Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17.

Budzą mnie promienie słoneczne. Noce są coraz cieplejsze, więc nie dziwię się wcale, że kołdrę zrzuciłam przez sen.

Spoglądam na zegar i dostrzegam, iż wskazówka wskazuje godzinę ósmą.

Przeciągam się i postanawiam wstać. Być może to niepokojące, zważywszy na fakt, że mam wakacje, ale dzisiaj pragnę trafić na trening do lady Louise punktualnie, a co za tym idzie, zjeść na czas śniadanie i może trochę poćwiczyć.

Co jak co, ale wspaniały występ nie zrealizuje się bez odpowiednio przygotowanych tancerzy.

Wstaję z łóżka i pierwsze co robię to sprawdzenie powiadomień na telefonie. Dostałam tylko jednego sms-a, który jest od Johna. Pyta, czy jeszcze śpię.

Postanawiam do nich w końcu zadzwonić, ponieważ, muszę przyznać, zdążyłam się za nimi stęsknić.

W telefonie wybrzmiewa sygnał, potem następny oraz jeszcze jeden.

— Holiday?! — krzyczy do słuchawki moja rodzicielka.

— A kto inny? — pytam, przewracając oczyma, choć wiem, że i tak tego nie widzi.

Ale pewnie się domyśla.

Moja mama jest jak ninja — potrafi przewidzieć każdy mój gest z dokładnością do jednej pomyłki na dziesięć możliwych.

— Nie przewracaj oczyma, dziecko, bo tak ci zostanie. — A nie mówiłam?

— Dobrze, mamo. Co u was słychać? — Przeszukuję walizkę w celu znalezienia jakiejś luźnej bluzki i dresowych szortów. I obiecuję sobie, po raz kolejny, że w końcu się rozpakuję. 

— Jest cudownie! — Nie dziwię się entuzjazmowi mamy. Gdybym obecnie przebywała wśród urokliwych uliczek Rzymu, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na globie. — Alan jest taki kochany! Zabiera mnie wieczorami na kolacje, a wczoraj piliśmy nawet chłodnego szampana przy Villa d'Este. Jedliśmy truskawki w czekoladzie i...

— A co u Johna? — Przerywam jej, bo nasza rozmowa zaczyna przypominać bardziej monolog. Wokół mnie rośnie coraz to większa sterta ubrań.

— Co? — Mama zdaje się nie rozumieć mojej dygresji. — Ach, J. Oczywiście nie chodzi z nami. Wyobrażasz sobie, żeby twoje dziecko poszło z tobą na randkę? — Zaczyna śmiać się niczym nastolatka. Z jednej strony to całkiem pozytywne, ale z drugiej, zaczyna mnie to trochę irytować. Świadomość tego, że moi rodzice wciąż przeżywają więcej ode mnie, jeśli chodzi o sferę uczuciową, jest przytłaczająca. — W sumie to dobrze, że zarezerwowaliśmy mu osobną sypialnię — mruczy pod nosem.

— Słucham? — Czy tylko ja odczytałam w tym podtekst?

— Och, Holi. Czy ty naprawdę myślisz, że jesteśmy z ojcem już tak starzy, że zapomnieliśmy o tym, co siedzi wam, młodym w głowach? Odpowiedź brzmi, nie. — Robię się cała czerwona na twarzy, ale wkrótce potem moje zawstydzenie osiąga apogeum. — A właśnie. — Mama robi się dziwnie podejrzliwa. — Jeśli chodzi o te sprawy... Mam nadzieję, że nie robisz z Andrew żadnych nieodpowiedzialnych rzeczy, co?

— Mamo! — piszczę do słuchawki.

— No co? Wiem, że miłość rządzi się własnymi prawami, ale na twoim miejscu jeszcze bym się wstrzymała. Seks to piękna sprawa, ale powinnaś mieć pewność, że to ta najważniejsza osoba.

Nie rozumiem kierunku, w którym zmierza to rozmowa.

— Jest John? — pytam z nadzieją.

— Wolisz o tym porozmawiać z nim? W porządku, ale wiedz, że ja zawsze służę rozmową...

— Nie wątpię — mruczę pod nosem i wyjmuję z walizki to, czego tak długo szukałam.

— John! — krzyczy mama tak głośno, że muszę odsunąć telefon od ucha. — Holiday dzwoni. Zaraz przyjdzie, kochanie. Uważaj na siebie, dobrze?

— Jasne. Zawsze uważam.

— Nie przesadzaj z treningami. Obie dobrze wiemy, że masz do tego tendencje — poucza mnie swoim matczynym głosem. — Już daję Johna. Ucałuj Andrew od nas. Tylko nie za mocno! — Śmieje się znacząco, a później na linii następują szelesty. Dochodzę do wniosku, że moja rodzicielka przekazuje właśnie telefon Johnowi.

— Tak? — Słyszę w słuchawce jego ciepły głos i oddycham z ulgą.

— J, powiedz mi, co... — Chcę zapytać, co dzieje się z mamą, ale chłopak mi przerywa.

— Poczekaj chwilkę. — Słyszę trzask drzwi i domyślam się, że J ucieka przed wścibstwem mojej mamy. — Możesz mówić. — Jestem niemal pewna, że w tej chwili się uśmiecha.

— Powiedz mi, co stało się z mamą?

— Nic nie mów. — Chłopak wzdycha z rezygnacją.— Odkąd tu przyjechali zamienili się w parę zakochanych nastolatków. Ciągle chodzą na randki, spacery przy świetle księżyca, ojciec kupuje mamie kwiaty i tak codziennie. Już niedługo nie będą mieli, gdzie ich stawiać. — Skarży mi się J. — Naprawdę, Holi, odnoszę wrażenie, że to ja jestem ich rodzicem. A jest na odwrót.

— Może chcą cię zmotywować do znalezienia dziewczyny? — Chichoczę cicho.

— Na razie nie odczuwam potrzeby znalezienia jej. — John wzdycha. — Jakby tego było mało, ojciec ostatnio wziął mnie na rozmowę. Chciał mnie uświadomiać, rozumiesz to?! A przeprowadzał ze mną już taką rozmowę, gdy miałem jedenaście lat.

Przez chwilę zastanawiam się o jaki rodzaj uświadomienia tutaj chodzi, ale przypominam sobie, że ta rozmowa toczy się wokół jednego, tak krępującego mnie tematu. 

Znajduję odpowiedź.

— Oh, no... — Nie wiem, co odpowiedzieć.

— Ta, kupił mi nawet paczkę prezerwatyw. 

— W sensie tata?

John prycha pod nosem.

— Nie, Święty Mikołaj. Holi, zejdź na ziemię. Ja naprawdę mam wrażenie, że przeszkadzam im w tych harcach. Żałuję, że nie zostałem z tobą.

— Nic nie zwiedzacie?

— Zwiedzamy, jasne, że tak. Tata codziennie maluje jakieś projekty i opowiada nam o każdym, najmniejszym detalu. Nie potrzebujemy nawet przewodnika.

— Ale przecież to jest fajne — zauważam cicho.

— Holiday, to jest fajne dla ciebie, bo też interesujesz się architekturą. Ale ja nic z tego nie czaję. Ja skupiam się jedynie na pięknie, coś jest ładne to okej, ale nie obchodzi mnie z jakiego kamienia coś zbudowano albo z którego wieku najprawdopodobniej pochodzi jakiś budynek. Mama tradycyjnie robi milion zdjęć. Chociaż na prawie każdym z nich są oni sami.

— Masz sypialnię sam dla siebie. W tym hotelu są naprawdę duże pomieszczenia. Nie czujesz się samotny? — Chcę go zapytać, czy kogoś sobie znalazł, ale nie umiem zadać mu pytania wprost. Odnoszę wrażenie, że mogłoby być to wścibskie.

— Jeśli pijesz do tego, czy znalazłem dziewczynę, to odpowiedź brzmi nie. — John bez trudu odczytuje moje zamiary.

— Naprawdę nie ma żadnych ładnych dziewczyn? Ani jednej?

— Co z tego, że są? Holiday, błagam. Jak niby miałbym się spotykać z dziewczyną, która mieszkała by tak daleko ode mnie? Związek na odległość nie ma szans, tym bardziej, jeśli chodzi o dwa różne kontynenty.

Taki właśnie jest mój brat — nigdy nie kieruje się sercem i uczuciem, ale zawsze wybiera to, co podpowiada rozum.

— Wybacz, siostra. Mam zły humor, bo nie mogę spać.

— Dlaczego? — pytam zdziwiona.

— Bo za ścianą wciąż słyszę jęki. — Sam jęczy mi do ucha, pokazując tym samym swoją frustrację. — I jeśli myślisz, że to sąsiedzi, to się mylisz. 

— Może to dobrze, że rodzice się kochają — zauważam. — Tak narzekamy na to, że wciąż powodzi im się w miłości, a przecież o wiele gorzej byłoby wtedy, gdyby rodzice, nie daj Boże, się rozstali.

John chwilę milczy, analizując zapewne to, co powiedziałam.

— Może masz rację — przyznaje w końcu. — Ale powiedz mi lepiej, co słychać u ciebie i Andrew?

Zastanawiam się, co mu odpowiedzieć. 

Powiedzieć prawdę, czy skłamać?

Jeśli powiem wszystko zgodnie z realiami, John zacznie się zamartwiać.

Co z tego, że jest osiłkiem, skoro każde, najdrobniejsze niepowodzenie, przeżywa dwa razy mocniej? Jeszcze bardziej zepsuję mu wakacje i w rezultacie już kompletnie nie będzie miał powodów do radości.

— Wszystko w porządku. — Wymuszam na sobie wesoły głos.

— Na pewno? — pyta podejrzliwie. — Czy Andrew zachowuje się przyzwoicie? Nie dobiera się do ciebie? Traktuje cię z szacunkiem? Tylko powiedz. Jeden telefon i z nim pogadam.

Jego troska chwyta mnie za serce.

— Wszystko w porządku, naprawdę. Andrew jest serio miły i w życiu bym nie powiedziała, że tak się zmienił —  kłamię. Słyszę jak J oddycha z ulgą. — Mam nawet swoją sypialnię. — Postanawiam opowiedzieć o czymś, co naprawdę wywołuje na mojej twarzy uśmiech.

— I jak? Wpisuje się w twoje gusta?

— Nawet nie wiesz jak bardzo. — Śmieję się tylko, ponieważ w końcu mówię prawdę. — Mam widok na zatokę, wiesz, tę najbliższą naszego domu. Co więcej, Andrew ma dostęp do prywatnej plaży. Jest nawet moja prywatna łazienka i garderoba i obrazy związane z baletem. Jest pięknie.

— Z tego co mówisz, wynika, że masz bardzo dużą sypialnię — zauważa John, a ja już wiem do czego zmierza. — Nie czujesz się w niej samotnie?

— Czuję, bo nie ma cię obok. — Żartuję.

Tym razem dochodzi do mnie głos taty, który mówi, że zaraz wychodzą.

— Będę musiał się zbierać, siostra. Rodzice znowu chcą wyruszyć na podbój zabytków. Trzymaj za mnie kciuki. Czuję się jak gej, kiedy rodzice co chwilę się całują, a mi do dyspozycji zostaje moja ręka.

— Może rzeczywiście nim jesteś? — Zadaję pytanie, chcąc trochę go podenerwować.

— Za to powinienem się obrazić. — J udaje, że jest zły. — Słuchaj, Holi. Wiem, że to co mówisz jest kłamstwem. Znam cię od urodzenia i serio, musiałem nawet przebierać cię z brudnych pieluch. Widziałem cię na nocniku i dysponuję twoimi zdjęciami z moimi bokserkami na głowie...

— Nie wiem do czego zmierzasz. — Jestem trochę zawstydzona i podobnie jak za każdym razem w takich momentach, zaczynam się modlić o to, aby nie przyszło Johnowi do głowy, pokazanie tych zdjęć szerszemu gronu.

— Po prostu na siebie uważaj, okej? Jeżeli będzie naprawdę tragicznie, a Drew zacznie przeginać, nie wahaj się, tylko zadzwoń. Przecież zawsze będę starał się pomóc. I zanim odpowiesz, nie becz mi do słuchawki. Wiem, że jestem uroczy, ale wolałbym doprowadzać kogoś innego do łez.

— Dzięki. — Jestem w stanie z siebie wydusić.

— Dobra, ostatnie pytanie. Chcesz do telefonu tatę?

Przez chwilę się zastanawiam, ale moje spojrzenie ponownie ląduje na cyferblacie. Dostrzegam, iż z czasem jestem trochę na bakier, a muszę zrobić jeszcze kilka istotnych rzeczy przed wyjściem.

Ciepłej kąpieli, nie wykluczając.

— Wiesz co, J? Ucałuj go mocno ode mnie i przekaż, że zadzwonię na wieczór. Jeszcze się nie ogarnęłam, a niedługo zacznie się trening.

— Rozumiem. Cóż, mam nadzieję, że nie robisz tego, o co podejrzewa cię mama. — Śmieje się J. — Uważaj jeszcze raz na siebie. Trzymaj się.

Odpowiadam tym samym i połączenie zostaje przerwane. 

Chwytam w dłonie przygotowane ubrania oraz potrzebne przybory kosmetyczne i z lepszym humorem kieruję się do pomieszczenia łazienkowego.

Jestem wdzięczna za to, iż moi bliscy za każdym razem potrafią poprawić mi humor.

------------------------------------------------------------ Dzisiaj coś lekkiego i z lekka głupiego, bo mam tak podły nastrój, że musiałam poprawić sobie humor 😂😂
Internat w tym roku doprowadza mnie na skraj załamania psychicznego xD
Co do poprawek to chyba zabiorę się za to podczas jakiejś dłuższej przerwy od szkoły, bo serio nie mam czasu 😢😢
Pozdrawiam ciepło i ślę uściski! 💕👐
Wasza Firefly ;) 🐜🐝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro