Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 (Selia)

Pyk.

Jej świadomość zapala się jak lampka.

Selia ma rozpruty brzuch.

Nie czuje tego, po prostu o tym wie. Mimo otumanienia, na jej skroniach zaciskają się stalowe szczypce paniki. Serce zaczyna bić tak szybko i mocno, aż dziewczyna boi się, że rozsadzi jej pierś.

– Obiekt wykazuje wzmożoną aktywność. Jesteśmy już blisko osiągnięcia celu, doktorze.

Białe, sterylne meble wypełniają pokój. Niektóre poplamione są krwią.

– Rozumiem – Ciche stęknięcie, ukąszenie bólu na udzie. Dziewczyna zaczyna odpływać. Przez dusząca mgłę przebija się jeszcze:
– Skalpel, siostro.

Senność natychmiast rozpływa się w cienkie nitki siwego dymu. Selia zaczyna się szarpać. Jest taka słaba... Skórzane pasy przytrzymują ją mocno, wbijają się w skórę. Ciepła, silna dłoń przytrzymuje ją w miejscu i uspokaja.

Mgła znowu zbiera się w jej umyśle. Odpływa na zdradliwe wody nieświadomości. „Już dobrze, Sel".

Ostrze wbija się w jej brzuch.



]]^[[



Selia budzi się, zlana potem, na własnym łóżku. Krzyk zastyga jej w ustach. Mocne, metalowe pasy nie wbijają się w jej ciało. W pokoju nie ma doktora ze skalpelem w dłoniach, ani pielęgniarki. Omiata otoczenie gorączkowym wzrokiem. Szare szafki i biurko mierzą ją smętnym spojrzeniem prawie pustych półek.

Dziewczyna wypluwa kosmyk ciemnych włosów, odrzuca kołdrę i czeka, aż jej oddech się unormuje. Po długiej chwili, kiedy myśli przestają gnać jak szalone, zaczyna się rozciągać na środku pokoju. Trucht w miejscu, kilka pompek, przysiady.

Kilkanaście minut później jest całkowicie uspokojona. Wygląda przez okno. Lampy na ulicy dopiero budzą się do życia, więc jest koło siódmej rano. Wyciąga z szafy swoje zwyczajne ubranie i wymyka się na korytarz, do łazienki.

Po kolejnych kilkunastu minutach jest już gotowa na apel. W ciemnym mundurze z dwoma pasami na ramionach, wysokich, ciężkich butach i rozpuszczonych do ramion włosach. Jestem silna. Będę iść z podniesioną głową.



]]^[[





Wielki, wytatuowany mężczyzna rzuca się na nią przez salę treningową, chcąc przygwoździć do podłogi. Dziewczyna odskakuje mu z drogi próbując wyprowadzić cios. Za daleko.

Żołnierz zawraca tylko po to, żeby spróbować takiej samej szarży. Selia nie pozwala się zaskoczyć i ponownie odskakuje. Wie, że gdzieś z boku sędzia ocenia każdy jej ruch, ale nie może odwrócić wzroku. Jest maksymalnie skupiona. Przeciwnicy zaczynają się powoli okrążać. Mężczyzna, mimo swojej ogromnej wagi, porusza się gładko i lekko. Krokiem wojownika. Ale jego przeciwniczka, na ugiętych kolanach, wydaje się lekka jak piórko.

Noga do przodu, skręt tułowia, szybki cios. Żołnierz atakuje idealnie. Jednak zbyt wolno dla Selii. Dziewczyna robi krok w bok, schodząc z linii uderzenia i kołysze się na stopach. Obkręca się dookoła własnej osi, wykonując wysokie kopnięcie. Ciężki but uderza w plecy mężczyzny ułamek sekundy po powrocie jego ręki do pozycji wyjściowej. Mężczyzna stęka z bólu, ale nie próbuje skontrować bo wie, że nie zdąży. Dysząc, wracają do okrążania się.

Selia markuje cios, żeby, niemal w tym samym momencie, zgiąć kolana w przysiadzie i z półobrotu kopnąć w kostkę zdezorientowanego przeciwnika. Mężczyzna niemal od razu zauważa, że został przechytrzony i próbuje odskoczyć. Braknie mu czasu. Czuje jeszcze tylko jak kość ustępuje pod jej butem i pada na ziemię. Walka skończona.

Wygrała.

Dziewczyna kieruje się w stronę szatni, ociekając potem. To żołnierz Deraan, a do tego z dostępem do najlepszych regenerów, szybko się wyliże.

Już w środku, w wyłożonej kafelkami łazience, Selia bierze prysznic. Głęboko wzdycha pod strumieniem lodowatej wody. Nagle, jakby bez powodu, gorący gniew przebiega dreszczem po jej plecach. Wygrywam z takimi ludźmi, a nadal nie pozwalają mi nawet wyjść na zewnątrz. Opiera się o ścianę wyłożoną kafelkami, a woda powoli studzi jej wściekłość.

Będę gotowa dopiero wtedy kiedy oni mi tak powiedzą. Przełożeni wiedzą co jest najlepsze dla ich żołnierzy. Dziewczyna zakręca kran zrezygnowana.



]]^[[





Kolejna walka jest inna.

– Tym razem obydwoje możecie używać Spektrum. Do dzieła – mężczyzna wychodzi z pokoju, zostawiając Selię sam na sam z niskim chłopakiem, na oko w jej wieku. Przybiera postawę i zaczyna typowe okrążenia. Uważny, lekki krok. Wzrok skierowany na jej oczy.

Wyskakuje w stronę dziewczyny. Ta prycha i z łatwością zaciska ramiona na jego klatce piersiowej. Jednak ciało, zamiast sprawić jej opór, rozpływa się w powietrzu. Selia czuje jak ktoś, od tyłu, podcina jej kostkę. Kiedy leci na ziemię, czas jakby dla niej spowalnia. Skupia się i pozwala Spektrum wpłynąć do jej wnętrza.

Dookoła pojawia się półprzezroczysta kula, poprzecinana granatowymi wyładowaniami. Dziewczyna zastyga w powietrzu, przytrzymana jedną z błyskawic. W myślach każe kolejnemu wyładowaniu obrócić ją nogami do dołu. Jej przeciwnik, Złoty Spektryczny, stoi za nią, krok poza granicą kuli. Nadal ukryty pod swoją iluzją, ale ona wyczuwa go szóstym zmysłem. Zmysłem Przyciągającego Pustkę.

Robi krok w tył i odrobinę przesuwa kulę tak, żeby objęła też go. Kolejna z błyskawic natychmiast chwyta jej przeciwnika, rzucając nim o ziemię. Iluzja znika, odsłaniając poobijanego chłopaka. Czarne włosy, jeszcze chwilę temu rozjaśnione przez Złoto, teraz wysunęły się z węzła i opadły mu na twarz.

Wygrała kolejną walkę.

Skupia się żeby odgonić Spektrum. Moc odpływa z niej falą, a kula znika. Dziewczyna traci poczucie równowagi i prawie pada na ziemię.

– Słyszałem o tobie, ale nie sądziłem, że to może być prawda. Jedna z Zapomnianych Mocy... – Przegrany patrzy na nią z podziwem i... Strachem?

Selia nie odpowiada. Próbuje uspokoić zawroty głowy.



]]^[[





Dwie godziny później, po kilku kolejnych pojedynkach, tych ze Spektrum i tych bez, dziewczyna wchodzi na stołówkę. Wielka sala jadłodajni jest jedną z największych w Trzeciej Placówce Deraan, ale i tak nie zdołałaby pomieścić tych wszystkich żołnierzy razem.

Selia odbiera posiłek w milczeniu i siada samotnie w kącie sali. Bez przekonania grzebie w jedzeniu. Dlaczego dzisiaj pozwolili na Spektrum? Nigdy wcześniej tego nie było. To bez sensu.
Ludzie wchodzą i wychodzą. Nikt nie odzywa się do niej nawet słowem, ale dziewczyna co chwilę czuje na sobie ukradkowe spojrzenia. Słyszy szepty. Późniejsze pojedynki oglądało mnóstwo ludzi, wszyscy wiedzą o Przyciąganiu. Jestem silna, będę iść z podniesioną głową.

Do jej stolika podchodzi jakaś postać. Na oko w jej wieku, czarne włosy opadające na oczy, niski.
– Mogę się dosiąść?
– Czemu nie? – Wzrusza ramionami.

Zapada niezręczne milczenie. Dziewczyna dalej obserwuje ludzi przelewających się przez stołówkę. Jest ich tak wielu, i tak często przychodzą, odchodzą z Placówki, że nie wystarczyłoby całego życia, żeby wszystkich poznać i zapamiętać.

– To... Jak masz na imię? Moje to Esa... – Gość niepewnie zaczyna.

Szachraj. To słowo uderza Selię jak smagnięcie batem.

– Szachraj. Będę na ciebie mówiła „Szachraj" – szepcze Selia, całkowicie ignorując wcześniejsze zdania.

Chłopak, zdezorientowany, podnosi głowę znad talerza.
– Czemu akurat tak?
– Bo oszukujesz. Wtedy na arenie. Teraz przy rozmowie.
– Teraz? – Odrzuca sztućce i rozkłada szeroko ręce. – Widzisz tu gdzieś Złoto?

Dziewczyna uśmiecha się i przenosi na niego wzrok.
– Nie potrzebujesz do tego iluzji.
Szachraj podnosi talerz, mrucząc pod nosem. Selia z ciekawością wodzi za nim wzrokiem.

Wyszedł.

W jej głowie majaczy myśl, budząca dziwne odczucie.

Ale... Dobrze mi poszło?



]]^[[



Wrednie uśmiechnięta kobieta staje po drugiej stronie sali treningowej. Przybiera odrobinę niedbałą postawę, nie próbuje atakować. Niespiesznie zatacza dookoła niej kręgi. Jakby nie stała naprzeciw jednej z najsilniejszych wojowniczek w tej Placówce, o ile nie całym Deraan.
Okrążenia mijają, a żadna z pojedynkujących nie wykonuje gwałtownych ruchów. Stopa za stopą. Ciężkie buty wystukują równe tempo.

Nagle Selia wyskakuje do przodu, roztaczając dookoła siebie sferę. Wszystko trwa mrugnięcie okiem. Mimo to kobieta zdąża podskoczyć i rozpłynąć się w chmurę dymu. Gazowa. Granatowe błyskawice nie mają czego chwycić, a gaz oplata klatkę piersiową dziewczyny.

Walka na wytrzymałość. Przyciągająca nie może puścić Spektrum, bo zostanie natychmiast unieruchomiona i przewrócona na ziemię. Jej przeciwniczka nie może wrócić do trwałej postaci, bo zostanie natychmiast złapana przez jedną z błyskawic i rzucona o ziemię. Impas.

Selia lekko się chwieje. Każe jednemu wyładowaniu złapać ją za nogę i stabilizować. Nie ma pojęcia, ile jeszcze wytrzyma Gazowa. Dym wygląda identycznie jak na początku walki.
Ziemia zaczyna się trząść i pływać pod jej nogami. Tylko granatowa błyskawica jeszcze utrzymuje ją prosto. Dziewczyna zaciska zęby. Sekundy mijają.

W jej kołyszącym się i szarpanym na boki umyśle rodzi się zalążek planu. I tak nie ma dużo do stracenia. Bez dłuższego zastanowienia wypuszcza Spektrum i odskakuje, a raczej przewala się, w bok.

Odnosi częściowy sukces. Jej przeciwniczka nie scala się owinięta dookoła jej szyi. Ale jedno z wyciągniętych pasem mgły okazuje się jej ręką. Konkretniej: dłonią trzymającą mocno za łydkę dziewczyny.

Kobieta, upadając na ziemię, zbija z nóg Selię. Ta uderza w posadzkę z hukiem. W jej głowie ciągle kołysze się jak na pokładzie okrętu w czasie sztormu. Nie jest w stanie unieść głowy.
Przegrała.

Pierwszy raz od tak dawna. Przegrała pojedynek walki wręcz. Zamyka oczy.
– Nie... Nie wstanę – sapie z trudem. Wszystko dookoła faluje i się kołysze.



]]^[[



Pyk.

Jej świadomość zapala się jak lampka.

Selia ma poszatkowane ramiona.

Nie czuje tego, po prostu o tym wie.
– Obiekt jest zbyt słaby, doktorze. Co robimy?

Chwila namysłu, miarowy szum sprzętu.
– Trzeba będzie ją wzmocnić. – Ciche stękniecie, ukąszenie bólu na udzie. Dziewczyna zaczyna odpływać. Mgła powoli zbiera się dookoła jej umysłu. Stuknięcie jakiegoś narzędzia odkładanego do przegródki.

– Wiertło trzecie, siostro.
Senność się rozwiewa, ale Selia nie wie czy to coś groźnego. „Może tym razem nie będzie bolało."
Uspokojona tym marzeniem, pozwala mgle ją pochłonąć, zabrać z tej sali.

Gdzieś nad nią rozlega się szczerbot rozkręcającego się wiertła. Dziewczyna nagle odkrywa, że krzyczy ze strachu i szarpie pasami krępującymi jej ramiona i nogi. Jak zawsze, ciepła, silna dłoń przytrzymuje ją i uspokaja.

Mgła znowu zakrywa jej lęki i obawy. Przynosi ukojenie. „Już dobrze, Sel."

Wiertło wsuwa się w jej ramię.

Krew tryska na białą pościel.



]]^[[



Dziewczyna budzi się z krzykiem i gwałtownie siada na łóżku. Ale nie jest to jej łóżko, leży na nim idealnie biała pościel, a meble dookoła wręcz biją po oczach sterylnością. Selia rozszerza oczy ze strachu i krzyczy jeszcze głośniej. Wrzask odbija się szumem w jej uszach. Ale pasy nie krępują jej ruchów. Wyskakuje z posłania, szukając drogi ucieczki. Jest ubrana w długą, jednoczęściową piżamę.

Drzwi otwierają się w momencie kiedy dziewczyna chwyta za klamkę. Staje w nich starsza kobieta o miękkich rysach. Krzyk zamiera Selii w ustach. Pielęgniarka unosi ręce w geście bezbronności.

– Już spokojnie, kochana.

Coś w jej zachowaniu powstrzymuje Selię przed kopnięciem kobiety w głowę i ucieknięciem z tego piekła.

– Zły sen, co? – Staruszka szeroko otwiera ramiona.

Dziewczyna, nie myśląc, mocno się w nią wtula. Kobieta delikatnie gładzi ją po włosach.
– Już dobrze, kochanie. Przemęczyłaś się i uderzyłaś w głowę. Chwilowo jesteś tutaj żebyś mogła odpocząć.



]]^[[



W porze obiadu drzwi się otwierają, ale zamiast pielęgniarki staje w nich chłopak trzymający w rękach dwie tace pełne jedzenia. Balansując nimi nad głową, zamyka drzwi stopą.

– Szachraj? – Dziewczyna siada pełna rezerwy. Chłopak tylko wzrusza ramionami i stawia talerz na stoliku.

– Cześć. Usłyszałem, co się stało na arenie i pomyślałem, że... Będzie ci miło? – Podsuwa jej większą tacę.

Widok jedzenia od razu zmniejsza dystans. Selia rzuca się na posiłek z apetytem wracającego do zdrowia żołnierza. Nawet nie traci czasu na używanie sztućców.

– Jest. Mi. Niezmiernie. Miło – zapewnia między kolejnymi kęsami.

Szachraj z uśmiechem zabiera się za swój posiłek. Kiedy tylko dziewczyna kończy ostatni kawałek rzuca lekkim tonem:
– To opowiadaj, jak to dokładnie było. Nie mogłem wtedy oglądać.



]]^[[



Długo po końcu czasu na posiłek historia dociera do momentu, w którym Selia straciła przytomność.

– Nic więcej nie pamiętam. – Dziewczyna ziewa przeciągle i podciąga kołdrę pod brodę. Szachraj spogląda na nią.
– Może opowiem ci historię? – Proponuje nieśmiało. – Zawsze to robiłem, kiedy ktoś nie mógł zasnąć.

Dziewczyna śmieje się, ale w połowie przeszkadza jej kolejne ziewnięcie.
– Jeśli chcesz.

Chłopak przystawia krzesło bliżej łóżka i nachyla się. Po chwili skupienia przywołuje na dłoni iluzję zielonego smoka o trzech głowach.
– Dawno, dawno temu...



]]^[[

Kolejnego dnia Szachraj znowu odwiedza Selię w czasie obiadu. Musi wyjść trochę wcześniej przez jakieś obowiązki, mimo próśb nudzącej się dziewczyny.

– Sokel chce cię widzieć wieczorem, w swoim gabinecie – rzuca na odchodnym. Zostawia jej też paczkę.

Po jego wyjściu uradowana dziewczyna rozpakowuje prezent. W środku jest jej zwyczajne ubranie, ciężkie buty stoją pod krzesłem.

Po półgodzinie jest już gotowa. Włosy, starannie wyszorowane tutejszym mydłem i wyszczotkowane, nabrały zielonkawego połysku. Klamerki wysokich butów aż lśnią, a mundur jeszcze pachnie nowością.



]]^[[



W korytarzu słychać podniesione głosy, ale dziewczyna nie potrafi rozróżnić słów. Nie myśląc zbyt długo, opiera się o ścianę i pozwala Spektrum w siebie wpłynąć.

Sfera rozciąga się dalej w głąb korytarza. Dookoła nie ma nikogo. Jasne nitki dźwięku, rozciągnięte w półkola, promieniują równolegle od pokoju dowódcy, jak fale. Czuje je szóstym zmysłem. Jest silniejsza niż ostatnio.

Próbuje po nie sięgnąć jedną z błyskawic. Ostrożnie przysuwa ją do jednej z nitek, ale ta nawet się nie odkształca. O przesunięciu jej w ten sposób może tylko pomarzyć.

Skonsternowana, próbuje trącić dźwięki umysłem, tak jakby to one były błyskawicami. Bingo! Szarpnięta nić na chwilę się zatrzymuje i zanika. Natychmiast dochodzi do wniosku, że wystarczy pociągnąć je w swoją stronę.

Bez zastanowienia chwyta za pierwszą lepszą linię. Ta rozciąga się, wygina w jej stronę, ale po chwili pęka i zanika. Za drugim razem podchodzi do tego delikatniej. Powoli wyciąga nitkę, jednocześnie trzymając za krańce i środek. Dźwięk jakby zgrzyta w proteście, ale po chwili dochodzą do niej stłumione słowa.

– ...nie możemy jej wypuścić na patrole! Widziałeś co się dzieje kiedy dłużej Przyciąga!

Kolejne nitki przepływają do dziewczyny miarowo.

– Widziałem! I co z tego?! Mamy ją teraz trzymać pod kloszem, przez kolejne dziesięć lat?! – Nastaje chwila ciszy, przerywana tylko ciężkimi oddechami. – Ona ma się stać najpotężniejszym żołnierzem Zakonu. Żaden żołnierz nie jest silny bez praktyki!

– Ale ona ma dopiero szesnaście lat... – Sprzeciwiający się głos brzmi teraz słabo i niepewnie.

– Wypuszczę ją na te patrole, Defi, i nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Rozmowa skończona, muszę przekazać nowe rozkazy. Ta dziewczyna pewnie koczuje pod drzwiami już dłuższy czas.



]]^[[




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro