1
GŁÓWNI BOHATEROWIE
*dziękuję Pierzyna za wspaniałe edity ❤*
Rodion Romanowicz Raskolnikov:
Sonia Marmieładov:
Dunia:
Dimitr Razumichin:
***
Grube drewniane wrota otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Żółte promienie wschodzącego słońca stopniowo oświetlały bladą twarz wychudzonego mężczyzny.
Ubrany, w wytartą lnianą koszulę człowiek stał i wpatrywał się w nieprzemierzony, pokryty poranną mgłą step. Zrobił pierwszy krok i z drżącym ciałem przekroczył próg jako wolny człowiek.
Odwrócił się jeszcze, by po raz ostatni spojrzeć na mury więzienia, w którym spędził ostatnich osiem lat.
Okrutna katorga skończyła się. Nie myślał, że doczeka tego dnia. Odpokutował swoją zbrodnię, jednak ta na zawsze zostawiła piętno na jego sercu.- Sercu zimnym i nie wzruszonym, sercu twardym jak głaz.
A jednak... Właśnie to zatwardziałe serce kruszyło się pomału przez tą niepozorną, odrzuconą przez społeczeństwo dziewczynę...
Rodion spojrzał na pustą drogę.
- Stała tam. - Zmrużył oczy, aby zobaczyć bijącą blaskiem promieni słonecznych drobną postać. - Jego prawdziwy anioł stróż, podążający za nim niezłomnie od ośmiu ciężkich lat.
Oh, jak okrutnie ją traktował, ile zadawał jej bólu swoją ignorancją i obojętnością.
- Krzyk wrony wyrwał go z zadumy. Zaczął iść w stronę kobiety. Każdy kolejny stawiany krok, zbliżający go do dziewczyny - palił go. Ziemia, po której stąpał, stawała się grząska i śliska.
Znów czuł na sobie ciężar, który chwilę temu zrzucił wraz z kajdanami.
Anielska postać, obleczona jasną wełnianą narzutą, obróciła się w jego stronę. Okryta tak dobrze mu znaną zieloną chustą, która towarzyszyła mu w trudnych chwilach. Dwoje połyskujących oczu, wpatrywało się w niego zza zielonego materiału.
- Wiedział, że tu będzie, wiedział, że będzie czekać.
- Był już blisko, widział jak cała drży, jak z błękitnych oczu kapią łzy wzruszenia. Jeszcze parę kroków. Silne kłucie w klatce piersiowej nasilało się z każdą sekundą, czy jego sumienie wytrzyma?
Nogi, które odmówiły posłuszeństwa stały się jak z waty. Wzrok miał wbity w ziemię, nie był w stanie spojrzeć jej w twarz. Biła od niej jakaś dziwna powalająca siła.
Rodion nie mógł dłużej tego znieść, - on zbryzgany krwią...
- Sonia! - Wysapał, I padł do jej stóp.
Dziewczyna podskoczyła i odruchowo zasłoniła twarz. Cicho westchnęła i spojrzała na mężczyznę obejmującego jej nogi.
Stała tak, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Rodion trzymał w objęciach grube, skórzane buty. Czując niosący przez nie przytłaczający ciężar życia.
Minęła już druga minuta zakłócanej szumem wiatru ciszy, aż nagle mężczyzna gwałtownie się podniósł, chwycił i ucałował z czcią małą bladą dłoń.
Dziewczyna, znów lekko podskoczyła, zaskoczona nagłymi ruchami Raskolnikova. Spotkali swoje spojrzenia, jednak chwilę później oboje opuścili wzrok. Każde z nich odczuwało wstyd swojego dawnego życia, chociaż dawno z nim zerwali. Pomimo tego, że widywali się niemal codziennie, to spotkanie było inne...
Morderca i prostytutka, zaczynają nowe życie. Na pustkowiu. W jednym z najmniej przyjazym do życia zakątku świata. Miejsca, do którego trafiają ludzie najgorszego sortu...A jednak, to miejsce daje im szansę narodzić się na nowo i postawić silną budowlę z gruzów swojego życia.
Sonia poprawiła zieloną chustę i gestem ręki wskazała na odległe zabudowania, kryjące się za rozległą rzeką. - Tam jest nasz dom. Pana siostra wraz z mężem oczekują Pana... - Powiedziała nieśmiało wpatrując się w podeszwy swoich butów, by z ostatnim wyrazem przemóc się i spojrzeć na mężczyznę.
Rodion z błyskiem w oku skinął głową i mimowolnie zaczął trząść się z zimna. Była wczesna pora, słońce nie zdążyło jeszcze wystarczająco ogrzać powietrza, a chłodny wiatr wiał od zachodu.
Oh, Rodia. - Szepnęła zdejmując z siebie zieloną chustę, aby chwilę później zarzucić ją na zmizerniałego mężczyznę. Delikatnie owinęła go szorstkim materiałem i z matczyną troską związała pod szyją.
Raskolnikov chwycił jej dłonie przerywając pochłaniające zajęcie. Dziewczyna drgnęła wstrzymując oddech. Przejechała wzrokiem od rąk mężczyzny zacisniętych na jej nadgarstkach, do twarzy Rodiona.
- Sonia ja... - Patrzył w jej zdziwione, lekko przerażone oczy.
- Ile głębi było w tym spojrzeniu...
Wróciły wspominania sprzed ośmiu lat. Jak w gorączce i majakach przyszedł do niej...
Do kobiety, którą społeczeństwo mieszało z błotem, chociaż swoją pokorą, dobrocią i wiarą przewyższała ich tysiąckrotnie. Gdyby nie pracowała w swoim zawodzie pewnie właśnie Ci ludzie uznaliby ją za świętą.
To właśnie ją Rodion wybrał na swoją powierniczkę. Kobietę nieczystą, która była czystsza od innych. Była jedyną osobą, której mógł powierzyć swoją straszną tajemnicę. Od niej zaczęła się jego odbudowa moralna, w której wspiera go aż do tej pory.
"Pójdę za Tobą wszędzie, wszędzie pójdę!" jej słowa sprzed ośmiu lat grzmiały w uszach. A oto przed nim stała. Drobna wystraszona istota, którą przerażał prawie każdy jego ruch.
Pomimo tego jak nią gardził, ile udręk jej sercu przysporzył swoim zachowaniem, ona nadal przy nim trwała, zawsze, z pełnym miłości i oddania wzrokiem...
- Nie jestem tego godny.
- Krzyczało w jego głowie...Czy on też potrafi kochać?
Stał wpatrując się w drżącą dziewczynę. W lekkim oszołomieniu puścił jej dłonie, uświadamiając sobie co zrobił.
Kobieta chwyciła i zaczęła rozmasowywać swoje nadgarstki, na których widniały czerwone pręgi.
- Przepraszam. - Odpowiedział Rodion z nie do końca ukrytym suchym tonem. Sonia uniosła swoją twarz. - Nic się nie stało...Ja... - Zawachała się. - Ja się do tego przyzwyczaiłam ...
- Powiedziała cicho spuszczając wzrok, a blady rumieniec zalał jej twarz.
Raskolnikov stał w ciszy i patrzył na zawstydzoną dziewczynę. - Przecież oboje zerwali z dawnym życiem osiem lat temu, to nadal koszmary przeszłości wracały. Trzeba to zmienić, teraz będzie inaczej.
Ta drobna, trzęsąca się istota była jego całym światem. Nikt nie rozumiał go tak dobrze jak ona...nawet on sam. Po prostu nie potrafił okazać swoich uczuć. Czy jego miłość naprawdę wyrażała się w poniżającym, okrutnym traktowaniu? Najgorsze dla niego było to, że zawsze w zamian dostawał miłosierdzie i oddanie Soni.
Ona nawet teraz się poniża, choć dawno zerwała z grzechem. A on!?
On przepełniony swoją pychą i głupimi przekonaniami nie potrafi do końca żałować swojego okropnego czynu!
Czuł jak coś w nim pęka. Jaka twarda skała tkwiąca w jego sercu kruszy się na drobny mak. To co działo się w jego wnętrzu było nie do opisania, chociaż nie dał nic po sobie poznać na zewnątrz.
Nadal stał nie wzruszony, lecz już do końca przemieniony wewnętrznie. - Chciałem Ci podziękować...za to wszystko co dla mnie zrobiłaś...
- Sonia podniosła głowę ewidentnie zaszokowana. Kąciki jej ust uniosły się lekko w przelotnym uśmiechu. Rodion miał wrażenie, że zaraz rzuci mu się na szyję, jednak widział, że coś ją powstrzymuje. Iskry w oczach boleśnie przygasły, a opanowana już dziewczyna wpatrywała się w niego nieśmiałym wzrokiem.
- Chodźmy już. - Kobieta poprawiła kosmyk włosów za uchem i ruszyła w stronę miasteczka. Rodion poszedł w jej ślady.
Szli w milczeniu, chociaż każde z nich chciało wykrzyczeć coś drugiemu. Raskolnikov podążał za Sonią, obserwując każdy jej ruch i chłonąc otaczające go widoki.
Krajobraz z pustych, szerokich równin zaczynał coraz bardziej przypominać przedmieścia starego Petersburga. Ogromne pastwiska, na których pasterze pilnowali swoich owiec zmieniały się w pojedyncze małe chatki, z czasem w drobne murowane domki.
Półgodzinna wędrówka zakończyła się w niewielkim, ubogim miasteczku. Rodion z szeroko otwartymi oczami obserwował poranne miejskie życie, oczarowany tym widokiem przystanął na chwilę na środku małego placu, robiącego w tenczas za targowisko. - Ile czasu nie był w żadnym mieście, nie widział "normalnych" ludzi...
Sonia stanęła obok i delikatnie poprawiła zsuwającą się z barków mężczyzny zieloną chustę. Raskolnikov przewyższał ją niemal o głowę więc musiała podejść bardzo blisko niego by zawiązać mały supełek. Jej ręka prawie dotykała jego brody. Rodion zbliżył się do jej twarzy tak, że czuł jej delikatny oddech.
Dziewczyna spojrzała na niego i już otwierała usta by coś powiedzieć, kiedy do ich uszu dotarło wołanie.
- Sonia! Sonieczka! - Pulchna kobieta przeciskała się przez tłum ludzi i biegła w ich kierunku. - Sonia!
- Krzyczała obejmując brązowy koszyk.
Rodion i Sonia zaskoczeni odwrócili się w jej stronę. - Mam dla Ciebie świeże jajka Soniu, w podzięce za zacerowanie koszuli mojego Iwana. -Starsza kobieta wepchnęła w ręce dziewczyny kosz z jajkami.
- Nareszcie wygląda porządnie, a nie z tymi dziurami jak w jakiejś szmacie.- Uśmiechnęła się szeroko w stronę zaskoczonych młodzieńców.
- Dziękuję Tatiano.
- Odpowiedziała oszołomiona Sonia i lekko dygnęła w jej stronę.
Pulchna kobieta z zaciekawieniem zmierzyła ich wzrokiem, a w szczególności wpatrywała się w Raskolnikova. - Ale cóż to panno Sofio... czyżbyś, w końcu znalazła kawalera? - Zapytała ze znaczącym uśmiechem Tatiana.
Rodion spojrzał się na Sonię, a ona na niego, po chwili jej twarz oblała się czerwonym rumieńcem. Zawstydzona dziewczyna przeniosła wzrok na oczekującą odpowiedzi starą gospodynię.
- To tylko przyjaciel... - Cicho przeszło przez jej gardło, chociaż można było usłyszeć w jakim bólu zostało to wypowiedziane. - Ahh Tak... przyjaciel. - Tatiana z ironią w głosie nie dawała z wygraną.
Zawstydzona Sonia stała, nie mogąc nic powiedzieć, czekając jakby na poniżający cios. Wtedy pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanej strony.
- Znamy się jeszcze z Petersburga.
- Odparł sucho mężczyzna. - Stara kobieta spojrzała się z badawczym spojrzeniem na Raskolnikova.
- Czemuż to Pana wcześniej nie widziałam? - Tatiana próbowała znaleźć dziurę w tej historii I mieć kolejne źródło plotek.
- Przyjechałem dzisiaj, odwiedzić jeszcze naszych starych przyjaciół, którzy mieszkają razem z panną Sofią. - Odpowiedział pewnie Rodion. - A teraz pozwoli Pani, że już pójdziemy. Jestem zmęczony podróżą. - Skłonił się starej kobiecie i delikatnie pchnął sparaliżowaną i czerwoną jak burak Sonię, zostawiając nieusatysfakcjonowaną Tatianę.
Odeszli kilkanaście metrów, aż zniknęli z pola widzenia plotkarze.
Sonia wzdrygnęła się i nic nie mówiąc ruszyła przodem, dając do zrozumienia by mężczyzna za nią podążał.
Minęli kilka pokaźnych domów i skręcili w boczną uliczkę. Na samym końcu drogi pod lasem stał dość mały drewniany domek, otoczony obleczonym bluszczem płotem. Kobieta otwarła skrzypiącą furtkę i weszła na pełną zieleni posesję.
Przez uchylone okna słychać było dźwięk gitary i pisk bawiących się dzieci. Podeszli do frontowych drzwi. Sonia postawiła kosz z jajkami na ziemi i chwyciła za klamkę.
W tej samej chwili drzwi otwarły się głośno skrzypiąc i z wnętrza domu wybiegł mały chłopiec, obdarzony bujną złotą czupryną. Mógł mieć około sześciu lat.
- Ciocia! - Zawołał i wpadł w ramiona Soni znikając w fałdach jej sukienki. - Gdzie byłaś, co przyniosłaś?! - Roześmiany, dziecięcy głosik zalał ich falą pytań, aż nagle zamilkł zauważywszy za kobietą Rodiona.
Trzymając się kurczowo materiału sukni wychylił się delikatnie zza dziewczyny i obserwował wysokiego, szczupłego mężczyznę.
Sonia cicho zachichotała i czule odgarnęła włosy chłopczyka.
- Nikolaj to jest twój wujek, Rodion. - Powiedziała spokojnie i wskazała na Raskolnikova. Maluch przesunął wzrokiem po całej postaci mężczyzny z szeroko otwartymi ustami.
W tej samej chwili z domu wybiegło kolejne dziecko. Drobna dziewczynka ubrana w różową sukienkę wpadła na Sonię i Nikolaja.
- Jest moja mała księżniczka.
- Zaśmiała się i objęła w ramiona chwiejącego się bobasa.
Raskolnikov wpatrywał się w tą wręcz obrazkową scenę. Sonia i wtulone w nią dzieci...
Czuły się przy niej bezpieczne, zresztą nie tylko one. Każdy w jej obecności odczuwał dziwny spokój.
Mężczyzna obserwował ich każdy ruch, zauważył pełen tęsknoty, macierzyński wzrok dziewczyny, który wzruszył go na swój sposób.
Myśl, która nękała go od kilku lat powróciła ze zdwojoną siłą...
- Nikolaj! Marija! - W drzwiach pojawiła się Dunia, A chwilę później Dimitr z gitarą w ręce.
- Gdzie wy biegacie? - Zawołał Razumichin i szeroko otwarł oczy widząc Raskolnikova.
- Rodia! Brachu! - Podbiegł do mężczyzny i klepnął go po plecach tak, że Raskolnikov zgiął się w pół. - Rany! Wybacz! Zapomniałem, że Cię tam wymęczyli. - Razumichin energicznie wyprostował Rodiona i oboje objęli się w przyjacielskim uścisku.
- Mam Ci tyle do opowiedzenia! zobaczysz teraz to będziemy mieli życie! - Żwawo mówił Dimitr.
- Spodziewamy się z Dunią kolejnego dziecka! - Powiedział wesoło mężczyzna i spojrzał w stronę żony.
Kobieta stała obok Soni ocierając łzy wzruszenia. Raskolnikov wyciągnął w jej stronę ramiona.
- Dunieczka... - Szepnał, a ona objeła go i moczyła łzami jego lnianą koszulę.
- Rodia... - Powiedziała pociągając nosem.
Nie potrzebne były słowa. Cisza najlepiej opisywała tak długo wyczekiwane spotkanie brata i siostry.
Obejmując ukochaną siostrę mężczyzna dostrzegł spojrzenie wzruszonej Soni, która przypatrywała im się razem z dziećmi.
Blask tęsknoty bijący z jej oczu poruszył Rodiona do tego stopnia, że musiał spuścić wzrok.
Dziewczyna widząc, że została przyłapana nerwowo chrząkneła i z zawstydzeniem przeniosła spojrzenie na kwitnące róże.
Razumichin będący świadkiem tej sytuacji zaśmiał się w duchu i postanowił zadziałać. - Rodia. Nie wiem czy zdążyłeś już poznać tą rozbieganą bandę ale przedstawiam Ci nasze dzieci: Najstarszy Nikolaj, który ma sześć lat.
- Mężczyzna wziął na ręce swoje dwie pociechy. - I moja czteroletnia księżniczka Marija.
- Nie twoja, tylko cioci księżniczka tato... - Odpowiedziała lekko oburzona mała dziewczynka.
- No tak... Zapomniałem, że ten przywilej nazywania Ciebie księżniczką ma tylko "najcudowniejsza ciocia Sonia"
- Powiedział z uśmiechem, przedrzeźniając córkę Razumichin.
Na twarz Soni wstąpił czerwony rumieniec gdy wszycy zwrócili na nią swój wzrok. W szczególności głębokie spojrzenie Rodiona.
Niezręczną sytuację przerwał Nikolaj. - Mamo... jeść! - Zawołał chłopiec i przebiegł kółko pomiędzy dorosłymi. - Tak, tak. Zapraszamy na śniadanie.
- Powiedziała zadowolona Dunia znikając w drzwiach.
- Chodźcie do domu. - Razumichin przepuścił Sonię i znaczącą mrugnął do Rodiona. - Musimy później pogadać bracie. - Szepnał do Raskolnikova i przyjacielsko pchnął w kierunku otwartych drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro