Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 (Selia)

Budynek trzęsie się kolejny raz. Okrągły, metalowy korpus przechyla się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Może nie jest zbyt wielki, ale za to dość wysoki.

Selia, ściskając swój karabinek, kryje się trochę głębiej we wnęce. Natrafia ciężkim butem na glutowate ciało szlamiaka, ale nie ślizga się, tylko przesuwa stopę pół kroku dalej. Powinna być tutaj niewidoczna, ale nie wiadomo jakim sprzętem dysponują przeciwnicy. Na wszelki wypadek cofa się jeszcze odrobinę. Nie ma przy niej Kya'i, bo podbiegła bliżej.

Cały oddział chowa się teraz za różnymi osłonami, czekając aż rebelianci się pokażą. Ale oni tylko niszczą wybuchami kołyszący się budynek. Na co oni liczą? Że wyjdziemy tylko po to żeby ratować budkę?

Uderzenie któregoś z nich metalowym korpusem czy odłamkami też nie może się udać. Selia jest oddalona o dobre dwadzieścia metrów, a bliżej jest tylko kilka osób.

Kolejne granaty i bomby przelatują nad ulicą, uderzając w chodnik i podstawę budki. Rebelianci kolejny raz się przemieszczają. Dziewczyna widzi gdzie jest kilku z nich, ale nie może wypalić. Wystrzelenie kilku pocisków w to samo miejsce, tak żeby przebiły się przez pole siłowe, zajmie zdecydowanie zbyt dużo czasu. Po za tym, nawet jeśli by się udało, neonowy błysk od razu zdradzi jej pozycję. Przy takiej sile uderzeniowej własne pole nic by jej nie dało. Może tylko czekać.

Kolejne wybuchy wstrząsają chodnikiem. Radio jest ciągle ciche. Dowódca pewnie czeka aż się zawali. Wtedy, w czasie wstrząsu, będą mogli oddać jedną salwę i być może zmienić pozycję.Budka kołysze się tak mocno, że już tylko chwila dzieli ją od upadku.

– Salwa za trzy sekundy. Pół magazynka i od razu do wylotu. – Twardy głos odzywa się przez radio.

– Zrozumiano. – Selia odpowiada trzymając palec do przycisku. Wychyla się lekko zza osłony żeby mieć lepszy widok.

Trzy. Wybuchy odrzucają, w strzępach, kolejne płyty chodnikowe.

Dwa. Budka nie ma już żadnego podparcia. Leci w stronę ziemi.

Jeden. Okrągły korpus uderza o ulicę wstrząsając budynkami i oddziałem.

Selia wyskakuje zza rogu i w biegu wciska spust. Dwie dziesiątki pocisków wylatują z lufy, ciągnąc za sobą zielonkawe ogony. Dziewczyna nawet nie patrzy czy sięgnęły celu. Tylko przetacza się po ziemi i wskakuje w kolejną uliczkę, wiele bliżej głównej.

Wstaje i chowa się głębiej za rogiem. Spogląda w ulicę i... Właśnie wtedy, tuż obok, uderza granat.

Wybuch, oprócz bólu, spowija Selię dymem i obrzuca odłamkami. Dziewczyna kuli się pod deszczem kamieni. Adrenalina gotuje jej krew. Wstaje na kolana i podnosi z ziemi karabinek. Na szczęście wzmacniany mundur ochronił ją przed raną, chociaż rozerwał się na ramieniu. Chmura pyłu powoli opada. Akurat na tyle żeby odsłonić kolejny, błyszczący na zielono granat, lecący w jej stronę. Jest za blisko...

Zanim dziewczyna zdąży się zdecydować, jakaś postać, z rozbiegu, zwala ją z nóg. Razem przelatują kilka metrów, a przynajmniej Selia ma takie wrażenie, i upadają na twardy chodnik. Kolejny granat wylatuje w ich stronę. Kya błyskawicznie zaciąga ją głęboko w uliczkę. Na mundurze widać wybrzuszenia, wzdłuż nabrzmiałych Brązem żył. Uderzenie ich nie dosięga, owiewając tylko niegroźnym dymem. Kobieta podaje Selii jej karabinek.

– Dziękuję. – Dziewczyna, dysząc z wrażenia, przyjmuje broń i spogląda w wylot uliczki. – Za uratowanie życia.

Kya w milczeniu przeładowuje własny karabin. Po chwili odwraca się i, skulona, kieruje się do wylotu uliczki. Selia rzuca się za nią.

– Czekaj! Trafią cię!

Kobieta strząsa jej dłoń z ramienia i rusza dalej.

– Nie trafią.

Selii braknie słów. Mówi to z takim przekonaniem, że młodsza żołnierz jest w stanie jej uwierzyć. W końcu wygląda na doświadczoną. Dziewczyna kuca i, przeładowując swoją broń, rusza za Kyą. Ta reaguje tylko obróceniem głowy, bo jej twarz jest skryta za osłoną hełmu.

Kolejny granat wylatuje do uliczki, wybuchając kilka metrów przed nimi. Jeden z odłamków uderza w odsłonięte ramię Selii i je rani. Jeden z kamyków zostaje w ciele, promieniując bólem.

– Ostatnia okazja żeby zawrócić.

Dziewczyna kręci głową i wyciąga z kieszeni opatrunek. Zamyka oczy i przyzywa Spektrum. Nadal nie otwierając oczu, sięga jedną z błyskawic do ramienia i wyrywa kamień. Aż zagryza zęby z bólu. Wypuszcza moc i podnosi bandaż.

– Musisz oczyścić ranę. – Kya wyciąga do niej własną manierkę.

Selia przyjmuje ją bez słowa. Alkohol zalewa ranę, wymywając pył i paląc jej brzegi szczypiącym bólem. Dziewczyna czeka, z zaciśniętymi zębami, aż uczucie ustanie i przykłada gazę do ramienia. Owija rękę bandażem i odrywa niepotrzebną część.

– Już.

Przez całą drogę, do uliczki nie wpada żaden kolejny ładunek. Pewnie myślą, że załatwili nas tym poprzednim.

Wreszcie, skulone, czekają tuż za rogiem. Z tej pozycji nic nie widać, bo rebelianci są schowani głębiej. Będą miały tylko ułamek sekundy na wycelowanie. Radio znowu milczy. Kya nagle wychyla się i wypuszcza kilka pocisków. Chowa się i odsuwa od wylotu w ułamku sekundy. Wzmocniony przez hełm słuch, pozwala Selii usłyszeć krzyk. Trafiła kogoś.

Kolejny granat wpada do środka. Kobieta, zamiast przetoczyć się i schować dalej, unosi lewą dłoń w jego stronę. Wolna ręka, aż po ramię, rozmywa się w białym dymie. Ładunek ląduje prosto w jej rozmazanej rękawicy i zapada się lekko, nadal nie wybuchając. Kya bierze zamach i odrzuca go tam skąd przyleciał. Wybuch wstrząsa powietrzem w połowie drogi do budynku.

Selia przygląda się temu z niedowierzaniem. Kim ona jest? Gazowi, nawet ci którzy umieją coś chwycić, nie mogą zamienić tylko części siebie...

Kobieta nawet się nie odwraca, tylko oddaje kolejne salwy. Wreszcie wraca do wnętrza.

– Skoro już chciałaś iść, to się na coś przydaj – stwierdza z przekąsem. Zmienia magazynek i przeciąga wajchę.

Selia sprawdza swoją broń i, nadal ogłupiała, rusza za nią.

Wychylić się, wycelować.

Cztery strzały, w to samo miejsce.

Schować się i odliczyć do trzech.

Krzyk nagradza jej starania. Od nowa.

Wychylić się, przycelować...



]]^[[


– Zaraz się zbieramy. – W radiu słychać twardy głos dowódcy. – Uciekają.

Cztery strzały.

Rebeliant, w którego celuje, zaczyna przeskakiwać po balkonach w stronę głównej ulicy. Wszystko chybia.

Schować się i zmienić magazynek. To były ostatnie cztery.

– Wszyscy, przygotować się.

Selia kończy ładowanie i odrzuca pustą puszkę. Kya opiera się o ścianę obok niej, z już naładowaną bronią.

– Powoli, ostrożnie. Mogą się zaczaić.

Wymykają się z uliczki, prawie ocierając się o ścianę. Główna jest jakieś piętnaście metrów dalej. Nad skrzyżowaniem tli się lampa, pozwalając schować się w cieniu.

Krok po kroku. Cicho, ostrożnie, bez najmniejszego brzęku. Hełm pozwala Selii widzieć drogę. Naładowany karabinek ciąży w dłoniach.

Okrąg łagodnego, wieczornego światła lampy jest coraz bliżej. Kya za jej plecami nie wydaje żadnego dźwięku. Cień kończy się niecałe dwa metry dalej. Dziewczyna zatrzymuje się, nie pewna co zrobić.

– Biegiem! – Głos z radia nadchodzi jej z pomocą.

Selia zrywa się na równe nogi i wybiega na główną ulicę. Słyszy, że Kya robi to samo.

Rzuca wzrokiem po ścianach, tutaj lepiej oświetlonych. Prosto: nic, prawo: pusto, lewo: też nic.

Trzask. Jakiś pocisk przebija się przez kraniec jej pola siłowego i wbija w ścianę. Od prawej, blisko. Mięśnie Selii działają bez udziału jej woli. Wyskakuje w stronę z której wyleciał pocisk i otacza się Spektrum. Jeszcze jeden szybki krok i przeciwnik znajduje się w zasięgu. Granatowa błyskawica łapie go i wbija w ścianę. Nieznana postać ześlizguje się na ziemię, nie przypominając już człowieka. Siła była zbyt ogromna żeby mógł pozostać w całości.

Mokry plask napełnia Selię dziwnym otępieniem. Rozgląda się po uliczce. Upewniona, że nic więcej jej nie zagraża, patrzy jeszcze raz na to co zostało z rebelianta. Wymiotuje prosto na jego ciało.

Po dłuższej chwili prostuje się i ociera usta. Jestem żołnierzem. Jestem silna i... Muszę spełniać swoje zadania.



]]^[[


– ... kolejny najazd na Ósemkę. Ci rebelianci są coraz potężniejsi.

– To niepokojące. Skąd nagle wzięli taką broń?

Dziewczyna kolejny raz, tak jak tej nocy przed pierwszym patrolem, stoi w korytarzu i ostrożnie przeciąga nitki dźwięków. Te, trącane umysłem, wydłużają się i pozwalają usłyszeć jej rzeczy których nie powinna słyszeć.

– Myślisz, że mogli znaleźć... Dziką rudę? – Właścicielka głosu wypowiada ostatnie słowa ostrożnie, jakby bojąc się reakcji.

– Mogli, i co z tego? Chyba twój dział wywiadowczy wciąż działa? – Mężczyzna odpowiada opryskliwie, drugiemu pytaniu towarzyszy zgrzyt odsuwanego krzesła.

– Działa. Od dzisiaj na podwójnych obrotach.



]]^[[


– No żołnierzu, jestem dumny. Kya opowiedziała mi co potrafisz zrobić z mocą. – Sokel unosi kąciki ust zapisując koleje linijki tekstu. – Tylko... jest jeden problem.

Zamaszystym ruchem składa podpis na dokumencie i obraca go w jej stronę.

– Konkretnie to.

Selia spogląda na niego nieufnie i kieruje wzrok na kartkę. Nakaz przeniesienia do Sześćdziesiątej Drugiej Placówki z powodu „przeprowadzenia testów i odpowiedniego wyposażenia". Sześćdziesiąt dwa. Ten numer coś jej mówi, ale nie jest w stanie przypomnieć sobie co.

– Kiedy mam się przenieść?

– Najlepiej jak najszybciej. Kya jedzie z tobą. – Kobieta, słysząc to, salutuje niedbale. – To chyba wszystko na dzisiaj. Weź dokument, pokaż go zarządcy i wyjeżdżajcie jutro rano.

– Tak jest. – Dziewczyna wstaje i salutuje. Sokel odwzajemnia pozdrowienie i wraca do dokumentów.

Sześćdziesiąt dwa, sześćdziesiąt dwa. O co tam chodziło?



]]^[[

Wystrzały rozdzierają wieczorną ciszę. Rebelianci obstawili budynki dookoła Placówki i nie pozwalają żadnemu z żołnierzy wyjść na zewnątrz. Gdy tylko jakiś Deraan wychyla się przez okno, grad pocisków każe mu się schować znowu.

Selia siedzi przy jednej z okratowanych okiennic i się nie wychyla. Przy następnym oknie Kya przeżuwa rację w kształcie czegoś mającego imitować batonik. Z jakiegoś powodu rebelianci chcą ich przytrzymać w środku. Dziewczyna nawet nie ma siły zastanawiać się z jakiego. Mają wyjeżdżać rano, ale teraz czeka na nią kolejna nieprzespana noc. Ciekawe ile jeszcze takich wytrzyma...

Do korytarza wbiega nieznany oficer.

– Wszyscy poza piątką na końcu. Idziecie ze mną. – Wskazuje lufą na żołnierzy w przeciwległym krańcu długiego korytarza.

Kya i Selia ruszają szybko za nim.

– Przy oknach, przygotować się. Na znak otworzyć pełen ogień. – Głos ze słuchawki jest niechętny, ale zdecydowany. Jakby nie miał wyboru.

– Przestawcie radia – podpowiada oficer i skręca w kolejny korytarzyk. – Tutaj.

Dołączają się do zebranego tam oddziału. Wysoki żołnierz z odznaczeniami na piersi wskazuje im miejsce w ostatnim szeregu. 

– Trzymają nas wewnątrz, bo chcą zniszczyć zapasy! Wychodzimy odbić budynek zapatrzenia! Wszyscy gotowi?

Odpowiadają mu gromkie okrzyki. Selia jest zbyt zmęczona żeby dołączyć do chóru głosów. Cały oddział, równym tempem, wymaszerowuje w stronę wyjścia. Wielkie metalowe drzwi otwierają się powoli, coraz szerzej i szerzej.

– Biegiem!

Pierwsi żołnierze wybiegają na zewnątrz, w powietrzu śmigają zielonkawe pociski. Reszta już rozpoczęła ostrzał. Od celu dzieli ich koło czterdziestu metrów, ale wrogi ogień niemal od razu się na nich skierowuje. Kolejne pociski ześlizgują się po nałożonych na sobie polach siłowych. Biegną dalej, dalej.

Jeszcze trzydzieści. W polu widzenia Selii pojawia się jakiś rebeliant. Dziewczyna bez zastanowienia strzela w jego stronę. Otaczające ją pole, o spotęgowanej sile, wypycha pociski na zewnątrz i nadaje im niesamowitą prędkość. Z łatwością przebijają się przez osłonę rebelianta i zwalają go z nóg.

Piętnaście metrów. Grad strzałów jeszcze bardziej się skupia. Jeden z żołnierzy pada, trafiony w udo. Zostaje stratowany bez zastanowienia. Selia chce jeszcze za nim spojrzeć, ale oddział pcha ją do przodu.

Dziesięć. Chodnik drży pod uderzeniami ciężkich butów. Hałas jest ogłuszający. Kya po jej lewej przeskakuje nad kolejnym ciałem.

Pięć. Czoło oddziału dociera do drzwi i wpada do środka. Selia i reszta ogona natychmiast się odwraca i zasypuje przeciwników gradem strzałów. Dziewczyna nawet nie patrzy gdzie strzela, byle w ich stronę. Metodycznie przesuwają się ku wejściu.

W końcu przychodzi kolej też na nich. Selia przeciska się do wewnątrz i od razu przetacza na bok. W środku trwa piekło. Ostrza i strzały wylatują we wszystkie strony, a krew tryska na podłogi i ściany. Rebelianci, ufortyfikowani w korytarzu, próbują powstrzymać rozpędzonych żołnierzy. Wychodzi im to całkiem nieźle, ale oddział, choć powoli, przesuwa się coraz dalej. Selia wymierza ponad głowami sojuszników i odstrzela wychylającego się obrońcę.

Oddział wreszcie przebija się przez palisadę z mebli, ostrzy i ludzi, miażdżąc opór. Selia nie rusza się nawet o centymetr. Toczy wzrokiem po całym budynku. Jakaś kobieta próbuje się podnieść. Dziewczyna bez zastanowienia ją odstrzela.

Inni żołnierze zastawiają drzwi. Kilku rebeliantów próbuje dostać się do środka i niemal od razu pada na ziemię bez życia. Selia, dygocząc, mierzy w kolejnych ludzi. To będzie długa noc.



]]^[[


Ciężkie drzwi Sześćdziesiątej Drugiej Placówki Deraan otwierają się, bardzo powoli tworząc szparę. Po długiej chwili jest wystarczająco szeroka, żeby dało się przecisnąć. Otwór powiększa się jeszcze o kilkanaście centymetrów, ale nie więcej.

– Właźcie!

Przeciskają się przez drzwi. Selia ma problem z przeniesieniem torby, ale w końcu staje w korytarzu. Jest długi i dość ciasny, najwyżej na dwie osoby ramię w ramię. Na końcu jest ustawione gniazdo potężnego karabinu maszynowego, teraz nie obsadzone. Gładkie ściany są szare i solidne.

Jakiś mężczyzna wychodzi ze stróżówki i prowadzi ich gęsiego. Przechodzą za nim do kolejnego korytarza, bardzo podobnego jak poprzedni, ale rozwidlającego się co jakiś czas. Po kilku minutach na ścianach pojawiają się drzwi, niektóre są uchylone, lub całkowicie otwarte. Dziewczyna ze znudzeniem zagląda do pokojów. Biuro, stołówka, pomieszczenie zaopatrzeniowe. I między nimi mała salka, zastawiona szafkami. Na środku wznosi się dumnie ścianka pełna anten i pokręteł.

Oczywiście! Tu jest radiostacja!


]]^[[


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro