2
- Rodia, Psss, hej. - Raskolnikov otworzył oczy. Leżał na miękkiej kanapie w słabo oświetlonym pokoju. Przetarł zmęczone powieki i zauważył wpatrującego się w niego Dymitra.
- Brachu już jest trzynasta, spałeś ładnych kilka godzin. - Powiedział Razumichin i rozejrzał się podejrzliwie po pokoju. - Musimy poważnie porozmawiać dopóki jesteśmy sami. Dziewczyny rozwieszają pranie w ogrodzie. Mamy około piętnastu minut.
- Szybko wstał żeby zamknąć drzwi i spowrotem usiadł przy mężczyźnie. Rodion niechętnie podniósł się z wygodnego posłania. Przez ostatni czas miał do dyspozycji tylko twardą prycz. Teraz kilku godzinna drzemka była dla niego spełnieniem marzeń.
- Rodia, bracie. - Zaczął niepewnie Razumichin. - Nie chce wracać do tego co się działo osiem lat temu, swoje już wycierpiałeś, starej życia nie wrócisz ale ... - Zrobił pauzę i spojrzał badawczym wzrokiem na Raskolnikova.
Zdawał się coś analizować. Po chwili uśmiechnął się znacząco.
- Ale możesz uszczęśliwić kogoś życie, a może i dać początek nowemu... - Mężczyzna klepnał przyjaciela po ramieniu.
Rodion zaskoczony tymi słowami zmrużył oczy. - O czym on mówi...
- Myślał.
Dymitr spokojnie obserwował reakcję Raskolnikova, gdy chaos w jego oczach stawał się nie do zniesienia,w końcu się odezwał.
- Czas sobie ułożyć życie Rodia...
- Uśmiechnął się i sięgnął ręką do kieszeni swojego płaszcza. Chwilę później wyciągnął zaciśniętą dłoń w stronę mężczyzny. - Oto klucz.
- Szepnął i otworzył rękę przed nosem Rodiona.
Raskolnikov zbliżył się by zobaczyć mały błyszczący przedmiot. Dymitr chwycił dłoń przyjaciela i wsadził mu pierścionek do ręki.
- Ty już wiesz co z tym zrobić.
- Powiedział Razumichin mrugając wymownie do Rodiona. W tym momencie drzwi otwarły się na oścież i stanęły w nich Dunia razem z Sonią obie zajęte wspólną rozmową.
Zgrabne, młode kobiety emanowały nieziemskim blaskiem. Przerwały rozmowę gdy zauważyły wpatrujących się w nie mężczyzn.
- A was dwóch co zobaczyło? Patrzycie się na nas jak na święty obrazek. - Pełen ironii głos Duni zmienił się w śmiech.
Dimitr wstał i szybko znalazł się koło swojej wybranki. - Widzę pięknego anioła. - Powiedział i pocałował ją z pasją, chwytając jej talię.
Mrugnał do Rodiona w stylu "wygrałem życie" i wskazał wzrokiem na zawstydzoną ale szczęśliwą Sonię.
Dziewczyna stała z boku z zrumieńcami na twarzy, uśmiechając się z lekką marzycielską miną. Raskolnikov obserwował ją ściskając pierścionek w dłoni po czym przeniósł wzrok na swoją siostrę i Dymitra.
- Dymitr! Nie przy ludziach!
- Dunia wyrwała się z rąk męża i zaczeła poprawiać suknie. Razumichin zaśmiał się głośno i poklepał Raskolnikova po ramieniu. - Jeden krok do szczęścia brachu. - Powiedział, po czym zapadła niezreczna cisza.
- Rodia, Dimitr zaprowadzi Cię do twojego pokoju, czekają tam na Ciebie twoje rzeczy z Petersburga. - Dunia wskazała na drewniane schody prowadzące pietro wyżej.
- A tak! Chodź! -Razumichin zerwał się i chwycił Raskolnikova. - Spodoba Ci się, zobaczysz.
- Mężczyzna pchnął przyjaciela do przodu.
Drewniane stopnie trzeszczały pod ciężarem wchodzących po nim osób.
Znaleźli się w ciemnym korytarzu, który odprowadzał do sypialni swoich lokatorów. Jedynie przez dwa okna znajdujące się w przeciwległych końcach wpadało trochę światła.
- Tutaj śpimy my. - Wskazał na prawo Razumichin. - Drzwi obok prowadzą do pokoju rozbrykanej dziczy. - Zaśmiał się głośno ze swojego żartu, klepiąc się po brzuchu. - Łazienka znajduje się na środku na przeciwko schodów.
A teraz. - Dimitr uśmiechnął się szeroko. - Lewa strona. - Ręka mężczyzny pociągnęła za sobą Rodiona. - Sypialnia Soni. - Pokazał na białe drzwi. - A ty masz pokój na przeciwko. - Dłoń Rzumichina zmieniła kierunek o sto osiemdziesiat stopni prawie trafiając przyjaciela w twarz.
Mężczyzna wyszczeżył zęby do Raskolnikowa. Na jego twarzy widniał plan zbrodni doskonałej.
- Żeby się na tym planie nie przejechał, zbrodnia doskonała. Nie ma czegoś takiego. - Myślał ironicznie Raskolnikov. Głośno prychnął dając do zrozumienia, że rozpracował plan Dymitra i odwrócił się w strone swojego pokoju.
Otwarł drzwi i rzucił się na łóżko, które ugieło się pod jego ciężarem.
Leżał patrząc sie w sufit, czekał aż jego szwagier sobie pójdzie i przestanie zawracać mu głowę tymi prymitywnymi sprawami.
Razumichin stał oparty o framugę drzwi śmiejąc się z upartości Rodiona. Jego biedny przyjaciel próbował przed nim zgrywać "zrzędę - twardziela". Mężczyzna z uśmiechem litości przypatrywał się zgorzkniałej nad wyraz twarzy Raskolnikova. - Nawet nie wie, że już wpadł w tę pułapkę.
- Dimitr pokręcił głową ciężko wzdychając. - Ale nie da mu tej satysfakcji, uderzy w czułe miejsce.
- Mam nadzieję, że podoba Ci się twoje królestwo. Nie pływamy może w luksusach ale chyba jest o niebo lepsze od tego co miałeś przez ostatni czas...
- Cisza. Brak odpowiedzi. Rodion nadal leżał obserwując plamy na suficie.
- Lepszy nawet od tego co miałem w Petersburgu. Dziękuję.
- Mruknął Rodion nadal wpatrując się w przestrzeń nad łóżkiem, dajac do zrozumienia, że nie chce rozmawiać.
- Damy Ci spokój Rodia ale najpierw troszeczkę zaboli...
- Pomknęła myśl i złowieszczy uśmiech przemknął po twarzy Razumichina.
- To odpoczywaj bracie, a nowe koszule i spodnie masz w szafie.
- Cisza. Reakcja za trzy...dwa...
- Krzyczało w głowie Dymitra.
- Jeden...
- Jakie koszule i spodnie ? Przecież ja nie mam nic oprócz tej lnianej koszuli na sobie ?! - Zdziwony Rodion patrzył na twarz przyjaciela.
- Razumichin zaśmiał się w duchu.
- Teraz się zacznie. - Dymitr usmiechnał się i odpowiedział bez emocji w głosie:
- Dlatego ciesz się, że mamy tutaj naszą kochaną Sonię, która wpadła na to, że jak w końcu wyjdziesz na wolność to będziesz biegał wszędzie w tej samej szmacie, która jest tak zniszczona, że nadaje się już chyba tylko do podcierania dupy.
- Spojrzał na pytającą twarz Rodiona.
- Sonia uszyła Ci nowe ubrania. Siedziała po nocach i pracowała między swoimi zleceniami żebyś wyglądał jak człowiek, a nie jak jakieś widmo. - Odparł beznamiętnie mężyzna. - Widział w oczach Raskolnikova płomienie wściekłości, która wynikała raczej uleganiu swojej słabości.
- Jak chcesz to możesz jej podziękować, bo się dziewczyna napracowała. - Dymitr zakończył swój mały atak i zwycięsko mrugnął do Raskolnikova. - Ja już idę, jak odpoczniesz to wiesz gdzie mnie szukać. - Machnął ręką i zadowolony ruszył w kierunku schodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro