Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30.

Bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam! Rozdział miał być już na początku tygodnia, a ja chyba zaspałam. Mam ferie, a w ogóle tego nie widać. Nie wiem jak u Was, ale ja rozpoczęłam ferie od grypy żołądkowej... Zdecydowanie nie polecam! 😂😂

Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania! 💞💕

Jesteś głupiutka.

Te dwa słowa prześladują mnie od czasu rozmowy z George'em. 

Doskonale zdaję sobie sprawę, że Andrew nie myśli o mnie w sposób, wykraczający poza granice zwykłego koleżeństwa. Mimo to, wzięłam do serca słowa jego przyjaciela. Nie mogę zrozumieć dlaczego.

Przez większość popołudnia szukam odpowiedniej białej sukienki, a gdy w końcu ją znajduję, myślę tylko o tym, czy spodoba się Harrisonowi. Rezygnuję też z mocniejszego makijażu, poprzestając jedynie na pomalowaniu rzęs.

Przed wyjściem spryskuję się swoimi ulubionymi perfumami i tak przygotowana, szukam w głowie argumentów, które mogą przekonać mojego współlokatora do wyjścia.

Bardzo się denerwuję rozmową i jakby na potwierdzenie tego faktu, moje serce łomoce coraz szybciej. 

Odnoszę czasem wrażenie, że cierpię na jakieś schorzenie, ponieważ bardzo często przejmuję się najdrobniejszymi błahostkami. 

— Holi? — woła mnie Andrew, gdy jestem już na dole. Zapewne usłyszał moje niespokojne kroki. 

Biorę głęboki wdech i klepię się mentalnie po policzku, przekonując samą siebie, że dam radę.

Kiedy jestem już gotowa — a przynajmniej staram się w to wierzyć — zaglądam do salonu. Harrison siedzi rozwalony na skórzanej kanapie i brzdąka coś na gitarze. Na stoliku obok, dostrzegam puszkę piwa. To chyba ulubiony przysmak mojego współlokatora. 

Dziś nawet to mi nie przeszkadza. Za wszelką cenę chcę, aby Andrew wrócił do normalnego trybu życia — napisał kilka piosenek, podenerwował mnie, może nawet przypalił naleśniki, zbyt długo, skupiając się na meczu futbolu amerykańskiego, lecącego w telewizji.

— Co tam? — Zadaję głupio pytanie, chcąc zwrócić jego uwagę. 

Odwraca swoje spojrzenie niemal natychmiast i ze zdziwieniem spostrzegam jego olbrzymi uśmiech.

I te boskie dołeczki.

— Holiday! Napisałem już dwa wersy mojej nowej piosenki! — wykrzykuje chłopak z entuzjazmem. — Chcesz posłuchać? — Przeczesuje ręką włosy, choć według mnie nie jest to konieczne. Już teraz są roztrzepane i wyglądają naprawdę sexy.

Jego podekscytowanie wydaje mi się tak obce na tle ostatnich dni, kiedy to Andrew był cieniem samego siebie. Nie umiem jednak powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu.

Dobry humor chłopaka jest zaraźliwy i niemal natychmiast, zaczyna oddziaływać również na mnie.

— Wiesz co? Może zaczekam aż napiszesz całą? Nie chcę przeszkadzać ci w pracy — oznajmiam wymijająco. Bardzo chcę usłyszeć chociażby te dwa wersy, ponieważ wypływają z serca Andrew. Jednakże moja podświadomość, co chwilę przypomina mi o rozmowie z chłopakiem, która w tym momencie wydaje mi się kluczowa. — Wiesz... w zasadzie mam do ciebie pewną sprawę. Musimy pogadać — mówię zdecydowanie. 

Nie muszę długo czekać. Mój współlokator odkłada na bok gitarę, a uśmiech bardzo szybko schodzi z jego twarzy.

Harrison robi się czujny i doskonale zdaję sobie sprawę, że tym spojrzeniem potrafi wychwycić nawet najdrobniejsze kłamstwo.

— Wychodzisz gdzieś? — pyta, lustrując mnie spojrzeniem od dołu do góry. 

Czuję się niezręcznie. Po części dlatego, że teraz dostrzega wszystkie skazy w moim wyglądzie zewnętrznym, ale również dlatego, że odgadł moje intencje. 

To niesamowite, że pomimo tak długiej rozłąki, Harrison nadal umie przejrzeć mnie na wylot.

Sama już nie wiem, czy to powód do radości. Poniekąd przeraża mnie myśl, że obcy mężczyzna — jakby nie patrzeć, nie jest już moim przyjacielem — zna mnie lepiej, niż mój brat. 

Ba, nawet lepiej, niż ja sama.

— Właściwie to tak. Skąd wiedziałeś? — Śmieję się niewesoło. — Tak sobie pomyślałam, że... Może chcesz pójść ze mną? — Słowa wypływają z moich ust bardzo szybko. Nie potrafię powstrzymać nerwowego wykręcania palców.

Pod baczną obserwacją Harrisona czuję się jeszcze mniej pewnie. 

Kiedyś, gdy byłam młodsza, czytając książki, zastanawiałam się nad tym, czy ze spojrzenia drugiej osoby, naprawdę, można wyczytać tak wiele.

Z literatury kobiecej możemy się dowiedzieć, że w oczach tego jedynego mężczyzny, dostrzec można: dozgonną miłość, oddanie i czułość, połączone z całą gamą innych uczuć, tak różniących się od siebie.

Wydawało mi się to nierealne — nie można wyczytać tak wiele.

Patrząc teraz na Andrew, nie wiem o czym myśli. Być może to efekt naszej dawnej kłótni — a w efekcie —rozstania.

Z całą pewnością mogę jednak przyznać, że spojrzenie chłopaka jest z gatunku tych, którego używają nauczyciele, gdy są zażenowani odpowiedzią ucznia.

— Wiesz, że nie mogę. Mam jeszcze tyle pracy. — Wzdycha.

Zaczynam szukać kolejnych argumentów, którymi mogę obronić swoje racje. Nic jednak nie przychodzi mi do głowy. 

— Na pewno? Nie wychodzę na długo. W zasadzie, chciałam się tylko przewietrzyć, a twoja plaża potrafi odprężyć jak nic innego. Naprawdę, myślę, że jak wyjdziesz na chwilę to nic się nie stanie... — nawijam ni składu, ni ładu. Widzę, że zaczyna się wahać, dlatego pospiesznie dodaję: — Właściwie, praca idzie ci już coraz szybciej. Sam mówiłeś, że napisałeś już dwa wersy.

I choć nie jest to duża liczba, odnoszę wrażenie, że te pierwsze wiersze mają największe znaczenie. Przecież to od nich zaczyna się piosenka, która opowiada jakąś historię. 

— Przepraszam, ale naprawdę nie mogę. Kiedy indziej — odmawia, tym razem, stanowczo.

Wiem, że za to, co zaraz powiem, mogę być już skończona w oczach Harrisona. Pragnę jednak jego szczęścia i może przez to — albo dzięki temu — uciekam się do ostateczności.

— Właściwie to idę spotkać się z Benem — przyznaję niepewnie i przerażona wyczekuję reakcji współlokatora. 

Nie myliłam się — moja deklaracja wywołała właśnie burzę:

— Zwariowałaś?! — Krzyk mojego towarzysza, wprawia mnie w osłupienie. — Żartujesz, prawda? — Wstaje na równe nogi i zaczyna krążyć po salonie. Gdy nie uzyskuje odpowiedzi, zbliża się do mnie. — Odpowiedz — rozkazuje.

Jestem na niego tak okropnie zła. Jego porywcza reakcja jest dowodem na to, że Andrew po tylu latach wcale się nie zmienił. 

— Odpowiesz, czy nie? — Chwyta z moje przedramię.

Przełykam ślinę i zaczynam się wpatrywać w swoje stopy. Podziwiam odcień nowego lakieru — ze złotymi drobinkami, idealny na lato.

— Właściwie to nie żartuję. — Pomimo wybuchu Harrisona, nie boję się, że zrobi mi krzywdę. Przynajmniej nie fizyczną. Wiem, że mogę go udobruchać odrobiną ciepła i zrozumienia. Kładę dłoń na jego i próbuję nawiązać z nim kontakt wzrokowy. — Nie denerwuj się — proszę miłym głosem. — Wiem, że go nie lubisz, ale...

— Nie lubię? To za mało powiedziane — przerywa mi.

Pomimo jawnego wzburzenia mojego rozmówcy, postanawiam kontynuować.

— Wiem, że go nie lubisz, ale... — zaczynam. — Ale właśnie dlatego prosiłam cię o to wyjście — kłamię. Zaraz powiem rzeczy jeszcze gorsze. Nigdy nie myślałam, że będę zdolna do knucia jakiejkolwiek intrygi. — Wiem, że Ben jest złym człowiekiem i że będąc z nim sam na sam, nie jestem bezpieczna. Pomyślałam, że... — Modeluję głos tak, aby przypominał niepokój i zmieszanie. — Może mógłbyś pójść ze mną? No wiesz, będziesz miał mnie na oku. Ja będę się czuła bezpieczniej. Oczywiście usiądziesz tak, żeby Ben cię nie widział, dobrze? — błagam go słodziutko.

Harrison przygląda mi się z niezrozumieniem, co potwierdza wyraźny mars na jego czole. Chcąc go trochę udobruchać, przeczesuję jego włosy. Wiem, że bardzo to lubi.

— To co? — Uśmiecham się promiennie.

Przestępuje z nogi na nogę, raz po raz, spoglądając na mnie ukradkiem.

— Niech będzie — kapituluje ostatecznie. — Pójdę się przebrać — mruczy pod nosem. — Przepraszam za mój wybuch — mówi już na schodach.

— Jasne. Ach, Ben zabiera mnie na jakąś prywatną plażę, więc nie musisz zbytnio się przebierać. Podobno mamy być tam sami... — dodaję wymownie.

Harrison drepcze do góry z pozoru spokojnie. Jednakże dostrzegam jego zaciśnięte pięści.

— Skurczybyk, pewnie myśli, że zamoczy. — Słowa chłopaka są tak ciche, że nawet nie jestem pewna, czy dobrze je zrozumiałam.

Kiedy Andrew znika z zasięgu mojego wzroku, zaczynam czuć olbrzymie wyrzuty sumienia.

***

Przeglądałam ostatnio rozdziały i oprócz sporej ilości błędów, zdałam sobie również sprawę, że to już 30 rozdział, a pomiędzy Holi i Drew nadal żadnego zbliżenia 😂😂 Czyżby coś się miało wydarzyć? 😏😏

Wasza, Firefly 🐜🐝


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro