5
Sen, spokój. Ta dziwna lekkość ciała. Miekkie łóżko, ciepła kołdra. Proszę żeby to było prawdziwe...
- Wujku... - Cichy szept dotarł do jego uszu. - Dzisiaj też opowiesz nam historię? - Zapytał dzieciecy głosik.
Raskolnikov otwarł oczy. Uderzyły go promienie porannego słońca. Zmrużył oczy, próbując sobie przypomnieć gdzie się znajduje. Rozejrzał się po pomieszczeniu i odwrócił w stronę, z której dobiegał głos.
Nikolaj patrzył się na niego z iskrami w oczach. - Opowiesz dzisiaj kolejną historię ? - Prosił.
Zdezorientowany mężczyzna obserwował siedzącego obok chłopca. Myśli zaczynały powoli układać się w jedną całość. - No tak...
Wczoraj poszedł położyć spać dzieci do pokoju Soni i najwidoczniej zasnął. - Jaki on jest głupi, jak mógł tutaj zostać !?
- Krzyczał na siebie w myślach.
- Najważniejszy jest teraz spokój.
- Wziął głeboki wdech i wypuścił ze świstem powietrze.
- Wujku... - Zniecierpliwony chłopiec złapał go za rękę. - Jeśli chcecie to coś opowiem.
- Odpowiedział ziewając Raskolnikov poraz kolejny nabierając powietrze w płuca.
Znowu czuł ten wręcz uzależniający słodki zapach.
Jego oczy skierowały się na przeciwny koniec łóżka. Sonia spała trzymając w objęciach Marije. Spokojny oddech unosił powoli jej klatkę piersiową. Lekko rozrzucone włosy nadawały jej większego uroku.
Kąciki ust Rodiona uniosły się mimowolnie w przelotnym uśmiechu. - Ich anioł stróż...
- Myślał.
Marija zaczeła się kręcić i zaczepiać razem z bratem. Nagle jej mała rączka wylądowała na twarzy Soni. Kobieta otworzyła zaspane oczy, mrugając kilka razy.
Zaśmiała się cicho widząc bójkę maluchów. Przysunęła ich do siebie wkraczając do walki z łaskotkami.
Śmiechu nie było końca, dzieci uwielbiały te poranne przekomarzanki. Kobieta była dla nich drugą matką. - I jak się wam dzisiaj spało? - Zapytała.
- Wspaniale... - Odpowiedział gruby głos. Sonia przekręciła ze zdziwienia głową, aż zobaczyła Rodiona po przeciwnej stronie łóżka. Zapomniała, że on również tutaj jest, a bardziej zdziwiło ją, że nie wrócił do swojego pokoju.
- Widocznie zmęczony całym dniem zasnął. - Westchnęła cicho.
- Ale co mu się dziwić, po tym co przeszedł... - Uśmiechnęła się w jego kierunku ale gdy ich spojrzenia się spotkały to oblała się czerwonym rumieńcem.
Zdała sobie sprawę, że poraz pierwszy spała z mężczyzną w jednym łóżku i czuła się bezpiecznie, a on do niczego jej nie zmuszał.
Rodion widząc jej zakłopotanie wstał z łóżka i spojrzał na zegarek.
- Już jest dziewiąta... - Stanął wpatrując się w wskazówki wolno przesuwające się po tarczy zegara.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak późno wstawałem. - Mruknął.
- Opowiedziałem wieczorem historię i zasnąłem. Przepraszam.
- Odwrócił się w stronę nieobecnej Soni. - Nic się nie stało.
- Odpowiedziała obserwujac wzorki kwiatów na pościeli.
- Cieszę się, że w końcu mogłeś się wyspać. - Nieśmiało zerknęła w jego stronę. Raskolnikov skinął głową i podszedł do drzwi. - Jego wnętrze krzyczało. Będąc przy tej dziewczynie budziło się w nim nowe uczucie, którego nigdy nie czuł przy żadnej kobiecie.
- Przepraszam za kłopot jeszcze raz. - Powiedział szybko i zniknął za białymi drzwiami. Wbiegł do swojego pokoju zły na siebie, sam niewiedząc dlaczego. Małe krople potu spływały z jego twarzy. Oparł się o drewnianą szafę i zamknał oczy. Siedział tak kilka minut aż stwierdził, że musi wziąć chłodny prysznic.
Chwycił świeży recznik i wyszedł z sypialni.
********************************
Gdy wrócił odświeżony na śniadanie wszyscy już siedzieli przy stole. Dunia karmiła dzieci, a Razumichin zawzięcie opowiadał coś Soni. Rodion dosiadł się do tego wesołego towarzystwa i w ciszy smarował kromkę chleba masłem.
- No patrzcie kto się w końcu zjawił. - Zawołał Dymitr prawie wypluwając gorącą herbatę.
- Słyszałem brachu o wczorajszej akcji. - Dzięki Bogu, że wtedy szedłeś po schodach Rodia.
- Wtrąciła się Dunia i pogłaskała syna po włosach.
Raskolnikov skinął głową i wziął łyk herbaty. - No, ale powiedz jak Ci się dzisiaj spało przyjacielu ?
- Zapytał ironiczmie Dimitr.
Rodion zmrużył oczy wyczuwając podstęp. - Bardzo dobrze, nie narzekam. - Odpowiedział.
Razumichin zmierzył go wzrokiem i kończąc zawartość swojej filiżanki ze śmiechem powiedział:
- Chyba musisz sobie znaleźć jakąś babe Rodia, skoro czujesz się taki samotny, że pakujesz się innym do łóżka.
- Rodion zacisnął pięści patrząc się w stół. Jego oczy zdawały się wypalać w nim dziurę.
Siedząca obok Sonia zarumieniła się i upuściła kawałek pomidora.
- Dimitr daj mu spokój, przecież wiesz jaka była sytuacja. - Skarciła męża Dunia.
- Skoro już tam byłeś to mogłeś mnie obudzić.
- Wycedził przez zęby Rodion. - No cóż, wyglądaliście tak uroczo, że żal was było budzić. Nasze dzieci nawet jak śpią z nami to zachowują się jak małe szatany, a wy sprawiacie, że zmieniają się w aniołki - Razumichin wybuchnął śmiechem.
Twarz Soni przybrała kolor upuszczonego pomidora. Raskolnikov czuł jak przed chwilą połknięta kanapka staje mu w gardle. Miał ochotę udusić tego człowieka. Z grobową miną podziękował za śniadanie i wstał od stołu.
Wszedł do swojego pokoju trzaskając za sobą drzwiami i rzucił się na łóżko. Jego chaotyczny, rozbiegany wzrok szukał jakiegoś punktu zaczepnego. Jego uwagę zwrócił stos książek leżący na stole.
Chwycił pierwszą książkę z brzegu i zaczął czytać. Spojrzał na tytuł.
- Romeo i Julia... - Zmarszczył czoło.
- Pieprzony dramat. Jak by w moim życiu było tego mało. - Ze złością cisnął książkę w kąt i odwrócił się na prawy bok. Zasnął.
********************************
Obudził go cichy szelest. Otworzył oczy i spojrzał w stronę drzwi. To Sonia cicho przemykała po jego pokoju. Widząc, że została przyłapana stanęła w bezruchu.
- Wybacz. Nie chciałam Cię obudzić. - Powiedziała ewidentnie zmieszana, przysuwając się do ściany.
Mężczyzna patrzył na nią jeszcze nie do końca przebudzony.
- Przyniosłam Ci twoje spodnie.
- Jej głos drżał jakby bała się, że będzie zły. - Lekko je skróciłam, teraz powinny już pasować.
- Wskazała na ciemny materiał trzymany w rękach. Zastanowiła się chwilę aż zdecydowała się podejść do stolika i zostawić na nim ubranie. - Nic sie nie stało i dziękuję. - Odparł niewyraźnie mężczyzna.
- Która jest godzina? - Zapytał po chwili już w pełni świadomy Raskolnikov. Usiadł na łóżku i przetarł reką zmęczoną twarz.
- Już w pół do drugiej.
- Odpowiedziała Sonia zmierzając w kierunku drzwi.
- Spałem ładnych kilka godzin...No napewno dobre dwie godziny to były. - Próbował obliczyć w głowie Rodion. - Muszę porozmawiać z Dymitrem. - Rzucił w powietrze mężczyzna wpatrując się w bladą ścianę.
Sonia wyjrzała zza zamykanych drzwi. - Dimitra nie ma.
- Powiedziała a widząc niezrozumienie na twarzy Raskolnikova dodała:
- Razem z Dunią musieli iść załatwić jakąś ważną sprawę. Wzięli ze sobą dzieci, żeby nie hałasowały. - Przyjrzała mu się uważnie. - Połóż się jeszcze, widzę, że nadal jesteś zmęczony. - Jej opiekuńczy głos sprawiał, że powracało to dziwne ciepło w jego wnetrzu.
- Wrócą dopiero późnym wieczorem, potem już raczej możesz pomarzyć o chwili ciszy.
- Zachichotała. - Czyli jesteśmy zupełnie sami. - Poważny ton Rodiona zmienił się w ciche westchnienie.
- Jesteśmy sami. - Zawstydziła się Sonia ale prawie tak szybko zreflektowała się. - Zaraz pójdę na targ po warzywa i ugotuje obiad.
- Odwróciła się i już miała wyjść na korytarz gdy usłyszała głos Raskolnikova.
- Mogę iść z Tobą? - Zaskoczona pytaniem kobieta zatrzymała się na chwilę i potwierdzająco kiwnęła głową. - Jeśli chcesz...
- Odpowiedziała niepewnie.
- Myślę, że spacer dobrze mi zrobi. - Mężyzna przeciągnął się na łóżku.
- Będę czekać na Ciebie w kuchni.
- Powiedziała i zniknęła za drzwiami. Rodion jeszcze chwilę patrzył w miejsce gdzie stała...
Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co właśnie zrobił. Musiało minąć parę minut zanim to do niego dotarło. - Co ja robię! - Złapał się za głowę. Oddech stał się szybszy a żołądek nieprzyjemnie się zacisnął.
Próbował zebrać swoje myśli. - To jest jego szansa...Musi kiedyś zdecydować, którą ścieżką podążać. - Stanowcza myśl dodała mu odwagi. - Weź się w garść Rodion.
- Wstał z łóżka i chwycił spodnie przyniesione przez Sonię. Rzeczywiście pasowały idealnie.
- Szorstki materiał owijał się wokół jego ciała. Wyobrażał sobie, że to ona...
- Warknął i potrząsnął głową by wyrzucić z siebie te myśli. Pierwszy raz odczuwał prawdziwe pożądanie kobiety, które nie było zauroczeniem.
Poprawił koszulę przeglądając się w lustrze. - Co ona w nim widzi, że jest zdolna do takich poświęceń...
Spotkali się przypadkiem, oboje skażeni godnymi pogardy czynami. Znając się kilka dni nie wiedząc o sobie nic i wiedząc wszystko, nadal ze sobą są chodź w sumie nie są. - Chaotyczne ale prawdziwe refleksję gnębiły mężczyznę.
Przeczesał włosy grzebieniem żeby prezentowały się w miarę przyzwoicie. Podszedł do szafki nocnej i położył na niej mały błyszczący przedmiot. - Czekaj na moją decyzję. - Powiedział zostawiając pierścionek i wyszedł z pokoju.
Kobieta już na niego czekała. Siedziała przy stole dopijając resztki herbaty. - Jestem. - Dał o sobie znać Raskolnikov.
Sonia odwróciła się w jego stronę a jej szczery uśmiech radował oczy Rodiona. Ta serdeczność, którą w sobie niosła sprawiała, że sam był jakoś bardziej weselszy i spokojniejszy.
- No to chodźmy. - Podniosła się z krzesła i chwyciła płócienną torbę. Ciepłe promiemie popołudniowego słońca uderzyły w nich gdy tylko wyszli z domu.
Rodion przekręcił klucz w drzwiach i schował go do kieszeni. - Jaka dziś piękna pogoda.
- Stwierdził, przypominając sobie głównie mroźne zimy i deszczowe dni spędzone w więzieniu.
- Rzeczywiście dzisiaj jest nadzwyczaj przyjemnie.
- Odpowiedziała Sonia otwierając furtkę. Wyszli na ulicę, w sumie to na dróżkę, która ją udawała.
Obrzeża miasteczka były wyjątkowo spokojne. Szli w ciszy mijając mały lasek, wsłuchując się w śpiew ptaków i wdychając cudowny zapach drzew.
To miejsce było totalną przeciwnością wiecznie zatłoczonego Petersburgu, miasta, o którym oboje pragnęli zapomnieć. Miasta, w którym zostawili swoje największe grzechy.
Byli teraz tu. W miejscu, w którym zaczyna się od nowa. Słońce ogrzewało ich twarze, których wyraz wskazywał na wewnętrzne zagubienie bohaterów. Szli obok siebie, w ciszy. W każdym z nich toczyła się duchowa walka.
Raskolnikov obserwował swój cień. - Smukły, kanciasty, jakby lekko zgarbiony. Zaraz obok był dużo mniejszy cień, również smukły chodź o bardziej krągłych kształtach. Obie masy pochylone były w tym samym kierunku aż nagle stała się rzecz dziwna.
Mniejszy cień nasunął się na większy i stali się jedną całością.
- Rodion otworzył szerzej oczy z wrażenia. Odwrócił się w stronę Soni, która zatrzymała się by poprawić buta.
- Nie zauważyła. - Pomyślał i jeszcze raz spojrzał na te wypełniające się cienie.
To niby niepozorne zjawisko a uderzyło w jego czuły punkt niepewności.
Ruszyli dalej. Minęli kilka domów i gromadkę bawiących się dzieci.
Ich głośny śmiech zwrócił uwagę tej przedziwnej pary ludzi. Sprawił, że Rodion jak i Sonia spojrzeli w ich kierunku z utęsknieniem.
- Jak sobie poradziłaś gdy tu przyjechałaś ? - Zapytał przerywając ciszę Rodion. Zdał sobie sprawę, że w sumie nigdy o tym nie rozmawiali.
Sonia podniosła głowę aby spojrzeć mu w oczy. Czuł jakby czytała mu w myślach, zdenerwowany obrócił się w drugą stronę.
- Co by było gdyby doszła do myśli o niej samej.- Wziął oddech by się uspokoić i z powrotem zwrócił się w kierunku dziewczyny.
Sonia szła z przymknietymi powiekami jakby czerpiąc siłę z otoczenia - Nie była to łatwa sytuacja. - Zaczęła. - Przyjęła mnie starsza kobieta, krawcowa.
- Uśmiechnęła się na wspomnienie miłej babuszki. - Pozwoliła mi mieszkać u siebie w zamian za pomoc przy interesie...
Wiele mnie nauczyła. - Zrobiła krótką pauzę i otarła pojedynczą łzę. - Była samotna. Mąż zostawił ją i odszedł do młodszej kobiety.
- Westchnęła cicho. - Tak mnie polubiła, że po śmierci przepisała mi swój niewielki majątek. I tak od trzech lat drewniany domek i zakład krawiecki jest nasz...
- Nasz ? - Zapytał Raskolnikov kopiąc kamień wzdłuż drogi.
- Wszycy tu mieszkamy. To nasz wspólny dom. - Odpowiedziała pewnie kobieta.
Musieli przerwać rozmowę, wokół zbierało się coraz więcej ludzi przekrzykujacych się nawzajem i zachwalających swoje produkty.
Sonia zręcznie poruszała się w labiryncie straganów.
Szli mijając krzyczących sprzedawców zwierząt. Kobieta rozglądała się na boki szukając swojego celu aż nagle wypatrzyła pulchną kobietę stojącą pośrodku tego wielkiego ludziekigo mrowiska. Ubrana w szeroką, długą spódnice i tradycyjną chustą na głowie przekupka kończyła obsługę klienta.
Dziewczyna ruszyła w jej stronę. Kobieta zdążyła już ją zauważyć i machała reką w kierunku Soni.
- Co za miłe spotkanie! Witaj Soniu. - Zawołała odsłaniając pęczki warzyw leżące na drewnianym stoliku.
- Czego dzisiaj potrzebujesz ?
- Wskazała ręką na jarzyny i kosz jajek. - Dzień dobry Tatiano.
- Odpowiedziała Sonia rozkładając płócienną torbę, jednocześnie próbując opanować rozwiewane przez wiatr włosy. Stara dewotka obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.
- Dzisiaj mamy świeżą fasolę.
- Zaczęła kobieta i wzięła do ręki żółte strączki. - Trzy godziny temu rwane. - Spojrzała na dziewczynę i znacząco mrugnęła okiem. Sonia obejrzała dokładnie warzywo.
- Wygląda świetnie. - Odparła i włożyła kilka garści do torby. Staneła aby się zastanowić. - Czy została Ci może jakaś marchewka? - Dziewczyna rozejrzała się na boki w poszukiwaniu pomarańczowego warzywa.
- Akurat mam już ostatki. Chodź.
- Tatiana pociągnęła ją za rękę i wyciągnęła spod stołu kilka dorodnych marchwi. - Jestem z niej w tym roku bardzo zadowolona. - Szepnęła. - Ziemia dobrze obrodziła. - Uśmiechnęła się pakując do siatki warzywa.
- Czy potrzebujesz coś jeszcze?
- Zapytała. Sonia przecząco pokręciła głową.
Starsza kobieta postawiła torbę na wadze i obliczyła cenę. - Dla Ciebie będą trzy ruble. - Skinęła głową i podała pakunek w kierunku Soni.
Nim dziewczyna zdołała przechwycić siatkę, ktoś zrobił to szybciej. - Ja to wezmę. - Rodion stanął obok i stanowczo uniósł brew. - Taka delikatna dziewczyna jak ty nie będzie dźwigać takich ciężarów. - Odparł i wyszczeżył zęby czując, że to co mówi nie do końca jest w jego stylu. Delikatny wietrzyk zwiewał włosy na twarz co dodawało komizmu sytuacji.
Sonia zdumiona tymi słowami stała nadal trzymając rękę w powietrzu, gotową odebrać zakupy.
- Ooo...to znowu Pan ? - Przerwała tą niezręczną ciszę Tatiana.
- Widzę, że już w lepszym humorze...i stroju niż wczoraj.
- Powiedziała mierząc go wzrokiem.
Sonia pomału wracała do rzeczywistości. Włożyła rękę do kieszeni i wyciągnęła z niej srebrne monety. - Oto zapłata.
- Powiedziała podając pieniądze.
- Czuje się dużo lepiej niż wczoraj. Dziękuję. - Odparł kąśliwie Rodion. Czym wywołał uśmiech starszej Pani.
- Oczywieście to...
- Witaj ciociu. - Wysoki, szczupły mężczyzna pojawił się z nikąd za plecami przekupki, przez co ta podskoczyła.
- Oh,Wasilij to ty. - Obróciła się zdezorientowana kobieta.
- Myślałam, że odpoczywasz po podróży! - Mężczyzna ucałował dłoń kobiety. - Postanowiłem przyjść i zobaczyć czy Ci w czymś pomóc. - Nie trzeba kochany, niedługo kończę. - Tatiana otarła spocone czoło i odwróciła się w stronę Soni i Rodiona.
- To mój siostrzeniec. Wasilij Morozow. - Powiedziała wskazując na mężczyznę. Ten skłonił się i zmierzył ich wzrokiem.
- Wasilij właśnie skończył studiować prawo w Petersburgu. Może się znacie ? - Nie szczery uśmiech Wasilija kłuł Rodiona w oczy. Umiał rozpoznać ludzi, a ten to z pewnością na dęty baran.
- Tłumił swoje gniewne myśli.
- Napewno zna moją sprawę. Musiało być o niej głośno na uczelni, ale dopóki nie wie kim jestem pozostaje durnym pajacem.
- Wymuszony uśmiech Raskolnikova wylądował na jego ustach.
- Panna Sonia mieszkała kiedyś w Petersburgu. - Szepnęła przekupka w stronę siostrzeńca.
- A Pan Rodion podobno wczoraj stamtąd wrócił.
Raskolnikov czekał aż mężczyzna powie pierwsze słowo jednak ten nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Jego zwrok omijał Rodiona celując w drobną postać stojącą u jego boku. Było w nim coś niepokojącego, złość, rosnąca nienawiść i zaskoczenie.
Mężczyzna zmrużył oczy. Nie potrafił zrozumieć co wywołało u Wasilija takie emocje. Podążając za linią jego wzroku spojrzał w kierunku Soni.
Dziewczyna stała sparaliżowana strachem. Biała jak kreda Sonia wpatrzona była w rozwścieczone źrenice mężczyzny. Lekko drgajaca warga i dłonie pozwalały odróżnić ją od woskowej figury.
- Co się stało?! Nigdy nie widział jej w takim stanie. - Miliony myśli przelatywały mu przez głowę... Aż zrozumiał. - Otwarł szeroko oczy z wrażenia.
- TO BYŁAŚ TY SZMATO! - Ryknął mężczyzna wysuwając się do przodu. - TO TY KURWO PAMIĘTAM! - Wasilij zbliżał się do przerażonej Soni. Nagle wokół stało się dziwnie cicho, część rozmów na targu została przerwana.
- WYDAŁEM NA CIEBIE MAJĄTEK, A TY CO! UCIEKŁAŚ SUKO! - Wasilij stał tak blisko niej, że czuła jego oddech na skroni. Sonia spuściła głowę i zacisnęła powieki jak małe dziecko chcące wybudzić się z koszmaru.
- TRZYDZIEŚCI PIEPRZONYCH RUBLI !!!"MAMY ŚWIEŻĄ, NIETKNIĘTĄ, NAJLEPSZY TOWAR". - Przedrzeźniał sprzedawców swojej panienki.
Jego oczy płonęły, a z ust ciekła piana. Sonia podniosła niepewnie wzrok, pełen wstydu, bólu i porażki.
Oczy połowy ludzi na placu był zwrócony w ich stronę. Każdy czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
Tatiana zaszokowana stała przy swoim straganie z szeroko otwartą buzią. Raskolnikov również nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa.
- ZAPŁACISZ MI ZA TO WSZYSTKO DZIWKO! - Mężczyzna wziął zamach i uderzył bezbronną i przerażoną dziewczynę w twarz.
Świst powietrza, głuchy trzas i cichy jęk dotarł do ich uszu. Kobieta powalona siłą ciosu boleśnie uderzyła w twardą ziemię i zakryła dłońmi lewą połowę twarzy.
- JESTEŚ NIC NIE WARTĄ, PIEPRZONĄ SZMATĄ !
- Zwyrodnialec szykował się do zadania kolejnego ciosu.
W tym momecie Rodion wybudził się z dziwnego stanu otępienia. Furia jaka w niego wstąpiła pchnęła go w kierunku mężczyzny. Rzucił się na Wasilija z pięściami rozbijając mu nos.
Ten zatoczył się parę razy, otarł krew cieknącą z twarzy i naparł w odwecie na przeciwnika. Zamknęli się w morderczym uścisku co wywołało poruszenie wśród zgradzonej wokół publiczności.
- ZABIJE CIĘ TY GONOJU!
- Warknął Raskolnikov zdolny w tym momecie do każdego czynu. Docisnął do ziemi mężczyznę.
- UDERZYŁEŚ KOBIETĘ! - Teraz Rodion padł na plecy przyciśnięty ciężarem wroga. Kurz wzniecony przez szarpaninę wznosił się wysoko i opadał. - A co opłacasz tą kurwe !? - Zakpił z Rodiona Wasilij co spowodowało podbicie prawego oka.
Mężczyzna nie był dłużnikiem i obdarował tym samym Raskolnikova. Walka była zawzięta, głuche uderzenia i ciężkie oddechy wydobywały się z tej plątaniny ciał.
- Nie będę tracił czasu na takie ścierwo jak ty. - Warknął Rodion i odepchnął Wasilija. Obaj mężczyźni byli wyczerpani zapasami.
Raskolnikov splunął na przeciwnika i szybko podbiegł do Soni siedzącej na ziemi i chowającej twarz w dłoniach.
Dziewczyna była zdezorientowana i wystraszona. Zaciskała spuchnięte wargi.
- Mężczyzna chwycił ją pod ramię i pomógł jej wstać. Sonia zachwiała się i oparła na jego barku.
On delikatnie ją objął i pchnął w stronę drogi do domu. Wiedział, że Wasilij niedługo się ocknie i będzie gotowy do kolejnego ataku.
Nie zważając na zebrany wokół nich tłum i nieprzyjemne komentarze Raskolnikov pociągnął za sobą w pół przytomną kobietę i w miarę szybkim krokiem odeszli od miejsca zdarzenia.
Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości usłyszeli za sobą wołanie:
- MYŚLISZ, ŻE JAK UCIEKŁAŚ Z PETERSBURGA TO MOŻESZ COŚ ZMIENIĆ? NIC! NIC NIE MOŻESZ!
- Krzyczał za nimi mężczyzna.
- JUŻ NA ZAWSZE BĘDZIESZ PIERDOLONĄ I NIC NIE WARTĄ DZIWKĄ! - Krzyk przeistoczył się w okrutny śmiech.
Raskolnikov przycisnął mocniej dziewczynę do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro