Rozdział trzynasty
- Jedziesz ze mną? - warczy Jackson i patrzy na mnie z niecierpliwością.
- Nie - odpowiadam krótko i wymijam go. Wyciągam telefon z kieszeni i piszę sms do Ashley, że idę z dziewczynami do spa i wrócę dzisiaj później. Chowam urządzenie do kieszeni i otwieram drzwi samochodu Taylor.
- Możemy jechać, jak już wszyscy są - uśmiecham się do niej w lusterku wstecznym.
- Oo... humor ci się poprawił - Britt na mnie patrzy z uśmiechem. - czyżby poprawił ci go Lucas?
- Nie widziałam się z nim od obiadu - marszczę brwi zdziwiona jej słowami.
- Wyszedł ze stołówki zaraz po tobie - odpowiada mi zdziwiona – Myślałam, że poszedł dotrzymać ci towarzystwa dlatego nie szłam za tobą. Myślałam, że razem siedzieliście.
- Jak nie on to kto poprawił ci humor? - do rozmowy włącza się Taylor.
- Jego brat - odpowiadam im.
- Rafael? - pytają obie z dziwnym tonem.
- Taaak - odpowiadam przeciągając .- Coś z nim nie tak?
- Nie, wszystko w porządku - wymieniają miedzy sobą znaczące spojrzenia.
- Ej. - Nachylam się w ich stronę. - O co z nim chodzi? Coś z nim nie tak?
- Nie, no. Co ty. Wszystko z nim w porządku - szczerzy się Britt i poprawia makijaż patrząc w boczne lusterko.
- Przecież widzę że coś wiecie i nie chcecie mi powiedzieć. Mów - uderzam ja w ramię.
- To boli - krzyczy i mi oddaje. Wywracam oczami i rozmasowuje ramie.
- No powiedzcie - nalegam.
- Okay, okay - poddaje się Taylor. - Krążą plotki, że Rafaell - zaczyna się śmiać, a Britt dołącza do niej.
- No, gadaj - wywracam oczami. Co takiego o nim mówią, że tak ich to bawi.
- No dobra – śmieje się Britt. - Mówią, że on...
- Że jest gejem - kończy Taylor i jeszcze bardziej się śmieją. Wywracam oczami i opieram się o oparcie. Też mi śmieszne.
- Nie bawi cię to? - Taylor parkuje przed spa i wychodzimy z samochodu.
- Czemu ma mnie to bawić? - wzruszam ramionami. - Nie mam nic do homoseksualistów.
- Ale to śmieszne, bo on ma dziewczynę, no więc wiesz... - chichoczą całą drogę do drzwi. Dopiero wewnątrz budynku opanowują się i zaczynają zachowywać się nie głupkowato. Dalej nie nie wiem.
- Odwieźć cię pod dom? - pyta Taylor. Britt już podrzuciła do domu.
- Nie, nie ma sensu żebyś specjalnie jechała. Przejdę się kawałek.
- Ale to nie problem. Chętnie cię podrzucę.
- Nie Taylor. Nie trzeba. Wolę się przejść, przynajmniej sobie to wszystko przemyślę i poukładam w głowie - uśmiecham się do niej.
- Pasuje ci ten kolor paznokci dziewczyno - wskazuje palcem na moje dłonie i śmiejemy się.
- W końcu sama wybierałam - szczerze się. - Twój też ci pasuje.
- Jackson lubi mnie w tym kolorze - odpowiada i się rumieni. Nie dziwię się niebieski to jego ulubiony.
- Pasujecie do siebie - uśmiecham się.
- No nie wiem. Czasem mam wrażenie jakby cholernie dużo nas różniło. No wiesz ja lubię te wszystkie romantyczne rzeczy, a on woli kolację i telewizor. Kwiaty i serduszka to nie dla niego. Czasem mam wrażenie, że robi to specjalnie, tylko dlatego, że ja to lubię.
- To działa w obie strony. Ty też czasem robisz to czego nie lubisz, bo on to lubi. Na przykład mecze piłki nożnej. Jesteś na każdym i go wspierasz mimo że nie lubisz tego sportu - wzruszam ramionami.
- Możliwe, że masz racje - uśmiecha się i zatrzymuje przed domem.
- To do jutra - przytulam ją lekko i wychodzę przez bramę.
- Trzymaj się - krzyczy za mną i zamyka za sobą drzwi.
Wzdycham cicho i powoli idę chodnikiem w stronę domu. Mam całe dwadzieścia minut drogi. Poprawiam plecak na ramionach i przyśpieszam kroku.
Wchodzę do domu i zastaję zaskakująca ciszę. W poniedziałki zawsze do Jacksona przychodzi przynajmniej pięciu kolegów i grają u niego w pokoju na xboxie robiąc cholerny hałas przeważnie w całym domu. A dzisiaj jest zaskakująca cisza.
- Ashley? - wołam.- Jackson? - żadne z nich się nie odzywa. Dziwne. Drzwi były otwarte. Ściągam buty i wchodzę na górę. Otwieram bez pukania drzwi do pokoju brata. Staję jak wryta i robię się czerwona jak burak. Natychmiast wycofuję się z pomieszczenia, mając nadzieję, że mnie nie zauważyli.
- Masz ten popcorn? - pyta Alec. Bycie niezauważoną, jednak na marne bo pięć par oczy odwraca się w moja stronę.
- Hej - mówię zażenowana i macham im.
- Puka się - warczy Jackson i wstaje. – Wypad - wypycha mnie z pokoju i przekręca klucz w zamku. Mrugam kilkakrotnie powiekami.
Nie wiem co ze sobą zrobić po tym co widziałam. Jak oni mogą oglądać to w piątkę i nie być zażenowanymi. Jeszcze gorsze jest to że przyłapałam brata na oglądaniu porno z kolegami. To krępujące i żenujące i w ogóle. Zbiegam na dół. Rzucam plecak na sofę i wchodzę do kuchni.
- Przepraszam - piszczę i cofam się. Unoszę głowę i spotykam się z oczami Lucasa. - Nie chciałam - dodaję szybko i kucam żeby zebrać popcorn, który wysypał się z miski, jak na niego wpadłam. Zbieram ostatnie ziarenka i wyrzucam je do kosza.
- Wszystko okay? - marszy brwi i przygląda mi się
- Tak - odpowiadam i kiwam głową.
- Kayla? - pyta podejrzliwie i podchodzi do mnie. - Co jest?
- Wparowałam do pokoju Jacksona jak oglądał porno z reszta chłopaków - jęczę zażenowana i uderzam czołem o jego klatkę piersiową. Chłopak zaczyna się śmiać. Mija chwila, a ja dołączam do niego uświadamiając sobie dziwaczność całej tej sytuacji. Jak bardzo oni musieli być tym zażenowani.
- To okropne - wzdrygam się. - Jak wy to możecie oglądać? Samemu to jeszcze rozumiem, ale żeby grupą?!
- Ja nie oglądam. Miałem iść. Chcieli żebym przyniósł im popcorn więc to dla nich byłem w stanie zrobić, ale nie żeby to z nimi oglądać. Bez obrazy, ale mam podobne zdanie na ten temat co ty. Samemu to jeszcze, ale w grupie to nie dla mnie- kręci głową z uśmiechem.
- Skoro z nimi nie oglądasz to może zaniesiesz im popcorn i posiedzisz ze mną, jeżeli nie masz oczywiście innych planów - wzruszam ramionami.
- Nie mam - szepcze mi do ucha. Cofa się, bierze pudełko popcornu ze stołu i idzie na górę.
Oddech mam przyspieszony, a serce wali mi w piersi jakby miało za chwile wyskoczyć.
Co takiego w nim jest? Że tak na mnie działa.
****
Rozdział poprawiła: Divergent_2003
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro