Rozdział 22 (Herk i Irene, Vaola)
Herk i Irene, podparci o siebie nawzajem, wtaczają się do kryjówki. Nożyk zrywa się z fotela w pokoju. Po chwili znów na niego opada, odkładając pistolet na stolik.
– Fiu, fiu.
Mężczyzna nie jest pewien co ma znaczyć ten dźwięk, ale nie pyta. Jest zbyt zmęczony.
– Jest już po świcie, a wy... – Kobieta przeciągle ziewa. – Wracacie ledwie żywi. – Opiera, teraz rumiany, policzek o podłokietnik. – Musieliście się nieźle bawić... – Ostatnie słowa wypowiada odrobinę bełkotliwie.
Herk zamyka za sobą drzwi, ale postanawia nie odpowiadać. Rebeliantka zasnęła. Irene zaczyna ciągnąć go do pokoju, ale coś ich zatrzymuje.
– Cieszę się... – Zmroczoną Nożyk ledwie da się zrozumieć. – ...żyjecie, jeszcze.
Arystokrata wypuszcza powietrze z ulgą.
– Też się cieszę.
– Nie jak... - Mamrocze kobieta. – ...wcześniejsi. Słońce i Księżyc...
]]^[[
– Dobra, gołąbki! – Rebeliantka z impetem uderza dłońmi w kuchenny blat. – Potrzebujemy planu na dzisiaj.
Irene odsuwa odrobinę krzesło i rzuca okiem na Herka, właśnie wychodzącego z korytarza. Mężczyzna wygląda na wyczerpanego. Obchodzi stół ciężkim krokiem i siada naprzeciwko. Kobieta odwraca wzrok, ale nie umyka jej fakt, że po tej stronie wystarczyłoby miejsca dla nich obydwu.
– Mamy przed sobą ponad dwie godziny drogi przez kilka Pierścieni, z bronią i rzeczami dla ludzi z Kopalni. – Nożyk opiera się o szafki i krzyżuje ręce na piersi. – Każdy musi zabrać ze sobą wielki plecak i nie zostać zauważony przez ani jeden patrol. To zostawia nam tylko dwa wyjścia. – Unosi przed o czy zaciśniętą pięść, a następnie prostuje palec wskazujący. – Kamuflaż. – Drugi palec celuje w sufit. – Lub inna droga.
Testują nas. Irene z powrotem przysuwa się do stołu i opiera brodę na dłoni. Nigdy wcześniej nie słyszała żeby ktoś z niezależnych oddziałów musiał się zajmować zaopatrzeniem, więc to chyba coś niezwykłego. Albo po prostu mają tam chwilowy kryzys... Tak czy inaczej, wykonają zadanie najlepiej jak tylko potrafią.
– I co, nic nie wymyślicie? – Rebeliantka spogląda na nich z góry i kręci głową.
– Nie przejdziemy kanałami, ani niczym podobnym, prawda? – Herk unosi ręce i się przeciąga.
– Jasne, jesteśmy w funkcjonalnym Mieście, nie kolorowym komiksie.
– Komiksie?
– Tak – potwierdza Nożyk śmiertelnie poważnie. – Tam wszyscy przekradają się kanałami albo przerośniętymi szybami od wentylacji.
Irene zaczyna przeskakiwać wzrokiem między tą dwójką. W końcu tylko kręci głową.
– Może... Moglibyśmy to wszystko zapakować do jakiegoś wózka? – Złotowłosa kobieta wzrusza ramionami. – Przeciągnąć go pod pozorem dostawy do jakiegoś sklepu czy magazynu.
– To nawet nie jest taki głupi pomysł. – Rebeliantka kiwa głową z wyrazem czegoś, co pewnie ma być uznaniem, na twarzy. – Ale wykorzystuje tylko kamuflaż. Możemy sprawić żeby był też naszą inną drogą. – Prostuje się z chytrym uśmieszkiem. – Załatwimy dwa, trzy kryte wózki, zapakujemy tam zaopatrzenie, broń i siebie. Wtedy wystarczy wymyślić jakiś dobry powód do przewożenia takiego ładunku i proszę. Bezpieczny przejazd. Jakieś zastrzeżenia?
Irene kręci głową i widzi, że Herk robi to samo.
– To musimy rozdzielić zadania. Ja zajmuję się wózkami, a wy odbieracie zaopatrzenie. – Kobieta unosi kciuk w górę. – To niedaleko, więc nie musicie za bardzo się starać. Jeśli wyjdziecie za godzinę to prawdopodobnie nikogo nie spotkacie. – Macha dłonią na wysokości oczu. – W tym czasie zastanówcie się nad kamuflażem.
– Wychodzisz od razu? – Herk wstaje i kładzie dłonie na stole.
– Ja – uśmiecha się wrednie – nie wyglądam podejrzanie.
]]^[[
Ciemne ulice Czwartego Pierścienia wyglądają niesamowicie spokojnie, kiedy ludzie siedzą w swoich miejscach pracy. Ten fakt bawi Nożyk, z jakiegoś powodu. Pewnie dla tego, że nigdy nie ślęczałam nad żadną linią produkcyjną, ani nie musiałam plewić działki w podziemiach. Wsuwa dłoń pod ubranie, tam gdzie kryją się jej długie noże. Zawsze wy dwa. Od kiedy tylko zobaczyli, że umiem włazić na dachy. Wspomnienie tej prostej radości ze wspinaczki kieruje jej myśli na inne tory.
Dawne czasy.
Podstępne myśli.
Złe myśli.
Kobieta odgania je tym samym sposobem od lat. Prostuje się i uśmiecha do samotnego przechodnia, pokazując kły. Mężczyzna odwraca wzrok zaniepokojony, a Nożyk rozciąga usta jeszcze szerzej.
Ma jeszcze tylko kilka minut do mechanika, którego znalazła w gazecie. Powinien coś dla mnie mieć. Szczególnie, że napisali o niezłym zapleczu. W zamyśleniu przeciąga dłonią po ścianie budynku. Trzeba będzie wygrzebać na to kilka dodatkowych pasków... Nie, nie mogę poprosić Gołąbków. W końcu to był mój pomysł.
Gdzieś niedaleko pada strzał.
Huk sprawia, że rebeliantka natychmiast sztywnieje. Rozgląda się gorączkowo. Ocenia, bada. Kolejna uliczka, za tym wieżowcem. Rusza błyskawicznie, dobywając noży. Kolejna walka. W biegu kręci głową. Weź się w garść, Vao! Jeszcze nie raz będziesz musiała zarżnąć kilku złych ludzi...
Zwalnia przed wejściem do uliczki i włącza pole siłowe. Powoli, krok za krokiem. Ostrożnie spogląda do środka. Pusto. Strzał się nie powtarza. I tak wchodzi, nie oglądając się za siebie.
Droga skręca i otwiera się na mały placyk z jednolitą, metalową ścianą wieżowca po jednej stronie i niskim blokiem po drugiej. Święcące krzaki rosnące na kawałku ziemi po jego środku kołyszą ostatnie podmuchy wiatru. W żadnym z ciemnych okien nie widać ludzi, ani nawet ruchu. Pusto. Martwo.
Poczekam chwilę. Może ktoś się pojawi. Nożyk, po podjęciu błyskawicznej decyzji, rusza w stronę jednej z klatek schodowych wieżowca.
Wciąż cicho, pusto, niewzruszenie. Na podwórku zapanowuje całkowity bezruch, kiedy tylko cichnie wiatr. Vaola, samotna kobieta otoczona przez ciszę, wsuwa jeden z noży za pas i otwieranie drzwi od klatki. Wciąż lustrując placyk kątem oka, zaczyna wchodzić po schodach. Powoli, stopień po stopniu.
Huk.
Blisko. Cholernie blisko.
Nożyk odkrywa, że leży na ziemi, ściskając obydwa noże. Gdzie? Po prawej, kolejna klatka, ale jakby niżej. Piwnica? Tutaj jest, czyli tam pewnie też. Kobieta zrywa się na równe nogi i wybiega na zewnątrz. Ona nie jest celem. Musi nim być ktoś w środku.
Sprintem podbiega do kolejnej klatki i otwiera drzwi, wciąż ściskając sztylety.
Huk.
Na dole. Piwnica.
Przecina zamek i wpada do środka. Wewnątrz stoi wysoka kobieta. Obrócona plecami. Dwa pasy na ramionach, burza ciemnych loków. Karabin w dłoni. W głębi korytarza dziewczyna, bez broni. Też w mundurze, a u jej stóp... Ciała dwóch ludzi.
Nożyk szarżuje na tą odwróconą plecami. Unosi ostrza i zamachuje się... Jej ręce nieruchomieją. Nogi też. Dziwaczna drętwota zaczyna rozchodzić się po jej ciele. Mrugnięcie okiem później nie może poruszyć żadnym mięśniem.
Kobieta z bronią odwraca się do niej, a Vaola zauważa, że jej skóra jest ciemna jak mahoń.
– Czekaj. – Głos dziewczyny zdaje się być zwielokrotniony przez echo, choć w piwnicy go nie było wcześniej słychać. – To nie jest ktoś od nich. Przyszłaby wcześniej.
Rebeliantka próbuje poprawić chwyt na nożu. Nie potrafi. Cholera. Cholera. Cholera. Próbuje zacisnąć zęby. Tego też nie może. Wciąż wisi w tej samej pozycji, w której szarżowała. Nie mam szans. Próbuje chociaż mrugnąć. Ciało odmawia posłuszeństwa nawet w tak drobnej rzeczy. Umrę tutaj. Jej umysł natychmiast zalewa panika.
– ...Nie chcę zabijać więcej niż to potrzebne. – Dziewczyna potrząsa głową. – Unieruchomionych i całkowicie bezsilnych. Czuję się wtedy jak rzeźnik, nie żołnierz, Kya.
Rebeliantka, chociaż nie może przesunąć spojrzenia, skupia się na ścianie za plecami młodej żołnierz. Jest zbyt ciemna i za bliska względem tego co zapamiętała.
– Rzeźnik, słyszysz? Chociaż spróbujmy załatwić to pokojowo.
Ciemnoskóra kobieta, najprawdopodobniej o imieniu Kya, nie odpowiada, a tylko ustawia się między Nożyk, a swoją towarzyszką. Odpowiada dopiero po długiej chwili:
– Dobra. Pogadamy.
Rebeliantkę omywa coś niematerialnego. Czuje jak przez sekundę zawisa w stanie nieważkości, a potem ciężko upada na posadzkę. Wciąż nie wypuszcza noży.
– Sztylety.– Oczywiście, wysoka żołnierz zauważa to od razu. – Jesteś na naszej łasce. – Nie mówi nic więcej, jakby myślała, że takie stwierdzenie wystarczy.
Dla Nożyk coś takiego to zdecydowanie zbyt mało. Wciąż leżąc na ziemi, bierze zamach. Wkłada w to całą siłę, całą panikę, cały wcześniejszy strach. I uśmiecha się przy tym pogardliwie.
Nóż wylatuje w stronę bliższej Deraan, koziołkując w powietrzu. Wygląda na to, że zagłębi się w szyi. Żołnierz wyciąga dłoń, w bezużytecznej próbie ochrony przed rozgrzanym ostrzem. Nie ma szans. Przetnie dodatkowo dłoń.
Ale sztylet, zamiast wbić się w skórę, chronioną tylko ciemnym materiałem rękawic, napotyka biały dym. Zagłębia się w Gaz, ale nie czyni najmniejszej szkody. Kya, marszcząc brwi, obraca nóż w rozmytej dłoni. To daje rebeliantce ułamek sekundy na atak. Wyszarpuje drugą rękę z pod ciała i wyrzuca drugie ostrze.
Żołnierz łapie i ten sztylet, nawet nie przenosząc wzroku. Kiedy tylko obydwa noże lądują w dymnych dłoniach, te scalają się, trzymając ich rękojeści. Kobieta unosi swoje czarne oczy wprost na bezbronną Nożyk.
– Jesteś na naszej łasce – powtarza.
Po plecach Vaoli przebiega dreszcz. Nigdy nie żałowała z braku mocy. Teraz pragnie Spektrum całą sobą. Wcześniej zawsze wystarczyły ostrza, trening i wygodne buty. Teraz jest całkowicie bezbronna.
– Kim jesteś? – Dziewczyna, dotąd stojąca oparta o ścianę unosi się lekko. – Nie współpracujesz z nimi, prawda?
Rebeliantka nie odpowiada. Nigdy... Na każdego Spektrycznego jest sposób. W jej głowie zaczyna szaleć burza. Brązowemu nie można pozwolić do siebie podejść. Stalowego trzeba zaatakować jako pierwsza. Na Złoto wystarczy czujne ucho i oko.
– Halo? – Żołnierz nachyla się do niej, ale traci równowagę i dopiero po chwili znów staje prosto. – Co z tobą?
– Cicho, Przyciągająca. Ona coś planuje, tylko spójrz na jej oczy.
Przed Skokiem Gwiazdy trzeba odskoczyć najdalej jak tylko się da, a potem znaleźć otwartą przestrzeń. Gazowi nie potrafią utrzymywać się w dymie na długo i wystarczy ustawić się w dobrym miejscu. A Świetlistych trzeba zabić zanim użyją mocy, albo po prostu nałożyć hełm i być ostrożnym.
Każdego Spektrycznego da się zabić. Nawet bez własnego Spektrum. W końcu to tylko ludzie, którzy mogą wykonać kilka dodatkowych sztuczek. To dlaczego tych dwóch nie da się ruszyć?!
– Jak was zabić? Dlaczego potraficie aż tyle więcej od wszystkich innych? Powinno dać się was zabić – dyszy rebeliantka. – Więc dlaczego rozgrzane elektrytem ostrze nie wystarczy?
Ciężki but uderza w jej żebra. Wybija z płuc całe powietrze. Jakaś ręka unosi jej głowę za włosy.
– Bo opłaciłyśmy to latami treningów i cierpień. – Ciemne loki opadają na twarz, więc Vaola nie może dostrzec twarzy. – Nigdy nie doświadczysz tych wszystkich rzeczy, które zrobili „lepszym" żołnierzom Zakonu. Wszystkich skalpelów, wierteł i substancji wstrzykiwanych w żyły, tylko po to żebyś mogła stać się silniejsza i lepiej wykonywać rozkazy.
– Jest pewien poziom, do którego nigdy nie dotrzesz. – Dziewczyna, Przyciągająca, wciąż opiera się o ścianę. – Ale nie musisz być najpotężniejsza na świecie. Spróbuj po prostu przeżyć. Tyle wystarczy. – Przenosi spojrzenie na Kya'ę. – A ty ją puść.
Rebeliantka, już nie przytrzymywana, powoli unosi się i siada.
– Wychodzimy. – Młoda żołnierz odpycha się od ściany. – Za kilka minut będziemy już w drodze na przeciwną stronę Pierścienia.
Jej towarzyszka nie mówi nic więcej. Jedynie rzuca ostrza Vaoli na ziemię i rusza do wyjścia. Kilka chwil później pozostają po nich tylko dwa ciała leżące na posadzce piwnicy.
– Wystarczy, że przeżyję, nawet jeśli wszyscy wokoło umierają? – Unosi dłonie do czoła i lekko się uśmiecha. – Cholera, chce żeby Gołąbki przeżyły. Są tacy jaśni, tacy czyści...
Zmusza się do dźwignięcia na nogi i opiera o ścianę. Kilka minut...
]]^[[
Herk odkłada ostatni worek z zaopatrzeniem na podłogę w kryjówce. Ocierając czoło z potu, spogląda na Irene opierającą się o wielki plecak i ścianę jednocześnie. Gdzie jest ta Nożyk? Powinna być tu już wtedy, kiedy wróciliśmy z pierwszą partią.
– Irene, masz to swoje radio? – Mężczyzna przełyka nerwowo ślinę. – Chyba... Musimy dowiedzieć co się dzieje. – Znacząco spogląda na worki.
– Daaaj mi jeszcze chwilę – prosi kobieta słabym głosem, ale niemal od razu się ożywia. – Zaraz, radio?
Arystokrata tylko kiwa głową. Radio... Fale... Przestań! Widziałeś dziesiątki razy jak tego używali. Nie rozsypiesz się na proch!
– Ja... – Irene podnosi się równe nogi. – Myślę, że mogę to zrobić. Jeśli nie będziemy używać radia to nigdy nie będziemy prawdziwymi członkami Ruchu, prawda?
– To chyba tak nie...
– Właśnie! – Kobieta oplata jego ramię i ociera jak kot. – Więc nie tylko możemy, a nawet musimy to zrobić!
Wybiega z korytarza do pokoju i po chwili wraca ściskając dwa małe urządzenia. Herk wie, że należy włożyć jedno do ucha i uruchomić przyciskiem z boku. Wtedy mordercze fale zaczną spływać wprost do niego i odbierać to co powiedziała osoba, która mówi do drugiego, bliźniaczego urządzenia. Nie. Poradzisz sobie. Na pewno nie umrzesz.
Irene, jakby straciwszy odrobinę zapału, umieszcza słuchawkę w uchu i krzyżuje z Herkiem spojrzenia. Kiwa głową, więc mężczyzna powtarza jej ruch.
– Włączamy na trzy!
– Raz..
Przez ciało arystokraty przechodzi dreszcz. Dreszcz strachu, wpajanego od wczesnego dzieciństwa.
– Dwa...
Herk unosi dłoń do ucha. Irene wciąż na niego patrzy, więc udaje, że potrafi poradzić sobie z wewnętrznym przerażeniem.
– Trzy...
To kłamstwo. Ale takie, które musi podtrzymać, bo nie okłamuje tylko kogoś innego. Jej piękne, skośne i żywe oczy znikają, kiedy zaciska gorączkowo powieki. Okłamuje też sam siebie.
Palec wdusza przycisk.
Po kilku chwilach urządzenie odzywa się zgrzytem i trzaskiem.
– Ci... – Dyszenie Nożyk gra w uchu Herka. – Ci Deraan... Są wiele silniejsi niż myśleliśmy... Nietykalni...
Irene wymienia z nim spojrzenia.
– Potrzebujesz pomocy? – Kobieta spogląda przez okno, na brudne, ciemne ulice. - Gdzie jesteś?
– Nie. Zaraz wrócę. – Oddech rebeliantki zdaje się teraz odrobinę mniej urywany, ale i tak wyrzuca z siebie tylko krótkie zdania. – Dajcie mi chwilę. Poradzę sobie.
– Jesteś pewna? – Mężczyzna przymyka oczy i całymi siłami skupia się na stanie towarzyszki. To pozwala odsunąć przerażenie. – Możemy po ciebie przyjść – zapewnia.
– Tak. - Nożyk wciąga powietrze, a fale, mordercze fale, przenoszą ten dźwięk. – Załatwię też wózki. Nie martwcie się. Stanę się silniejsza.
]]^[[
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro