Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 Prawda bywa bolesna

- Po co jej to mówiłaś?

- Cicho bądź! Halo! Ej... Nie śpij! - słyszałam nade mną jakieś głosy kłócące się ze sobą.

- I widzisz, co narobiłaś? Będzie tu leżeć do końca dnia!

- To nie moja wina! Odczep się ode mnie, a nie...

Czułam, jak boli mnie głowa, ręka i szyja... Muszę sobie poprawić szalik, bo jeszcze by ktoś zobaczył bliznę...

- Ty! Ona się rusza! - zawołała dziewczyna.

- To może jednak zdąży na rozpoczęcie... Patrz... Poprawia szalik... Pewnie znowu przypomniało jej się tamto... Dlaczego się wtedy śmiałem...? A co on jej tak właściwie powiedział?

- No... Pytał się, czy chce być jego dziewczyną...

- To już wiem! Nie zgodziła się i co potem?

- Powiedział, że... - tu dziewczyna przełknęła bardzo głośno ślinę. - Że nie dożyje do końca roku.

Hm... To chyba są głosy kogoś z naszej klasy... Zmarszczyłam czoło, bo zawsze tak robię, gdy nad czymś intensywnie myślę... O! Już wiem!

- Helen i Roxana! - zawołałam na głos zadowolona, że myślenie przyniosło efekty.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po twarzach zdziwionych, a zarazem przestraszonych przyjaciół.

- Chwila... Gdzie my jesteśmy? I czemu jestem na podłodze...? Ej... A czy apel przypadkiem już się nie zaczął? Chodźmy szybko! - kończąc swój monolog wstałam i otrzepałam spódniczkę.

- Ej... - zaczęła niepewnie Roxana. - Ty nic nie pamiętasz z tego, co było 10 minut temu?

- A miałabym coś pamiętać?

- Nie... Nic, nic...

- Ale mnie głowa boli... - zmieniłam temat, bo widziałam, że Roxy czuje się niezręcznie mówiąc tamto, choć akurat głowa mnie na serio bolała. I to tak dosyć mocno. Chyba przed tym, jak się ocknęłam na ziemi, uderzyłam o coś głową... I może dlatego nic nie pamiętam z wtedy...

- No, to chodźmy! - zawołałam i zbiegłam na dół.

Roxy i Helen szli za mną trochę wolniej, ale i tak słyszałam ich szepty.

- Powiedz jej! - syczał Helen.

- Sam se jej to mów! Ja nie powiem! - odsyczała Roxy.

- No, to czego mi nie chcecie powiedzieć? - zapytałam nie odwracając się do nich, a idąc dalej.

Wyobrażam sobie ich zdziwienie na twarzach.. Chyba muszą następnym razem mówić ciszej...

- No dobra. Powiem - odważył się Helen, a ja stanęłam i odwróciłam się do niego. - Bo... ON powiedział, że... Że nie dożyjesz do końca roku.

Odruchowo poprawiłam wiecznie noszony szalik, ale szczerze, to trochę mnie to rozbawiło.

- Nie żartujcie sobie ze mnie... - powiedziałam ze śmiechem w głosie.

- Ale my nie żartujemy - powiedziała poważnie Roxana. - Nie zgodziłaś się na bycie jego "waleczną" dziewczyną, więc będziesz miała jeszcze gorzej niż w tamtym roku.

- W sumie to podobne do mnie... - powiedziałam ukrywając strach. - Ale nie ma co tracić czasu. Chodźmy!

I poszliśmy na salę. Już się rozpoczęło, ale chyba jeszcze nie było nic ważnego. Teraz jedyne o czym myślałam, to żeby nie było żadnego okienka w naszym planie lekcji...

- Więc możecie się rozejść do klas, tam nauczyciele rozdadzą wam plany lekcji - zakończył dyrektor. - Tylko żadnych głupstw dzisiaj!

Pogroził palcem i wyszedł, a za nim cała podstawówka, później pierwsza gimnazjum, nasza klasa i trzecia na końcu. Póki co, nie zauważyłam GO nigdzie. I dobrze. Może Helen i Roxy chcieli mnie po prostu wkręcić...

Weszliśmy do klasy. Naszej wychowawczyni jeszcze nie było, więc zajeliśmy się rozmową. Ja oczywiście rozmawiałam z Roxaną i Helenem.

- No, przyznajcie się, że sobie ze mnie robiliście jaja - nalegałam.

- Ale to naprawdę była prawda... - mówiła Roxy.

- Przestań! Już mam dosyć tej durnej gierki. Gadaj prawdę.

- Roxy mówi praw...

Helen urwał w pół zdania, bo do klasy weszła nauczycielka, a za nią... A za nią szedł ON.

- I co? - syknęła Roxana.

- Dobra, przyznaję Ci rację - odpowiedziałam szeptem.

Całkiem osłupiałam na ten widok. Ale przecież... Ale przecież nie było GO już na koniec tamtego roku... Jak to możliwe?

- Przywitajcie Jack'a - powiedziała nauczycielka i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. - Niestety pod koniec tamtego roku szkolnego musiał pilnie wyjechać do Rosji, ale w tym roku będzie do końca. Proszę, usiądź do ławki.

Ostatnie zdanie skierowała do NIEGO. Na szczęście siedziałam razem z Roxaną, więc nie mógł się do mnie dosiąść. Usiadł sam z tyłu. Doskonale czułam na sobie jego spojrzenie, lecz nie odwracałam się.

- To teraz rozdam wam plany lekcji - powiedziała wychowawczyni z entuzjazmem i rozdała kartki
klasie. - Teraz macie czas dla siebie.

Spojrzałam na ,,poniedziałek". Polski, biologia, matematyka... Uff... Okienka brak. Później ,,wtorek"... Też brak. Już jest dobrze. I gdy spojrzałam na ,,środę", aż oniemiałam. Trzy okienka pod rząd!? Chyba sobie jaja robią... Ale na szczęście w czwartek i piątek żadnego...

Spojrzałam na Roxanę. Ona również wydawała się przerażona tym faktem, choć z jednej strony trzy godziny na tydzień to mało... Ale że aż trzy godziny na jeden dzień?

Wyobrażałam sobie, jak ON się teraz uśmiecha... Tak jakoś... Złowieszczo, a za razem drwiąco i kpiąco... Boże... Jak ja to przeżyję?

~•~

I to dzisiaj na tyle ;)

Rozdział trochę krótszy niż poprzedni, ale myślę, że też ciekawy. Zapraszam do 💬 , bo to na prawdę motywuje do dalszego pisania, oczywiście z wyjątkiem miliona typu ,,kiedy next?"
Następny rozdział będzie o wiele ciekawszy, bo zacznie się coś dziać i myślę, że pojawi się maksymalnie za dwa dni.

To do napisania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro