Rozdział 7
Kilka godzin później, gdy loczek leżał na łóżku, usłyszał jak ktoś wchodzi do domu. Wstaje, podchodząc do drzwi i nasłuchuje dźwięków. Słyszy zbliżające się kroki w kierunku "jego" pokoju. Harry zaczyna panikować z powrotem siadając na miękki materac. Jego ciało zaczyna się trząść, lecz mimo wszystko stara się to ukryć.
Kluczyk w drzwiach przekręca się, a do środka wchodzi niejaki Louis. Teraz chłopak może się mu dokładnie przyjrzeć. Zauważył, że to szatyn dość niskiego wzrostu. Na twarzy posiadał lekki zarost. Ubrany był za to w ciasne rurki i zwykły, biały podkoszulek. Na oko mógł mieć z 26 lat.
- Czemu mnie porwałeś? - pyta prosto, nie patrząc na porywacza - Ja nic Ci nie zrobiłem.
- Zamknij się, nie jestem w nastroju. - odpowiada obojętnie, rzucając mu telefon. - Dzwoń mam nadzieję, że znasz numer i nie próbuj żadnych sztuczek. - siada obok niego. Brunet nieznacznie się odsuwa, jednocześnie biorąc urządzenie.
- Przecież nie chce Cię kurwa zgwałcić! - krzyczy, nie wiedząc dlaczego go to tak zirytowało. - Na razie jeszcze nie masz powodu, aby się mnie bać.
Wcale - prychnąłem w myślach.
Zaczyna wybierać numer do mamy. Po dwóch sygnałach rodzicielka odbiera.
- Tak? - zapytała.
- Mamo jestem z Niall'em. Wyjechaliśmy na wakacje. - mówi cicho spoglądając na Tomlinson'a.
- Co kochanie? Dlaczego mi o tym mówisz? - nie rozumiała zachowania syna. Przecież był pełnoletni, więc czemu jej mówi o takich rzeczach? - Coś się dzieje?
- Mamo po prostu nie chce byś się nie martwiła o mnie. - mówi spokojnie by nic nie podejrzewała.
Rozłącza się szybko i oddaje komórkę chłopakowi. Chcąc nie chcąc rodzicielka wiedziała, że coś nie gra.
- Jeśli mam tu siedzieć mogę chociaż jakieś książki do czytania? -pyta nie patrząc na szefa gangu.
- Ta, postaram się coś poszukać. - mruczy, wychodząc z pomieszczenia.
- No i znów sam. - westchnął i rozglada się po pomieszczeniu. Podchodzi do drzwi, opierając się.
- Czemu mnie to spotkało - mówi do siebie. Chwilę później słyszy głosy. Jeden z nich należał do Tomlinson'a, a drugi do nie jakiego Zayn'a.
- Ale kurwa do czego on nam się niby przyda? - warczy z podniesionym tonem.
- Pamiętasz tą babę co nam wisi towar? - pyta.
- No i co z nią?
- Kocha takich słodkich chłopczyków jak Harry. Gdyby go wykorzystać jako przynętę, by ją w sobie rozkochał my byśmy poznali jej tajemnice gdzie trzyma sejfy i głównie co kombinuje. - odpowiada.
- Wykluczone. - odpowiada szybko.
- Dlaczego?
- Możemy sobie poradzić sami, a nie wykorzystać tego gówniarza.
- Byłoby prościej Louis. Ona jest zbyt sprytyna i wie, że na nią polujemy.
- W sumie patrząc na to z innej strony... - zamyślił się. - Dobra, zgadzam się, ale pogadaj z nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro