Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Z Własnego Wyboru...~

Sylwetka młodego człowieka na dachu, z dołu nie wróży nic dobrego...
Starsza kobieta zadzwoniła na policję widząc ten widok z drugiej strony ulicy, niż budynek.

Na miejscu zdarzenia znalazło się pół komendy z samym szefem policji, a rzadko można było go spotkać.
Zazwyczaj siedział w swoim biurze uzupełniając dokumentację...

Mężczyzna spojrzał w górę na budynek, od którego odbijały się światła syren radiowozów i karetek.
Widział on sylwetkę osoby, która siedziała na krawędzi budynku patrząc przed siebie... Zupełnie jakby nie widziała co się dzieje na dole...

---Wchodzę tam-- poinformował sowich ludzi i udał się do wejścia budynku.

Był to hotel, recepcjonistka zaprowadziła szefa policji do schodów, które prowadziły na dach i zostawiła go przed czarnymi metalowymi drzwiami, które prowadziły na dach drogiego hotelu.

Mężczyźni pchnął drzwi i wyszedł na świerże powietrze, zamykając za sobą drzwi wejściowe.
Spojrzał na osobę... Teraz mógł bardziej określić kto to był.
Młody chłopak z czarnymi włosami, ubrany w czarną bluzę...
Twarzy nie było widać, gdyż siedział tyłem, ale jednak dość ciekawym elementem było zdjęcie... Zdjęcie które chłopak trzymał w ręce...

Policjant podszedł bliżej, a gdy zorientował się dlaczego nastolatek nie reaguję na żadne dzięki otoczenia podszedł jeszcze bliżej. Czarno-włosy chłopak mający słuchawki w uszach, obserwujący wysokie budynki Los Santos patrząc czasem na zdjęcie.
To właśnie widział w tym momencie szef policji, z dołu scena wyglądała o wiele inaczej... O wiele straszniej.

Mężczyzna postanowił usiąść obok nastolatka. Zanim zbliżył się bardziej, wyłączył radio wcześniej zgłaszając "Nic nie róbcie, porozmawiam z nim".

Starszy usiadł obok czarno-włosego, chłopak odwrócił głowę w jego stronę. Nastolatek zdjął słuchawki i skrzywił się na dźwięk wyjących syren. Spojrzał na mężczyznę zdezorientowanym wzrokiem, a policjant uśmiechnął się lekko.

---Jak się nazywasz?-- zapytał po chwili funkcjonariusz.

Chłopak schował słuchawki do kieszeni czarnej bawełnianej bluzy i zastanowił się chwilę, czy odpowiedzieć na pytanie...

---Dante... Dante Capela-- odezwał się po chwili, a szef policji mocno zaskoczył się na nazwisko chłopaka.

---Czy twój ojciec to Krzysztof Capela?-- zapytał mając na myśli dawanego wspólnika/przyjaciela.

---Tak? Skąd pan go zna?-- zapytał patrząc na funkcjonariusza podejrzliwie.

---Pracuję w policji, a twój tata też tam pracował przez wiele lat, byliśmy dobrymi przyjaciółmi-- powiedział z uśmiechem.

Przypomniała mu się jednostka policji z przed kilku lat...

---Zwolnił się z niewiadomych przyczyn... Jakoś dwanaście lat temu?-- dodał po chwili.

---Tego nie wiedziałem...-- mruknął cicho czarno-włosy sam do siebie.

---Nie wiedziałeś?-- zdziwił się.

---Ojciec... Raczej nie opowiadał o tym gdzie pracował w życiu...-- mruknął chłopak patrząc przed siebie na wysokie budynki.

---Co tu robisz Dante?-- zapytał mężczyzna patrząc na czarno-włosego nastolatka.

---Yyy... Ja wsumie to po prostu chciałem powiedzieć w ciszy i spokoju panie...-- zatrzymał się zdając sobie sprawę, że nie zna ani imienia ani nazwiska człowieka, który siedzi obok niego.

---Sonny Rightwill-- odezwał się szef policji patrząc na szklany budynek przed nimi, od którego odbijały się syreny radiowozów.

---Sonny Rightwill..?-- zapytał dla upewnienia trochę zdziwiony nastolatek.

---Tak-- potwierdził starszy.

Dante pogrążył się w swoich myślach, gdyż przypomniała mu się pewna nieciekawa sytuacja...

••••••••••••••••••••••••

Ojciec nastolatka jak zwykle wrócił do domu pod wpływem narkotyków lub alkoholu, możliwe nawet, że zażył
obie substancje.

---Pierdolony Rightwill...-- mruknął mężczyzna gdy usiadł na fotelu.

---Co tam mówisz?-- zapytała matka dzieci.

---Skurwysyn Rightwill to jego wina, że mnie wywalili-- powiedział zły.

---Ale nie tylko jego wina... To jeszcze wina tego gnoja, jakby się nie urodził nadal miałbym pracę-- warknął patrząc wkurzonym wzrokiem na czarno-włosego, który siedział przy stole i odrabiał lekcje.

---To nie jego wina-- odpowiedziała spokojnie czarno-włosa kobieta gotującą obiad przy kuchence.

---Nie broń tego gnoja!-- krzyknął już wkurzony ojciec i wstał z fotela.
---To przez niego mnie zwolnili i jeszcze ten sukinsyn Rightwill... Specjalnie to zrobił wiedział, że dostanie moje stanowisko... A on?!-- wskazał na syna.

Kobieta gotującą obiad, przez chwilę już miała nadzieję, że ta cisza znaczyła koniec awantury...

---Ten pasożyt nie powinnien teraz tu siedzieć, to też jego wina! Słyszysz?-- krzyknął podchodząc do syna.

Czarno-włosy zignorował słowa ojca, co nie było dobrym pomysłem...

---Nie ignoruj mnie!-- powiedział wkurzony jeszcze bardziej.

Mężczyzna złapał czarno-włosego za bluzę, po czym podniósł go w górę.
Przerażona matka upuściła nóż na blat, a czarno-włosy patrzył obojętnym wzrokiem na ojca, powoli tracąc możliwość oddychania.

Nie przeszkadzał mu brak dostępu do powietrza. Czuł, że jest zbędny na tym świecie, że jest tylko przeszkodą do szczęścia rodziny, więc jego śmierć rozwiązałby te wszystkie problemy.

---Udusisz go! To twój syn!-- usłyszał krzyk swojej matki, jak przez mgłę.

Nagle poczuł ulgę, nic go już nie dusiło, upadł na ziemię z dość głośnym hukiem. Czarno-włosa kobieta podbiegła do syna i klęknęła obok niego...

---Dante skarbie już wszystko dobrze...-- mówiła szeptem z łzami w oczach, głaszcząc syna po głowie.

Chłopak usiadł na podłodze i wziął kilka głębokich wdechów, aby unormować potrzebę powietrza.
Kobieta przytuliła syna, który lekko wzdrygnął się na dotyk, lecz mimo wszystko przytulił się do matki.

Gdy czarno-włosy rozejrzał się po pomieszczeniu, po ojcu nie było nawet śladu. Lecz to co zobaczył w korytarzu złamało dodatkowo jego serce, które już dawno było martwe.

Jego młodsza siostra stała na środku korytarza trzymając szarego, już trochę zniszczonego pluszowego misia. On wiedział w jej oczach informacje, że to wszystko widziała...
Że widziała wszystko od początku co tutaj się wydarzyło.

Odsunął się od matki i uśmiechnął się lekko w stronę siostry. Mała dziewczynka podbiegła do mamy cała w łzach i wpadła w jej ramiona wybuchając głośnym płaczem.

Gdy jego siostra się uspokoiła, matka dzieci podała w końcu przygotowany obiad do stołu, który zjedli w pustej przerażającej ciszy...

•••••••••••••••••••••••••••

---Coś nie tak?-- z rozmyśleń wyrwał go głos policjanta.

---Nie, wszystko w porządku-- odpowiedział patrząc w dół.

---Wracaj do domu młody, rodzice pewnie się martwią, a robi się ciemno i zimno-- uśmiechnął się mężczyzna.

---Tia... Martwią się-- mruknął cicho i spuścił głowę czując łzy w oczach.

---Myślisz, że się nie martwią? Uwierz mi Dante, wiem co mówię rodzice się zawsze martwią o swoje dzieci-- dodał słysząc zwątpienie w słowach czarno-włosego.

---O ile ich się ma-- odparł obojętnie, na co Rightwill spojrzał na niego.

---Jak to?-- zdziwił się starszy, a nastolatek skarcił się w myślach, że powiedział to na głos.

---Yyy... No po prostu-- powiedział.
---Nie ważne, ma pan pewnie rację. Na pewno się martwią, więc będę już wracać do domu-- uśmiechnął się czarno-włosy i wstał.

Rightwill uśmiechnął się i również wstał, po czym oboje zeszli z dachu hotelu. Pod budynkiem wszystkie karetki i jednostki policji rozjechały się, a czarno-włosy poszedł w swoją stronę pogrążony w swoich
własnych myślach.

---------------------------------

---110 do wszystkich jednostek, znalazłem martwe ciało pod budynkiem Maze Banku...-- własne ten komunikat można było usłyszeć na radiu policyjnym.

Po chwili można było usłyszeć wiele komunikatów o tym, że wolne jednostki przyjadą na miejsce zdarzenia. Szef policji zabrał się z jakimiś funkcjonariuszami, gdyż nie miał nic innego do roboty.

Radiowóz podjechał na miejsce zdarzenia, gdy szef policji wysiadł skrzywił się na głośne wycie syren radiowozów i karetek.
Podszedł do losowego medyka i zapytał gdzie jest ciało.

Medyk wskazał mu drogę, a on podszedł tam. To co zobaczył mocno go zdziwiło i wręcz zamroziło...

Na zimnej kostce brukowej leżało zakrwawione martwe ciało czarno-włosego nastolatka, z którym rozmawiał na dachu hotelu poprzedniego dnia...
Syn jego dawnego przyjaciela...
Dante Capela...

To był koniec życia tego czarno-włosego nastolatka. Nie miał okazji poznać wielu osób, zobaczyć wielu miejsc... Z własnego wyboru...

---------------------------
---------------------------
Witamm!!

Takie tam One Shot booo dawno nie było rozdziału w książce, a mój pomysł na nią poszedł się jebać.
Sadge :(

Ale mam nadzieję że niedługo wstawię rozdział :)

Więc w nagrodę One Shot <3

Pozdrawiam i Kc <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro