Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

- Rodia, Psss, hej. - Raskolnikov otworzył oczy. Leżał na miękkiej kanapie w słabo oświetlonym pokoju. Przetarł zmęczone powieki i zauważył wpatrującego się w niego Dymitra.

- Brachu już jest trzynasta, spałeś ładnych kilka godzin. - Powiedział Razumichin i rozejrzał się podejrzliwie po pokoju. - Musimy poważnie porozmawiać dopóki jesteśmy sami. Dziewczyny rozwieszają pranie w ogrodzie. Mamy około piętnastu minut.

- Szybko wstał żeby zamknąć drzwi i spowrotem usiadł przy mężczyźnie. Rodion niechętnie podniósł się z wygodnego posłania. Przez ostatni czas miał do dyspozycji tylko twardą prycz. Teraz kilku godzinna drzemka była dla niego spełnieniem marzeń.

- Rodia, bracie. - Zaczął niepewnie Razumichin. - Nie chce wracać do tego co się działo osiem lat temu, swoje już wycierpiałeś, starej życia nie wrócisz ale ... - Zrobił pauzę i spojrzał badawczym wzrokiem na Raskolnikova.

Zdawał się coś analizować. Po chwili uśmiechnął się znacząco.
- Ale możesz uszczęśliwić kogoś życie, a może i dać początek nowemu... - Mężczyzna klepnał przyjaciela po ramieniu.

Rodion zaskoczony tymi słowami zmrużył oczy. - O czym on mówi...
- Myślał.

Dymitr spokojnie obserwował reakcję Raskolnikova, gdy chaos w jego oczach stawał się nie do zniesienia,w końcu się odezwał.

- Czas sobie ułożyć życie Rodia...
- Uśmiechnął się i sięgnął ręką do kieszeni swojego płaszcza. Chwilę później wyciągnął zaciśniętą dłoń w stronę mężczyzny. - Oto klucz.
- Szepnął i otworzył rękę przed nosem Rodiona.

Raskolnikov zbliżył się by zobaczyć mały błyszczący przedmiot. Dymitr chwycił dłoń przyjaciela i wsadził mu pierścionek do ręki.

- Ty już wiesz co z tym zrobić.
- Powiedział Razumichin mrugając wymownie do Rodiona. W tym momencie drzwi otwarły się na oścież i stanęły w nich Dunia razem z Sonią obie zajęte wspólną rozmową.

Zgrabne, młode kobiety emanowały nieziemskim blaskiem. Przerwały rozmowę gdy zauważyły wpatrujących się w nie mężczyzn.

- A was dwóch co zobaczyło? Patrzycie się na nas jak na święty obrazek. - Pełen ironii głos Duni zmienił się w śmiech.

Dimitr wstał i szybko znalazł się koło swojej wybranki. - Widzę pięknego anioła. - Powiedział i pocałował ją z pasją, chwytając jej talię.

Mrugnał do Rodiona w stylu "wygrałem życie" i wskazał wzrokiem na zawstydzoną ale szczęśliwą Sonię.

Dziewczyna stała z boku z zrumieńcami na twarzy, uśmiechając się z lekką marzycielską miną. Raskolnikov obserwował ją ściskając pierścionek w dłoni po czym przeniósł wzrok na swoją siostrę i Dymitra.

- Dymitr! Nie przy ludziach!
- Dunia wyrwała się z rąk męża i zaczeła poprawiać suknie. Razumichin zaśmiał się głośno i poklepał Raskolnikova po ramieniu. - Jeden krok do szczęścia brachu. - Powiedział, po czym zapadła niezreczna cisza.

- Rodia, Dimitr zaprowadzi Cię do twojego pokoju, czekają tam na Ciebie twoje rzeczy z Petersburga. - Dunia wskazała na drewniane schody prowadzące pietro wyżej.

- A tak! Chodź! -Razumichin zerwał się i chwycił Raskolnikova. - Spodoba Ci się, zobaczysz.
- Mężczyzna pchnął przyjaciela do przodu.

Drewniane stopnie trzeszczały pod ciężarem wchodzących po nim osób.

Znaleźli się w ciemnym korytarzu, który odprowadzał do sypialni swoich lokatorów. Jedynie przez dwa okna znajdujące się w przeciwległych końcach wpadało trochę światła.

- Tutaj śpimy my. - Wskazał na prawo Razumichin. - Drzwi obok prowadzą do pokoju rozbrykanej dziczy. - Zaśmiał się głośno ze swojego żartu, klepiąc się po brzuchu. - Łazienka znajduje się na środku na przeciwko schodów.

A teraz. - Dimitr uśmiechnął się szeroko. - Lewa strona. - Ręka mężczyzny pociągnęła za sobą Rodiona. - Sypialnia Soni. - Pokazał na białe drzwi. - A ty masz pokój na przeciwko. - Dłoń Rzumichina zmieniła kierunek o sto osiemdziesiat stopni prawie trafiając przyjaciela w twarz.

Mężczyzna wyszczeżył zęby do Raskolnikowa. Na jego twarzy widniał plan zbrodni doskonałej.

- Żeby się na tym planie nie przejechał, zbrodnia doskonała. Nie ma czegoś takiego. - Myślał ironicznie Raskolnikov. Głośno prychnął dając do zrozumienia, że rozpracował plan Dymitra i odwrócił się w strone swojego pokoju.

Otwarł drzwi i rzucił się na łóżko, które ugieło się pod jego ciężarem.
Leżał patrząc sie w sufit, czekał aż jego szwagier sobie pójdzie i przestanie zawracać mu głowę tymi prymitywnymi sprawami.

Razumichin stał oparty o framugę drzwi śmiejąc się z upartości Rodiona. Jego biedny przyjaciel próbował przed nim zgrywać "zrzędę - twardziela". Mężczyzna z uśmiechem litości przypatrywał się zgorzkniałej nad wyraz twarzy Raskolnikova. - Nawet nie wie, że już wpadł w tę pułapkę.

- Dimitr pokręcił głową ciężko wzdychając. - Ale nie da mu tej satysfakcji, uderzy w czułe miejsce.

- Mam nadzieję, że podoba Ci się twoje królestwo. Nie pływamy może w luksusach ale chyba jest o niebo lepsze od tego co miałeś przez ostatni czas...

- Cisza. Brak odpowiedzi. Rodion nadal leżał obserwując plamy na suficie.

- Lepszy nawet od tego co miałem w Petersburgu. Dziękuję.
- Mruknął Rodion nadal wpatrując się w przestrzeń nad łóżkiem, dajac do zrozumienia, że nie chce rozmawiać.

- Damy Ci spokój Rodia ale najpierw troszeczkę zaboli...
- Pomknęła myśl i złowieszczy uśmiech przemknął po twarzy Razumichina.

- To odpoczywaj bracie, a nowe koszule i spodnie masz w szafie.

- Cisza. Reakcja za trzy...dwa...
- Krzyczało w głowie Dymitra.
- Jeden...

- Jakie koszule i spodnie ? Przecież ja nie mam nic oprócz tej lnianej koszuli na sobie ?! - Zdziwony Rodion patrzył na twarz przyjaciela.

- Razumichin zaśmiał się w duchu.
- Teraz się zacznie. - Dymitr usmiechnał się i odpowiedział bez emocji w głosie:

- Dlatego ciesz się, że mamy tutaj naszą kochaną Sonię, która wpadła na to, że jak w końcu wyjdziesz na wolność to będziesz biegał wszędzie w tej samej szmacie, która jest tak zniszczona, że nadaje się już chyba tylko do podcierania dupy.

- Spojrzał na pytającą twarz Rodiona.

- Sonia uszyła Ci nowe ubrania. Siedziała po nocach i pracowała między swoimi zleceniami żebyś wyglądał jak człowiek, a nie jak jakieś widmo. - Odparł beznamiętnie mężyzna. - Widział w oczach Raskolnikova płomienie wściekłości, która wynikała raczej uleganiu swojej słabości.

- Jak chcesz to możesz jej podziękować, bo się dziewczyna napracowała. - Dymitr zakończył swój mały atak i zwycięsko mrugnął do Raskolnikova. - Ja już idę, jak odpoczniesz to wiesz gdzie mnie szukać. - Machnął ręką i zadowolony ruszył w kierunku schodów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro