#8
Lucas wyszedł po ,,potrzebne materiały". A ja siedziałam wraz z Zaynem na kanapie. Gdy z za okna usłyszeliśmy szelest, a potem głosy dwóch mężczyzn:
- Dobra właściciel poszedł, więc to nasz czas. O ile wiem, mieszkał tu sam, nikogo nie powinno być. - powiedział jeden z nich. Zayn przykładając palec do ust w znaku abym była cicho kucnął przy ścianie i pociągnął mnie za sobą. Zakryłam usta ręką aby nie słychać było nawet mojego oddechu.
Włamywacze weszli do środka i wtedy wkroczyliśmy do zabawy.
- Proszę proszę! Kogo widzimy! Dwóch ponad przeciętnie głupich ludzi, włamujących się w dzień! No Panowie... Musicie się jeszcze wiele nauczyć. A tymczasem. - Zayn podszedł do jednego z gości. - Rozgośćcie się! - powiedział, lecz po tym uderzył go mocno w twarz z sierpowego.
- A... My ten. Już się zmywamy. JAMES WYCHODZIMY. - powiedział drugi.
- O nie. Teraz to zostańcie. Impreza się dopiero rozkręca! - powiedziałam z wyższością. Tak długo czekałam na moment aby chociaż komuś przyłożyć. Brakowało mi tego. Już dawno zauważyłam, że nie byłam jak inne kobiety w moim wieku. Podchodziłam powoli do trzymającego się za twarz szatyna. Nie chciałam teraz słychać rad rodzicielki.
- Co? Ty? Nie żartuj sobie! Laski i bójki to wrogowie! Ubrudzisz sobie rąsie! - zakpił poszkodowany. Wściekłość zbierała się we mnie i powiększała. - Nawet nie podchodź, bo sobie jeszcze złamiesz tipsy! - dodał udając bez bronnego. Po tych słowach już się nie wahałam i z całej siły przywaliłam mu w szczękę. Usłyszałam chrupnięcie i po chwili dorosły leżał już na ziemi. Zaczęłam go kopać w brzuch i nos bez umiaru. Złość buzowała we mnie jakbym miała zaraz wybuchnąć.
- Daj już spokój. Ma co chciał. - powiedział Zayn w moją stronę i złapał mnie za przedramię. Nie patrzyłam na niego. Liczyło się tylko aby dać im nauczkę. Mogli wchodzić i kraść z innych mieszkań i domów, ale nie z naszych! Wyrwałam się z uścisku i zbliżyłam się do drugiego. Ponownie moja ręka zetknęła się z ciałem obcym, a rana się powiększyła. Tak mocno uderzałam, że pękła mi skóra na dłoni, a krew spływała po mnie, a następnie na podłogę. Zupełnie mnie to nie obchodziło.
- LEA! WYSTARCZY! - wrzasnął Zayn. Popatrzyłam na niego zszokowanym wzrokiem i zaprzestałam następnego ciosu. - A wy wynocha! - krzyknął agresywnie na mężczyzn.
Po pośpiesznym wyjściu, a raczej wyskoczeniu przez okno nieproszonych gości patrzyłam na swojego chłopaka ze zdziwieniem. Ten zaś cały czas gapił się w podłogę.
W końcu podniósł wzrok i przerwał ciszę.
- Normalnie pozwoliłbym ci ich tak sprać, że by się sami nie poznali, ale w zaistniałych okolicznościach nie możesz tego robić. Co jeśli doniosą na nas glinom i dowiedzą się gdzie przebywamy? Będą problemy. - powiedział z powagą. Przeciągnęłam zakrwawionymi palcami po szyi, zahaczając przy okazji o dwa wisiorki. W pewnym momencie coś mnie zapiekło po dotknięciu. Podeszłam do pobliskiego lustra i przyjrzałam się kawałku ciała.
W miejscu pieczenia widniała podłużna rana, z której powoli wypływała czerwona ciecz.
Tak skupiłam się na uderzeniach i adrenalinie, że nie poczułam niczego kiedy doszło do przecięcia skóry. Ciało się zregeneruje, całe szczęście, że nic nie stało się podarunkom.
- Co to? - powiedział podchodzący do mnie blondyn.
- Jeden z nich mnie drasnął. Nic takiego. - odparłam a Zayn zasyczał i wykrzywił się. - Przepraszam. - dodałam. - Teraz na pewno siedzimy już po uszy w bagnie. Wyładowałam swoje napięcie na tych typach, chociaż należało im się! Ale i tak nie zrobiłam tego co wmawiała mi mama. Nie była to jakaś sytuacja zagrażająca życiu, a ja nie zachowałam spokoju. Sorry. - powiedziałam z przekąsem patrząc chłopakowi w oczy.
- Eh. Ja też przepraszam. Mnie też trochę poniosło. Powinniśmy ich po prostu wypuścić i do niczego by nie doszło. Ale przynajmniej się wyszalałaś. Pewnie byłaś w siódmym niebie.
- To i tak mi nie wystarczy. I ja wiem, że ty to wiesz. - powiedziałam z uśmiechem. Zayn odwzajemnił uśmiech, zbliżył się do mnie i złączył swoje usta z moimi.
James (jeden z włamywaczy):
Co za gnida! Jak ona śmiała uszkodzić moją cenną twarz! Gardzę kobietami, które nie są w kuchni tylko szlajają się i robią rozrubę wszędzie gdzie są. Ich prawdziwe miejsce jest w kuchni i przy pracach rodzinnych, a nie mafii i więzieniach. Mają dla nas gotować, a nie szkodzić nam. Ta niższa rasa nie może być lepsza od mężczyzn. Niech sprzątają i rodzą dzieci. oto do czego są potrzebne w życiu.
- Ale nieźle Cię urządziła! - powiedział do mnie śmiejąc się durnie pod nosem i tamując krwotok z nosa.
- Zamknij się! Ty to wyjątek? - odwarknąłem rzucając agresywne spojrzenie w jego stronę.
- No nie ale...
- To stul pysk! Jeszcze temu facetowi to wybaczę, bo jesteśmy stworzeni do dobrej zabawy i lania się po mordach, ale jej? Nie. Nie będziemy tak pogrywać. Jeszcze tam wrócimy. Jeszcze się z nimi spotkamy. Nie pozwolę jakiejś lasce, aby uważała się za lepszą ode mnie. Normalnie nie uderzyłbym kobiety, bo nie chce mieć uszkodzonej służącej, ale w tym wypadku będzie inaczej. Popamiętają nas, popamiętają mnie. No chyba, że ich zabijemy. - ostatnie zdanie powiedziałem z nastoletnim uśmieszkiem i niewinnym wyrazem twarzy. - To nic nie będą pamiętać.
Hello! ♥
To się porobiło... No zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. *autorka śmieje się pod nosem*
Co myślicie o parze Lea + Zayn = Lezayn? ♥
Miłego dnia! ♥ (lub nocy?)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro