Rozdział 35.
Gdy otwieram oczy spotykam się z palącymi promieniami słonecznymi. Szybko zamykam powieki. Kolejnym uciążliwym doznaniem jest niewyobrażalny ból głowy. Nie wiem nawet do czego go porównać. Czuję się tak jakby ktoś uderzał młotem pneumatycznym w moją czaszkę, jednocześnie, dzwoniąc irytującym dzwonkiem tuż na uchem.
Krótko mówiąc, czuję się paskudnie.
Chcę jeszcze zasnąć, aby pozbyć się tych uciążliwych symptomów, ale moje ciało ma inne plany. Im dłużej próbuję ignorować słoneczny dzień, tym bardziej dokuczliwy staje się ból.
Chcąc nie chcąc, muszę wstać. To trudne zadanie, ponieważ muszę walczyć z zawrotami głowy i silną potrzebą zwrócenia wczorajszego obiadu.
Dostrzegając dwie tabletki na szafce nocnej i szklankę wody, niemal natychmiast je zażywam, wierząc, że to zbawienny dar od Andrew.
Schodząc po schodach nie umiem powstrzymać nierównego kroku. Mimo, że zejście na dół nie może pochłaniać aż tyle energii, ja czuję się wykończona. W pewnym momencie uderzam nawet stopą w barierkę od schodów. Co chwilę przystaję, przymykam oczy i gdy robi mi się trochę lepiej, idę dalej.
Spodziewam się widoku Andrew w salonie, ale to co widzę przewyższa moje oczekiwania.
- Co ona tu robi? - Mój głos niekontrolowanie się podnosi, co przypłacam silnym atakiem bólu. Palec oskarżycielsko celuję w Kim.
Mimo marnego samopoczucia, nie umiem ukryć jadu w moim głosie. Wszystko co najgorsze w moim życiu to Kim Charpentier.
Widząc jej paskudne czarne włosy i to pogardliwe spojrzenie, nie umiem opanować złości. Dodatkowo, denerwuje mnie problem mojego słabego samopoczucia.
Jednakże najbardziej irytuje mnie to, że Kim nic sobie nie robi z mojej obecności. Nadal maluje swoje paznokcie na krwisty czerwony kolor. Ta barwa idealnie do niej pasuje.
Czuję niewyobrażalny strach, związany z ich obecnością. A przez to, że czuję strach, odczuwam też potrzebę zwrócenia całego śniadania. Mój żołądek skręca się na supeł, w gardle staje gula, w oczach pojawiają się łzy.
- Mała, naiwna, głupiutka Holi. - Eric zaczyna się śmiać i patrzy na mnie w zamyśleniu. - Bardzo cię lubię, kochanie. Ale mimo mojej sympatii musisz ponieść karę. - Puszcza mi perskie oko.
Czuję jak w przełyku wszystko mi się cofa, a dodatkowo słyszę, że moje ciało wydaje dziwne odgłosy bulgotania.
- Eric, pospiesz się - mówi Kim ponaglająco. Stoi na warcie przy drzwiach od łazienki. - Jakaś smarkula poszła do dyrka, bo nie chciałam jej wpuścić. - Przewraca ze zirytowania oczami.
Boję się, nawet bardzo. Jestem uczennicą liceum i nie jestem już dzieckiem. Ale ta cała poroniona sytuacja wzbudza we mnie autentyczne przerażenie.
Tak bardzo się trwożę, gdy jesteśmy w trójkę w damskiej toalecie. Bez świadków i bez wiedzy, co ze mną zrobią.
Ale to lepsze niż wyprzedzenie mojego "wyroku".
- Masz rację, skarbie. - Tym razem Eric zwraca się do swojej dziewczyny.- Musimy z tym coś zrobić jeszcze do wieczora. - Chichocze. Chłopak jest osiłkiem, ale jego śmiech kompletnie nie pasuje do jego "męskiego" wizerunku. - Chodź tu, Holi. - Gdy nie wykonuję żadnego ruchu, brutalnie chwyta za moją dłoń. Syczę z bólu. - Jak się czujesz, gdy Harrison i John nie mogą cię obronić? - pyta retorycznie.
I wsadza moją głowę do toalety.
Mam ochotę wydrapać mu oczy, ale oczywiście tego nie zrobię.
Jestem tchórzem.
Eric trzyma mocno moją głowę, uniemożliwiając mi zaczerpnięcie oddechu.
Kiedy zaczyna brakować mi powietrza, wiadomo co muszę zrobić.
To wywołuje we mnie dreszcze.
Eric pociąga za moje włosy. Nadal przed nim klęczę, cała zapłakana.
- Nauczysz się w końcu Holi? - pyta mnie Eric.- Kiedy pan prosi, sługa musi. - Nie doczekawszy się mojej reakcji, dodaje: - Możesz odejść. Do zobaczenia na przyszłym sprawdzianie.
Mrugam powiekami gorączkowo, walcząc z uczuciem zażenowania. Tymczasem Kim nawet nie obdarza mnie spojrzeniem.
- Ona pomogła w zabraniu twojego dupska z rąk napaleńca. Choć, jak dla mnie, mógłby cię zgwałcić - mówi bez ogródek, malując paznokcie.
Andrew patrzy na to wszystko w milczeniu, brzdąkając na gitarze. Dziś jestem podatna na wszystkie dźwięki i nawet ten jest wyostrzony.
Chcę poprosić Andrew, żeby przestał, ale to inna kwestia nie daje mi spokoju.
- O czym ona mówi? - Postanowiłam, że nie będę używać imienia Kim. Powinna wiedzieć, że po tym wszystkim co mi zrobiła, nie darzę jej szacunkiem.
Och, bardzo dojrzałe.
Nie mam siły już dłużej stać, więc zajmuję skórzany fotel.
Wszystko, aby być jak najdalej od tej głupiej gęsi.
Andrew natomiast cały czas obserwuje mnie w skupieniu. Nie rozumiem o co może mu chodzić, ponieważ to ja powinnam być na niego zła.
Nazwał cię bękartem.
Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i patrzę na niego tak samo jak on na mnie. Nie udaje mi się jednak wzbudzić w nim respektu.
- Chce mi się pić - mówię, gdy jego spojrzenie zaczyna być dla mnie niekomfortowe. Wtedy też, zdaję sobie sprawę, że rzeczywiście odczuwam pragnienie.
Andrew nadal pociąga za struny
Robi to chyba nieświadomie, ponieważ nie nuci żadnej konkretnej melodii.
- Dobrze. - Kiwa głową na znak zgody, przerywając tym samym uciążliwą ciszę. Czuję się niezręcznie z tym, że wszystkiemu przysłuchuje się Kim. - Ale najpierw odpowiesz na kilka pytań.
Och, wiedziałam, że będzie jakiś haczyk.
- Kim, wyjdź. - Przynajmniej za jedno mogę być mu wdzięczna. Tymczasem Harrison odkłada na bok gitarę i wstaje z kanapy.
Dziewczyna podnosi głowę i patrzy na niego tak jak tylko ona potrafi - z głupotą wymalowaną na twarzy.
- Odbierasz mi takie przedstawienie, Drew? - Uśmiecha się do niego słodko. Gromię ją spojrzeniem. Mam też ochotę wydrapać jej oczy.
Tylko ja mogę go tak nazywać!
- Nasza niewinna Holi przestała być niewinna, a ty chcesz ją uświadamiać beze mnie? - pyta z uśmieszkiem, zamykając lakier do paznokci.
Robi mi się odrobinę głupio. O jakim rodzaju niewinności mowa? Próbuję sobie coś przypomnieć z poprzedniego wieczoru, ale to trudne zadanie. Jedyne co pamiętam to siedzenie przy plaży, patrzenie na wodę, poznanie Eltona.
I wypicie paskudnego drinka.
Zaczynam czuć wstyd, ponieważ nie wiem, co było dalej. Od tego jeszcze bardziej boli mnie głowa.
Kim natomiast wychodzi z salonu i idzie na górę. Marszczę brwi, zastanawiając się, co ją upoważniło do korzystania z gościnnych sypialni Andrew.
- Zamieszka z nami. Na jakiś czas - tłumaczy mi chłopak, odpowiadając tym samym na nieme pytanie. Patrzę na niego w szoku. Mam spędzić te wakacje nie tylko z nim, ale też z moim śmiertelnym wrogiem? Chcę zaoponować. - Raczej nie masz nic do gadania. To mój dom - słusznie zauważa. To natychmiast zamyka mi buzię. Tymczasem Andrew przynosi z kuchni taboret i stawia go przede mną. - Musimy porozmawiać - mówi poważnie.
Patrzę na niego z niezrozumieniem i nieco skrępowana. Nie umiem poradzić sobie z jego bliskością. Na wczorajszej imprezie zdałam sobie sprawę, że nawet po latach rozłąki, nadal mnie do niego ciągnie. Zależy mi na nim. W przeciwnym razie, nie przejęłabym się tym jak mnie nazwał.
- To co zrobiłaś było bardzo nieodpowiedzialnie - zaczyna ostrożnie. Siedzi naprzeciw mnie, z rękami opartymi o kolana i nachyla się w moją stronę. Jego czekoladowe oczy są tak blisko. Bez problemu dostrzegam w nim wszystkie znane mi refleksy. Moje policzki robią się czerwone od wstydu, a on to widzi. Czuję się tak głupio, gdy zdaję sobie sprawę, że wczoraj straciłam kontrolę nad sytuacją. - Nie będę ukrywał, że się na tobie zawiodłem. - Spuszcza wzrok, za co dziękuje niebiosom. Jego oczy hipnotyzują, a ja nie potrafię w nie patrzeć, wiedząc jak się zachowałam.
Wiercę się na fotelu, nie wiedząc jak mam się zachować. Andrew odchrząka. Kiedy zaczynam nerwowo wykręcać palce, kładzie swoją dłoń na moich. Robi mi się gorąco.
- Zawiodłem się na tobie, ale nie mogę dłużej mieć ci tego za złe. Nigdy nie byłem lepszy. W ciągu ostatnich kilku lat sprawiłem ci wiele bólu. Wiem o tym. - Spoglądam na niego niepewnie, nie wiedząc, czy się przesłyszałam. Czy w końcu, po tylu latach, zrozumiał? - Nie chcę robić ci wyrzutów, ale muszę zapytać cię o kilka rzeczy, dobrze?
Jest taki delikatny, wyrozumiały. Boję się choćby odezwać, aby nie zepsuć tej chwili. To pierwszy raz, gdy Andrew i ja się rozumiemy.
Rozumiemy bez słów.
- Czy boli cię gardło? - To jego pierwsze pytanie, którego kompletnie nie rozumiem.
- Nie było aż tak zimno, nie mam grypy - burczę. Ta rozmowa była tak poważna, a on pyta mnie o pierwsze symptomy choroby?
Widzę jak zaczyna trząść mu się powieka. Stąd wiem, że jest tak samo mocno zdenerwowany jak ja.
- Może inaczej, czy przy przełykaniu masz wrażenie, że ktoś ci coś tam wsadził i podrażnił całe gardło?
Teraz tym bardziej nic nie rozumiem.
- Nie? - Andrew oddycha z wyraźną ulgą. Nawet powieka przestała mu drgać w tak szybkim tempie. - Ale chce mi się pić - dodaję. - Śmiertelnie mocno.
- Musisz jeszcze chwilę wytrzymać. Kolejne pytanie: czy boli cię ręka?
Zaczynam świdrować go spojrzeniem, zastanawiając się, czy nie ma jakiejś umysłowej choroby. Jego pytania są tak dziwne. Nawet się nie domyślam, co chce nimi osiągnąć.
- Czujesz, że bolą cię mięśnie, tak jakbyś intensywnie ćwiczyła? - dopytuje dalej.
- Nie - odpowiadam grzecznie. - Czy to już koniec? Chce mi się pić. Bardzo, bardzo, bardzo.
Andrew ściska nasadę nosa i chyba traci cierpliwość. Postanawiam już być cicho, żeby nie narazić się na jego gniew.
- Jeśli będziesz ładnie odpowiadać, to zaraz skończymy. Ostatnia prośba, dobrze? - Zadaje pytanie niepewnie. Kiwam szybko głową, ponieważ jestem już w stanie myśleć tylko o wodzie. - Rozepnij górną część koszuli i pokaż mi szyję.
- Zwariowałeś?! - Patrzę na niego w niedowierzaniu.
Chłopak oddycha głęboko i unika mojego wzroku.
- Nie proszę cię, żebyś się przede mną rozbierała, ani, żebyś pokazała mi piersi - odpowiada w końcu. - Proszę jedynie, żebyś odsłoniła szyję. - Spełniam jego prośbę, ponieważ chcę mieć już to za sobą. Jestem skrępowana. Andrew z kolei jeszcze bardziej się przybliża - o ile to możliwe - i ze skupieniem przygląda się mojej skórze. - Dobrze, teraz odgarnij włosy.
- Nawet Elton nie miał takiego bzika - wypalam i od razu tego żałuję.
Natychmiast spogląda na mnie złowrogo.
Po oględzinach Andrew prostuje się z uśmiechem.
- Wygląda na to, że nikt - kładzie nacisk na to słowo - nie zrobił ci krzywdy. Nie masz malinek ani innych oznak. Nie jestem jednak ekspertem, musi cię zbadać lekarz.
Patrzę na niego zszokowana.
Lekarz?
Przełykam nerwowo ślinę. Nigdy nie spodziewałam się, że impreza może przynieść takie konsekwencje.
- Zaraz przyniosę ci wodę. - Andrew uśmiecha się pokrzepiająco i znika za drzwiami kuchni.
Nie potrafi mnie jednak uspokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro