Rozdział 9
Przez kilka dni byłam zła, sama nie wiem czemu. Na całe szczęście jest sobota. Do południa zajmowałam się obowiązkami. Siedzę na krześle i staram się czegoś nauczyć z tych moich notatek. Nic nie wchodzi mi do głowy. Może Percy wiedziałby co robić ? Nie. On ma ważniejsze rzeczy. Na pewno się mną nie przejmuje.
Nagle usłyszałam pukanie. Wszedł Percy:
-Jak żyjesz ?
-Normalnie
-Może ci pomóc ?
-Nie trzeba. Umiem sobie radzić sama.
- Aha. Coś się stało ?
- A co miałoby się stać ?
- Nie wiem. Dziwnie się zachowujesz. Nie chcesz ze mną rozmawiać. Jakby coś się popsuło.
- Nic się nie po psuło. Po prostu jestem trochę zmęczona.
- To może pomóc ci się rozluźnić ? Może chcesz się przejść ?
- Nie.
- nie potrafię cię rozgryźć. Jesteś zmęczona, a nie chcesz...
- nie masz innych spraw na głowie ?
- na przykład jakich ?
- nie wiem. Anabel? Dawno chyba u niej nie byłeś.
- AAA.... Więc o to chodzi.. .
- o nic nie chodzi tylko sugeruje.
-Dobra, przyjdę później. Jesteś piękna jak się złościsz.
Do wieczora odrabiałam lekcje. Trochę późno zeszłam na kolacje i przy okazji pogadałam ze służbą . O tym i owym...
Poszłam do pokoju, chwilę później przyszedł Percy.
- I jak ? Nadal zła ?
- Nie jestem zła !
- No dobrze. Przyniosłem film, obejrzymy ?
- Horror ?
- Nie, komedia.
- Nie chce.
Nagle światło zgasło. Słyszę grzmot, błyskawica przecina niebo. Przestraszona wtuliłam sie w niego.
- spokojnie. To tylko burza. – powiedział. Jego glos... Dobrze, że teraz nie widzi mojej twarzy. Zaczął padać deszcz. Niespodziewanie usłyszałam pukanie. Zaświeciłam telefonem i otworzyłam drzwi.
Jest to Anabel. Powiedziała, że nie może trafić do pokoju. Poprosiłam Percy' ego żeby ją zaprowadził. Nie chce z nią być sam na sam. Jest nieprzewidywalna.
Leżę na łóżku. Po kilku minutach przyszedł. Nie wiem po co.
- możemy pogadać ?
- nie.
- dlaczego ?
Chce płakać. Zapaść się pod ziemie. Cokolwiek by mnie zostawił. Nagle położył sie obok i przytulił sie do mojego ciała. Serce od razu zaczęło mi szybciej bić. Co on zamierza ?!? ( nie TEGO nie zrobi )
- w następnym tygodniu jest bal. Pójdziesz ze mną ? - powiedział szeptem.
- a Anabel ?
- nie obchodzi mnie ona tylko ty. Dyrektorka kazała mi sie nią zająć przez kilka dni. To wszystko. Nic sie poważnego nie wydarzyło.
- aha.
- to jak ? Pójdziesz ?
- nie.
Uśmiechnął sie tylko, obrócił mnie do siebie i pocałował.
- wiem, że chcesz. Kocham cie.
-naprawdę ?
- tak.
Po kilku minutach ciszy zasnęłam wtulona w jego ramiona.
* rano
On tu jeszcze jest. Taki ciepły i kochany. Wstałam i ubrałam się.
Śniadanie zjedliśmy razem, a potem nasze drogi sie rozeszły. Musiał załatwić kilka spraw i pouczyć się. Ja też musiałam, ale Nadia chciała sie przejść. Nie mogłam jej przecież odmówić.
Dla odmiany nie poszłyśmy sie przejść ścieżką, czy coś, tylko zabrała mnie do centrum. Jak mogła ? Nienawidzę zakupów!
Obie coś kupiłyśmy, choć mówiła, że nie ma partnera na bal. Coś sie wykombinuje. Później zrobiłam cos czego się nie spodziewałam. Zmieniłam fryzurę. Ciekawe czy Percy mnie pozna. Czy ktoś mnie w ogóle rozpozna?
Do soboty nie widziałam Percy'ego. Wszyscy mówili ze jest czymś zajęty i musi sie uczyć. Trochę byłam smutna. Ale dziś jest bal. I musi ze mną pójść. Przecież mnie zaprosił! Nagle wszedł. Rzuciłam mu sie na szyje i nie chciałam sie oderwać.
- co sie stało ze tak.... Cos ty zrobiła?!?- Uśmiechnęłam się.
- nie podoba ci sie ?
- podoba, bardzo. Słyszałem, że mnie szukałaś.
- tak. Dziś bal, a ciebie nie widziałam tak długo.
- aha... Co do balu to.... Yyyy..
- musisz coś załatwić?
- tak. Przepraszam. Wynagrodzę ci to. Obiecuje.
- kiedy ?
- nie wiem. Teraz jestem bardzo zajęty. Na nic nie mam czasu. Teraz tylko znalazłem chwile
- co robisz, że jesteś zajęty ?
- nie mogę ci powiedzieć...
- jak to ? Coś z Anabel ?
Dostał SMS
- musze iść.
- Percy....
- co ?
Posmutniałam. Chce mnie zostawić. Znowu.
- a pożegnanie? Przecież nie wiem kiedy cie zobaczę.
Podszedł, przytulił mnie i wyszedł. Kiedy mi powie prawdę ?
Wieczorem postanowiłam sie przejść, sama. Idę. Wiatr wieje. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie ? Co to będzie ? Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jest dziwny. Nie kocha już mnie ? Nagle poczułam czyjaś rękę na moim ramieniu. Przestraszona uderzyłam tego kogoś z całej siły. Tą osobą okazał sie Percy.
- o jeny ! Przepraszam nic ci nie jest ?
- nie wszystko w porządku.
- czemu tu jesteś ? Nie powinieneś zajmować sie ważnymi sprawami?
- to skomplikowane.
- aha.
- zimno ci ?
- nie - skłamałam
Zdjął kurtkę i podał mi ją. Wyszłam tylko w samej bluzie. Mądra ja....
- przeziębisz się. Powinnaś wrócić do sierocinca.
- a ty ?
- musze cos załatwić.
Czemu ? Czemu nie chce mi powiedzieć ? Zaczęłam płakać i histeryzować jak stara baba.
- przestań. To nie prawda !-bronił się
- a co nią jest ? Nie na widzę cie !
- Kaja... Kochanie...
Przytulił mnie choć chciałam sie wyrwać.
- wrócimy razem. – powiedział po dłuższej chwili
- zostaniesz ?
- tak...
Kiedy tylko weszliśmy dyrektorka nas zatrzymała.
- a ty nie...?
- nie. Nie dziś.
W pokoju położyłam sie na łóżko, nie zważając na okoliczności. Usiadł obok i wziął moją rękę. Zrobił dziwna mine i okrył mnie kołdra. Powiedzial : zaraz przyjde. Protestowałam ale i tak wyszedl.
Znowu mnie zostawia. Jak on może?
Po kilku minutach przyszedl z kubkiem goracego kakała.
P: napij sie.
K: gdzie byles?
P: w kuchni, a gdzie ?
...
P: mam do ciebie informacje.
K: serio ?
P: tak. Musisz poprawić trochę oceny. Dyrektorka nie jest zadowolna. I musisz mi obiecac, ze nie bedziesz ściagac.
K: nie obiecuje.
P: Kaja...
W tedy chyba zrozumial. Dostalam dreszczy i gorączkę. Wie ze to nie ma sensu dalej prowadzić tej rozmowy. Zasnęłam momentalnie .
Obudziłam się. Nie ma go. Dlaczego on mi to robi ?
Przychodziły do mnie dziewczyny. Rozmawiałyśmy. Jutro nie idę do szkoły. I tak nic się nie nauczę.
Wieczorem przyszła do mnie Nadia.
- Hej. Mam do ciebie złą wiadomość. Obiecałam, że ci nie powiem, ale nie mogę wytrzymać...
Jakby mnie ktoś uderzył – zasnęłam. Nie chciałam jej słuchać. Ględziła jak najęta.
(�]:H�q
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro