#3
O nie. Gdy usłyszałam ten głos to od razu go rozpoznałam. Wstając, uniosłam oczy do góry odrywając się od mojego śniadania.
- Co jest Raychel? Poprzednie zdarzenie nic Cię nie nauczyło? - zapytałam opryskliwym głosem patrząc w jej brązowe oczy. Na te słowa zasztyletowała mnie wzrokiem. - Za co jesteś? - powiedziałam dokładnie jej się przyglądając.
- To co zawsze. - odpowiedziała z wyższością. - Widzę, że kolorek się nie znudził. Co, Lucas? - powiedziała obracając głowę w stronę brata.
- Tak właściwie, to co Cię to obchodzi? Po co przyszłaś! - warknął
- Oj! Od razu zakładacie najgorsze. Ja chciałam tylko odnowić stare znajomości! - powiedziała ze sztuczną słodyczą w głosie, równocześnie odgarniając swoje włosy na bok. Tu muszę jej przyznać, że zupełnie nie pasujące do jej charakteru. Powinna była się ogolić na łyso. Ale, że były piękne i długie tego nie można ukryć. Po prostu idealny kasztanowy.
- Ty? Odnowić znajomości? Coś mi się nie wydaje. - fuknęłam w jej stronę, lekko kręcąc głową. W środku się cała gotowałam, lecz pamiętałam słowa mamy i ciągle je sobie powtarzałam w głowie: ,, Zachowaj spokój, zachowaj spokój." Wypuściłam z siebie powietrze a wraz z nim nerwy mi towarzyszące.
- Co się tak burzysz Brown? - powiedziała przy tym śmiejąc się. - Ogarnij się, nie jesteś pępkiem świata!
- Dobra, kurde. Nie wiem kim ty jesteś, ale pewnie nikim ważnym skoro nikt z pozostałych więźni nawet nie zauważył, że tu jesteś. Łaskawie znajdź sobie inny stolik i tam idź wkurzać ludzi, okej?
- Wow! Ale mocne. - powiedziała z sarkazmem, znowu zarzucając się śmiechem. - Ale spoko słoneczko. Już sobie idę. Tylko pamiętaj, że wrócę. Papa! - powiedziała posyłając buziaka. A to wiedźma.
Wszysce usłyszeliśmy znany nam już głos mówiący przez megafon.
- KONIEC PRZERWY ŚNIADANIOWEJ! WYZNACZENI STRAŻNICY PROSZĘ ZABRAĆ WIĘŹNIÓW DO ICH CEL!
Strażnicy raz za razem podchodzieli do osadzonych zakładając im kajdanki i prowadząc ich do miejsca w, którym śpią. Z tłumu wyłonił się mój nowy ,,ochroniarz celi". Poczułam ulgę, ponieważ miałam nadzieję, że to on przyjdzie a nie Evan. Evan był typem człowieka, którego w zasadzie najbardziej nie lubiłam. Oczywiście po za Raychel. Z drugiej strony głowy usłyszałam cichy szept.
- O cholera... - powiedział Zayn patrząc na zbliżającego się strażnika. - Ty zdrajco!
- Daj spokój Zayn! - odpowiedział człowiek na przeciwko mojego niebioskookiego. Chłopak na te słowa tylko się roześmiał.
- A więc na takiej rozmowie byłeś? Idioto! Jak mogłeś zacząć tu pracować! I jeszcze być nowym strażnikiem Lei! Tylko lepiej się do niej nie przystawiaj, bo Cię tak urządzę, że sam siebie nie poznasz, a twoja blizna stanie się jedną z tych mniejszych na twarzy! - wrzasnął Zayn. Z niepewnością i zdziwieniem obserwowałam całą sytuację. Co jest? Kim był strażnik? Najwyraźniej kimś ważnym wcześniej dla Zayna. Jednak tą obroną mnie pozytywnie urdował.
- Zayn? Kto to jest? O co chodzi? - zapytałam. Chłopak przeczesał swoje blond brązowe włosy i zacisnął wargi.
- Poczekaj kochanie. - odpowiedział o dziwo spokojnie. - Zaraz powiem.
- Proszę. Uspokój się. Ja... - zaczął strażnik lecz blondwłosy znów mu przerwał.
- To dlatego dziś mi przyniosłeś prezent, a nie wcześniej jak obiecywałeś co? Zaczynałeś wtedy zmianę. Przyznaj się! Miałem jednak nadzieję, że nie dasz się w to wciągnąć. Jak mogłeś zdradzić naszą krew i dołączyć do tych świrów od prawa! - krzyknął, ciągle wbijając swój wzrok w... brata. Na to wszystko wskazywało. Zayn mówił, że dziś rano młodszy brat przyniósł mu prezent. Wszystko jasne.
- Zaraz. To twój brat tak? Ten brat, który przyniósł dziś pudełko? - zapytałam. Chciałam się upewnić czy nie pomyślałam źle. Zayn nawet na mnie nie spojrzał tylko ciągle wpatrywał się złowiewczym wzrokiem rodzeństwo.
- Trafiłaś w dziesiątkę. A z tobą się jeszcze policzę. Zobaczysz. - powiedział ostrzegawczo. Czasem to normalnie nie wiedziałam co ma zamiar zrobić i na miejscu tego gościa, solidnie bym się zastanowiła nad planem ucieczki.
- Dobra. Idziemy. - powiedział w moją stronę i skuł w kajdanki. Nie odezwałam się żadnym słowem. To było aż nie podobne do mnie.
- To narazie Lucas. Pa Zayn. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Cała ta sytuacja była mega dziwna.
- A. Jeszcze coś. Liam, spróbuj jej coś zrobić, nawet być nieuprzejmy, a dostaniesz podwójnie. - warknął Zayn. Naprawdę podziwiałam go za oddanie i odwagę. W myślach uśmiechnęłam się mimowolnie, chociaż moje usta naprawdę nie drgnęły.
Tak znowu zakuta odeszłam z miejsca kłótni, wraz z jej powodem.
***
Po dotarciu do celi panowała cisza. Nawet ja, zwykle gadatliwa i opryskliwa wtedy ucichłam. Możliwe, że było to spowodowane tym szokiem.
Po dłuższym czasie moje usta już nie wytrzymały i rzuciłam:
- Liam, kurde. Co się stało? - nic nie odpowiedział. O nie. Nie zamierzałam być traktowana, mimo,iż wiele normalnych ludzi pewnie powiedziałoby wtedy, że przesadzam. - Odpowiedz. - nadal cisza. - Słuchaj. Jestem z charakteru bardzo podobna do twojego braciszka, więc radzę mnie nie olewać. Wybuchowa natura to u mnie podstawa.
- No to dobraliście sie wprost idealnie. Chociaż nie wiem czy warto marnować życie dla jednaj osoby, a zwłaszcza Zayna. - odpowiedział niemiłym tonem patrząc przed siebie zamiast się obrócić.
- Cholera! - krzyknęłam wstając i łapiąc mocno za kraty, które zabrzęczały. Strażnik najwidoczniej przestraszył się mojego zachowania i odskoczył jak poparzony. Wtedy dopiero złapałam z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy. Wytrzeszczał oczy jakby zobaczył ducha. Przyznam, że bawił mnie ten wygląd ludzi i bawił mnie ich strach.
- Nie waż się powiedzieć niczego, czego będziesz żałował.
Witajcie! ♥
Co sądzicie o zachowaniu Zayna? Słuszne? Piszcie w komentarzach ♥
Czytając je, chętnie umilę sobie dzień ♥
Miłego dnia! ♥ (lub nocy)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro