Miniaturka - Siła przyciągania część 1(Hermiona x Luna)
Tutył: Siła przyciągania
Główni bohaterowie: Hermiona Granger, Luna Lovegood
Opis: Hermiona Granger stworzyła eliksir, który miał jej tylko zapewnić wygraną w zakładzie ze Smithem. Ale po drodze okazuje się, że oprócz tego ma szansę stworzyć rewolucyjny lek, pomóc zyskać wymarzone sylwetki osobom, które tego chciały, oraz znaleźć miłość.
Ostrzeżenie: fluff, love gxg, mocno umięśnione kobiece sylwetki
*
Hermiona wiedziała, że była w ogromnych kłopotach, kiedy zgodziła się na tę głupią rywalizację.
Inaczej przecież nie było można jej nazwać i Granger miała tego pełną świadomość. Dała się ponieść emocjom i teraz będzie musiała żyć z konsekwencjami. A naiwnie myślała, że po wojnie skończyła z nieprzemyślanymi sytuacjami i decyzjami podejmowanymi w ułamku sekundy. Szukała upragnionej stabilizacji, a jedyne, co odnalazła w powojennym życiu, to chaos i nieprzewidywalność każdego dnia.
– Idiotka – wyszeptała sama do siebie i wpakowała kolejną nieudaną dawkę eliksiru do próbki. – No po prostu idiotka!
Hermiona nie mogła przeboleć faktu, że dała się omotać temu całemu Goldsteinowi i wmanewrować w stworzenie eliksiru, który nie należał do jej specjalizacji. Na praktykach, które zaczęła pół roku temu, czyli prawie dwa lata po wojnie, miała zajmować się eliksirami leczniczymi, a to do zadań Anthony'ego należały eliksiry eksperymentalne. A ona jak ostatnia idiotka, niczym naiwne dziecko, dała się wmanewrować w coś tak absurdalnego!
Ale Goldstein, niczym pies myśliwski, wyczuł, gdzie leży słaby punkt Hermiony i znalazł trop, by dotrzeć do celu. Wszedł jej na ambicję i, zanim Granger się zorientowała, zgodziła się na udział w zawodach, której nagrody nie mogła odpuścić. Wyjazd na Coroczną Konferencję Mistrzów Eliksirów w zamian za stworzenie eliksiru zmieniającego budowę ludzkich mięśni był tego wart. Przynajmniej tak jej się wydawało, kiedy ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami ściskała rękę Anthony'ego, zgadzając się na ten układ. Jeśli jej się uda coś takiego stworzyć, wejściówka na konferencję będzie należała do niej, a Goldstein tylko obejdzie się smakiem.
Hermiona rozejrzała się po swoim stanowisku pracy. Musiała się upewnić, że odstawiła wszystkie fiolki, mieszadła, kociołki i zapiski. Jej praktyki w laboratorium LaboMagic polegały przede wszystkim na sprawdzaniu i zapisywaniu, czy dane eliksiry zmieszane z innymi dają takie same efekty. Po wojnie, podczaj której czarodzieje i czarownice zaczęli przyjmować horrendalną ilość eliksirów, a ich skutki uboczne były nieprzewidywalne i trudne do leczenia, było to kluczowe zadanie.
Dlatego Hermiona starała się to wszystko określić, ale od trzech miesięcy miała poczucie, że stoi w miejscu. Nie miała żadnego pojęcia, jak można było połączyć leki zmniejszające skutki w układzie nerwowym po Crucio z tymi, które czarodzieje przyjmowali na bóle głowy.
Kiedy zdecydowała, że wszystko posprzątała i była gotowa wrócić do domu, zaczęła się kierować w stronę punktu aportacyjnego, który mieścił się na trzecim piętrze. Aby tam dojść, musiała przejść koło stanowiska pracy Goldsteina, który pewnie nie byłby w stanie darować sobie żadnego zbędnego komentarza na jej temat. Dlatego Hermiona jeszcze bardziej wyprostowała plecy, ściągnęła łopatki, przybrała minę, którą utrzymywała w czasie wojny, aby nie pokazać swoich prawdziwych uczuć innym, poprawiła biały kitel, który nosiła na praktykach i pozwoliła, by dźwięk jej małych obcasików rozniósł się po prawie opuszczonym laboratorium.
Nie spojrzała się ani nie zatrzymała się przy stole Goldsteina, którego wzrok czuła na sobie. Po wojnie nauczyła się chodzić wśród czarodziei jakby nie słyszała ich komentarzy, podziękowań za wygranie wojny, czy nie odczuwała ich uważnych spojrzeń. Był czas, że starała się przyjąć każde podziękowania, porozmawiać chwilę lub nie ignorować innych. Ale po incydencie na jednej z konferencji, gdzie wraz z Ronem i Harrym udzielili ostatniego wywiadu w sprawie horkruksów, udawała, że inni czarodzieje, którzy chcą jakoś zwrócić jej uwagę, po prostu nie istnieją.
Gdy Hermiona dostała się do kominka i teleportowała się do domu, miała poczucie, że ten dzień trwał prawdziwą wieczność.
***
Tak naprawdę to Hermiona nie wiedziała, czemu mieszkała na Grimmuald Place 12. Miała przecież pieniądze i mogła wynająć lub kupić własne mieszkanie czy to w czarodziejskiej, czy mugolskiej dzielnicy. Albo mogłaby przeprowadzić się do Australii, gdzie mieszkali jej rodzice, ale to była naprawdę radykalna możliwość w porównaniu z zamieszkaniem w rodzinnym domu Syriusza Blacka.
Gdy Harry ją o to poprosił, zgodziła się, bo po roku mieszkania w namiocie, nie umiała sobie wyobrazić, że miałaby być teraz sama. Samotność ją przerażała, nawet jeśli często była w tłumie podczas bali, swoich zmian w szpitalu, gdzie pomagała dochodzić do zdrowia osobom, które ucierpiały w Bitwie, czy udzielając wywiadów. Ale wieczorem potrzebowała, żeby ktoś usiadł obok niej na kanapie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Cisza w tamtym momencie ją przerażała równie mocno, co zostawienie samej ze swoimi myślami.
Z czasem Grimmuald Place 12 stało się miejscem, gdzie, oprócz ich trójki, zamieszkała Ginny, Luna, Padma, która nie radziła sobie ze stratą bliźniaczki i Neville, ale on częściej bywał w Hogwarcie na praktykach u profesor Sprout niż w domu. Stanowili zbieraninę ludzi, którzy nie byli gotowi na samodzielne życie, a wojna zrobiła z nich emocjonalne kaleki. Razem jednak udało im się stworzyć dość dysfunkcyjną, nieco nietypową, ale dla nich wystarczającą, rodzinę.
Hermiona Granger nigdy by nie powiedziała, że jej nowa rodzina będzie się składać, między innymi, z chłopca, którego spetryfikowała na pierwszym roku, dziewczyny, którą większość szkoły uważała za wariatkę i wschodzącej gwiazdy Quidditcha. Ale tak o to byli na Grimmuald Place 12, gdzie Hermiona właśnie wylądowała.
Wychodząc z kominka, wstrzymała oddech, by nie wdychać popiołu, i postawiła pewny krok w przód, wpadając na fotel.
– Merlinie, Ron! – Hermiona podniosła się i spojrzała na drzemiącego Rona, którego rude włosy były w totalnym nieładzie, a jego wpółprzytomne spojrzenie omiotło postać Granger, która przybrała właśnie postawę skopiowaną od pani Weasley. – Czemu zablokowałeś wyjście z kominka tym fotelem? Padma zrobiła w zeszłym tygodniu totalne przemeblowanie, czy ty musisz robić kolejne, które może spowodować uszczerbek na naszym zdrowiu?
– Ciebie też miło widzieć, Hermiono – odpowiedział zaspanym głosem Ron i przeciągnął się nadal siedząc w fotelu. – Jak minął twój dzień w pracy?
– Było... dobrze. – Sztywna odpowiedź Hermiony i jej spojrzenie w bok na szklany stolik przyozdobiony koronkową serwetką umknęły uwadze Rona, który nadal nie mógł dojść do siebie po popołudniowej drzemce, którą uciął sobie przy kominku, gdy wrócił ze swojej zmiany ze sklepu.
– Dzisiaj dyżur Luny w kuchni, więc na obiad mamy budyń – poinformował ją Ron ze śmiechem. – Mam nadzieje, że jadłaś w pracy, bo mi burczy w brzuchu i z Harrym chcemy iść do jakieś mugolskiej knajpy na porządny obiad. Chcesz iść z nami?
– Nie, dziękuję. Budyń brzmi dobrze.
– Okeeej, to ja idę po Harry'ego. – Ron zerwał się z fotela i nie wychodząc jeszcze z salonu, zaczął wołać na cały dom: – Harry! Harry!
Naprawdę to wszystko czasami przypominało Hermionie dom wariatów. Potem uświadamiała sobie, że ona również w nim mieszkała i sama była takim wariatem - zamkniętą w sztywnych ramach, trzymającą się planu i bojącą się zmian, chcącą jedynie poczuć się na tyle pewnie we własnym ciele i życiu, żeby przejść przez nie bez ciągłego strachu.
Dotarcie do kuchni zajęło jej trochę czasu, ponieważ zajrzała najpierw do swojego pokoju, zderzyła się w łazience z Ginny, która brała jedną ze swoich długich kąpieli po treningu Qudditcha, i przebrała się w domowe ubrania. Rozpuściła włosy i założyła swoje puchate kapcie w kształcie królików, które dostała od Luny na ostatnią Gwiazdkę.
Gdy w końcu do niej trafia, Luna siedziała przy długim stole z miską budyniu przed sobą i łyżeczką w buzi. Miała na sobie swoje kolczyki z marchewkami, naszyjnik z kapsli od piwa oraz niebieską sukienkę na ramiączka, mimo że była zima.
– Cześć, Luna.
– Och, Hermiona – rozmarzony głos Luny rozniósł się po kamiennych ścianach kuchni. – Chcesz może budyń?
Luna, nie czekając na odpowiedź drugiej dziewczyny, różdżką, którą wyjęła z związanych blond włosów, przywołała jej porcję obiadu.
– Accio budyń – rzuciła zaklęcie, różdżkę kierując w stronę blatu kuchennego. Miska z budyniem zaczęła lewitować i zgodnie z rozkazami Luny opadła na stół tuż przed Hermioną, która nadal stała. – Siadaj Hermiono, bo ostygnie.
Jedzenie budyniu na obiad w zimnej kuchni z Luną ubraną w letnią sukienkę, było dla Hermiony jak terapia. Coś zupełnie odmiennego od rzeczywistości, którą Granger zbudowała wokół siebie po wojnie. Luna już w szkole – od zawsze, tak naprawdę – była kimś, z kim można odpocząć i nawet jeśli rozmowa na temat nargli była dla Hermiony zupełnie pozbawiona sensu, dawała jej możliwość wyłączenia ciągu myśli, który nawiedzał jej umysł przez cały czas.
Luna była dla Hermiony czymś w rodzaju bezpiecznej oazy.
Kiedy więc Luna zaczęła opowiadać o kolejnym artykule, który napisała do Żonglera na temat żarłocznych roślin, Hermiona, jedząc czekoladowy budyń, zaczęła ją wypytywać o szczegóły. Potem dołączyła do nich Ginny z mokrymi włosami i opowieściami na temat tego, jak bardzo męczące potrafią być treningi drużyny Quidditcha.
***
Minął tydzień. Siedem dni, podczas których Hermiona miała poczucie, że brodzi w jednej z łajnobomb, z której nie potrafiła się wydostać. Czuła na sobie szyderczy wzrok Goldsteina za każdym razem, gdy się widzieli. Nie potrzebowała jednak jego obecności i cichego przypomnienia o tym, na co się zgodziła. Od tygodnia planowała sposób, w jaki miała stworzyć ten eliksir.
Siedziała zakopana w mugolskich podręcznikach naukowych o anatomii ludzkiego organizmu, czarodziejskich księgach na temat ingerencji w ludzkie ciało i w otoczeniu mikstur o podobnym działaniu. Od tygodnia miała poczucie, że nie może ruszyć z miejsca. Cały czas szukała punktu zaczepienia, którego mogłaby się chwycić w tym całym eksperymencie. Czegoś, co pozwoli jej na wygranie i udowodnieniu Anthony'emu, że nie jest gorsza od niego.
Musiała tylko znaleźć rozwiązanie.
A Hermiona Granger zawsze była dobra w rozwiazywaniu zagadek.
***
Nocą kuchnia na Grimmuald Place 12 była miejscem, gdzie Hermiona znajdowała ukojenie. Siadała z parującym kubkiem kakao, który parzył jej ręce, i pozwalała myślom błądzić, gdzie tylko chciały.
To były również noce, podczas których Hermiona myślała o tym, jak zmieniło się jej życie i kim stała się po wojnie. Przez wojnę. Przez wejście do czarodziejskiego świata Granger zwątpiła w każdą decyzję, jaką podjęła, gdy miała dziesięć lat. Analizowała każde swoje zachowanie, sytuację, w której się znalazła, i to, jakie kroki podjęła. Wymyślała scenariusze, co by się stało, gdyby zareagowała inaczej, powiedziała coś innego, czy posiadała jakieś informacje wcześniej. Wiedziała, że to nic jej nie da, bo była to przeszłość. Ale Hermiona kiedyś ją zmieniła i gdyby miała zmieniacz czasu, najchętniej cofnęłaby się w czasie o całe dziesięciolecia, by uratować tych, których mogła. Wiedząc jakie konsekwencje dosięgną wszystkich, mogła stać się tą, która wszystkich wyzwoli. Byłaby tą silną i niezłomną czarownicą. Tytanką, którą nigdy nie chciała być, ale pozycja biernego widza też nigdy jej nie pasowała.
– Czy nargle nie pozwalają ci spać? – Śpiewny głos Luny rozniósł się po kuchni i wyrwał Hermionę z rozmyślań.
– To nie nargle, Luno. To tylko przeszłość.
– Och, tak – Luna przytaknęła i zaczęła kręcić się po kuchni, by sobie również przygotować ciepłe kakao. – Przeszłość czasem boli.
Hermiona nie odpowiedziała. Zapatrzyła się w swój kubek, mając problem, by pozbyć się z głowy tych wszystkich myśli. Obecność Luny trochę pomagała, ale Granger nie czuła się na siłach, by rozmawiać o narglach.
– To jednak nie powinno powodować – odezwała się po dłuższej chwili Luna, gdy usiadła z gotowym napojem naprzeciwko Hermiony. – że nie potrafimy patrzeć w przyszłość. Gdy umarł mój tatuś, to bardzo bolało, ale wiedziałam, że z czasem będzie lepiej. I miałam przyjaciół, którzy mi pomogli. I teraz to nadal boli, ale życie z bólem nie jest takie złe, nauczyłam się tego.
– Wiesz, Luno, chciałabym być na tyle silna, by móc udźwignąć cały ten ból.
– Skąd wiesz, że nie jesteś?
***
Gdy w końcu udało jej się stworzyć eliksir z mieszanki ziół i ingrediencji, których by się nie spodziewała, przez chwilę była gotowa unieść się trzy metry nad ziemią, i to bez miotły czy czarów, po prostu dzięki własnym emocjom i poczuciu, że jest niezwyciężona.
Cała jej euforia trwała dobrych kilka godzin. W tym czasie zdążyła posprzątać laboratorium, zerknąć jeszcze raz na szczury laboratoryjne, które grzecznie siedziały w swojej klatce, a ich mięsnie były trzy razy większe niż normalnie. Wychodząc, uśmiechnęła się zwycięsko do Goldsteina, kupiła butelkę wina w sklepie, gdy wracała piechotą na Grimmuald Place 12, by móc z przyjaciółmi świętować swoje małe zwycięstwo.
Czuła się, jakby mogła przenosić góry, bo w kieszeni jej płaszcza miała fiolkę z eliksirem, który by jej to umożliwił. I to on powodował to wszystko – całą tę świadomość, pewność siebie i radość.
Gdy weszła do domu, miała ochotę wykrzyczeć tę cudowną wiadomość tak, żeby było ją słychać na wszystkich piętrach. Nie musiała jednak tego robić, bo gdy tylko weszła do salonu, zobaczyła prawie wszystkich jej współlokatorów. Brakowało tylko Padmy.
– Świętujemy – ogłosiła radosnym głosem Hermiona, stojąc w progu salonu z winem w ręce i przyglądając się wylegującym przy kominku przyjaciołom. Luna siedziała na kanapie, robiąc małe warkoczyki Ginny, która opierała się o mebel, siedząc na dywanie. Harry i Ron grali w szachy czarodziejów.
– Co świętujemy? – zapytał rozbudzony Ron.
– Dostałaś awans? – zapytała prawie jednocześnie Ginny, nadal siedząc nieruchomo, by Luna mogła bez problemu skończyć robienie warkocza.
– Nie – odpowiedziała z rezerwą Hermiona, ale nadal miała na twarzy szeroki uśmiech. – Ale udało mi stworzyć innowacyjny eliksir, który, jeśli przejdzie fazę testów i zostanie zatwierdzony przez komisję mistrzowską, da mi możliwość na odznaczenie w konkursie roku na najlepszy eliksir. I na utarcie nosa Anthony'emu Goldsteinowi. I dostanę od niego zaproszenie na Konferencję. – Ostatnie zdanie powiedziała już naprawdę cicho.
– Aaa! Gratulacje Hermiono! – wykrzyczała Ginny. – Zaraz cię uściskam, słowo!
– Ale co to za eliksir? – dopytywał Harry.
Hermiona odstawiła wino na stolik i wyjęła z płaszcza zapieczętowaną fiolkę z eliksirem. Miał ładny, miętowy kolor i był bardzo płynny - przelewał się od jednej ścianki do drugiej, kiedy tylko Hermiona ruszyła ręką.
– To... – Podniosła fiolkę wyżej. – ...jest eliksir, który ma za zadanie zwiększyć tkankę mięśniową u człowieka. Pozwoli nie tylko na ekstremalnie szybkie budowanie wymarzonej sylwetki, ale w praktyce powinno pozwolić również utrzymać ją na tyle długo, na ile będziemy chcieli. Wszystko powinno zależeć od tego, ile czasu będziemy to brać. Może być wykorzystywane w oddziałach Aurorskich, by zwiększyć siłę mięśni u Aurorów, czyli na przykład u ciebie, Harry – Hermiona zwróciła się do Pottera. – Jeśli oczywiście weźmie się odpowiednią dawkę. Powinno wystarczyć kilka kropli. Ale istnieje również możliwość, by wykorzystać to u osób, u których w wyniku wypadku czy choroby mięśnie zostały poważnie osłabione. Może zastąpić to wielomiesięczną rehabilitację, której potrzebują osoby wybudzające się ze śpiączki.
– Czyli.... Jeśli to wezmę, to w przeciągu kilku sekund będę mógł wyglądać niczym umięśniony goryl?
– To niezbyt dobre porównanie, Ron, ale tak, twoje mięśnie powinny bardzo się rozbudować.
– Powinny?
W tym momencie entuzjazm Hermiony nieco opadł. Usiadła w jednym z wolnych foteli i zdjęła płaszcz. Czuła wzrok wszystkich na sobie.
– Nie przetestowałam jeszcze tego na człowieku. Szczury zareagowały bardzo dobrze – przyznała się. – Sama nie mogę tego wziąć, bo będę musiała spisać wszystkie obserwacje, a nie wiadomo, jak organizm zareaguje na pierwszą dawkę.
– Ooo, ja tego nie wezmę – zaznaczył od razu Ron i podniósł ręce do góry w geście poddania się. – Wystarczyło mi, że raz wziąłem Eliksir Wielosokowy, który zrobiłaś. To było o-kro-pne.
– Dziękuje, Ron. Ale teraz nie mam dwunastu lat i nie robiłam tego w Łazience Jęczącej Marty.
– Dobra, czy możemy zostawić to na później i otworzyć to wino? Potrzebuje się napić, bo miałam dzisiaj rozmowę sam na sam z kapitanką Harpii – odezwała się Ginny.
– O tak, napijmy się! – krzyknął radośnie Ron.
– I tak przegrałem, więc pójdę do kuchni po kieliszki. – Harry wstał i po drodze uściskał Hermionę, szepcząc w jej loki gratulacje.
Nawet kiedy wznosili toast, a fiolka z eliksirem stała bezpiecznie na półce z książkami, Hermiona miała gdzieś z tyłu głowy, że teraz jedynie musi znaleźć kogoś, kto zgodzi się na bycie królikiem doświadczalnym.
Rozmawiała z Ginny na temat jej rozmowy z kapitanką Harpii, z Nevillem, który wypytywał ją o to, jakie zioła i rośliny wykorzystała w eliksirze, oraz o tym, jak wygląda teraz życie w Hogwartcie. Ron opowiadał im wszystkich śmieszne anegdoty z codzienności w sklepie, gdzie pracował razem z Angeliną i Georgem. A Hermiona ciągle zastanawiała się jak znaleźć osobę, która przetestuje eliksir.
Nie spodziewała się, że po otwarciu drugiej butelki, która nadeszła wraz z Padmą, Luna usiądzie koło niej na kanapie na tyle blisko, że stykały się ramionami.
– Mogę to wziąć Hermiono. Ufam ci i wiem, że wszystko pójdzie dobrze.
Hermiona rozszerzyła oczy w szoku. Nie spodziewała się, że Luna coś takiego powie. Spojrzała w jej błękitne oczy i uśmiechnęła szeroko.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
Granger schowała niesforny lok za ucho i odwróciła się na kanapie tak, by lepiej widzieć Lunę. Odstawiła kieliszek z winem na podłogę i przeczyściła gardło. Musiała się skupić i wytłumaczyć wszystko Lunie.
– Dobrze, musisz wiedzieć, że jeśli na początku byś wzięła, załóżmy... trzy krople, to czas działania eliksiru nie powinien przekroczyć kilku godzin. Szczury reagowały dość szybko, ich przemiana przechodziła dużo łagodniej niż w przypadku brania Eliksiru Wielosokowego. Nie powinno cię boleć, ale nie jestem pewna.
Merlinie, Hermiona nie wiedziała czy to z powodu wina, czy emocji, jakie teraz odczuwała, ale miała wrażenie, że jej ciało wręcz wibruje z podniecenia. Czuła się, jakby miała znowu trzynaście lat i McGonagall wezwała ją do siebie, by wręczyć jej Zmieniacz Czasu.
– Nie boję się bólu, Hermiono.
– Będę obecna przy tym, jak weźmiesz eliksir, notowała, co zauważę i na bieżąco zadawała ci pytania. Cokolwiek by się działo, zrobię wszystko, by ci pomóc, obiecuję. I Merlinie, dziękuję ci, że chcesz to zrobić.
***
Hermiona nie mogła zasnąć w nocy, kiedy docierało do niej, że za kilka godzin będzie miała możliwość zobaczenia, jak wygląda działanie eliksiru na ludzkim organizmie. W głowie ciągle miała obliczenia, po trzy razy sprawdzała, czy składniki na pewno były dobrze przechowywane, nieprzeterminowane i zebrane w odpowiednim czasie, bo mogło mieć to ogromny wpływ na to, jak zareaguje organizm Luny.
Przeprowadzała w głowie możliwe scenariusze, które mogły się stać. Miała tylko nadzieję, że skóra Luny zareaguje odpowiednio w momencie, gdy tkanka mięśniowa zacznie się rozrastać.
Merlinie, Hermiona nie mogła się doczekać, kiedy już będzie po wszystkim.
Jeśli miała rację i wszystko pójdzie dobrze, to eliksir ten dawał jej naprawdę duże szanse na sukces. A fakt, że Anthony Goldstein będzie musiał odstąpić jej miejsca na Konferencji Mistrzów Eliksirów, było tylko miłym dodatkiem.
Najważniejsze było to, że mogłaby pomóc pacjentom ze szpitala. Podczas pracy tam po wojnie na różnych oddziałach widziała, jak niektóre zaklęcia wyniszczały ludzki organizm. Ten eliksir nie naprawiłby wszystkich problemów, ale chociaż część z nich mogłaby pójść w zapomnienie.
***
Gdy Hermiona weszła ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami do pokoju Luny, była zdenerwowana. Stwierdziła, że dla Lovegood będzie lepiej, jeśli zrobią to w miejscu, w którym czuje się ona bezpiecznie i nie będzie przypominać wystroju laboratorium. Hermiona miała ze sobą wszystkie notatki, aparat, by zrobić zdjęcia Lunie przed i po wzięciu mikstury, pióra, kałamarz i, oczywiście, różdżkę.
Luna postąpiła zgodnie z wskazówkami Hermiony i przebrała się z letniej sukienki w dość dużą koszulkę oraz krótkie spodenki. Wszystko po to, aby nie zniszczyć ubrań, kiedy tkanka mięśniowa się rozbuduje, i aby lepiej widzieć działanie eliksiru. Granger miała wrażenie, że Luna wręcz tonie w tych ubraniach i ciężko było jej uwierzyć, że za kilka minut będą one za małe.
Hermiona zrobiła zdjęcia. Napisała początek protokołu na pergaminie i spojrzała się szeroko otwartymi oczami na Lunę. Dziewczyna siedziała spokojnie na łóżku i machała nogami w przód i w tył.
– Jesteś gotowa?
– Zjadłam na śniadanie budyń, jestem gotowa na wszystko.
Hermiona uśmiechnęła się nerwowo, poprawiła na fotelu i za pomocą różdżki przelewitowała fiolkę z eliksirem prosto w ręce Luny.
– Weź kiedy będziesz got...
Lovengood odkorkowała i dotknęła ustami brzegu fiolki, by za pomocą dwóch łyków połknąć cały eliksir. Potem odwróciła się w stronę Hermiony, która patrzyła na to z otwartą buzią.
– Smakuje jak zupa błotna, którą robiłam z mamusią, jak byłam mała. – To były ostatnie słowa, jakie Luna powiedziała zanim proces transformacji się rozpoczął.
Luna wstała. Hermiona chwyciła mocniej pergamin i zaczęła mówić, by samopiszące pióro zaczęło działać.
– Obiekt numer jeden smak eliksiru zwiększającego tkankę mięśniową porównał do zupy błotnej robionej w czasie zabaw w dzieciństwie. – Hermiona starała się panować nad głosem, by brzmiał profesjonalnie i chłodno, ale nie mogła powstrzymać nerwów i ekscytacji. – Obiekt na samym początku transformacji wstał, jest przytomny, jego oddech wydaje się równomierny. Nie ma śladu drgawek czy chęci zwymiotowania. Sam proces jeszcze się nie zaczął. U szczurów laboratoryjnych następował w przeciągu dziesięciu sekund od podania dawki. Jest to w takim razie zależne chyba od masy ciała obiektu, który przyjmuje dawkę. Po... – Spojrzała na zegarek na ręku. – ...czterdziestu pięciu sekundach od przyjęcia dawki organizm zaczął reagować. Zaczęły się drgania mięśni, a w rezultacie całego ciała... Merlinie, to jest niesamowite...
Luna czuła, jak jej mięśnie drżą, jakby miliony mrówek chodziły pod jej skórą. Potem rozgrzały się niczym przy gorącej kąpieli, ale nie rozluźniły się, wręcz odwrotnie, bardzo się spięły.
To było uczucie, jakby mięśnie pękały niczym zapałki. Rozrywały się, by po kilku sekundach rozrosnąć i zrosnąć na nowo, tylko w mocniejszej formie i większej ilości. Skóra również, bo rozrastające się mięsnie naciągnęły ją do niewyobrażalnych granic. Luna czuła jak ubrania, które jeszcze kilka minut temu wisiały na niej luźno, zaczęły się zapełniać, a materiał zamiast zwisać, opinał jej ciało.
Gdy drgania ustąpiły, Luna poczuła, że to jest koniec. Jej serce biło w zastraszającym tempie, a oddech był przyspieszony. Czuła się dość niepewnie na nogach.
– Jak się czujesz, Luno? – zapytała dość niepewnie Hermiona.
Zanim Luna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, osunęła się bezwładnie na podłogę i zemdlała.
****
Siła przyciągania będzie miała 3 części.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro