Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Andrew 7.


Komentuje, ja serio nie gryzę xd

Kendall wybiera jeden z droższych lokali w okolicy. Zastanawiam się skąd wiedziała, że to właśnie tutaj oferują najlepsze drinki. 

Zdaję sobie sprawę, że to nie jest wcale takie trudne - dwudziesty pierwszy wiek, umożliwia znalezienie nawet największej meliny w mieście, z dokładnością do jednej sekundy kątowej.

Już od wejścia można usłyszeć klubową muzykę, która, biorąc pod uwagę to, że bar znajduje się w podziemiach, będzie jeszcze głośniejsza. 

Hałas przeszkadza mi tylko na początku. Wspomnienia sprawiają, że nie potrafię się odprężyć, ale gdy przyzwyczajam się do sytuacji, odnajduję w sobie dawną radość z tego rodzaju rozrywki. 

Spostrzegając, że moja towarzyszka jest pewna siebie, dochodzę do wniosku, że ze spokojem znowu mogę się bawić. 

Klub nie spieprzył ci życia. Zrobił to Charles.

Dziewczyna prowadzi mnie w stronę długiego, a przede wszystkim dobrze zaopatrzonego baru, najwidoczniej doskonale wiedząc, gdzie powinniśmy się kierować. 

Wita się z barmanem szerokim uśmiechem, mrużąc przy tym kąciki oczu. Nie znam mężczyzny za kontuarem, zapewne nowego w tym lokalu, bo nigdy wcześniej go tutaj nie spotkałem. Stąd, znajomość tej dwójki wzbudza we mnie niepokój i, co mnie zastanawia, wywołuje uczucie zazdrości.

Nie podoba mi się to...

- Więc? - odchrząkuję. - Na co masz ochotę? - Zadaję pytanie, lustrując bogatą ofertę alkoholi, zamkniętych w kolorowe butelki, ustawione na podświetlanych ladach. - Oczywiście ja stawiam - dodaję szybko, przenosząc spojrzenie na długonogą dziewczynę.

W zasadzie, myśląc o niej, mam dylemat, czy bardziej skupić się na podziwianiu jej włosów, czy innych części ciała. 

Jedno jest pewne, Kendall jest tak nieziemsko piękna, że nikt nie może tego kwestionować. 

- Nie sądziłam, że jesteś aż tak szczodry. - Uśmiecha się kokieteryjnie, a moje serce już nie wyrywa się do przodu. Właśnie stanęło i chyba zapomniało o tym szybkim biegu, w którym wcześniej brało udział.

Podziwiam jej profil, gdy z ciekawością przegląda półki. Jej nos jest lekko zadarty, rzęsy długie i podkręcone. 

Przypominam sobie, że oczy Holiday okolone są rudymi włoskami i przed każdym wyjściem musi naprawdę mocno się postarać, aby każdą z nich równomiernie potraktować tuszem.

Tymczasem, modelka nie potrzebuje tych wszystkich zabiegów, aby wciąż wyglądać pięknie. Podoba mi się to, że przez brak makijażu wygląda obłędnie nie tylko w dzień, ale również rano, gdy dopiero wstaje z łóżka.

Przełykam ślinę speszony i zagryzam ze zdenerwowania wargę.

Człowieku, jesteś tu z inną dziewczyną, więc chociaż raz się ogarnij i przestań lecieć na dwa fronty.

- Jakiego drinka wybierasz? - Przerywam krępującą ciszę. 

Spoglądam przez ramię na scenę i dopiero teraz zauważam, że dzisiaj muzyka nie wydobywa się z klubowych głośników. 

Tym razem wynajęli jakąś kapelę, która gra na żywo i, cholera, muszę przyznać, że wymiatają.

Odwracam się, gdy na swoim ramieniu ląduje ciepła dłoń dziewczyny.

Czy nawet jej palce muszą być tak kobiece?! Długie i smukłe...

- Och, Drew. - Śmieje się perliście. Coś w moim żołądku się przewraca. Czuję się niczym gorące jądro ziemi, które niemal eksploduje od nadmiaru żelaza. - Na litość boską, królu* - chrypie. W kącikach jej ust czai się uśmiech. - Czy ośmieliłbyś się zaserwować damie jakiegoś podrzędnego, babskiego drinka? Prawdziwe kobiety piją whiskey...

Wybucha zaraźliwym śmiechem, spostrzegając moją zaskoczoną minę.

- Też lubisz Bułhakowa? - Ożywiam się. - Sparafrazowałaś jeden z moich ulubionych cytatów - uzupełniam.

Spogląda na mnie zaskoczona.

- Naprawdę?! - dziwi się. - Nigdy nie spodziewałabym się, że możemy mieć tyle wspólnego... "Mistrz i Małgorzata" to jedna z moich ulubionych książek. Moi znajomi nigdy nie rozumieli zamiłowania do tego typu lektur. A szkoda. Wiele tracą, prawda? - Smutny grymas spowija jej twarz.

Patrzę na nią jak w obrazek i zastanawiam się, czemu nie spotkałem jej wcześniej. 

- To zupełnie jak Holi. Tyle razy namawiałem ją do zapoznania się z tym fenomenalnym tekstem. Ba! Ja nawet czytałem jej fragmenty, a ona do tej pory nie daje się namówić, aby poznać ten ponadczasowy utwór. Wiesz, w zasadzie nigdy nikomu o tym nie mówiłem, ale wiele moich piosenek, w jakiś sposób, nawiązuje właśnie do Bułhakowa. Lubię się nim inspirować - zwierzam się. W napięciu oczekuję reakcji na to intymne wyznanie. 

Dziewczyna usadawia się na krześle barowym i przez chwilę analizuje to, co powiedziałem. 

- Doskonale cię rozumiem. - Uśmiecha się promiennie, ja oddycham z ulgą. - Kto to jest Holiday? - zagaja niewinnie, przyjmując od barmana szklankę z trunkiem. W podzięce, podnosząc kącik malinowych ust.

Dobre pytanie.

Kim dla ciebie jest, Drew?

- Holiday to... przyjaciółka - dokańczam niepewnie. 

Poczucie winy przysłania moje pole widzenia. Dlatego, aby je uciszyć, czym prędzej moczę usta w alkoholu.

Obserwuję ją kątem oka, zwracając uwagę nawet na to, w jaki sposób przełyka. Wiem, że to wychodzi dalece poza granice rozsądku, ale nie potrafię nic poradzić, że gdzieś już go zgubiłem.

Zdaję sobie sprawę również z innej rzeczy. 

Zaczyna kręcić mnie to, że Kendall nie udaje. Postępuje jak prawdziwa ona, bez przybierania fałszywej maski.

Dotychczas, dziewczyny zachowywały się przy mnie sztucznie. Zamawiały kolorowe drinki z parasolkami, starały się zwrócić moją uwagę, flirtując w niemy sposób, nawet przy przełykaniu.

Brązowowłosa dziewczyna nie należy do tej zwodniczej grupy. Nie udaje kogoś, kim nie jest i nie czuje się zawstydzona, gdy odrobina trunku skapuje na jej dekolt.

Dochodzę do wniosku, że różnica wieku między Holiday a mną, w rzeczywistości jest ogromną przeszkodą.

Przez to, że nadal nie jest pełnoletnia, patrzy krzywo, gdy sięgam po alkohol lub żartuję na tematy bardziej intymne.

Jest jeszcze dzieckiem.

Ogranicza cię.

- Powinieneś zaprosić ją do studia - rzuca propozycję Kendall. - Widzę, że jest dla ciebie ważna. Chciałabym ją poznać. - Wzrusza ramionami.

Cicho śmieję się pod nosem. Jestem pewien, że Marchewka zanudziłaby się na śmierć, obserwując mnie zza szklanej szyby.

- Nie, to raczej kiepski pomysł - oponuję. - Ona kompletnie nie zna się na muzyce - przyznaję. - Poza tym, Charles w życiu nie ucieszyłby się z dodatkowych gapiów.

- Dajże spokój! - ożywia się. - Ten pomysł jest ge-nia-lny! - Przyklaskuje w ręce. Wyciąga z torebki komórkę i szybkimi ruchami kciuków stuka w ekran. - Och, twój menadżer jest szybki. - Uradowana wita sygnał nowej wiadomości. Przystawia telefon tuż przed moją twarz. - Widzisz? Charles z chęcią się zgodził na dodatkowych gości. Pojutrze nie ma ani jego, ani Rick'a. Będą załatwiać szczegóły dotyczące twojego wywiadu... Nie bądź do niego taki uprzedzony. Jesteś wielkim szczęściarzem, że Charpentier'a masz na wyłączność. To wpływowy człowiek.

Dobra, w tym monecie mam wrażenie, że Kendall urwała się z choinki. Nie chcę jednak się kłócić, bo dopiero się poznaliśmy. Dziewczyna nie miała okazji do przekonania się na własnej skórze jaki potrafi być mój menadżer.

Martwi mnie to, że zna więcej szczegółów, dotyczących mojego grafiku, niż ja sam.

- Następną szklaneczkę, proszę! - Dziewczyna przywołuje barmana pstryknięciem palców i odwraca się do mnie, niewinnie się uśmiechając. - Nie masz nic przeciwko, prawda? Tym razem ja stawiam. - Posyła mi perskie oczko.

- Nie ma mowy! - protestuję szybko. - Nie możesz pozbawiać mnie dobrego wychowania. 

- Jesteś taki uroczy. - Przybliża się odrobinę, a jej dłoń ląduje na moim kolanie. - Ale bardzo mi się to podoba. - Oblizuje wargi. - Cholernie mocno.

Wabiąca woń jej perfum jest niczym afrodyzjak. Gorąco uderza mi do twarzy, ale staram się kierować rozumem. 

Ona jest pijana!

Stanowczo strącam jej dłoń i wbijam spojrzenie w blat.

- Przepraszam. - Oblewa się rumieńcem. Jest zawstydzona. - Mam słabą głowę. Miałam trzymać łapy przy sobie... Sama nie wiem co strzeliło mi do głowy. Dobrze, że chociaż ty potrafisz kontrolować sytuację.

Kiwam jedynie na potwierdzenie jej słów, tracąc ochotę na dalszą rozmowę. 

Odwracam się na chwilę, lustrując tłum, a moje serce przyspiesza, gdy w objęciach jakiegoś obcego chłopaka, wyłapuję moją Holi.

Wstaję.

- Gdzie idziesz? - pyta Kendall.

Marchewka się odwraca w naszą stronę, umożliwiając mi dokładniejsze rozeznanie w sytuacji.

Dopiero teraz, widząc całą jej twarz, mam pewność, że to wcale nie jest Holiday.

Wariujesz.

- Ja, hmm... Chyba za dużo już wypiłem.

Dziewczyna patrzy na mnie jak na idiotę.

 - Wypiłeś dopiero jedną szklankę - zauważa. - Zresztą, nieważne . - Macha lekceważąco dłonią. W tym momencie, słyszę jej pisk. Dochodzę do wniosku, że jedna i pół szklanki whiskey, w jej przypadku, to stanowczo za dużo. Zaraz będę musiał zbierać ją z posadzki. - O matko! Słyszysz to? Przecież to Bohemian Rhapsody! Kocham ich. Ci faceci totalnie wymiatają! 

Nie muszę się odwracać do sceny, aby rozkoszować się tak dobrze znanymi dźwiękami gitary i słowami piosenki, które w mojej głowie zachowane są już od dawien dawna. 

Przymykam na chwilę oczy, śpiewając do przodu kolejne wersy. Dopiero teraz czuję się naprawdę wolny. 

Przypominają mi się wieczory mojego dzieciństwa, gdy wraz z rodzicami i Di, słuchaliśmy wspólnie piosenek tego zespołu. Czasem też śpiewaliśmy.

I może nie mieliśmy wtedy pieniędzy, ale, przysięgam, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na całym globie.

- Zatańczymy? - Kendall daje mi sójkę w bok i budzi mnie z tego chwilowego odrętwienia. 

Prawdę mówiąc, nie odczuwam takiej potrzeby, ale czułbym się winny, gdybym jej odmówił.

Przybieram, więc swój czarujący uśmiech i odpowiadam:

- Jasne.

Wtapiamy się w tłum ludzi, których jest tak wiele. Jestem zmuszony do zachowania bliskości z nowo poznaną kobietą.

Jej subtelne ruchy bioder przyczyniają się do tego, że sam zaczynam wariować. Kilka razy się o mnie ociera, sprawiając, że przełykam ślinę oraz zmuszam się do trzymania rąk przy sobie.

Nie chcę być postrzegany jako frajer, który reaguje na pierwszą lepszą dziewczynę.

Ale prawda jest taka, że Kendall nie wygląda jak pierwsza lepsza.

A ja nie uprawiałem seksu od naprawdę długiego czasu.

I z trudem panuję nad swoimi rozchwianymi hormonami.

Ręce dziewczyny lądują na mojej szyi, umożliwiając jej jeszcze bliższy kontakt.

Widzę, że porusza ustami, ale hałas uniemożliwia nam jakiekolwiek rozmowy.

- Nie słyszę cię! - krzyczę.

Kręci ze śmiechem głową. Staje na palcach, przyciągając mnie za szyję do siebie.

Jej palce są chłodne, dodatkowo, są doskonałym ukojeniem dla gorąca, które odczuwam.

- Chciałam tylko powiedzieć, że naprawdę się cieszę, że zgodziłeś się tutaj ze mną przyjść. Dziękuję! - Jej usta ocierają się o moje ucho. 

A później schodzą niżej.

I niżej...

I niżej...

Całuje linię mojej szczęki.

Ja zapominam.

Trację kontrolę.

Kieruje się w stronę moich ust, chcąc zamknąć je w swoich.

Wilgoć jaką po sobie pozostawia, jeszcze bardziej mnie nakręca.

Składa soczysty pocałunek w kąciku moich zaróżowionych warg, pragnąc przejść do meritum.

Ale właśnie wtedy się odsuwam, w porę się opamiętując. W życiu bym sobie nie wybaczył, gdybym zrobił coś tak okropnego Holiday.

Nie, kiedy nadal nie porozmawialiśmy o tym, co nas łączy.

Czuję błysk flesza i spanikowany odwracam się w tę stronę. Natychmiast strącam dłonie Kendall z mojej szyi.

Nie chcę, żeby zaistniała sytuacja wyglądała tak jednoznacznie, pozostawiając w głowach fanów, wizję nowego związku ich idoli.

- Hej, spokojnie! Chciałam tylko zrobić zdjęcie. - Macha mi telefonem przed twarzą. Widząc moją konsternację, uśmiecha się przepraszająco. - Nie chciałam cię wystraszyć. Jeśli chcesz, zaraz usunę to zdjęcie... 

Kręcę głową zagubiony. Nie wiem, co jej powiedzieć, a tym bardziej, jak się zachować.

Wiem, że Kendall nie jest niczemu winna, a jedynie ja, i cały ten chaos w mojej głowie, nad którym nie potrafię zapanować. 

Ale w końcu dociera do mnie, że Holiday jest zbyt ważna, aby ryzykować inną znajomością.

Wydaje mi się, że Brown nie pozbierała się jeszcze po tamtym rozstaniu, kilka lat temu, a co za tym idzie, nie wiadomo jak zareagowałaby na upozorowaną w mediach, moją nową zażyłość z piękną modelką.

- Słuchaj, Kendall. Muszę już iść, ktoś naprawdę na mnie czeka - deklaruję stanowczo, korzystając z chwilowej przerwy między piosenkami.

Odwracam się na pięcie, przeciskając się przez rozgrzane ciała innych.

Czuję się jak dupek.

__________________________________________________________________________________

* To peryfraza słów: 


"– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus."

(z książki: "Mistrz i Małgorzata")



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro