Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty pierwszy

- Jackson - zaczynam ale on mi przerywa.

- Kayla, proszę daj sobie to wytłumaczyć. Nie chcę, żebyś mnie nienawidziła - patrzy na mnie ze smutkiem i prosząco.

Nie wiem co mu powiedzieć. Patrzę na niego jakbym widziała kogoś całkowicie innego. Tak jakbym nie znała chłopaka, prawie mężczyzny, który teraz przede mną stoi. Zadaje sobie pytanie kim on jest. Kim jest Jackson, który stoi przede mną? Czy ja w ogóle go znam?

- Jackson - zaczynam po raz drugi. Sama urywam, nie wiem co mu powiedzieć. Patrzy na mnie ze smutkiem i rezygnacja.

- Rozumiem - szepcze i odchodzi zamykając za sobą drzwi.

Odwracam się na pięcie i przez okno patrzę w stronę pokoju Lucasa. Nie ma go tam.

Zamykam oczy. Nie wiem co zrobić. Może powinnam porozmawiać z Jacksonem. To mój brat. Przecież to, że jest gejem nie zmienia wszystkiego. On chce mi wyjaśnić sytuacje z nocy, powinnam go wysłuchać.

- Jack? - krzyczę wybiegając z pokoju. Zbiegam po schodach i wchodzę do kuchni.

- Tak? - odwraca się w moją stronę i spogląda na mnie.

- Co masz mi do powiedzenia? - pytam od razu. Niech powie teraz.

- Nie w domu. Ashley zaraz przyjdzie. Nie chcę, żeby się na razie dowiedziała. Porozmawiamy w samochodzie.

Wychodzę za nim z kuchni i wsuwam stopy w trampki. Idę za bratem w stronę pojazdu.

Zajmuję miejsce pasażera i ze spokojem czekam aż zacznie mówić.

- Nie jedziemy do szkoły? - marszczę brwi i spoglądam na niego.

- Małe wagary - odpowiada i skręca.

Nie wiem ile jechaliśmy, ale Jack zatrzymuje samochód na wzgórzu i wychodzi z niego. Robię to samo i opieram się o maskę pojazdu obok brata.

- Posłuchaj Kayla - zaczyna cicho i odwraca głowę w moja stronę. - Nie chcę, żebyś inaczej mnie postrzegała przez to co widziałaś w nocy. Nadal jestem tym samym Jacksonem. Twoim bratem. Kocham cię tak samo. To, że jestem... - urywa. Spoglądam na niego. Widzę ból na jego twarzy. Sam przed sobą ma problem z przyznaniem się do swojej orientacji.

Patrząc na niego uświadamiam sobie, że on też to przeżywa. Może nawet bardziej niż ja. Boli go to, trudno jest mu o tym rozmawiać. Walczy sam ze sobą, jakby nie chciał się do tego przyznać. Tłumi to w sobie, nie chce, żeby prawda ujrzała światło dzienne. Jest mu trudno. Nagle jakby otwierają mi się oczy i widzę, że on walczy wewnętrznie. Prowadzi swoją własną wojnę. Nie ma wsparcia najbliższych. Jest mu trudno.

- Gejem - dokańczam za niego cicho. - Jesteś gejem - powtarzam pewniej. Wytrzeszcza oczy patrząc się na mnie zszokowany.

- Jestem - przyznaje. Odwraca ode mnie wzrok i patrzy się w przestrzeń. - Ale to nie ma znaczenia. Znaczy ma, chodzi mi o to, że nadal jestem twoim bratem. Nie zmienia się mój charakter, ani ja. Zmienia się tylko moja orientacja...

- Od jak dawna? - przerywam mu. Mam świadomość, że trudno mu o tym mówić. Nie chcę, żeby się męczył.

- Już wtedy gdy wymknęłaś się w nocy do Lucasa - wzdycha. - Wiedziałem, że się wymknęłaś, bo byłem u Rafaella - odpowiada cicho z wypiekami na twarzy.

- A Taylor? Wie? Jak zareagowała? - zadaje kolejne pytania.

- Powiedziałem jej wtedy, w sobotę. Po tym jak przyszła po mojej bójce z Brandonem. Opatrzyła mi rozcięcie. Powiedziałem jej wtedy. Przyjęła to ze spokojem. Nawet nie płakała. Była smutna, ale nie była zła. Zrozumiała. Chce utrzymywać kontakt. Wspiera mnie.

- Kto jeszcze wie?

- Tylko ty, Rafaell i ona. Nie chcę, żeby na razie ktoś jeszcze się dowiedział. Nie jestem jeszcze gotowy o tym rozmawiać. To dla mnie trudna sytuacja. Sam muszę się z tym najpierw oswoić. Jak będę gotowy powiem Ashley i ojcu - wzdycha na koniec i spuszcza wzrok na buty.

- Kiedy się zorientowałeś? - tego jestem ciekawa najbardziej. Przecież nie został gejem z dnia na dzień.

- Wtedy jak wróciłem rano z kacem. Dzień wcześniej nie do końca byłem u Taylor. Wyszedłem wcześniej i tak jakoś wyszło, że trafiłem do klubu. Upiłem się i skończyłem z jakimś facetem obściskując się - krzywie się na jego słowa. Mógłby mówić bez szczegółów. No ale sama pytałam. - Od dawna z tym walczę. Już kiedyś na imprezie zdarzyło mi się całować z chłopakiem. Ale to było zanim poznałem Taylor. Chodziłem wtedy na imprezy. Już wtedy byłem pewien, że wolę chłopców. Walczyłem z tym jak mogłem. Poznałem Taylor, zakochałem się w niej. Ale po tym jak pojawił się Rafaell zrozumiałem, że tak na prawdę jej nie kochałem. Ona jest dla mnie raczej jak dobra przyjaciółka. Uczuciami do niej próbowałem przysłonić swoją orientację. Walczyłem sam ze sobą.

- Jest ci trudno?

- Serio o to pytasz? Spodziewałem się raczej czegoś w rodzaju, "odwieź mnie do domu i się do mnie nie odzywaj, nie chcę cię więcej znać". Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać siostrzyczko - odwraca twarz w moją stronę. Przysuwam się do niego, a on obejmuje mnie ramieniem.

- Trochę jest mi trudno - szepcze w moje włosy i opiera brodę na mojej głowie. - Ale wiem, że mam wsparcie, Taylor i Rafaella. Teraz mam nadzieję, że też twoje. Poradzę sobie.

- Masz moje wsparcie - zapewniam go.

- Cieszę się - odpowiada i wzdycha. - Tylko proszę nie mów na razie nikomu. Jak będę gotowy to powiem komu mam powiedzieć.

- Dobrze - kiwam głową. Odrywam się od brata bo telefon w mojej kieszeni wibruje.

Od Luka: Wszystko w porządku? Nie ma cię w szkole, a w nocy byłaś lekko roztrzęsiona. Rano wyszłaś z uśmiechem. Ale martwię się bo cię nigdzie nie widzę.

Uśmiecham się pod nosem czytając wiadomość od Lucasa. To słodkie, że się martwi.

Do Luka: W porządku. Pojechałam z Jacksonem za miasto, żeby z nim porozmawiać. Nie musisz się martwic, nic mi nie jest. W końcu miałam powód, to się uśmiechałam.

Od Luka: Tak? A jaki był ten powód? Bądź kto nim był? Że tak się szczerzyłaś?

Do Luka: No właśnie nie wiem. W każdym bądź razie powód ten ma boskie ciało, jest przystojny, ma hipnotyzujące oczy, brązowe włosy i świetnie całuje.

Zagryzam wargę i wysyłam wiadomość.

Od Luka: Chyba muszę cię bardziej pilnować i pozbyć się tego gościa co cię doprowadził rano do takiego stanu. Podaj mi namiary to sobie z nim pogadam. Tylko mi wolno cię całować!

Do Luka: Przykro mi nie mogę, bo jak sobie z nim pogadasz to już pewnie ze mną nie pogada i nie będę się tak uśmiechać.

- Szczerzysz się jak mysz do sera - Jackson wyrywa mnie z konwersacji z Lucasem.- Z kim tak piszesz? Kto sprawia, że się tak uśmiechasz?

- Nieważne - odpowiadam bratu i chowam telefon do kieszeni - Wracamy?

- Chcesz jeszcze iść do szkoły? Czy do domu wolisz wrócić?

- Do domu - odpowiadam i uśmiecham się do niego.



******

Rozdział poprawiła: Divergent_2003


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro