Rozdział 3 Prawda bywa bolesna
- Po co jej to mówiłaś?
- Cicho bądź! Halo! Ej... Nie śpij! - słyszałam nade mną jakieś głosy kłócące się ze sobą.
- I widzisz, co narobiłaś? Będzie tu leżeć do końca dnia!
- To nie moja wina! Odczep się ode mnie, a nie...
Czułam, jak boli mnie głowa, ręka i szyja... Muszę sobie poprawić szalik, bo jeszcze by ktoś zobaczył bliznę...
- Ty! Ona się rusza! - zawołała dziewczyna.
- To może jednak zdąży na rozpoczęcie... Patrz... Poprawia szalik... Pewnie znowu przypomniało jej się tamto... Dlaczego się wtedy śmiałem...? A co on jej tak właściwie powiedział?
- No... Pytał się, czy chce być jego dziewczyną...
- To już wiem! Nie zgodziła się i co potem?
- Powiedział, że... - tu dziewczyna przełknęła bardzo głośno ślinę. - Że nie dożyje do końca roku.
Hm... To chyba są głosy kogoś z naszej klasy... Zmarszczyłam czoło, bo zawsze tak robię, gdy nad czymś intensywnie myślę... O! Już wiem!
- Helen i Roxana! - zawołałam na głos zadowolona, że myślenie przyniosło efekty.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po twarzach zdziwionych, a zarazem przestraszonych przyjaciół.
- Chwila... Gdzie my jesteśmy? I czemu jestem na podłodze...? Ej... A czy apel przypadkiem już się nie zaczął? Chodźmy szybko! - kończąc swój monolog wstałam i otrzepałam spódniczkę.
- Ej... - zaczęła niepewnie Roxana. - Ty nic nie pamiętasz z tego, co było 10 minut temu?
- A miałabym coś pamiętać?
- Nie... Nic, nic...
- Ale mnie głowa boli... - zmieniłam temat, bo widziałam, że Roxy czuje się niezręcznie mówiąc tamto, choć akurat głowa mnie na serio bolała. I to tak dosyć mocno. Chyba przed tym, jak się ocknęłam na ziemi, uderzyłam o coś głową... I może dlatego nic nie pamiętam z wtedy...
- No, to chodźmy! - zawołałam i zbiegłam na dół.
Roxy i Helen szli za mną trochę wolniej, ale i tak słyszałam ich szepty.
- Powiedz jej! - syczał Helen.
- Sam se jej to mów! Ja nie powiem! - odsyczała Roxy.
- No, to czego mi nie chcecie powiedzieć? - zapytałam nie odwracając się do nich, a idąc dalej.
Wyobrażam sobie ich zdziwienie na twarzach.. Chyba muszą następnym razem mówić ciszej...
- No dobra. Powiem - odważył się Helen, a ja stanęłam i odwróciłam się do niego. - Bo... ON powiedział, że... Że nie dożyjesz do końca roku.
Odruchowo poprawiłam wiecznie noszony szalik, ale szczerze, to trochę mnie to rozbawiło.
- Nie żartujcie sobie ze mnie... - powiedziałam ze śmiechem w głosie.
- Ale my nie żartujemy - powiedziała poważnie Roxana. - Nie zgodziłaś się na bycie jego "waleczną" dziewczyną, więc będziesz miała jeszcze gorzej niż w tamtym roku.
- W sumie to podobne do mnie... - powiedziałam ukrywając strach. - Ale nie ma co tracić czasu. Chodźmy!
I poszliśmy na salę. Już się rozpoczęło, ale chyba jeszcze nie było nic ważnego. Teraz jedyne o czym myślałam, to żeby nie było żadnego okienka w naszym planie lekcji...
- Więc możecie się rozejść do klas, tam nauczyciele rozdadzą wam plany lekcji - zakończył dyrektor. - Tylko żadnych głupstw dzisiaj!
Pogroził palcem i wyszedł, a za nim cała podstawówka, później pierwsza gimnazjum, nasza klasa i trzecia na końcu. Póki co, nie zauważyłam GO nigdzie. I dobrze. Może Helen i Roxy chcieli mnie po prostu wkręcić...
Weszliśmy do klasy. Naszej wychowawczyni jeszcze nie było, więc zajeliśmy się rozmową. Ja oczywiście rozmawiałam z Roxaną i Helenem.
- No, przyznajcie się, że sobie ze mnie robiliście jaja - nalegałam.
- Ale to naprawdę była prawda... - mówiła Roxy.
- Przestań! Już mam dosyć tej durnej gierki. Gadaj prawdę.
- Roxy mówi praw...
Helen urwał w pół zdania, bo do klasy weszła nauczycielka, a za nią... A za nią szedł ON.
- I co? - syknęła Roxana.
- Dobra, przyznaję Ci rację - odpowiedziałam szeptem.
Całkiem osłupiałam na ten widok. Ale przecież... Ale przecież nie było GO już na koniec tamtego roku... Jak to możliwe?
- Przywitajcie Jack'a - powiedziała nauczycielka i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. - Niestety pod koniec tamtego roku szkolnego musiał pilnie wyjechać do Rosji, ale w tym roku będzie do końca. Proszę, usiądź do ławki.
Ostatnie zdanie skierowała do NIEGO. Na szczęście siedziałam razem z Roxaną, więc nie mógł się do mnie dosiąść. Usiadł sam z tyłu. Doskonale czułam na sobie jego spojrzenie, lecz nie odwracałam się.
- To teraz rozdam wam plany lekcji - powiedziała wychowawczyni z entuzjazmem i rozdała kartki
klasie. - Teraz macie czas dla siebie.
Spojrzałam na ,,poniedziałek". Polski, biologia, matematyka... Uff... Okienka brak. Później ,,wtorek"... Też brak. Już jest dobrze. I gdy spojrzałam na ,,środę", aż oniemiałam. Trzy okienka pod rząd!? Chyba sobie jaja robią... Ale na szczęście w czwartek i piątek żadnego...
Spojrzałam na Roxanę. Ona również wydawała się przerażona tym faktem, choć z jednej strony trzy godziny na tydzień to mało... Ale że aż trzy godziny na jeden dzień?
Wyobrażałam sobie, jak ON się teraz uśmiecha... Tak jakoś... Złowieszczo, a za razem drwiąco i kpiąco... Boże... Jak ja to przeżyję?
~•~
I to dzisiaj na tyle ;)
Rozdział trochę krótszy niż poprzedni, ale myślę, że też ciekawy. Zapraszam do 💬 , bo to na prawdę motywuje do dalszego pisania, oczywiście z wyjątkiem miliona typu ,,kiedy next?"
Następny rozdział będzie o wiele ciekawszy, bo zacznie się coś dziać i myślę, że pojawi się maksymalnie za dwa dni.
To do napisania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro