Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Rodion wściekle rzucił się w kierunku drewnianej szafy. Otwarł na oścież ciemne drzwiczki i złapał miękki materiał. - Są. Są tu te cholerne...cudowne koszule.
- Wycedził przez zęby.

Para czarnych spodni zerkała na niego z półki. Gruby płaszcz wisiał na wieszaku z lewej strony.

Mężczyzna miał ochotę to wszystko wyrzucić, podeptać, spalić. Ubrania same w sobie nie były niczym nadzwyczajnym, Rodion był to w stanie jeszcze przeżyć, jednak intecje i poświęcenie autora nadawały im jakieś mistyczne właściwości, coś w rodzaju relikwi.

- Nie był tego godny, nie chciał litości, nie takiego, takiego cholernie dobrego traktowania człowieka. Był rozwścieczony, był wdzięczny...

Trzymał koszulę w dłoniach i zgniatał materiał między palcami ciężko dysząc. Na korytarzu dało się słyszeć kroki. - Ktoś wchodzi po schodach. - Pomyślał. Usiadł w ciszy na łóżku i nasłuchiwał.

Odgłos skrzypiących desek stawał się coraz głośniejszy aż nagle ustał na wysokości jego sypialni. Klamka w dół, zamek ustąpił i... trzaśnięcie drzwiami.

- Sonia przyszła do swojego pokoju... - Powiedział szeptem. Przygryzł wargi i zacisnął powieki jak małe dziecko, które chce uchronić się przed koszmarem. Padł z rezygnacją na łóżko.

Wziął głeboki oddech i ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Powtórzył to kolejne dwa razy zanim otwarł oczy. Podniósł rękę, w której trzymał koszule i przetarł nią twarz. Miękki materiał haczył się o nie golony od kilku dni zarost. Delikatny, słodki zapach uderzył w jego nozdrza.

Zaskoczony mężyzna rzucił ubranie na drugi koniec swojego posłania. Było to coś co go dusiło jednocześnie będąc jedynym źródłem tlenu. Zapach ciężkiego, pełnego bólu życia. Znał ten zapach, czuł go codziennie od bardzo dawna z tą różnicą, że ten był w damskiej wersji.

Odczekał kilka minut aż chaos w jego głowie zacznie się układać. Zdjął zniszczoną lnianą koszulę i chwycił tę, którą chwilę temu rzucił. Szybko przerzucił odzienie przez głowę, a gdy tylko materiał zetknął się z jego skórą poczuł falę gorąca, paliła go.

Ciężki oddech i cichy syk przeszedł przez jego usta. Trząsł się jak w febrze.
- Ogień, ogień oczyszcza.
- Wycedził przez drgające wargi.

- Czytał to...tylko gdzie?
- Mężczyzna szarpał się z guzikiem od spodni, który w końcu ustąpił. Rodion zaczął zsuwać materiał.
- Już pamięta. - Dłonie parzyły nogi usiłujące pozbyć się dziurawych kalesonów.

- W Bibli, którą pożyczyła mu Sonia zaraz po przybyciu na Syberię. - Brzdęk upadającego metalu wyrwał go na chwilę z tego szaleństwa. Spojrzał w dół. Na podłodze obok jego stopy leżał pierścionek, ten, który dał mu Razumichin. Rozgrzany do czerwoności metal błyszczał z oddali.

- Musiał wypaść z kieszeni spodni. - Rodion krótkimi skokami podszedł do szafy, podłoga zrobiona była z rozżarzonych węgli. Wyjął świeże czarne spodnie i nie czekając na reakcję organizmu założył na nogi.

- Płonie, teraz cały płonie. Wszystko jest rozmazne, ma gorączkę. - Głowa pełna chaotycznych myśli stała się pusta, zostawiając tylko tą jedną. - Muszę do niej iść.

- Muszę do niej iść. - Powiedział na głos Raskolnikov. - Przetarł krople potu z czoła i ruszył w kierunku drzwi. Zrobił krok do przodu i poczuł okrąg wypalający mu buta.
Podskoczył, a jego oczom ukazał się wspomniany wcześniej pierścionek.

Bez zastanowinia podniósł go i wcisnął do kieszeni zanim wypali mu dziurę w ręce.
Wypadł na korytarz i zastukał trzy razy w białe drewno. Biło od niego takie ciepło, jakby znajdowało się za nim samo piekło.

- Proszę. - Usłyszał i nacisnął rozżarzoną metalową klamkę. Czuł jak jego skóra wtapia się w czerwone żelazo, jęknął i szybko zrobił krok do przodu. Gdy znalazł się już za progiem drzwi wszystko ustało.

Oszołomiony rozglądał się po pomieszczeniu. Rozmazane kształty pomału zaczynały przypominać meble. Wystraszony podniósł ręce na wysokość twarzy, szukał spalonej skóry, ta jednak była nie naruszona.

- Mateńko przenajświętsza ! Rodion ! - Sonia dopadła do zdezorientowanego mężczyzny.
- Wszystko dobrze !?

- On patrzył tylko w jej oczy, nie potrafiąc wypowiedzieć żadnego słowa. Dziewczyna pomogła usiąść mu na łóżku i podała szklankę wody. Rodion przyjął ją z wielką wdzięcznością i wypił duszkiem. Chłoda woda ugasiła do końca pożar w jego wnętrzu...a może to nie woda...

Postać Soni klęcząca przed nim obudziła go do reszty. Zamrugał parę razy oczami. Już wszystko było wyraźne. - To nic, to ... to tylko zły sen. - Odpowiedział i wykrzywił twarz w wymuszonym uśmiechu.

Nabrał powietrze i wypuścił aby uspokoić oddech. Przetarł dłonią zmęczoną twarz. Mógł by tu siedzieć wieczność, nie opuszczać tego pokoju. Tu czuł się bezpiecznie.

- Napewno czujesz się dobrze?
- Zakłopotane spojrzenie dziewczyny przechodziło go na wylot. - Nic mi nie jest.

Sonia jeszcze chwilę lustrowała go wzrokiem i wstała aby dolać wody do jego pustej szklanki. Rodion odpowiedział cicho dziękuję i wziął łyk chłodnej wody. Odłożyła dzbanek i usiadła na krześle ciężko wzdychając.

- Najgorsze z koszmarów to te, które są najbardziej realne.
- Młoda kobieta patrzyła się pustym wzrokiem na szarą ścianę.

- Nadal widzę ich okropne twarze, czuje nieświeży oddech palący spirytusem i te paskudne łapska...
- Głos utkwił w jej gardle i sama zawstydzona swoim wyznaniem zarumieniła się. Samotna łza spłynęła po jej policzku jednak wytarła ją tak szybko aby siedzący na przeciwko niej Raskolnikov tego nie zauważył.

Rodion drgnał.
Zwierzenie Soni sprawiło, że poczuł węzeł zaciskający się na jego żołądku i odkleił usta od kubka. Spojrzał na speszoną kobietę.

- A więc tak. - Pomyślał. - Biedna dziewczyna nadal się męczy w snach. Pamiętał jaką wielką torturą były jego realne koszmary, choćby ten ze śmiejącą się staruchą.
- Wzdrygnął się na samą myśl.
- Jak nieprzespane noce, poczucie winy, ciągłe zmęczenie nie pozwalały mu normalnie funkcjonować. Jak bardzo jest to wielkim ciężarem dla zniszczonej już psychiki.

- Mężczyzna wstał i odłożył na mały stolik pustą szklankę. Stanął przed Sonią. - Chciałem Ci podziękować za nowe ubranie.
- Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się. - Jednak spodnie wyszły troszkę za długie.
- Powiedziała wskazując na nogawki ciagnące się po podłodze.

- Jak będziesz kładł się spać zostaw je u mnie a na rano będą gotowe.
- Raskolnikov machnał ręką. - Nie potrzeba, są naprawdę dobre. Zawsze można zrobić tak.
- Mężczyzna przykucnął, chwycił nogawkę, którą chwilę później ładnie podwinął. - Leżą idealnie.

- Cieszę się. - Sonia zbliżyła się do niego i dezorientując mężczyznę chwyciła kołnierz jego koszuli zaczęła poprawiać. Rodion kątem oka patrzył na jej chude palce znikające w materiale. Niższa od niego dziewczyna, czubkiem głowy łaskotała go w twarz. Teraz czuł ze zdwojoną siłą słodki zapach z jego koszuli. Była tak blisko niego...

Raskolnikov przekręcił pare razy głową. - Rodionie Romanoviczu Raskolnikov co z tobą !? - Zawołał w myślach próbując przywołać się do porządku. Miał wrażenie, że jego oszalałe bijące serce zaraz go zdradzi.

- Oczywiście jak znajdę pracę to oddam należność. - Odchrząknął. Sonia zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
- Nie trzeba Rodia, jesteśmy prawie jak rodzina. - Powiedziała, a czerwony rumieniec zagościł na jej twarzy.

- Jaka ona jest piękna kiedy się wstydzi. Delikatna, niewinna jak polny kwiat a jednocześnie taka silna. - Myślał Rodion przypatrując się próbującej pokonać swój strach Soni.

Dziewczyna stała przed nim wpatrując się w ziemię. Nie mógł się powstrzymać. Niższa od niego od głowę kobieta sprawiała, że nie był sobą. Położył swoją zniszczaną od ciężkich prac dłoń na głowie Soni. Czuł jak zadrżała. Pomału przeczesywał palcami jej długie włosy.

Chciał coś powiedzieć ale nie potrafił. W ciszy uniosła swoje błękitne oczy. Raskolnikov zamknał powieki, wystarczyła chwila tego spojrzenia by stracić wzrok. Strach ale i oddanie w jej oczach wypalały mu dziurę w twarzy.

Miał wrażenie jakby świat się zatrzymał, jak by jedynymi żyjącymi i normalnie funkcjonującymi osobami byli oni.

W ten rozległo się pukanie do drzwi. Rodion i Sonia odskoczyli od siebie i w pośpiechu usiedli na swoich miejscach. Sami nie wiedząc czemu tak zareagowali, przecież nie robili nic złego. Nie było jednak czasu na te przemyślenia. Klamka pochyliła się w dół, a drzwi otwarły się ukazując postać Duni.

- Tutaj jesteście. Kolacja gotowa.
- Powiedziała mierząc ich wzrokiem i gdy miała odchodzić odwróciła się ponownie w ich stronę. - Soniu...czy mogła bym mieć do Ciebie jedną prośbę?

- Zapytała nieśmiało Dunia opierając się o framugę drzwi.
- Czy popilnowała byś dzisiaj wieczorem dzieci? Dimitr bardzo chciał mnie zabrać na "romantyczny" spacer.
- Powiedział ironiczne chociaż z wyczuwalną nutą zachwytu.

- Sonia uśmiechnęła się w jej stronę dopowiadając jakie to urocze, jak to dziewczyny maja w zwyczaju. - Oczywieście kochana, że się nimi zajmę. - Odpowiedziała ze szczerą radością.

- Bardzo Ci dziękuję, mam u Ciebie dług Soniu. - Zaśmiała się i wskazała reką w kierunku schodów. - A teraz chodźmy na kolację, herbata zaraz wystygnie.
Nagle rozległ się huk i płacz dzieci. - Albo one rozwalą dom. - Kobieta westchnęła i ruszyła w stronę jadalni.

Znowu zostali sami. Siedzieli w ciszy dobre dwie minuty obydwoje gapiąc się w podłogę. Rodion wstał i wyciągnął rękę. - Czy mogę prosić? - Zapytał. Sonia podniosła wzrok i zarumieniła się. Potwierdziła kiwając głową i złapała dłoń mężczyzny. Wyszli zatrzaskując za sobą drzwi.

-------------------------***------------------------

Przepyszna kolacja Duniu.
- Zachwycał się Razumichin, obdarowując żonę namiętnym pocałunkiem. - Dimitr! Uspokój się! - Kobieta klepnęła go w rękę co wywołało fale śmiechu u siedzących na przeciwko Rodiona i Soni.

Naprawdę świetne jedzenie.
- Sonia przesunęła pusty talerz.
- Cieszę się, że wam smakowało.
- Dunia spojrzała na zegarek.
- Chyba musimy już iść dopóki nie jest za późno. Postaramy się nie długo wrócić.

- Nie długo !? Noc jest nasza kochanie. - Razumichin wyszczeżył zęby na co żona posłała mu karcące spojrzenie.

- Bądźcie tak długo jak chcecie. My tu sobie poradzimy. Prawda ?
- Zawołała Sonia, a odpowiedział jej dziecięcy śmiech. - Taak nocowanie z ciocią ! - Krzyczały małe ludziki biegające wokół stołu.

Wszyscy siedzący przy stole wybuchnęli śmiechem. - Tylko uważajcie, pamiętajcie, że macie się słuchać cioci. - Tak mamo.
- Odpowiedziały zgodnie nie przerywając wyścigu.

- Wszystko będzie dobrze.
- Uspokoiła ją Sonia. - Nikolaj, Marija idziemy się wykąpać.
- Taaaak. - Krzyknęły dzieciaki i wybiegły z pokoju, a w ślad za nimi ruszyła rozbawiona Sonia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro