Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Słoneczniki.

Nigdy Cię nie lubiłam. Co prawda, byłam Twoją przyjaciółką, ale Twój charakter oraz chęć do życia, zawsze mnie drażniły. Nie można było Ci ufać, o wszystkim zapominałeś, a na Twoich ustach zawsze gościł ten przepraszający uśmiech. Ale co Ci będę mówić, sam o tym dobrze wiesz. Nie ukrywałam swojej niechęci, gdy prosiłeś mnie o najdrobniejszą przysługę czy częstowałeś słonecznikami, które hodowałeś z największą troską. Ich też nie lubiłam, pewnie byłam o nie zazdrosna.

Miałam dwanaście lat, gdy spędzałam kolejne wakacje w Twoim towarzystwie. Było to moją największą karą. Życie na wsi było nudne. Brak internetu, kontaktu z rówieśnikami, tylko ja i Ty. Trzeba było się Tobą opiekować. Już wtedy miałeś problemy z chodzeniem, ale nikt nie wiedział, że już w następne lato będziesz przemieszczał się za pomocą wózka, gdy Twoje nogi odmówią posłuszeństwa. 

Rozmawialiśmy rzadko, chodź Ty mówiłeś dużo. Głównie moje kwestie ograniczały się do odpowiedzi na Twoje pytania, które często powtarzałeś. Wiem, byłeś chory, miałeś słabą pamięć i do tego prawo, ale w tym czasie strasznie mnie to denerwowało. Kłóciliśmy się. Oczywiście, z mojej winy. Teraz na myśl przychodzą mi wszystkie rozmowy, które w swoim życiu stoczyliśmy. Te miłe, gdy nie mówiłam nic, a tylko potakiwałam.  

Pamiętam, gdy w wieku trzynastu lat pchałam Twój wózek, a Ty zadałeś mi pytanie, które do dziś utkwiło mi w pamięci.  Nigdy nie zapomnę aromatu zbóż, który wtedy nam towarzyszył. To było piękne i gorące lato, a słoneczniki jeszcze nigdy tak cudnie nie obrodziły.  

- Masz jakieś marzenie? - zapytałeś, uśmiechając się w ten beztroski sposób. Spojrzałam na Ciebie zniesmaczona, zresztą, tak jak zawsze.

- Chyba chciałabym zostać kardiologiem. Chyba. - odparłam. Medycyna zawsze mnie interesowała, pamiętasz? To ty nauczyłeś mnie opatrywać najdrobniejsze rany. Robiłeś to z nieukrywaną troską, uspokajając, że zaraz przestanie piec. Mimo, że płakałam, wierzyłam Ci, a ból zawsze przechodził. Jak mogłam o tym zapomnieć? 

- Ja chciałbym być aniołem. - odpowiedziałeś niepytany. Nie zrozumiałam Cię. Teraz wiem, że byłeś dojrzalszy, niż ja. 

Pamiętasz, gdy zniszczyłam Twoje słoneczniki? Chciałabym Cię za to przeprosić. Nie chciałam tego zrobić. Spojrzałeś na mnie ze smutkiem, z żalem. Nie powiedziałeś nic, ale w środku wrzałeś. Czekałam, aż pierwszy raz na mnie krzykniesz, ale nic takiego się nie wydarzyło. Gdy przeprosiłeś, nie wytrzymałam i uciekłam. Pomyśleć, że powrót do Ciebie zajął mi trzy lata.

W wieku szesnastu lat ponownie odwiedziłam rodziną wieś. Od Twojej babci dowiedziałam się, że Twój stan się pogorszył. Postanowiłam Cię odwiedzić. Leżałeś tam, w rogu pokoju. Podobno problem miałeś ze zwykłym siedzeniem. Byłeś blady, chudy, Twoje piegi traciły kolor, a nawet wiecznie radosne oczy, blask. Nie mogłeś już pielęgnować swoich słoneczników, które tak kochałeś. A ja nie byłam w stanie pielęgnować złych uczuć, które do Ciebie żywiłam.

- Cześć. - powitałeś mnie tym samym, ale widocznie dojrzalszym głosem sprzed lat. Uśmiechałeś się, chociaż widać, że sprawiało Ci to ogromny trud. Robiłeś to dla mnie? - Wiesz, chyba niedługo moje marzenie się spełni. - spojrzałeś na sufit, a ja pobłądziłam za Twoimi oczami. Ani Ty, ani ja nie wiedzieliśmy, że zdarzy się to za niecałe cztery godziny. 

Dwudziestego piątego sierpnia słoneczniki były przepiękne. Nie mogło więc ich zabraknąć na Twoim pogrzebie. Zmarłeś o 06:53. Za siedem siódma. Siódemka oznacza niebo, prawda? Musiałeś do niego trafić. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: