Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Andrew 8.

Nie ma co, polubiłam jego perspektywę ;D 

PS. Ta dziewczyna jest najbliższa moim wyobrażeniom związanym z wyglądem Holi. A Wy co myślicie?

Do domu pędzę na złamanie karku. Przez moment właściwie zapominam o tym, że ludzkie życie jest kruche i ulotne.

Licznik wskazuje już prawie prędkość dwustu na godzinę, ale to nie przeszkadza mi w tym, aby jeszcze trochę dodać gazu. Poza tym puste drogi i moje ulubione kawałki, tym razem z lat 70., jedynie potęgują moje szaleństwo.

W sumie, kto choć raz nie marzył o tym, aby być bohaterem "Szybkich i wściekłych"?

Kiedy mijam ostatni zakręt, a moje auto wynurza się zza dziko rosnących krzaków na poboczu, mogę już podziwiać całą okazałość oświetlonej posiadłości, ulokowanej tuż przy prywatnej plaży.

Wciąż nie umiem zrozumieć tego fenomenu. Dotychczas nie chciało mi się tutaj wracać, ponieważ dom kojarzył mi się jedynie z zimnymi ścianami i zżerającą mnie od środka samotnością.

Zainwestowałem w ten teren, mając na uwadze, że nieruchomości to podobno dobra inwestycja. Dodatkowo, jak wspominałem wcześniej, zaczęła mi się marzyć rodzina.

Pomimo moich usilnych starań, nigdy nie wszedłem na ten etap, w którym ognisko domowe, przypominałoby mi choć w jednej setnej, ten rodzaj miłości, którą zapewnili mi rodzice.

Teraz jest inaczej. Myśląc o tym budynku, który gwarantuje mi dach nad głową, w rzeczywistości, marzę o rudowłosej dziewczynie.

Czasem, wracając tutaj, zastanawiam się co robi. 

Czy ogląda telewizor, otulona moim jedynym kocem w pingwiny? 

Czy gotuje, kręcąc biodrami w rytm piosenek, które jej nagrałem? 

Czy może się kąpie, podśpiewując pod nosem ciche melodie?

Parkuję gwałtownie, tak, że omal nie dotykam nosem kierownicy.

Muszę się uspokoić, ale choćbym starał się z całych sił, nie potrafię.

Wciąż mam przed sobą oszałamiającą Kendall. 

To jak siedziała na stołku barowym, dając mi idealną sposobność na podziwianie jej długich nóg. 

Albo moment, w którym nawijała włosy na palec, kompletnie tego nieświadoma. 

Lub gdy mrużyła oczy, niecierpliwiąc się na barmana, który nalewał jej bursztynowy trunek.

Chcę się od niej odpędzić. Nigdy nie przypuszczałem, że jednodniowa znajomość w tak szybkim tempie może wykończyć.

Naciskam dzwonek do drzwi, opierając o nie głowę. 

Lepiej się napić czy iść spać?

- Zapomniałeś kluczy, Panie Zapominalski? - Wita mnie wesoły głos Holi. 

Podnoszę spojrzenie, lustrując jej twarz. Staram się wyszukać wszystkich tych rzeczy, które od zawsze mi się w niej podobały, a o których dziś w niewyjaśniony sposób zapomniałem. 

Rudowłosa dziewczyna patrzy na mnie niezrozumiale. 

Boję się, że tym przenikliwym spojrzeniem wyczyta wszystkie moja kłamstwa oraz domyśli się, że dzisiaj nie byłem wcale aniołkiem.

Tyle razy robiłeś jej awantury o Ben'a, a zobacz, sam nie jesteś lepszy.

Oczy

Niezbyt duże, ale głęboko zielone. Tuż przy źrenicy naznaczone brązowymi plamkami. Są otoczone rudawymi włoskami, które teraz nie są pomalowane czarnym tuszem.

Nos

Krótki i wąski, z widoczną chrząstką.

Usta

Duże oraz zmysłowe. 

Z tego co pamiętam, Holiday nigdy nie musiała używać szminek. Wydaje mi się, że nawet ich nie lubi. 

Mimo to, jej wargi są ciemno różowe, niemal wpadające w czerwień. Wyglądają tak jakby co chwilę podgryzała je ze zdenerwowania. Tuż nad tą górną, ma lekko widoczny pieprzyk, który w zaskakujący sposób upodabnia ją do Normy Mortenson.

Uśmiech. 

Odrobinę krzywy, gdy jeden kącik jest wyżej od drugiego. 

Kiedy śmieje się szczerze, widać jej dziąsła. 

Ale jest idealny w swojej nieidealności. 

Skóra. 

Biała, barwy alabastru. Przejrzysta i nieskazitelna.

Włosy

Dopiero teraz zauważam, że nie są już rude. Poprzetykane są ciemniejszymi pasmami, ich odcień chyba najbardziej odpowiada dojrzałym kasztanom.

Piegi. 

Jej największy kompleks, który w tak brutalny sposób, jeszcze bardziej pogłębiłem. 

A właśnie one podobają mi się najbardziej. Są jedyne w swoim rodzaju. Odznaczają się na tle jasnej karnacji. Naznaczają jej policzki, w szczególności nos.

Dlaczego nie zdaje sobie sprawy ze swojego piękna? 

- Dobrze się czujesz, Drew? - Zmartwiona przerywa ciszę. - Nie stój jak pajac, tylko chodź do domu. - Wyciąga do mnie rękę, parskając śmiechem.

Niewiele myśląc, atakuję jej usta swoimi. Na oślep zamykam drzwi, prowadząc Holiday w stronę schodów na piętro.

- Co ty wyprawiasz? - sapie, w przerwach między pocałunkami.

Nie odpowiadam jej. 

To dopiero początek, a już zapominam języka w gębie. Czuję jak gorąco liże moje ciało. 

Nie potrafię odpuścić.

Przyciskam ją do ściany, zachłannie atakując jej szyję. Mam ochotę scałować każdy milimetr jej nieskazitelnej skóry.

Czuję jak wzdycha, mam nadzieję, że z zachwytu. 

Nie przerywając, oplatam jej nogi wokół mojego pasa i po omacku kieruję się w stronę schodów, prowadzących do mojej sypialni.

Sam nie wiem co się ze mną dzieje. 

To znaczy wiem. 

Chcę w końcu przybliżyć się do Holiday, sprawić, że nikt nas nie rozdzieli.

Zachowuję się jak dawny ja. Przez to doskwierają mi wyrzuty sumienia, ale znikają, gdy tylko dziewczyna zaczyna odpowiadać na moje zabiegi, z równą zachłannością.

Jestem pobudzony, gdy zdaję sobie sprawę, że jestem pierwszym chłopakiem, przed którym aż tak się otwiera. 

To, że jest czysta, to znaczy, nie posiadł jej żaden inny mężczyzna przede mną, powoduje, że dosięga mnie pewna presja. 

Nie chcę jej skrzywdzić, tym bardziej zawieść.

Ale zaangażowanie dziewczyny, przyspieszony oddech i szybko bijące serce, są dostatecznym dowodem na to, że przeżywa to intensywniej.

Piętro u góry jest oświetlone, więc nie ryzykuję wejściem do innej sypialni. 

Na przykład Kim. 

Resztki kontroli tracę w momencie, gdy przestępujemy próg mojego pokoju. Nie potrzebuję zbyt wiele siły, aby popchnąć rudowłosą dziewczynę na moje łóżko. Za sprawą jej kurczowego dotyku, ląduję tuż nad nią.

Obcałowywanie jej ust, szyi i nawet dekoltu sprawia mi olbrzymią przyjemność. 

Ciche westchnięcie Brown oraz przymknięte oczy, upewniają mnie w przekonaniu, że jej również się podoba.

Moja dłoń zahacza o skrawek jej koszulki. Skóra dziewczyny jest tak przyjemnie ciepła, odczuwam to jeszcze bardziej na swoich, zimnych od zdenerwowania, palcach.

Chwilowo daję jej ostatniego całusa, a cała moja uwaga skupia się na partiach ciała, ulokowanych dużo niżej. 

Odrobinę się nachylam, śledząc wzrokiem jej nagą skórę, gdy tylko udaje mi się podwinąć jej wierzchnie odzienie.

Przybliżam usta, tym razem do jej pępka, ale zanim zdążę chociażby go musnąć, dłonie dziewczyny mnie odpędzają.

Zaalarmowany podnoszę wzrok. Holiday nie patrzy na mnie, spojrzenie utkwione ma w ścianie.

- Ja... Nie jestem jeszcze gotowa - przyznaje w końcu. 

Wiem, że boi się mojej reakcji. 

To niewłaściwe, ale przychodzi mi na myśl, że rozochocona Kendall nie przerwałaby tej krótkiej chwili zapomnienia. 

- Nie ufasz mi? - Przełykam ślinę. Podnosząc się na ramionach, zostawiam jej wrażliwe ciało w spokoju. Lokuję się naprzeciwko niej, utrzymując kontakt wzrokowy.

Nie podoba mi się to, że spuszcza z zawstydzeniem wzrok i że ze zdenerwowania zagryza wargę. Przez to czuję się niczym cham, który dla swojej przyjemności, zmusza kobietę do kontaktu seksualnego.

- Przepraszam, Drew. - Cichy głos sprowadza mnie na ziemię. Oczy Holiday świecą w półmroku i wyglądają tak zmysłowo. Zastanawiam się, czy to gra światła, czy może resztki pożądania, które w niej obudziłem. - To mnie przeraża - szepcze. Wiem, że trudno jej o tym mówić, bo seksualność człowieka była i jest dla niej tematem tabu. - Drew. - Muska mój policzek dłonią, a ja niewiele myśląc, całuję jej wnętrze. Uśmiecha się. - Jesteś dla mnie naprawdę ważny, ale myślę, że jest jeszcze za wcześnie na... takie kroki - uzupełnia niepewnie.

Przyznaję, że robi mi się przykro, gdy dociera do mnie sens wypowiedzianych przez nią słów. Krzywym uśmiechem staram odpędzić się malujący na mojej twarzy ból.

Są to oczywiście pozory. 

Chcę zrozumieć postępowanie dziewczyny, ale należy to do niezmiernie trudnych zadań. W środku mnie, wszystko wyrywa się do przodu i krzyczy: "To niesprawiedliwe!". Podświadomości ciężko uwierzyć, że pomimo moich starań, nadal nie ufamy sobie w pełni.

- Cóż... - Holiday odchrząka nerwowo. Odsuwa się ode mnie, a później wstaje, dając mi okazję do zachwycania się jej włosami, będącymi w kompletnym nieładnie. - Powinnam chyba już iść. - Wskazuje głową w stronę drzwi.

Nie potrafię jej odpowiedzieć. 


Czasami wpadam w samozachwyt, gratulując sobie mojej przezorności. 

Brzmi to dość narcystycznie, ale prawdę mówiąc, domowa siłownia to moje najlepsze życzenie przy remoncie tej ogromnej willi przy plaży.

Drugą ważną rzeczą, którą miałem na uwadze przy współpracy z projektantem wnętrz, było zwrócenie uwagi na konieczność zamontowania głośników w każdym z pomieszczeń. 

Muzyka od zawsze była dla mnie ważna, więc nie zamierzałem się ograniczać do jej słuchania tylko w jednym z pokoi. 

Uderzam w worek bokserski, pot wolno spływa po moich plecach. Jakby tego było mało, zdecydowałem się na ćwiczenie w rytm symfonii Beethovena.

Tylko w ten sposób mogę opanować swoje, wystawione na działanie instynktu, ciało.

Muzyka wyznacza rytm uderzania.

Raz, dwa trzy.

Raz, trzy.

Raz, dwa, trzy.

Nie żałuję tego, że dosłownie, rzuciłem się na Holiday. Od dawna pragnąłem bliskości z nią i nie jeden raz nasza zażyłość śniła mi się po nocach.

Mogę czuć się jedynie winnym za to, że zrobiłem to tak szybko.

Dlaczego?

Gdy teraz o tym myślę, zaczynam dostrzegać, że to nieświadoma niczego Kendall przyspieszyła moje kroki. 

Wracając z baru, będąc wciąż oszołomionym zachowaniem kobiety, nie patrząc na to, że kieruję pod wpływem alkoholu, chciałem przekonać się na własnej skórze, czy po tylu latach, wciąż marzę o całowaniu Holiday.

Brązowowłosa modelka była niczym zapalnik. Sprawiła, że moje próby zdobycia Brown nabrały tempa.

Może dobrze, że ją spotkałeś?

Dzięki niej wiesz, że Holiday ci nie ufa...

Może lepiej zostawić ją w spokoju?

Pozwolić na to, aby ktoś inny zaoferował jej uczucie na jakie zasługuje?

Uderzam w worek treningowy ze zdwojoną mocą, nie patrząc już na rytm jaki wyznacza muzyka.

Chciałbym na jeden dzień zapomnieć. 

Nie podważam tego, że pięć lat temu czułem się źle z tym, że odrzuciłem Holiday. Naprawdę tego żałowałem. Przyznałem się przed samym sobą, że się w niej zakochałem.

Ale czy po tylu latach to uczucie wciąż się gdzieś tli?

Jestem już na tyle zagubiony, że zastanawiam się, czy moja chęć zbliżenia się do rudowłosej dziewczyny, nie wynika raczej z presji otoczenia.

John tyle razy mnie napominał, namawiał, żebym choć spróbował porozmawiać z jego siostrą. 

Julie Brown za każdym razem, gdy ich odwiedzałem, patrzyła na mnie tym matczynym wzrokiem, który potęgował mój wstyd. 

A Alan zachowywał się tak, jakby chciał zabić mnie wszystkim tym, co miał aktualnie pod ręką, ale przyjaźń jego i moich rodziców, była wystarczającą przeszkodą.

Nawet nie chcę myśleć, co by się wydarzyło, gdyby znali prawdziwą wersję wydarzeń.

Podskakuję, gdy słyszę dźwięk połączenia przychodzącego. Ściągam rękawice bokserskie, ale zanim odbieram, czekam aż wyświetli się numer.

John.

Z wahaniem przeciągam zieloną słuchawkę, sięgając też po butelkę wody. 

Ze zmęczenia muszę usiąść, jednakże mokry od potu podkoszulek oraz pierwsze symptomy zakwasów, powodują, że czuję się dziwnie lekki.

- Cześć, stary. - Słyszę zaniepokojony głos przyjaciela. Odpowiadam mu krótkim pomrukiem, zachłannie popijając wodę. - Co ty taki zdyszany? Pieprzyłeś się, czy co? - Rechocze J. 

Nie. Ale chciałem. Z twoją siostrą.

- Ćwiczyłem - odpowiadam tylko. Zdenerwowanie gryzie mnie od środka, bo dotychczas nie miałem z blondynem żadnych tajemnic.

- Mniejsza o to. Kaloryfer kaloryferem, ale dzwonię w innej sprawie. Nie wiesz co dzieje się z Holi? - wypala. - Dzwoniłem do niej już kilka razy, ale ma wyłączony telefon. Martwię się.

Po jego głosie, jestem w stanie przyznać, że naprawdę wychodzi z siebie. To nie poprawia mi nastroju.

Ale gdybym mu powiedział, co naprawdę dzieje się z Holiday, byłby jeszcze bardziej zdenerwowany.

I nie oberwałoby się jedynie mi, ale również dziewczynie.

- Ona ma własne życie, J. Skąd mam wiedzieć co się u niej dzieje?

Chłopak mamrocze coś pod nosem, ale jest to tak niewyraźne, że nie potrafię zidentyfikować słów.

- Myślałem, że jak mieszkacie razem to może coś wiesz. - Nie doczekawszy się mojej odpowiedzi, kontynuuje: - Nawet nie wiesz jak jestem wdzięczny, że trzymasz ją od tych sztywnych gaci z daleka. Znam Ben'a od dłuższego czasu i choć nigdy nie dał mi żadnych konkretnych powodów, to coś w tym facecie mi nie pasuje.

- Tak, twoja siostra jest nietknięta. Tak jak obiecałem.

Przecieram twarz ręką, myśląc o tym, że prawdziwe zagrożenie drzemie we mnie, nie w Mitchell'u.

- Dzięki, że trzymasz się obietnicy, nawet, jeśli mnie tam nie ma. Jak na lotnisku poprosiłem cię o to, żebyś zaczekał z zażyłościami do Holiday do końca wakacji, to serio, myślałem, że się pokłócimy. - Śmieje się wesoło, ale szybko poważnieje. - Ja naprawdę chcę ją chronić i myślę, że dwa miesiące, wiesz, spędzone na rozmowach, ale bez dotykania, pomogą wam odbudować zdrową relację...

Gdybym nie czuł się jak gówno, zacząłbym wytykać Johnowi jego psychologiczne wskazówki. 

Ale po wszystkich wydarzeniach, słowa przyjaciela jedynie wbijają ostatni przysłowiowy gwóźdź do trumny.

- Od czego są kumple, nie? - Żartuję niewesoło, mając nadzieję, że J nie wychwyci mojego rozgoryczenia. Postanawiam zmienić temat. - A jak tam twoi rodzice? Dobrze się bawią?

Słysząc zirytowane parsknięcie Johna, mam pewność, że wybrałem dobry temat. Jest wystarczająco drażliwy dla mojego przyjaciela, a to sprawi, że zaraz zamieni się w paplę.

- Nawet nie wiesz jak mam ich dosyć! Żałuję, że tu właściwie przyjechałem - zaczyna narzekać.

- Tak źle? - podłapuję.

- No cóż, powiem tak, ja na ich miejscu już bym się zastanawiał jak powiedzieć Holi o rodzeństwie...

Marszczą brwi w skupieniu, zastanawiając się nad sensem jego słów.

- Chwila, chwila, Julie jest w ciąży?

- Na szczęście nie. Jeszcze - dodaje szybko. - Ale słyszę ich każdej nocy, a to sprawia, że nie mogę przestać myśleć o konsekwencjach ich niedojrzałego zachowania.

Kręcę z politowaniem głową, przypominając sobie w jakie paranoje popada czasem J.

- To chyba dobrze, że pomimo tylu lat wspólnego związku nadal się kochają, nie? - pytam. 

Relacja John'a daje mi nadzieję na to, że może i ja byłbym zdolny kochać córkę państwa Brown do końca naszych dni.

- Mogą się kochać, nie zachowując jak dwa króliki - rzuca kąśliwie. - Może to egoistyczne z mojej strony, ale teraz się cieszę, że Holiday ma taki lęk przed facetami. Przynajmniej żaden jej nie skrzywdzi, nie zdradzi no i ogólnie, nie sprawi, że będzie płakać. Także, Harrison, możesz być wdzięczny sobie za to, że zachowałeś się wtedy jak skończony skurczybyk. - John nie przebiera w słowach i jak zwykle mówi to, co ślina na język mu przyniesie. Problem w tym, że ma całkowitą rację.

Brown boi się bliskości z chłopakami, bo potraktowałem ją jak śmiecia.

- Nie możesz trzymać jej wiecznie na smyczy - zauważam. - Holiday to silna, młoda kobieta. Jeśli będziesz ją niańczył tak długo to tylko wyrządzisz jej krzywdę...

- Może i masz rację, ale popatrz tylko na ciebie i Di. Nadal jesteś jej starszym bratem i co? Nie martwisz się o nią? - wytyka beztrosko. 

- Holi jest już prawie dorosła - rzucam. 

- Nieprawda! Urodziny ma dopiero za tydzień. - Rechocze do słuchawki. - Pamiętasz, prawda?

Zimny pot oblewa moje ciało.

Jak mogłeś zapomnieć, idioto?

- Oczywiście, że tak - kłamię. Czuję się coraz gorzej po tym ciągłym okłamywaniu, dlatego postanawiam jak najszybciej zakończyć połączeniem z John'em. To z kolei pogłębia mój stan winowajcy. - Muszę kończyć, J. Mam jeszcze trochę pracy. Dzisiaj moja kolej na robienie obiadu. - To akurat nie jest kłamstwo.

- Zeros problemos jak to się mówi, nie? Mam nadzieję, że nie otrujesz mojej siostry. - Parska śmiechem. - Bo ci nogi z dupy powyrywam, gwiazdeczko - grozi.

Przerywa połączenie w wyraźnie szampańskim nastroju, pozostawiając mnie w o wiele mniej bąbelkowym.

Jak mogłeś zapomnieć?





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro