18
Pov Zayn
Harry dotrzymuje słowa i bardzo szybko załatwia mi ten narkotyk dla Nadii. Nie mam problemu z podaniem jej go, bo tabletkę rozpuszczam w szklance z sokiem. Następnie jej go daje, a ona z uśmiechem jeszcze mi dziękuję. Żeby tylko wiedziała co to jest to na pewno nie wzięła by tego do ust. Sądzę, że to będzie jej pierwszy raz, bo Nadia nie wygląda na taką, która by wcześniej ćpała.
- Jakoś kręci mi się w głowie - komunikuje mi po upływie około dziesięciu minut. Działa z opóźnieniem co mi się nie podoba.
- To połóż się skarbie, a ja przy tobie posiedzę - podchodzi do łóżka i się kładzie. Siadam z boku i delikatnie głaszcze ją po policzku. Niedługo powinna stracić świadomość.
- Zayn ja nie mam pojęcia co się ze mną dzieje - oznajmia mi cichym tonem. Po tym środku tak jej się pomiesza w głowie, że już nigdy nie przypomni sobie, że jestem jej ojcem.
I dobrze, niedługo też wyjedziemy i Rachel nie będzie miała z nią żadnego kontaktu, więc nic i nikt nie zniweczy mojego planu.
Nadia zaczyna coś mamrotać pod nosem, a jej źrenice robią się takie jakie powinny teraz być. Wychodzę z pomieszczenia, bo i tak przez najbliższe kilka godzin nie będzie z nią żadnego kontaktu, więc nie ma sensu bym tam siedział.
Z chodzę do kuchni i tam właśnie natykam się na Stylesa.
- Długo zamierzasz jeszcze tu siedzieć? - pytam go. Owszem pomógł mi, ale nie ukrywam, że jego obecność tu jest zbędna. Chcę móc się cieszyć Nadią. Poza tym trzeba pomyśleć nad sprzedażą tego domu i kupnem nowego, bo znam Rachel i wiem, że może tu w każdej chwili przyjechać.
- Myślałem o miesiącu - co? Tydzień to dla mnie za długo, a co mówiąc o czterech tygodniach.
- A nie mógłbyś się szybciej uporać z tymi swoimi kłopotami? Nadii nie podoba się w tym mieście i chce się stąd wyprowadzić. Nie uwierzysz, ale mocno ją kocham i postanowiłem spełnić ten jej kaprys. Jak się kiedyś zakochasz to mnie zrozumiesz.
- Sorry, że to mówię, ale wątpię by ta mała myślała o tobie serio. Mógłbyś być jej ojcem - stąpa po kruchym lodzie.
- Ale tak się składa, że nie jestem i wiem, że Nadia też coś do mnie czuję - komunikuje mu i odpuszczam to pomieszczenie.
Kieruję się na górę by spojrzeć co tam u mojej ślicznej. Otwieram drzwi i widzę jak wierci się po całym łóżku.
Może jednak nie powinienem dawać jej tak silnej dawki?
Podchodzę do niej bliżej i łapię ją za dłoń. Nasze spojrzenia nagle się spotykają.
- Tato co tu się dzieje? Nic nie rozumiem.
Cholera, może działania przyniosły zupełnie odwrotne skutki do zamierzonych.
Co mam teraz zrobić?
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Powoli mi wraca wena na to opiwadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro