Rozdział 17.
Budzą mnie promienie słoneczne. Noce są coraz cieplejsze, więc nie dziwię się wcale, że kołdrę zrzuciłam przez sen.
Spoglądam na zegar i dostrzegam, iż wskazówka wskazuje godzinę ósmą.
Przeciągam się i postanawiam wstać. Być może to niepokojące, zważywszy na fakt, że mam wakacje, ale dzisiaj pragnę trafić na trening do lady Louise punktualnie, a co za tym idzie, zjeść na czas śniadanie i może trochę poćwiczyć.
Co jak co, ale wspaniały występ nie zrealizuje się bez odpowiednio przygotowanych tancerzy.
Wstaję z łóżka i pierwsze co robię to sprawdzenie powiadomień na telefonie. Dostałam tylko jednego sms-a, który jest od Johna. Pyta, czy jeszcze śpię.
Postanawiam do nich w końcu zadzwonić, ponieważ, muszę przyznać, zdążyłam się za nimi stęsknić.
W telefonie wybrzmiewa sygnał, potem następny oraz jeszcze jeden.
— Holiday?! — krzyczy do słuchawki moja rodzicielka.
— A kto inny? — pytam, przewracając oczyma, choć wiem, że i tak tego nie widzi.
Ale pewnie się domyśla.
Moja mama jest jak ninja — potrafi przewidzieć każdy mój gest z dokładnością do jednej pomyłki na dziesięć możliwych.
— Nie przewracaj oczyma, dziecko, bo tak ci zostanie. — A nie mówiłam?
— Dobrze, mamo. Co u was słychać? — Przeszukuję walizkę w celu znalezienia jakiejś luźnej bluzki i dresowych szortów. I obiecuję sobie, po raz kolejny, że w końcu się rozpakuję.
— Jest cudownie! — Nie dziwię się entuzjazmowi mamy. Gdybym obecnie przebywała wśród urokliwych uliczek Rzymu, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na globie. — Alan jest taki kochany! Zabiera mnie wieczorami na kolacje, a wczoraj piliśmy nawet chłodnego szampana przy Villa d'Este. Jedliśmy truskawki w czekoladzie i...
— A co u Johna? — Przerywam jej, bo nasza rozmowa zaczyna przypominać bardziej monolog. Wokół mnie rośnie coraz to większa sterta ubrań.
— Co? — Mama zdaje się nie rozumieć mojej dygresji. — Ach, J. Oczywiście nie chodzi z nami. Wyobrażasz sobie, żeby twoje dziecko poszło z tobą na randkę? — Zaczyna śmiać się niczym nastolatka. Z jednej strony to całkiem pozytywne, ale z drugiej, zaczyna mnie to trochę irytować. Świadomość tego, że moi rodzice wciąż przeżywają więcej ode mnie, jeśli chodzi o sferę uczuciową, jest przytłaczająca. — W sumie to dobrze, że zarezerwowaliśmy mu osobną sypialnię — mruczy pod nosem.
— Słucham? — Czy tylko ja odczytałam w tym podtekst?
— Och, Holi. Czy ty naprawdę myślisz, że jesteśmy z ojcem już tak starzy, że zapomnieliśmy o tym, co siedzi wam, młodym w głowach? Odpowiedź brzmi, nie. — Robię się cała czerwona na twarzy, ale wkrótce potem moje zawstydzenie osiąga apogeum. — A właśnie. — Mama robi się dziwnie podejrzliwa. — Jeśli chodzi o te sprawy... Mam nadzieję, że nie robisz z Andrew żadnych nieodpowiedzialnych rzeczy, co?
— Mamo! — piszczę do słuchawki.
— No co? Wiem, że miłość rządzi się własnymi prawami, ale na twoim miejscu jeszcze bym się wstrzymała. Seks to piękna sprawa, ale powinnaś mieć pewność, że to ta najważniejsza osoba.
Nie rozumiem kierunku, w którym zmierza to rozmowa.
— Jest John? — pytam z nadzieją.
— Wolisz o tym porozmawiać z nim? W porządku, ale wiedz, że ja zawsze służę rozmową...
— Nie wątpię — mruczę pod nosem i wyjmuję z walizki to, czego tak długo szukałam.
— John! — krzyczy mama tak głośno, że muszę odsunąć telefon od ucha. — Holiday dzwoni. Zaraz przyjdzie, kochanie. Uważaj na siebie, dobrze?
— Jasne. Zawsze uważam.
— Nie przesadzaj z treningami. Obie dobrze wiemy, że masz do tego tendencje — poucza mnie swoim matczynym głosem. — Już daję Johna. Ucałuj Andrew od nas. Tylko nie za mocno! — Śmieje się znacząco, a później na linii następują szelesty. Dochodzę do wniosku, że moja rodzicielka przekazuje właśnie telefon Johnowi.
— Tak? — Słyszę w słuchawce jego ciepły głos i oddycham z ulgą.
— J, powiedz mi, co... — Chcę zapytać, co dzieje się z mamą, ale chłopak mi przerywa.
— Poczekaj chwilkę. — Słyszę trzask drzwi i domyślam się, że J ucieka przed wścibstwem mojej mamy. — Możesz mówić. — Jestem niemal pewna, że w tej chwili się uśmiecha.
— Powiedz mi, co stało się z mamą?
— Nic nie mów. — Chłopak wzdycha z rezygnacją.— Odkąd tu przyjechali zamienili się w parę zakochanych nastolatków. Ciągle chodzą na randki, spacery przy świetle księżyca, ojciec kupuje mamie kwiaty i tak codziennie. Już niedługo nie będą mieli, gdzie ich stawiać. — Skarży mi się J. — Naprawdę, Holi, odnoszę wrażenie, że to ja jestem ich rodzicem. A jest na odwrót.
— Może chcą cię zmotywować do znalezienia dziewczyny? — Chichoczę cicho.
— Na razie nie odczuwam potrzeby znalezienia jej. — John wzdycha. — Jakby tego było mało, ojciec ostatnio wziął mnie na rozmowę. Chciał mnie uświadomiać, rozumiesz to?! A przeprowadzał ze mną już taką rozmowę, gdy miałem jedenaście lat.
Przez chwilę zastanawiam się o jaki rodzaj uświadomienia tutaj chodzi, ale przypominam sobie, że ta rozmowa toczy się wokół jednego, tak krępującego mnie tematu.
Znajduję odpowiedź.
— Oh, no... — Nie wiem, co odpowiedzieć.
— Ta, kupił mi nawet paczkę prezerwatyw.
— W sensie tata?
John prycha pod nosem.
— Nie, Święty Mikołaj. Holi, zejdź na ziemię. Ja naprawdę mam wrażenie, że przeszkadzam im w tych harcach. Żałuję, że nie zostałem z tobą.
— Nic nie zwiedzacie?
— Zwiedzamy, jasne, że tak. Tata codziennie maluje jakieś projekty i opowiada nam o każdym, najmniejszym detalu. Nie potrzebujemy nawet przewodnika.
— Ale przecież to jest fajne — zauważam cicho.
— Holiday, to jest fajne dla ciebie, bo też interesujesz się architekturą. Ale ja nic z tego nie czaję. Ja skupiam się jedynie na pięknie, coś jest ładne to okej, ale nie obchodzi mnie z jakiego kamienia coś zbudowano albo z którego wieku najprawdopodobniej pochodzi jakiś budynek. Mama tradycyjnie robi milion zdjęć. Chociaż na prawie każdym z nich są oni sami.
— Masz sypialnię sam dla siebie. W tym hotelu są naprawdę duże pomieszczenia. Nie czujesz się samotny? — Chcę go zapytać, czy kogoś sobie znalazł, ale nie umiem zadać mu pytania wprost. Odnoszę wrażenie, że mogłoby być to wścibskie.
— Jeśli pijesz do tego, czy znalazłem dziewczynę, to odpowiedź brzmi nie. — John bez trudu odczytuje moje zamiary.
— Naprawdę nie ma żadnych ładnych dziewczyn? Ani jednej?
— Co z tego, że są? Holiday, błagam. Jak niby miałbym się spotykać z dziewczyną, która mieszkała by tak daleko ode mnie? Związek na odległość nie ma szans, tym bardziej, jeśli chodzi o dwa różne kontynenty.
Taki właśnie jest mój brat — nigdy nie kieruje się sercem i uczuciem, ale zawsze wybiera to, co podpowiada rozum.
— Wybacz, siostra. Mam zły humor, bo nie mogę spać.
— Dlaczego? — pytam zdziwiona.
— Bo za ścianą wciąż słyszę jęki. — Sam jęczy mi do ucha, pokazując tym samym swoją frustrację. — I jeśli myślisz, że to sąsiedzi, to się mylisz.
— Może to dobrze, że rodzice się kochają — zauważam. — Tak narzekamy na to, że wciąż powodzi im się w miłości, a przecież o wiele gorzej byłoby wtedy, gdyby rodzice, nie daj Boże, się rozstali.
John chwilę milczy, analizując zapewne to, co powiedziałam.
— Może masz rację — przyznaje w końcu. — Ale powiedz mi lepiej, co słychać u ciebie i Andrew?
Zastanawiam się, co mu odpowiedzieć.
Powiedzieć prawdę, czy skłamać?
Jeśli powiem wszystko zgodnie z realiami, John zacznie się zamartwiać.
Co z tego, że jest osiłkiem, skoro każde, najdrobniejsze niepowodzenie, przeżywa dwa razy mocniej? Jeszcze bardziej zepsuję mu wakacje i w rezultacie już kompletnie nie będzie miał powodów do radości.
— Wszystko w porządku. — Wymuszam na sobie wesoły głos.
— Na pewno? — pyta podejrzliwie. — Czy Andrew zachowuje się przyzwoicie? Nie dobiera się do ciebie? Traktuje cię z szacunkiem? Tylko powiedz. Jeden telefon i z nim pogadam.
Jego troska chwyta mnie za serce.
— Wszystko w porządku, naprawdę. Andrew jest serio miły i w życiu bym nie powiedziała, że tak się zmienił — kłamię. Słyszę jak J oddycha z ulgą. — Mam nawet swoją sypialnię. — Postanawiam opowiedzieć o czymś, co naprawdę wywołuje na mojej twarzy uśmiech.
— I jak? Wpisuje się w twoje gusta?
— Nawet nie wiesz jak bardzo. — Śmieję się tylko, ponieważ w końcu mówię prawdę. — Mam widok na zatokę, wiesz, tę najbliższą naszego domu. Co więcej, Andrew ma dostęp do prywatnej plaży. Jest nawet moja prywatna łazienka i garderoba i obrazy związane z baletem. Jest pięknie.
— Z tego co mówisz, wynika, że masz bardzo dużą sypialnię — zauważa John, a ja już wiem do czego zmierza. — Nie czujesz się w niej samotnie?
— Czuję, bo nie ma cię obok. — Żartuję.
Tym razem dochodzi do mnie głos taty, który mówi, że zaraz wychodzą.
— Będę musiał się zbierać, siostra. Rodzice znowu chcą wyruszyć na podbój zabytków. Trzymaj za mnie kciuki. Czuję się jak gej, kiedy rodzice co chwilę się całują, a mi do dyspozycji zostaje moja ręka.
— Może rzeczywiście nim jesteś? — Zadaję pytanie, chcąc trochę go podenerwować.
— Za to powinienem się obrazić. — J udaje, że jest zły. — Słuchaj, Holi. Wiem, że to co mówisz jest kłamstwem. Znam cię od urodzenia i serio, musiałem nawet przebierać cię z brudnych pieluch. Widziałem cię na nocniku i dysponuję twoimi zdjęciami z moimi bokserkami na głowie...
— Nie wiem do czego zmierzasz. — Jestem trochę zawstydzona i podobnie jak za każdym razem w takich momentach, zaczynam się modlić o to, aby nie przyszło Johnowi do głowy, pokazanie tych zdjęć szerszemu gronu.
— Po prostu na siebie uważaj, okej? Jeżeli będzie naprawdę tragicznie, a Drew zacznie przeginać, nie wahaj się, tylko zadzwoń. Przecież zawsze będę starał się pomóc. I zanim odpowiesz, nie becz mi do słuchawki. Wiem, że jestem uroczy, ale wolałbym doprowadzać kogoś innego do łez.
— Dzięki. — Jestem w stanie z siebie wydusić.
— Dobra, ostatnie pytanie. Chcesz do telefonu tatę?
Przez chwilę się zastanawiam, ale moje spojrzenie ponownie ląduje na cyferblacie. Dostrzegam, iż z czasem jestem trochę na bakier, a muszę zrobić jeszcze kilka istotnych rzeczy przed wyjściem.
Ciepłej kąpieli, nie wykluczając.
— Wiesz co, J? Ucałuj go mocno ode mnie i przekaż, że zadzwonię na wieczór. Jeszcze się nie ogarnęłam, a niedługo zacznie się trening.
— Rozumiem. Cóż, mam nadzieję, że nie robisz tego, o co podejrzewa cię mama. — Śmieje się J. — Uważaj jeszcze raz na siebie. Trzymaj się.
Odpowiadam tym samym i połączenie zostaje przerwane.
Chwytam w dłonie przygotowane ubrania oraz potrzebne przybory kosmetyczne i z lepszym humorem kieruję się do pomieszczenia łazienkowego.
Jestem wdzięczna za to, iż moi bliscy za każdym razem potrafią poprawić mi humor.
------------------------------------------------------------ Dzisiaj coś lekkiego i z lekka głupiego, bo mam tak podły nastrój, że musiałam poprawić sobie humor 😂😂
Internat w tym roku doprowadza mnie na skraj załamania psychicznego xD
Co do poprawek to chyba zabiorę się za to podczas jakiejś dłuższej przerwy od szkoły, bo serio nie mam czasu 😢😢
Pozdrawiam ciepło i ślę uściski! 💕👐
Wasza Firefly ;) 🐜🐝
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro