobrze. Złap jak ci wygodnie. – Mętny podchodzi i przesuwa jeden z jego palców. – Ładnie ci leży w dłoni. Spróbuj lewą. Tak, będziemy się z tym uczuć.

Prostuję się i zastanawia, wreszcie wraca do magazynu. Przynosi rewolwer, dość ciężki sześciostrzałowiec, który wsuwa arystokracie w prawą dłoń. Ten spogląda smętnie na pistolet.

– Przecież mówiłem, że nie umiem strzelać.

– Nie przejmuj się, to ma działać inaczej. W końcu będziesz walczyć w zwarciu, nie? – Przesuwa palcem wzdłuż lufy. – Ta broń ma być dopełnieniem jednoręcznego miecza. Blok, strzał. – Blokuje wyimaginowany cios lewą ręką i wystrzela zza gardy. – Widzisz? Metr, półtora, nie więcej.

– To wygląda... Nieźle – stwierdza Herk, odbierając pistolet.

– Świetnie. To teraz ty. – Rebeliant odwraca się do Irene. – Jesteś, w ogóle, zbyt drobna na walkę wręcz. Zaraz ci znajdziemy jakąś dobrą spluwę. Myślę, że będziesz mogła wykrzesać coś przydatnego z tym swoim Światłem Słońc.

Po chwili podaje kobiecie krótki karabin. Niezbyt ciężki, ale za to z lunetą.

– Spróbuj wymierzyć. – Wskazuje na tarczę wiszącą na przeciwległej ścianie. Irene niezgrabnie podnosi broń do ramienia i stara się przycelować. Nie jest to zbyt proste. Broń ciąży i chybocze się na boki. Mętny podchodzi do niej i kieruje lufę w stronę ziemi.

– Nigdy nie miałaś karabinu w rękach, co?

Kobieta kiwa głową, lekko się czerwieniąc. Rebeliant wzdycha, a przynajmniej tak się jej wydaje, bo urządzenia po bokach jego ust dziwacznie zniekształcają dźwięk.

– Więc zaczynamy od samego początku. Złap tutaj. – Wskazuje na kawałek lufy otoczony szorstkim materiałem, tuż za magazynkiem. – To jest specjalnie zrobione żeby przyłożyć tu drugą rękę, dzięki temu się nie popatrzysz, ani nic sobie nie połamiesz.

Kiedy kobieta spełnia polecenie, a on ustawia się bokiem i udaje, że trzyma własny karabin.

– Stań w ten sposób. Dobrze, kolba przy ramieniu. – Unosi wyobrażoną broń do oka i markuje strzał. – Widzisz? Teraz ty.

Irene wiernie odtwarza jego ruchy, unosi karabin do oka i wciska spust. Nic się nie dzieje. Zaskoczona, zwraca spojrzenie na swojego nauczyciela.

– Co? – Śmieje się.– Myślałaś, że damy nabitą broń do ćwiczeń?

Kobieta tylko poprawia karabin w rękach.

– Dobrze! Spróbuj znowu.


]]^[[


Kilka przepełnionych treningiem godzin później Herk rzuca się na posłanie. Wyczerpana Irene robi dokładnie to samo.

Zostali ulokowani w wielkiej sali z kilkudziesięcioma innymi osobami. Rebelianci musieli przerobić jeden z pokoi-magazynów na salę do spania, bo wszystkie pomieszczenia do tego przeznaczone zostały już dawno zajęte. Mętny powiedział im, że ostatnio przybywa mnóstwo nowych jak oni, a Ruch powiększył się prawie dwukrotnie przez ostatnie kilka miesięcy. Martwił się też o zapasy, ale zdradził, że chcą przejąć kilka z Placówek zaopatrzeniowych. „Może nawet będzie można was zabrać na kolejne akcje." Powiedział wtedy z uśmiechem. Mam nadzieję, że będziemy mieć jeszcze dużo czasu na przeszkolenie...


]]^[[


Herk budzi się z dziwnym przeczuciem. Wszyscy ludzie dookoła oddychają miarowo, a w nikłym świetle, wpadającym przez szparę pod drzwiami, niewiele widać. Mężczyzna prostuje się na posłaniu, wywołując kilka bełkotliwych słów od poruszonej Irene. Gładzi ją po włosach i nasłuchuje przez długą chwilę. Nic, cisza, tylko skrzydła wentylatorów szumią cicho. Kobieta wtula się w jego bok i mruczy coś jeszcze. W całej kryjówce nie słychać żadnego głośniejszego dźwięku. Herk, uspokojony, kładzie się znowu. Zamyka oczy, ale to uczucie nie daje mu spać.

Szpara pod drzwiami przepuszcza tylko odrobinę światła, a wiatraki obracają się, wdumuchując do środka czyste powietrze. Coś jest nie tak.

Słychać tylko równe oddechy śpiących rebeliantów.

Pierwszym ostrzeżeniem jest dźwięk. Niski jęk roznosi się po korytarzu, ale nikt się nie budzi. Błękitna iskra błyskawicznie wpada do sali i przelatuje nad śpiącymi ludźmi. Ostro skręca i zaczyna opadać. Leci prosto na Herka. Mięśnie mężczyzny reagują szybciej niż głowa. Podnosi odsłonięte przedramię na wysokość oczu, stawiając gardę. Iskra wbija się właśnie w nie. Parzy mu skórę rozgrzanym metalem. Jakimś cudem udaje mu się nie krzyczeć. Próbuje zedrzeć to coś z ciała, ale skutkuje to tylko bólem palców. Wszyscy dookoła wciąż śpią, a Irene przewraca się na drugi bok.

Męki ustają dopiero kiedy metal stygnie. Palący ból oparzonej skóry nie pozwala mu myśleć. Natychmiast podnosi się i wysuwa spod kołdry. Dopiero podmuch zimnego powietrza budzi Irene na tyle żeby otworzyła oczy.

– Gdzie idziesz? – Mimo, że wciąż na wpół śpi, mówi przerażająco wyraźnie.

– Zaraz wrócę – szepcze przez zaciśnięte zęby i wkłada buty.

Niemal biegiem mija kolejnych ludzi, leżących w posłaniach i wymyka się na korytarz. Wchodzi do najbliższej łazienki i zapala mocne światło. Nie czekając, wtyka poparzone przedramię pod strumień lodowatej wody. Wzdycha z ulgi i przez długie minuty rozkoszuje się zimnem.

Wreszcie zakręca wodę i się prostuje. Jest już zdolny do myślenia na tyle żeby obejrzeć to coś. Idealnie okrągłe i czarne, wygląda na malutkie urządzenie. Okrągła krawędź świeci na niebiesko, pulsuje. Tylko do czego może służyć? I jak to zdjąć?

Herk próbuje podważyć je paznokciami, ale czarny metal mocno przywarł do skóry. Rozgląda się za jakimś narzędziem którym mógłby spróbować je poruszyć. Oczywiście w łazience nie ma niczego przydatnego. Po kilkunastu sekundach musi znowu wetknąć rękę pod kran. Błękitne światło jest mocniejsze i miga coraz szybciej.

Mija kilka sekund, a on nadal nie zakręca wody. Krążek świeci tak jasno, że pali w oczy. Wybucha blaskiem jeszcze jeden ostatni raz i gaśnie. Przed nim pojawia się półprzezroczysta postać.

Mężczyzna w średnim wieku, ubrany w koszulę z rzędem dziwacznie rzeźbionych guzików.

– Witaj, dziecko.
– Dziecko?! – Arystokrata odskakuje zaskoczony w tył. Jakiś facet pojawia się z nikąd i nazywa go „dzieckiem"? – Nawet cię nie znam, człowieku!

– Ale ja znam ciebie. – Uśmiech rozjaśnia brodatą twarz. – I potrzebuję twojej pomocy, oczywiście stosownie to wynagrodzę.

Herk spogląda w twarz hologramu. Kiedy unosi dłoń i porusza nią na boki, oczy reagują, podążają za nią. Są bystre i dumne. To nie jest normalne.

– Czym ty jesteś? Widzisz mnie, jakby własnymi oczami i odpowiadasz na pytania.

Starszy mężczyzna ściąga brwi w zadziwieniu.

– A czym powinienem cię widzieć? I na co powinienem odpowiadać?

– Ach, po prostu... – Arystokrata przykłada wolną dłoń do czoła. – Hologramy tak nie robią! Nie widzą nic! Tylko powtarzają te same, wyuczone kwestie i niekiedy się ruszają.

– Rozumiem. Rzecz w tym, że ja nie jestem zwykłym hologramem. Przeniosłem do tego urządzenia swoją Iskrę.
– Co przeniosłeś?

– Moją Iskrę. – Zjawa marszczy brwi. – Moją duszę, moje ja.

– Do odbiornika? Dlaczego?

Postać odwraca wzrok.

– Nie miałem wyboru. Ale mniejsza o to, wróćmy do umowy. – Macha ręką i wbija spojrzenie we wciąż spływającą wodę. – Zapewnię Irene jasność umysłu, a do tego przyspieszę twoje pięcie się w górę po szczeblach dowodzenia, dzięki czemu będziecie bezpieczniejsi. W zamian oczekuję tylko żebyś słuchał od czasu, do czasu moich rad.

Herk, gdyby mógł, skrzyżowałby ramiona. Zamiast tego po prostu przybiera lekceważącą minę.

– To brzmi niezbyt zadowalająco. Po pierwsze: myślę, że tutaj mamy dość stabilne warunki i jesteśmy stosunkowo bezpieczni. – Lekcje dyskusji w jego starym życiu nie poszły na marne. – Po drugie: wygląda to tak jakbyś chciał zrobić ze mnie pionka i wpływać na Ruch zza kulis. Nie wiem która z tych dwóch rzeczy nie podoba mi się bardziej. Po trzecie: – Wskazuje na niego oskarżycielsko, palcem zdrowej dłoni. – Nawet nie wiem kim jesteś.

– Naprawdę myślisz, że życie rebelianta zawsze będzie tak wyglądać? Za kilka tygodni przydzielą was do jakiejś drużyny i każą mordować Deraan. To nie będzie zbyt bezpieczne życie. Co do oskarżenia o spiskowanie w cieniu... – Unosząc brwi, wtyka dłoń pod kran. – Tak, zamierzam to robić, przynajmniej do odpowiedniego momentu. Ale ostatecznie to i tak ty będziesz miał władzę. Ja nadal nie mogę niczego dotknąć.

Woda przepływa przez hologram, jakby w ogóle nie istniał, a Herk czuje, że woda ma... Posmak elektryczności? Uczucie jest tak nieuchwytne, że nie potrafi go dokładnie określić...

– W końcu co do pochodzenia. Myślę, że nie uwierzysz ani w prawdę, ani w mój prawdziwy wiek, więc powiem tylko jedno. Nie jestem wrogi wobec Rebelii, chcę tylko pomóc. Moje marzenie wciąż nie zostało spełnione.

– W takim razie jak będziesz mnie chronił? Niemożność dotknięcia czegokolwiek zdaje się dość dużą przeszkodą w tym zadaniu.

Hologram uśmiecha się po ojcowsku.

– Wiedza jest często potężniejszą bronią od miecza czy karabinu. A ja mam sposoby na jej wykorzystywanie.

– Dobrze, mimo to krycie swojej tożsamości nadal jest niepokojące. – Puka palcem w nos, wyraźnie się zamyślając. – Mam rozumieć, że nikomu nie mogę o tobie powiedzieć?

– Dobrze rozumiesz, nawet Irene nie powinna wiedzieć. Zależy mi na ujawnieniu się w dobrym momencie. Co do mojego imienia: nikt już go nie pamięta, nawet ja. Ale w przeszłości ludzie mówili na mnie „Alfa".

– Dobrze, więc... Alfo. Jestem w stanie przystać na tę umowę pod jednym warunkiem. – Zakręca wreszcie kran i wyciąga rękę z umywalki. – Będziesz chronił też ją, nawet bardziej niż mnie. Cokolwiek się nie stanie, ona ma przeżyć. Zgoda?

– Zgoda. Od dzisiaj jesteśmy wspólnikami. Niedługo wrócę żeby znowu porozmawiać.


]]^[[


Kolejnego dnia Herk został obudzony kubkiem wody. Co prawda nie jednym, ale widocznie żadnego wcześniejszego nie poczuł. Irene staje nad nim, biorąc się pod boki.

– Wstawaj wreszcie! Co ty robiłeś całą noc?! – Jej krzyk aż idzie echem po pełnej ludzi sali.

Herk wreszcie wyrywa się z posłania i mruczy coś o wrednych kobietach. Irene uśmiecha się w myślach i zrywa z niego kołdrę. W końcu jestem służącą, więc uprzejmość to norma w moim fachu.

Kilkanaście minut później stają w ich sali treningowej. Mętny z uśmiechem rusza w ich stronę.

– Odrobinę spóźnieni! To nic, i tak dzisiaj miało być krócej.

Irene uderza Herka w ramię.

– To przez niego. Spał jak kamień!

Mężczyzna rozciera rękę mamrocząc niemrawo. Przechodzą do środka i szukają swojego oręża w szafkach na korytarzyku do magazynu.

– Czekajcie! Dzisiaj spróbujecie z ćwiczebną bronią. – Mętny wyciąga w ich stronę repliki z dziwacznego materiału, wyglądającego trochę jak stwardniała guma. – Chcę żebyście się ze sobą zmierzyli.

Stają naprzeciw siebie po środku sali. Broń w ich dłoniach drży lekko. Herk spogląda w oczy Irene, opuszcza ręce.

– Nie uderzę jej! Nie ma szans.

– Potraktuj ją jak kogokolwiek innego! – Rebeliant, stojący pod ścianą wydaje się być rozbawiony. – Nieraz jeszcze będziesz musiał zachować się niedżentelmeńsko!

Irene spogląda na niego jeszcze raz. Ten nadal się waha, patrzy na nią niezdecydowany. Kobieta lekko skina głową i wkłada kask. Unosi karabin do ramienia.

Herk wkłada własny hełm i unosi miecz. Irene mierzy w myślach odległość między nimi, wymierza.

– Start!

Strzał. Tępy pocisk wylatuje z lufy i trafia mężczyznę w nogę. Kolano zgina się pod nim, ale udaje mu się nie upaść. Dalej biegnie w jej stronę. Kobieta wypuszcza kolejny pocisk. Nie trafia. Ma już tylko kilka kroków. Nie myśląc dłużej, łapie karabin w dwie ręce i staje pewniej. Herk jest o krok, przymierza się do ciosu. Iren unosi karabin i blokuje ostrze. Miecz uderza w przednią część lufy z głuchym trzaskiem. Kobieta sięga po nóż, ale strzał rewolweru uderza ją w ramię. Szarpie się w bok, odrzucając większą broń i wreszcie wyciąga nóż. Płynnym ruchem chlasta mężczyznę w ramię i próbuje odskoczyć, ale nogi jej się płaczą, więc pada na plecy. Krótki miecz opiera się o jej szyję. Walka skończona.

– Brawo. Brawo. – Mętny wstaje klaszcząc i śmiejąc się. – Nieźle wam poszło.

Ostrze odsuwa się od jej szyi i znika w pochwie. Herk pomaga jej wstać.

– To najpierw Irene. Strzał w nogi był świetnym posunięciem, ale nie udało ci się go powalić. Będziesz musiała poćwiczyć celność. Zablokowanie miecza karabinem było sprytne, jednak o wiele lepiej wyszłabyś na uniku i kroku w tył. Miałabyś czysty strzał i trochę czasu na wyciągnięcie noża. Na końcu się wywróciłaś. Praca nóg jest bardzo ważna, szczególnie przy walce wręcz. – Spogląda na zegarek. – Nie mamy teraz czasu, ale następnym razem ci wszystko wytłumaczę.

Rebeliant odwraca się do Herka.

– Wygrałeś, ale się za bardzo nie ciesz. Powinieneś ostrzeliwać się w czasie biegu i polegać bardziej na unikach, nawet jeśli lekkich. Do tego musisz lepiej wykorzystywać rewolwer. Mogłeś oddać z twoimi umiejętnościami kilka razy więcej strzałów.

– Ale ogólnie rzecz biorąc – uśmiecha się. – Dobra robota. Spróbujcie jeszcze raz.

Irene kiwa głową i podnosi karabin. Herk obraca się na pięcie i wraca na swoje wcześniejsze miejsce.

– Start!

Mężczyzna rzuca się do przodu, ale Irene jest przygotowana. Tym razem wymierza w kostkę. Raz, dwa. Pierwszy pocisk uderza wyżej, w piszczel, ale drugi trafia dokładnie w cel. Arystokrata traci równowagę, odruchowo wyrzuca ręce na boki. Kobieta sięga do mocy, przez cały ten czas tlącej się we wnętrzu jej brzucha. Jej włosy rozbłyskują parzącym światłem, a skóra rozgrzewa się w ułamku sekundy. Herk tylko mruży oczy i wreszcie staje prosto. Wygląda na to, że jej Światło nie ma na niego żadnego wpływu. Kobieta, w panice, wymierza znowu. Udaje jej się trafić w tłów.

Raz, drugi, trzeci.

Mężczyzna zgina się w pół i wypuszcza broń. Cicho jęcząc z bólu, unosi pustą dłoń nad głowę. Pistolet leży porzucony na ziemi. Tym razem to Irene wygrała.

Odwraca się do Mętnego i odkrywa, że ten przeciera załzawione oczy. Rebeliant nie zwraca na nią uwagi, najprawdopodobniej zagryzając zęby, ale przez rurki nie da się tego wyraźnie określić. Kobieta potrząsa jego ramieniem.

– Irene, do cholery. – Mężczyzna z trudem rozwiera zaczerwienione powieki. – Mogłaś nas ostrzec. Co z Herkiem?

– Moja Świetlistość chyba na niego nie działa – wzrusza ramionami.

– Jak „nie działa"?

– Po prostu. Nawet nie zamknął oczu.

– Ciekawe. – Rebeliant siada na ziemi. – Dajmy sobie chwilę, a potem znowu spróbujecie.



]]^[[


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro